Andrzej Tchórzewski
Między mądrością a pozą
Ezra Pound – jeden z moich mistrzów od krytyki literackiej i teorii przekładu przekąsem wyrażał się o publikowanych w międzywojniu europejskich i amerykańskich wierszach. Twierdził, że 95 procent tych utworów nie zasługuje na uwagę, ale dla pozostałych 5% ważnych tekstów warto śledzić prezentacje poetyckie. Dziś prawdopodobnie ta proporcja zmieniła się na niekorzyść poezji. Tekstów przybyło i przybywa w postępie geometrycznym. Do tradycyjnych środków przekazu takich jak pisma czy książki doszły nowe; Internet (blogi i portale literackie), e-booki, audio-booki, płyty CD.
Właściwie, stare media nie mają już żadnego znaczenia, a życie literackie toczy się w Internecie, na portalach poświęconych literaturze, głównie publikacji i ocenie wierszy, które z grzeczności i mocno na wyrost, noszą nazwę poezji.
Obserwuję przez kilkanaście lat publikacje „poetyckie” autorów niewątpliwie utalentowanych. Niektórzy z nich już na dobre zadomowili się w literaturze niszowej, zdobywają nagrody, publikują tradycyjne książki. Jest bowiem paradoksem współczesnego życia literackiego, że papierowe media są wciąż najważniejsze. Zwłaszcza dla młodych, których nie stać na wydawanie książek własnym sumptem ani na szukanie tzw. sponsorów. Stąd wśród debiutantów traktujących zdobyte nagrody i wyróżnienia jako niekwestionowalny miernik wartości artystycznej (sic!) tych nielicznych agonów, w których główne trofeum stanowi publikacja książki.
Odnośnie literatury w Internecie krąży wiele sprzecznych opinii, a nawet przesądów. Zwłaszcza w środowisku starszych pisarzy, uważających Sieć za oazę, grafomanii i bezguścia, Co jest prawdą, ale tylko w granicach poundowskiej proporcji, nie zaś bezwyjątkową regułą. Ci literaccy mizantropi jakoś nie zauważają, że autorami literatury sieciowej nie są wyłącznie ludzie młodzi. Sporo tu przedstawicieli średniego pokolenia. Trafiają się nawet siedemdziesiąt paroletnie panie udające dzierlatki. Po tekstach trudno je rozpoznać, gdyż na ogół prezentują kobiecą wrażliwość, lęk przed samotnością i tęsknotę za Wymarzonym Księciem. Zupełnie jak pensjonarki. Towarzyszy temu Zero Przesłania i Niewielkie Walory Poznawcze. Niezależnie od stylu czy przyjętej konwencji. Zresztą, sztukę mimikry opanowały do perfekcji. Na każdym portalu są inne i podzielają wartości przyjęte przez młodszych kolegów. Często należą do jakiegoś TWA (Towarzystwo Wzajemnej Adoracji) czy MAS (Mutual Admiration Society). Piszą cmokierskie, króciutkie uwagi zwane szumnie komentarzami. Bo tylko tak postępując, zostaną zauważone i należycie docenione. Naturalnie, autorami poezji internetowej są głównie młodzi. Trudno jednak byłoby jednoznacznie stwierdzić czy to oni nadają ton, decydują o stylach, modach i preferowanych wartościach. W każdej grupie użytkowników bądź klientów określonego portalu, są ludzie, których można by nazwać liderami opinii. Swoją pozycję zawdzięczają nagrodom lub wyróżnieniom zdobytym w konkursach, publikacjom w tradycyjnych mediach, bądź po prostu własnemu sprytowi lub stażowi.
Długoletnia obserwacja “poezji sieciowej” uświadomiła mi, że na początku XXI wieku dokonały się poważne zmiany w poezjowaniu autorów młodego i średniego pokolenia. O stylistycznych parametrach tych modyfikacji pisałem wielokrotnie, próbując je wartościować w kontekście współczesnej poezji euroamerykańskiej. Wszelkie porównania wypadają, niestety, na niekorzyść Polek i Polaków .Miłosz, Szymborska, Herbert to już przeszłość. Następców nie ma, więc Przyszłość nie zapowiada się ciekawie. Nastąpiła całkowita unifikacja, estetyczna urawniłowka, prawie zupełny zanik indywidualności. Jakiś gigantyczny Superdadaista mógłby pociąć wiersze różnych autorów na pasemka wersetów, wymieszać je w kapeluszu i wyciągnąć nowy tekst, nie różniący się jednak od materiału wyjściowego. Tej zbiorowej poetyce, oznaczającej zmianę dotychczasowych paradygmatów towarzyszy prawie całkowite zerwanie z Tradycją. Przestała istnieć ciągłość kulturowa, dawne spory estetyczne powędrowały do kąta. Nie ma ani kontynuacji, ani sprzeciwu wobec neoklasycyzmu, neoromantyzmu, nowej prywatności… Młodzi nie czytają starych, a starzy często lekceważąco traktują nawet najlepsze utwory młodych. Komunikacja miedzy różnymi pokoleniami uczestniczącymi w życiu literackim, w zasadzie nie istnieje. Nikt nie umie pozdrawiać Wchodzących, nikomu nie opłaca się kontynuować prac poprzedników.
