Anna Maria Musz – Lęk, tyrania i pomieszanie języków – o „Babel” Ewy Klajman-Gomolińskiej

0
119

Anna Maria Musz


Lęk, tyrania i pomieszanie języków – o „Babel” Ewy Klajman-Gomolińskiej

 

„Babel” Ewy Klajman-Gomolińskiej to książka, którą trudno zaklasyfikować: niby-powieść, niby-opowiadania, przeplatane rozdziałami utrzymanymi w konwencji felietonów i szkiców. W ramy tego gatunkowego kolażu ujęta została treść, która sama w sobie też jest swoistym patchworkiem. Czytelnikom, którzy pierwsze strony historii rodziny Mostowskich czytać będą z rozbawieniem, w trakcie dalszej lektury początkowy uśmiech szybko zniknie z twarzy. Mostowscy są bowiem rodziną zabawną tylko wówczas, gdy postrzega się ich z daleka i obserwuje jedynie wygląd oraz zachowania tej piątki, nie wnikając w ich mroczne serca i umysły:

 

Albert Mostowski był szczupłym i mikrym mężczyzną z drobnym wąsikiem, drobnymi ramionkami w ciaśniutkiej kurteczce. Jego bardzo blada

i bardzo odrealniona żona miała szafę kwiecistych sukienek, obowiązkowo z falbankami i sporym dekoltem. Synowie byli wysocy, szczupli, anemiczni i dobrze wychowani. Mieli krzywy zgryz, krzywe łopatki i chorobę

wrzodową dwunastnicy. Bardzo mili chłopcy.

 

            Niepozorny ojciec tyranizuje rodzinę i wprowadza w domu Mostowskich atmosferę psychozy. Jego niepokoje znajdują sobie ujście w osobliwej nerwicy religijnej, związanej z biblijnym mitem o Wieży Babel. Albert Mostowski uważa, że największym grzechem człowieka jest nieznajomość języków i to właśnie próby uczynienia z synów poliglotów stają się podstawą do psychicznego i fizycznego znęcania się nad całą rodziną.

            Nie zdradzając szczegółów fabuły powieści mogę jeszcze nadmienić, że prawdziwe oblicze Mostowskich ujawni się dopiero w zderzeniu z jednostką „z zewnątrz”. Będzie nią Izabela, dziewczyna najstarszego syna Mostowskich, która szybko odkryje, że nawiązywanie jakichkolwiek relacji z rodziną ukochanego przypomina chodzenie po ruchomych piaskach…

            Ewa Klajman-Gomolińska z niezwykłą celnością i precyzją kreśli psychologiczny portret dziwnych, odstręczających relacji, panujących w rodzinie-sekcie. Groteskowe przerysowanie historii Mostowskich tylko pogłębia atmosferę tego sadystycznego domu, który pozornie popada w skrajną bigoterię, a w rzeczywistości prowadzi życie dalekie nie tylko od chrześcijańskiej moralności, ale nawet od podstawowych i uniwersalnych wartości etycznych. Autorka „Babel” sięga po temat często obecny w mediach (losy Izabeli przywodzą na myśl kilka historii porwań, które wstrząsały opinią publiczną na przestrzeni ostatnich lat) i nawet mimo poddania go groteskowej „obróbce”, potrafi wzbudzić przerażenie okrucieństwem oprawców i współczucie dla ofiar – a warto dodać, że członkowie tej rodziny czasem niespodziewanie zamieniają się rolami.

            Fabularna część „Babel” przynosi historię trzymającą w napięciu, wartką i celną w swoich ironicznych obserwacjach. Mniej entuzjastycznie podchodzę do komentarzy narratora, związanych z opisywanymi wydarzeniami, a także do felietonów-szkiców, przeplatających narrację fabularną. Tu również mamy do czynienia z kolażem, ale na poziomie języka: pojęcia – głównie filozoficzne i psychologiczne – a także odwołania do innych dziedzin (m.in. teorii komunikacji i socjologii) przeplatają się z porównaniami rodem z anglosaskich poradników psychologicznych. Różnica między tymi dwoma stylami bywa zbyt duża, a w efekcie powstają takie na przykład fragmenty:

 

Doprawdy nie wiadomo jak można patrzeć na obraz, kiedy niknie

start przed oczami i ulega dezaktywacji jako przestrzeń. Sposobem może

okazać się pejoratywny rejestr skojarzeń przeciwnika, określający twój

zasób wyobrażeń o nim samym. Wsłuchując się w brzmienie milczenia

ukrywamy świadectwo prawdy relatywnej do wartości wyolbrzymionych

znaków graficznego pola doznań. To tak jak z piciem kakao, które nie

posiada pianki i staje się innym kakao niż to z wyobrażeń o nim, zanim

otworzyliśmy oczy.

 

            Zderzenie naukowości z chwytami perswazyjnymi wpisuje się udanie w początkową, satyryczną część „Babel”, ale przy dłuższej lekturze traci uzasadnienie. Nie oznacza to, że nie ma w książce Ewy Klajman-Gomolińskiej celnych uwag, choć nieraz giną one w toku dłuższych wywodów. Dla kontrastu przytoczę inny komentarz narratora, jako przykład pozytywny:

 

Po kolacji już się nie planuje zakazów i nakazów, tylko się

łamie wszystko, co jest możliwe i stanowi symbol. A my mamy same symbole. Sami też jesteśmy symbolami. Albo owocami symboli. Ewentualnie

potomkami wielkich symboli. Nasi dziadowie – wielcy symboliści – robili

wszystko co mogli, aby stać się właśnie symbolem.

 

            Mimo pewnej chaotyczności w publicystycznej części książki, fabularna historia Alberta Mostowskiego i jego rodziny warta jest zapamiętania. To trafne studium fanatyzmu, mrocznych żądz, okrucieństwa i obojętności, ukrywanych pod płaszczykiem dbania o moralną kondycję najbliższych. Mogę wyobrazić sobie sytuację, w której medialne newsy na temat sadystycznych praktyk jakiegoś ojca rodziny zostaną skomentowane „taki drugi Mostowski” – a nośność wykreowanych historii ma przecież w prozie wielkie znaczenie.

 

 

————-

 

Ewa Klajman-Gomolińska, „Babel”. Wyd. Pisarze.pl, Warszawa 2013, s. 60.

 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko