Z pni drzewa wydźwignięci dzielili się chlebem.
Żylastość rąk ciążyła ku nogom rozrosłym.
Zasłuchani w słoje czerwone opuszczonej sosny
pokornie się żegnali Jakubowym niebem.
Żylastość rąk ciążyła ku nogom rozrosłym.
Zasłuchani w słoje czerwone opuszczonej sosny
pokornie się żegnali Jakubowym niebem.
Tak więc się wszelka radość żniwami otwiera.
Wiatrak zboże miele na wzgórzu dalekim –
i łąka się rozlała po horyzont mlekiem.
Mały chłopiec na polu w szkiełkach zorzę zbieram.