Na tle tak nakreślonej sytuacji książka Arkadiusza Kwaczka Arkadiament* prezentuje się ciekawie. Częściowo jako zapis odrębnego głosu, wolnego od stadnych westchnień i zabaw, częściowo jako potwierdzenie trendów, które wprawdzie opanowały młodą poezję ale niekoniecznie muszą być szkodliwe. Sporo zależy od realizacji. Sama zabawa słowem powinna czemuś służyć, nie tylko popisom kalamburzenia. Autor (ur.1988 ), do niedawna funkcjonujący na portalu literackim Liternet rozumie doskonale, że słowo powinno być ważne. I temu przekonaniu daje często wyraz; w tytule, który można odczytywać na różne sposoby; jako demonstrację egotyzmu, aluzję do sacrum, starannie przygotowany pokaz swego umysłu (mens, mentis). Nastawiony na dowcip Czytelnik mógłby zapytać; czy szlifowanie diamentu zwanego Arkadiuszem zawsze odbywa się przy udziale wiersza ?. Inny przykład nieautotelicznej zabawy słowem przynosi biały wiersz war(szafa) zbudowany z 3 pięciowersetowych anaforycznych strof. W tym tekście znajdziemy następujący fragment; “…gdziekolwiek bym zamieszka, będę zajmował / pokój, w którym stara szafa przechowa / moją marynarkę.” (s.42 ). Prócz swoistego uzasadnienia tytułu mamy tu figurę stychotwórczą nagminnie używaną przez młodych poetów – przerzutnię, niekiedy jedyny środek stychotwórczy organizujący coś, co tylko dzięki podziałowi na wersety nie jest kawałkiem prozy.
Warto też podkreślić, że Kwaczek, w przeciwieństwie do swoich kolegów-fanów wolnego, czwartosystemowego wiersza, chętnie posługuje się wierszem białym, który w młodej poezji występuje znacznie rzadziej niż wiersz rymowany. We wspomnianym już tekście znajdziemy też inna unikatową cechę ;wyraziste przesłanie. Cytuję: “…nawet na parterze / schody do świata prowadzą w dół” . Rzeczownik dół jest tu zmetaforyzowaną nazwą grobu lub piekła, a sam zwrot transpozycją heideggerowskiego bon-motu Sein zum Tode (byt ku śmierci ). Ważkich tekstów jest w tej książce więcej. Nie sposób je wszystkie wyliczyć .Klarownością ekspresji i wyrazistą przekorą, zracjonalizowaniem wyróżniają się; lustro, sąd (nie)ostateczny, subiekcja transcendentalna . Natomiast wiersze religijne cechuje liebertowska postawa upozowanego buntu (str. 32, wiersz obsesja). Dzisiaj – trzeba to przyznać – niespotykana wśród katolickich poetów.
Lekturę ciekawej książki psuje, zupełnie niepotrzebny, wstęp Karola Samsela : W dniu święta serca. Już od dawna nie spotkałem się z takim polonistycznym bełkotem, którego fragmenty zostały w dodatku niepotrzebnie wyeksponowane na czwartej stronie okładki. Oto próbka slangu krytycznego , stworzonego czterdzieści pięć lat po wykpieniu przez noblistę Octavio Paza tego typu naukawych dywagacji. W tomie zaskakuje niemal podprogowo wyczuwalna obecność „odnowionych dykcji archaicznych, zwłaszcza – niektórych idiolektów drugiej dekady międzywojnia”. Wypada mieć nadzieję, że wstępów nie czyta nikt, zaś trud przekładu z polonistycznego na polski jest całkowicie nieopłacalny.
*Arkadiusz Kwaczek Arkadiament. Biblioteka Współczesnej Poezji Polskiej “Zeszyty Poetyckie”, Gniezno 2013, str.44 ,ISBN978-83-6294727-0