Leszek Żuliński – Krystaliczny kryształ

0
179

Leszek Żuliński

 

Krystaliczny kryształ

 

         Zajmuję ja się ostatnimi czasy najczęściej młodymi poetami, bo to oni mają teraz swoje entré. A co z nami, z naszą starą, wymierającą gwardią?

         Otóż odszukał mnie stary druh, Juliusz Wątroba, z którym od lat nie miałem kontaktu. A przecież w moim pokoleniu to nazwisko jest znane, zapamiętane. Julek „bywał”, wygrywał liczne konkursy, wydał 33 książki (sic!). I – na szczęście – pisze i publikuje nadal.

         Julek w liście do mnie wspomina: …rzeka czasu odpłynęła, a ja próbuję jednak w nią wstąpić, bo wspomnienia, w których byłeś u nas – w Bielsku, należą do tych pięknych, do których warto powracać, aby dalsza nasza wędrówka była barwniejsza. Mam przed sobą zdjęcie z 27.05.95 zrobione w pawilonie BWA, gdzie za stołem w barwach narodowych (!) siedzisz w centralnym miejscu, pochylony lekko, w marynarce i ciemnej koszuli, po prawej stronie obok ciebie Stasiu Gola, tradycyjnie w swetrze, spoglądający w bok, obok Stasia ja – w garniturku z, jeszcze, czarną brodą, nieco z boku, wysunięty zza stołu, jakbym czuł się trochę nieswojo w tak zacnym towarzystwie, spoglądający na was uważnie, może by nie uronić ani słowa z tego, co właśnie mówisz… Po twojej lewej stronie Jakub Malik (z KUL-u), a dalej Krzysiek Płatek – polonista z Bielska, który w sposób niekonwencjonalny prowadził zajęcia z języka ojczystego, czym zjednywał sobie cale zastępy młodzieży. Za nami jakiś abstrakcyjny obraz, a przed nami czas zagarniający nas powoli, acz systematycznie… Jakby dzisiaj wyglądało to zdjęcie? Już bez Staszka… Z brakami w owłosieniu i uzębieniu, już raczej w popielcowym kolorycie, przysypani tomikami, które napisaliśmy i radością z tego, że żyjemy, że piszemy, że cieszymy się z każdego dnia, który przed nami… Na dodatek Julek przypomniał mi, że moja recenzja z jego tomiku debiutanckiego ukazała się przed laty (1983) w „Nowych Książkach”.

         No!, starczy tych wspominek… Teraz ad rem! Dostałem najnowszą, trzydziestą trzecią książkę Wątroby. To spory tom wierszy, zatytułowany „Kryształ”. Powyżej (pod linkiem „wiersze tygodnia”) publikujemy wiersze Wątroby zgoła inne. Inne chyba nie tyle w swej „filozofii świata i życia”, ale ewokowane w innej poetyce, bardziej współczesnej. Natomiast ten tom jest manifestacją wiersza „postskamandryckiego” sylabotonicznego, rymowanego, osadzonego w „imaginarium świata”, jakie ustąpiło miejsca innym nastrojom i diagnozom poezji.

         To jest problem, którego już „nowe roczniki” nie mają. Wiersz „tradycyjny” przeszedł do lamusa, a młodzi wrośli „od urodzenia” w poetykę nowego metrum, nowej dykcji, wersyfikacji i w ogóle „innego języka”. Może dylemat wyboru już tylko nas, starszych, gnębi? Sam kilka lat temu wydałem tomik pt. „Rymowanki”, by zamanifestować prawo istnienia rymu i rytmu.

         Wątroba ma – wnoszę – z tym wszystkim ma mniej „problemów teoretycznych” niż ja. I ta manifestacja podoba mi się. Nie powinniśmy bowiem ulegać „dyktatowi reguły”; powinniśmy być wierni własnej „wierze poetyckiej”.

         Dodam tu, że poeta ma niezwykle sprawne pióro, perfekcyjnie swego „poloneza wodzi”, jego „słuch poetycki” jest znakomity. Teraz więc pozostaje pytanie, co w tej formule się mieści….

         Mieści się otóż także „świat niedzisiejszy”. Po horacjańsku czysty, jasny, harmonijny, eudajmonistyczny. Po epikurejsku zanurzony w pogodzie ducha i ładzie natury. Po staffowsku – pogodny, co nie oznacza, że pozbawiony rozterek i niepokojów. Ale siłą tych wierszy jest wiara w „ład przeznaczenia” i ufność wobec Losu, choćby nie zawsze nas zadowalającego. Oto np. wiersz pt. „Łódź”: język zmień w ster. / Płuca w żagle. / Oddech w poryw wiatru świeży, / abyś stała się tak nagle / tym, w co nieustannie wierzysz. // Ręce przemień / w mocne wiosła, / abyś mogła tu dopłynąć. / Myślom moim pobłogosław, / by się stały godne rymów. No, to przecież malutka oda do takiej barki przymierza, która w życiu zawiedzie nas do oczekiwanego portu. I w takich przesłaniach te wiersze są esencjonalne, jasne jak spojrzenie w oczy i proste jak podanie ręki

         Gdzieś nam się Julek Wątroba zaplątał w tej postasnykowskiej, poststaffowskiej przestrzeni, w tym ładzie własnej wiary w czystość i sens ścieżynek Losu, ale zadaję sobie pytanie, czy to nie jest heroiczna manifestacja własnej wolności wobec postmodernistycznego chaosu, formy i aksjologii.

         Tak czy owak trzeba mieć dzisiaj odwagę, by machnąć ręką na „regułę braku reguł”, na cały ten obowiązujący (chwilowo) język i (chwilowy) „światoobraz”.

         Te wiersze nie są pozbawione niepokojów, rozterek, pytań. Ale wyżej wspomniana eudajmonistyczna ufność powoduje, że Wątroba nie jest ani płaksą, ani fighterem, lecz stoikiem. W naszej Wieży Babel dawno już wysiadł prąd, poruszamy się w niej po omacku i w jazgocie lamentacji. Latarenka takiej jak ta poezji może by trochę uspokoiła ten zgiełk. Wiem, że nie uspokoi, że i my, i nasza literatura musimy przejść przez tubę swojego czasu, jednak imponujący jest konserwatyzm Wątroby i jego nieoglądanie się na mody.

         Nie pisałbym tej recenzji, gdybym w głosie Autora nie odnalazł swoistej determinacji i mocnej wiary. To memento pouczające. Wiem, że tą drogą nie pójdą nowi poeci, nie mam im tego za złe, ale może jednak istnieje jakiś „krystaliczny kryształ”, który przegapiamy zagubieni w kakofonii nowej muzyki świata i nowomowy sztuki?

         Juliusz Wątroba mieszka do dzisiaj w Rudzicy (Śląsk Cieszyński), w której się urodził. Może ład, jakiego mu zazdroszczę, bierze się ze stabilizacji i wrośnięcia w matecznik? Ale ledwo co wywinął się ciężkiej chorobie. Wyszedł z niej mocny, ufność tych wierszy jest więc także podsumowaniem skali wartości, rachunkiem obaw i nadziei, co osiągamy w stanach naprawdę ekstremalnych, dystansujących nas od doraźnej optyki codzienności.

 

Juliusz Wątroba „Kryształ”, Wydawca: Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej 2013, okładka i ilustracje Krzysztof Dadak, s. 84.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko