Anna Maria Musz
„Tam o zmierzchu z nas wszystkich kościółki wychodzą” – o poezji Tadeusza Nowaka
Jeden z najoryginalniejszych polskich poetów w XX-wiecznym panteonie, do czternastego roku życia nie przeczytał (wedle własnych wspomnień) żadnej książki, prócz książeczek do nabożeństwa, a już osiem lat później wydał debiutancki zbiór wierszy. Tadeusz Nowak był poetą kontrastów, sytuującym się na pograniczu dwóch światów: chłopskiego i inteligenckiego, a przede wszystkim – twórcą niezwykle oryginalnie przetwarzającym wszelkie zdobywane doświadczenia.
„Długo, bo aż do 15 roku życia, nie wiedziałem, że istnieje coś takiego, co zwie się wierszem. Nie było mi to zresztą potrzebne. I bez tej wiedzy truchlałem ze strachu, kiedy w kościele zaczęto śpiewać pokutne psalmy albo gdy na weselu gorący jak stóg czerwcowego siana drużba stawał przy większych od niego basach, wyciągał zza cholewy sprężynowy nóż i biorąc się pod boki wyśpiewywał, co sobie też tym nożem nie zrobi, jeśli go zdradzi frajerka, frajereczka.” – w ten sposób wyjaśniał poeta swoją umiejętność łączenia w wyobraźni poezji profesjonalnej z poezją ludową. Klucz do instynktownego odbioru twórczości literackiej stanowiły emocje. „Jakoż poezja w owym czasie nie istniała dla mnie. Żyły jedynie w mojej pamięci owe przerażające i czułe słowa, które można i trzeba było wyśpiewywać, aby ulżyć i wątrobie, i sercu” – wspominał Nowak.
Już osiemnaście lat później ten sam młody człowiek został studentem polonistyki na Uniwersytecie Jagiellońskim. Miał wówczas za sobą kilkuletnie doświadczenia na froncie – przez całą wojnę pełnił funkcję łącznika partyzantów Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich. Wojenne wspomnienia wielokrotnie powrócą w jego wierszach, początkowo w dosyć bezpośrednich opisach, później mocno zmetaforyzowane, jak w wierszu „Mędrcy”, gdzie biblijne i religijne obrazy przeplatają się z wizją rozstrzelanych żołnierzy i więźniów cierpiących w obozach koncentracyjnych:
Mędrcy się uczą równowagi
ognia i wody, dnia i nocy.
Na piachu leży Dawid nagi
z głową uciętą obok procy.
W ogniste krzewy dmą kapłani,
a wierni jedzą ich sandały.
Zmarli są wapnem przysypani,
Żywym źrenice pociemniały.
Pokorni wierzą w zmartwychwstanie.
Paloną skórą czuć powietrze.
Archanioł przy nas nie przystanie,
z wapna nam twarzy nie obetrze.
Jak mnich się modli wiatrak w polu,
psalm sypie się przez białe skrzydło.
Nie zmyje wapna i karbolu
z nas wytapiane mydło.
(…)
Na chwilę sięgnijmy jednak do początków twórczości Tadeusza Nowaka. Debiutancki tom wierszy „Uczę się mówić” – opublikowany przez dwudziestotrzyletniego poetę – utrzymany był jeszcze w duchu socrealizmu. Mimo to, w opisach ciężkiej pracy chłopów, trudu budowania ojczyzny i w swoiście pojmowanym patriotyzmie, związanym z ziemią i pracą, można już – choć z trudem – doszukać się zapowiedzi późniejszego Nowaka. Pojedyncze wersy zdradzały tę umiejętność obrazowania, jaką znamy z kolejnych tomów, począwszy od trzeciego – „Prorocy odchodzą”.
Na razie jednak oryginalny język i odkrywcze spostrzeżenia ukryte były często w naiwnych (z punktu widzenia dzisiejszego odbiorcy) opisach życia chłopów, robotników i wiejskich dzieci, a swobodne metafory ginęły pośród obrazów wojny, wyzwolenia i dominacji socjalistycznych ideałów. Pojęcia ludu, partii, pracy, poświęcenia ujmowane są tu jeszcze raczej w ramy obowiązującego stylu socrealistycznego, nie ma w nich zbyt wiele miejsca na twórczą indywidualność. Nic dziwnego jednak: tom pisany był za życia Stalina, ukazał się w roku jego śmierci – więc w czasach najgłębszego socjalizmu.
Nie oznacza to jednak, że „Uczę się mówić” jest tomem – by tak powiedzieć – straconym. Można znaleźć w nim bowiem i takie wiersze, jak cytowany poniżej tekst „O miłości”, zdradzające wyobraźnię językową i szczególne wyczulenie na osobiste doświadczenia:
Nie znajdziecie takiej miłości na ziemi,
Co słowa nierozważne jak dziecko sepleni
I lęka się dotknąć spragnionego ciała
Ręką, by ręka od pieszczot nie drżała.
Lecz widziałem ludzi, co toczone słowa
Przyjmowali w darze i sztuczne westchnienia,
Nie wiedząc, że w słowach jest tylko połowa
Miłości i druga połowa cierpienia.
Taką miłość cenię, co sen zrywa z powiek,
By dokończyć zdanie złamane w połowie,
Dla której zbyt krótkie są lata kochania
I długie jak noce – sekundy czekania.
„Nauka mówienia”, czyli dochodzenia do własnego głosu w poezji, postępowała bardzo szybko. Już w następnym tomie Tadeusza Nowaka – „Porównaniach” – echa socrealistyczne powoli schodzą na dalszy plan. Drugi zbiór wierszy stanowi w dużej mierze rozliczenie z wiejską przeszłością: rodzinną i indywidualną. Jakie wspomnienia się z nią wiążą? Poeta opisuje upokarzającą biedę, stracone szanse i dziewczynę, która zostawiła go dla majętniejszego kandydata na męża, ale przywołuje także pogodniejsze obrazy z życia wsi. Coraz rzadziej opisuje, a coraz częściej – interpretuje rzeczywistość. Szlifuje wyobraźnię; przywoływane przez niego pejzaże otaczają się coraz bogatszymi, często baśniowymi dekoracjami:
Białe pagórki – siwe konie
drzemią u drzew w baśniowym szronie,
póki na grzbiety im nie wskoczą
dzieci – i płozy sań łomocą
w kosmate boki gór.
Wtedy w kotlinie kipi śmiech
i biała cisza z drzew się sypie
jak sen z dotkniętych ręką skrzypiec
i na otwartych ustach gaśnie
baśń.
(„Śnieg”)
Niezmienne pozostaje częste nawiązywanie do języka, obyczajowości i wartości związanych z życiem wsi. Twórczość poety zmierza jednak w zupełnie innym kierunku, niż przewidywał on w wierszu „* * * [Kiedyż ja z burzą będę na ty …]”:
Kiedyż ja z burzą będę na ty
i ptak na ręce mojej siędzie
i wiersz do blasku wyślę w swaty,
kiedyż to będzie?
I będą chodzić do mnie ludzie
prosto ze żniw skwarnego lipca,
aby się napić z chłodnych źródeł
pieśni na skrzypcach.
Ta poezja – wyrosła z wierszy ludowych – wymykała się regułom poezji chłopskiej. Tadeusza Nowaka, w jego najlepszej poetyckiej formie, poznajemy od trzeciego tomu: „Prorocy odchodzą” – uznawanego za właściwy (a może po prostu: kolejny) debiut tego twórcy. W przypadku Nowaka każda książka poetycka oznaczała bowiem poważną zmianę w sposobie obrazowania, symbolice i języku. Niezmienne pozostało przywiązanie do klasycznej formy: rymów i rytmu.
Muzyczne nawiązania obecne są między innymi w licznych psalmach, do których wrócę w dalszej części artykułu. Dodajmy, że swoista melodyjność, rytm i plastyczność wierszy Nowaka wykorzystane zostały przez twórców piosenki poetyckiej. Wydany w 1979 roku album „Pieśni Marka Grechuty do słów Tadeusza Nowaka” zawierał 15 utworów, skomponowanych do słów poety. Album winylowy, dostępny dziś jedynie dla kolekcjonerów, doczekał się także wersji CD, natomiast o żywotności powstałych wówczas piosenek świadczy choćby fakt odświeżenia jednej z nich przez Grzegorza Turnaua: płytę „Historia pewnej podróży” z 2006 roku, poświęconą twórczości Grechuty, otwiera utwór „Nie wiem o trawie”.
