27 grudnia 2013 roku mija 60 rocznica śmierci Juliana Tuwima (1894 Łódź – 1953 Zakopane)
Krzysztof Lubczyński rozmawia z MARIUSZEM URBANKIEM, autorem książki o Julianie Tuwimie – „Wylękniony bluźnierca”
Dlaczego z wielkiego archipelagu polskiej poezji XX wieku, wybrał Pan jako temat (poza Broniewskim) właśnie Tuwima?
– Tuwim intrygował mnie od lat. W 2004 roku w serii Wydawnictwa Dolnośląskiego „A to Polska właśnie…” opublikowałem już o nim książkę, ale miała zupełnie inny charakter. Kilkaset ilustracji, znacznie mniej tekstu, pozostało poczucie niedosytu. A Tuwim to przecież nie tylko jeden z największych poetów XX wieku, i jeden z najważniejszych w polskiej poezji w ogóle, ale postać wielowymiarowa. Nie tylko reformator poezji, ale i autor wierszy dla dzieci, kabareciarz, autor sztuk teatralnych, wybitny tłumacz i kolekcjoner. No i dla biografa rzecz bardzo ważna: człowiek, który nie uchylał się od życia publicznego. Stanął wobec największych wyzwań, jakie niósł XX wiek: dwóch wojen światowych, dwóch największych totalitaryzmów, jakie stworzyli ludzie, całe życie zmagał się z atakującym go antysemityzmem. Dalece nie wszystko udało mi się w tamtej pierwszej książce napisać. Dlatego chciałem do Tuwima wrócić. Zmierzyć się z nim jeszcze raz, wejść znacznie głębiej w jego życie, spróbować zrozumieć uwikłania, niełatwe wybory… Ta nowa książka to zupełnie inna opowieść o Tuwimie, pełniejsza i głębsza.
Czy jego biografię, życiową i poetycką można uznać za syntetyczne upostaciowanie losu polskiego Żyda, rozdwojonego wewnętrznie poprzez dwie tożsamości, za istotę, kanon sytuacji Żyda w polskiej kulturze?
– Historia Tuwima to historia człowieka, który chciał wyzwolić się z żydostwa ograniczającego go jako twórcę, gettowego, zamykającego w obrębie kultury, która pozwoliła Żydom przez wieki zachować tożsamość, ale nie pozwalała się rozwijać. On czuł się częścią kultury polskiej, w której został przez matkę wychowany (czytała mu od najmłodszych lat wiersze polskich poetów), chciał z niej czerpać i ją współtworzyć, ale było wielu ludzi, którzy mu tego prawa odmawiali. W prasie endeckiej pisano: „Jojne Tuwim”, „żydowski Mickiewicz”, owszem świetny poeta, ale przecież nie Polak, tylko ktoś obcy piszący tylko po polsku! W efekcie on, książę poetów, literacki geniusz, był odrzucony i przez tzw. prawdziwych Polaków i przez „prawdziwych Żydów”, którzy nie mogli mu wybaczyć krytycznych słów pod swoim adresem. Tuwim użył kiedyś słów „ojczyzna-polszczyzna”, bo to właśnie język polski był jego prawdziwą ojczyzną, która nigdy się go nie wyparła.
Czy migotliwość, niebywałe bogactwo poezji Tuwima, fakt, że jest w niej niemal cały “kosmos” ludzkiej i pozaludzkiej problematyki, że każdy może znaleźć w niej coś dla siebie, ergo to najbardziej uniwersalny poeta polski?
– Myślę, że taka diagnoza byłaby krzywdząca dla co najmniej paru innych polskich twórców. Tuwim, jak każdy prawdziwy poeta, był odrębny, bo wielkość polega także na inności, osobności, a przez to jedyności na poetyckim niebie. Dlatego można się słowami wierszy Tuwima buntować przeciw światu, przeciw Bogu, nawet przeciw poezji, można wyznawać nimi miłość i można deklarować nienawiść, ale nie ma potrzeby przeciwstawiać go innym. Poezja nie znosi rankingów.
Tuwim był człowiekiem i poetą bardzo emocjonalnym, a jednocześnie w jego poezji jest ogrom wiedzy. Czy był to według Pan “poeta doctus” czy jednak przede wszystkim irracjonalista i intuicjonista?
– Tuwim był poetą duszy. Nie był tak intelektualny jak Czesław Miłosz, czy Tadeusz Różewicz, to zresztą też powód, że nie zostawił po sobie niemal w ogóle prozy, która na ogół wymaga znacznie większej dyscypliny intelektualnej. Z jednej strony poezja buchała z niego, były okresy, gdy pod wpływem ewidentnego natchnienia pisał bardzo dużo. To był czas młodości, a potem czas „Balu w operze” czy „Kwiatów polskich”. Z drugiej był twórcą bardzo uporządkowanym, dzielącym precyzyjnie czas między poezję i dziesiątki innych, bardzo czasochłonnych zaangażowań. A jeśli mowa o jego wiedzy, to był wielkim mistrzem wiedzy nikomu niepotrzebnej. Antologie poświęcone czarom i czartom, antologia bachiczna, polski słownik pijacki, leksykon metafor księżycowych, biografia grafomana nad grafomany, Sotera Rozmiar Rozbickiego i wiele jeszcze innych prac, ukończonych albo tylko zamierzonych, to przykład wiedzy ogromnej, głębokiej, ale bardzo nieuporządkowanej. Myślę, że Tuwim miał mnóstwo wiadomości, ale tylko na tematy, które go interesowały.
Czy był, Pana zdaniem najbardziej wszechstronnym formalnie poetą polskim XX wieku jako autor “Kwiatów polskich”, będących jednocześnie epiką, liryką i satyrą?
– Nie będę tu bardzo oryginalny, bo napisali to przede mną i Lechoń, i Wierzyński i wielu krytyków. „Kwiaty…” są poematem genialnym, wywołującym do dziś dreszcze, ale w części po prostu niedoredagowanym. Są tam fragmenty niepotrzebne, i to właśnie te satyryczne, dziś już nieczytelne i nudne. Kiedy zwietrzały zawarte w nich emocje, okazały się po prostu niedobre. A odpowiadając wprost na pana pytanie, to owszem, formalnie Tuwim był poetą absolutnie wszechstronnym, potrafił napisać wszystko i umiał posługiwać się każdą literacką formą, ale nie zawsze zamieszkiwała w tej formie poezja.
Opowieść o Tuwimie to jednocześnie opowieść o jego epoce. Jakie są Pana zdaniem główne rysy tej epoki widziane poprzez okulary Tuwima?
– Gdyby spojrzeć na życie Tuwima jego oczyma, czy przez jego okulary – czarne!, a na pewno nie różowe – myślę, że objawiłby się nam świat opresyjny, wrogi ludziom takim jak Tuwim, zmuszanym do nieustannej ucieczki, jeśli nie z kraju i kontynentu, to przynajmniej z ulicy, z otwartej przestrzeni, żeby skryć się przed nienawiścią. Oczywiście to byłaby bardzo subiektywna i mimo wszystko niesprawiedliwa ocena epoki, w której przyszło mu żyć. Bo jednocześnie był człowiekiem niewyobrażalnego sukcesu, cenionym i bardzo bogatym, cieszącym się popularnością telewizyjną w epoce przedtelewizyjnej. Poetą liczonym między największych zarówno przed wojną, jak i po wojnie. Dlatego tak naprawdę ta jego epoka była epoką bardzo niejednoznaczną i wielobarwną. Była w niej i głęboka czerń nazizmu i krwawa czerwień komunizmu, była jaśniejąca wszystkimi barwami neonów, pijana odzyskaną niepodległością Warszawa przedwojenna oraz szara Warszawa powojenna. Ale właśnie dlatego to życie było tak bogate i ciekawe.
Tuwim nie należał do poetów zza biurka, angażował się w egzystencję, nie zawsze najsłuszniej. Czy – jak napisał Lechoń – jego zbawienie jest w jego poezji czy także w jego ludzkim losie? I czy – jak powiedział Hemar – “był ogniem, który go spalił”?
– Był czas, że Tuwim błądził, dobrowolnie złożył ofiarę ze swojej poezji na ołtarzu komunizmu, ale na szczęście jego talent okazał się mądrzejszy i większy niż on sam. On składał daninę z e swoich wierszy rewolucji i partii, ale jego poezja okazała się być niepodległa. Stalinizm próbował dokonać mordu na poezji Tuwima, ale ten mord się nie powiódł. Owszem, po jego śmierci byli ludzie, jak Hemar choćby, którzy oskarżyli go o zdradę, o sprzedanie się komunistom , sprzeniewierzenie przyjaciołom zamordowanym w Katyniu, ale już Lechoń uznał, że Tuwim kochał Polskę może źle i głupio, ale szczerze i naprawdę. A Józef Wittlin napisał wprost: „Był dowodem na istnienie Boga”. Swoim życiem zapłacił za to wysoką cenę.
To nie Mickiewicz, jak głosi powiedzenie o “trafieniu pod strzechy” tak naprawdę trafił tam – choćby przez utwory dla dzieci, popularne powiedzenia i słynne piosenki według jego utworów – lecz właśnie Tuwim, co udowadnia Pan w ostatnim rozdziale?