W ukształtowanej już poezji Nowaka – począwszy od „Prorocy odchodzą” – wyraźnie widać zawieszenie pomiędzy światem „miasta” (do końca nie zaakceptowanego, za to nieprzyjaznego i samolubnego) a niszczejącym światem „wsi” – w jej pierwotnej, ludowej postaci. Tom „Prorocy odchodzą” zawiera sporo wierszy wspomnieniowych. Powtarza się w nim motyw powrotu do znanych i bliskich miejsc, a z języka, pojęć i postaci typowych dla ludowych podań poeta czerpie jedynie wybrane motywy, twórczo je reinterpretując:
Będę chodził za wami i będę wam cieniem,
kiedy cień wam spod głowy wytrąci sierp żniwa;
deszczem będę, gdy wody ze źródła ubywa,
a pola są przebite na wylot pragnieniem.
Wyście mi dali wszystko, co może dać człowiek
dziecku ziemi tak biednej, że siebie się wstydzi:
dach nad głową, chleb, wodę i światło u powiek
i jeszcze coś, lecz tego prócz was nikt nie widzi.
(„* * * [Stoją gorzkie pagórki…]”)
Twórca, funkcjonujący na styku dwóch światów, czuje się zdrajcą wobec wiejskiej przeszłości i przodków. Relacje rodzinne – tęsknota, szacunek, uporządkowany rytm życia w wielopokoleniowych domach – nadal jednak stanowią ważny punkt odniesienia dla podmiotu lirycznego. Obok nich Nowak coraz śmielej sięga po motywy symboliczne, biblijne, mitologiczne, a także zapożyczenia z innych kultur – i bez widocznych szwów włącza je do patchworkowej rzeczywistości swoich wierszy (jak w cyklu „Pacierzy azjatyckich”). Jego uniwersalizująca się twórczość zamienia wkrótce parafialną społeczność wiejską na postrzeganą w szerszym kontekście kulturę słowiańską – a stąd wystarczy zrobić tylko krok, by kulturę słowiańską przemieszać z elementami innych kultur. Taki jest między innymi „Psalm poranny”:
Perski dywan przewieszono na mój sen
Bije weń trzepaczka
To ta Kobieta która z gliny
wyszła żeby urodzić
pięcioro dzieci
pracuje w jutrzni
na chleb z czosnkiem
Ach perski dywan: Koran Seraj
i obnażone w nim hurysy
A tu jak w psalmie dawidowym
niebo ujeżdża smok skrzydlaty
Przy psalmie śmietnik rozkopany
A nad śmietnikiem Chrystus powieszony
złamaną w łokciu ręką
sięga po kość rzuconą zgodnie
dzieciom i psu
do podwórka wyszczerbionej misy
Forma psalmu okazała się zresztą tak doskonałą odpowiedzią na potrzeby poety, że powracał do niej, wydając oprócz „Psalmów” także „Nowe psalmy” i stylizując wiele innych utworów na religijne pieśni lub modlitwy (wspomnijmy m.in. cykle: „Pacierze kronik”, „Pacierze azjatyckie” i „Pacierze diabelskie”). Bazujące na oryginalnym pomyśle pieśni, dalekie od biblijnego pierwowzoru, sięgają po motywy baśniowe i mitologiczne. Nawet dzieciństwo ulega tu swoistej mitologizacji. Niemal święte stają się mroczne aspekty życia wsi: wigilia przywodzi na myśl rzeźnię, czekającą na zwierzęta, a w żłobie – według ewangelicznej historii – leży nie mały Jezus, a chore dziecko sąsiadów. Mędrców ze Wschodu zastępują prorocy, w orszaku przypominający kolędników – z gwiazdą z patyków („Psalm betlejemski”).
Znów pojawia się ludowość bliska swej czystej postaci, ale teraz już jako w pełni świadoma stylizacja – jak w „Psalmie kura blaszanego”, napisanego po śmierci teściowej poety. Co ciekawe: Nowak szczególnie chętnie sięga po klasyczną formę ludowej pieśni, z jej regularnością i dokładnymi rymami, gdy opisuje ludzi pochodzących ze wsi. Tak, jakby właśnie ten ludowy styl okazywał się jedynym naturalnym językiem, którym można nakreślić ich portrety.
Mamy zatem w psalmach światy: ludzki i przyrodniczy, a także – nakładający się na nie – świat Boski (o korzeniach zarówno biblijnych, jak i obrzędowych). Wykreowana w ten sposób rzeczywistość jest równie piękna, co straszna – bogata i kaleka zarazem. Arkadia z czasów dzieciństwa zostaje okrutnie okaleczona i musi radzić sobie z bólem:
Złoci się nagie pod jabłonią ciało
Z dwóch piersi owoc do kolan się toczy
W dzieciństwie moim jeszcze raz się stało
to co widziały traw i zwierząt oczy
Odtąd chodziłem na jabłonie nocą
z nożem siekierą powrozem i piłą
żeby zobaczyć jak drzewa dygocą
żeby się wnukom o ich rzezi śniło
A gdy spod ściętych w parafii jabłoni
Adam i Ewa w zboża się wynieśli
niby Bóg z niebios pisywałem do nich
piekielnym jadem przepojone pieśni
I aż do wojny wspierając anioła
nosiłem za nim miecz większy ode mnie
Dziś Chrystus za wsią rozstrzelany woła
daremnie synku aniele daremnie
Daremnie Drutem kolczastym związany
leży w okopie ten archanioł dziki
Ewa posiała proso w jego rany
Adam miecz jego przekuł na werbliki
Złoci się nagie pod jabłonią ciało
Z dwóch piersi owoc do kolan się toczy
Stało się w zbożu pod jabłonią stało
Zakryjcie trawom i zwierzętom oczy
(„Psalm rajski”)
Wspomnijmy jednak także o wierszach zupełnie niezwiązanych z ludowością, bez których poezja Tadeusza Nowaka nie byłaby pełna – jak „* * * [Kończy się miłość…]” albo „Fotografia”. Zgoła nie-ludowy niepokój, którym poeta przesyca wiele tekstów, wiąże się z przemijaniem znanego mu świata, ale także przeczuciem śmierci, odchodzenia, zawieszenia między istnieniem a nieistnieniem – przy czym śmierć utożsamia on z powrotem w naturę, do krajobrazów znanych z dzieciństwa. Ze względu na ten egzystencjalny lęk, twórczość autora „Psalmów” przypomina czasem dalekie echa poezji Stanisława Grochowiaka. Przypomnijmy na zakończenie jeden z takich nie-ludowych, niemal nie-nowakowych wierszy:
Nie moją rzeczą pijać miody z dzbanka,
przesiewać uśmiech przez wiatrak ukłonu,
jest tuż naprzeciw maleńka firanka
i ktoś, kto czeka oparty na ręce,
i ktoś, kto zdziera mosiężny płaszcz z klonu.
Cóż z tego, jeśli nie widać nic więcej.
Z oddechu, szeptu, westchnienia i miedzi
usypię ścieżkę przez studnie powietrza,
karła przy oknie postawię, niech śledzi
szelest jej sukien, ręce na podbródku.
Kiedyś, choć temu rozsądek zaprzecza,
sam pod jej okno przyjdę po cichutku.
(„Z mojego okna”)
——————————–
Fragmenty wspomnień Tadeusza Nowaka cyt. za: Roch Sulima, „Tadeusz Nowak”. Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1986.
Wiersze poety cyt. za: kolebuk.w.interia.pl/nowak.htm
W pracy nad esejem korzystałam z:
kolebuk.w.interia.pl/nowak.htm [wraz z podstronami]
grzegorzturnau.pl/muzyka/11/historia-pewnej-podrozy/
grechutafestival.pl/artykul/28,dyskografia
Jan Z. Brudnicki, „Tadeusz Nowak”. Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1978.
Stanisław Burkot, „Literatura polska 1939 – 2009”. Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010.