– Gdyby położyć na wadze wyłącznie poezję, to jednak tryumfowałby Mickiewicz, bo przecież mniej wśród utworów Tuwima dzieł takich jak „Dziady” czy „Pan Tadeusz”, ale to, co było poza czystą poezją, daje przewagę Tuwimowi. Tylko Brzechwa potrafił dorównać mu w twórczości dla dzieci, a po „Lokomotywie”, „Ptasim radiu” i „Słoniu Trąbalskim” nie napisano już nic równie genialnego. Aforyzmy tuwimowskie w rodzaju: „W mowie niektórych ludzi słychać błędy ortograficzne” czy „Ci, którzy przemawiają w imieniu Boga, powinni pokazać listy uwierzytelniające” dorównują tym Stanisława Leca i są w każdej antologii „myśli nieuczesanych”. I tak by można długo wyliczać. Zespół Czerwone Gitary śpiewał kiedyś: „Kto Tuwima wiersz przepisał / Jako własny Tobie wysłał”… Myślę, że dziewczyny do końca świata będą uwodzone słowami poetów, a wiersze Tuwima nadają się do tego, jak mało które…
W tym samym ostatnim rozdziale pokazuje Pan, że szereg motywów także z przedwojennej poezji Tuwima (np. kwestia anarchistycznego buntu, nieokiełznana fantazja poety) nabiera znów aktualności. Czy to sprawia, że znów staje się, współczesny, że mimo upływu 60 lat od jego śmierci jest bardzo bliski klimatowi duchowemu naszej współczesności?
– Przede wszystkim znaczy to, że pewne emocje, lęk przed wykorzystaniem, manipulacją, śmiercią w walce nie w imię idei, ale ideologii, są wieczne, powtarzają się w różnych ustrojach i odmiennych politycznych klimatach. Kiedy wydawało, że wiersze takie jak „Do prostego człowieka”, z frazą „Rżnij karabinem w bruk ulicy” czy „Do generałów” są już skazane na wegetację w opracowaniach językoznawców, zostały na nowo odkryte przez anarchistów, alterglobalistów, pacyfistów. Z punkową muzyką Włochatego czy Buldoga brzmią jak najbardziej gorące współczesne manifesty. Na Przystanku Woodstock tysiące ludzi przed sceną główną skandowały „Bujać – to my, panowie szlachta”. A więc jeśli słowa Tuwima równie dobrze opisują emocje sprzed osiemdziesięciu lat i współczesne, to dowód, że poeta był na te emocje wrażliwy jak najczulszy sejsmograf.
Tuwim funkcjonuje w kanonie lektur szkolnych i omawiany na polonistyce. Jak należy go prezentować młodzieży szkolnej, studentom, jakie jego najważniejsze cechy akcentować?
– Przede wszystkim niczego nie ukrywać. Tuwim w swoich wyborach politycznych błądził, pisał rzeczy niemądre, angażował się głupio, ale to co napisał jest o wiele ważniejsze. Modlitwą z „Kwiatów polskich”: „Lecz nade wszystko – słowom naszym, / Zmienionym chytrze przez krętaczy, / Jedyność przywróć i prawdziwość: / Niech prawo zawsze prawo znaczy, / A sprawiedliwość – sprawiedliwość” będziemy jeszcze długo prosić o normalność w życiu publicznym, nawet jeśli ktoś będzie próbował te słowa zawłaszczyć. Miłość nadal opisujemy słowami „Wspomnienia” i „Tomaszowa”, a „Bal w operze” obnaża zepsucie rządzących już w trzecim ustroju, malując z chirurgiczną precyzją obraz degenerującej się władzy, skorumpowanej, plugawej i skupionej wyłącznie na sobie. Zmieniające się epoki wciąż odkrywają nowego, własnego Tuwima – jak teraz anarchiści i alterglobaliści – a to świadczy, że ta poezja żyje i pulsuje. I to trzeba w Tuwimie pokazywać. Powiem herezję, ale wycyzelowany literacko Tuwim nie ma dziś szans, Tuwim opisujący bardzo współczesne emocje będzie jeszcze długo czytany.
Dziękuję za rozmowę.
Mariusz Urbanek – ur. 1960, dziennikarz, publicysta, pisarz. Obecnie kierownik działu historii i publicystyki miesięcznika „Odra” we Wrocławiu. Zadebiutował esejem historycznym „Polska jest jak obwarzanek” (1988). Autor m.in. opowieści biograficznych: ”Wieniawa. Szwoleżer na Pegazie” (1991), „Zły Tyrmand” (1992), „Kisiel” (1997), „Kisielewscy. Jan August, Zygmunt, Stefan, Wacek” (2006), „Waldorff. Ostatni baron PRL” (2008), „Broniewski, Wódka, miłość, polityka” (2011), „Brzechwa nie dla dzieci” (2013) i ostatnio – „Tuwim. Wylękniony bluźnierca” (2013).