Bohdan Wrocławski – Wstyd ukryty, czyli o Encyklopedii Gdańskiej

0
259

Bohdan Wrocławski


Wstyd ukryty, czyli o Encyklopedii Gdańskiej

 

Ukazała się  monumentalnie wydana pod tytułem Encyklopedia Gdańska. Rzecz godna uwagi, zaraz na nią wystawiłem swoje ślimakowe rogi, bo wszak jestem w dużej części Gdańszczaninem, pół życia spędzam w Kątach Rybackich a w dawnych latach, gdy po Gdańsku grasował Mietek Czychowski, często przemieszkiwałem na Starym Mieście, nie mówiąc już, że kilka swoich tomów poetyckich wydałem w dawnym Wydawnictwie Morskim. Tak więc usiadłem z ciężkim tomiskiem na kolanach z zamiarem przeżywania radości w odnajdywaniu ważnych i bliskich mi osób, ciekawych haseł, nieznanych zbyt dobrze wydarzeń. I rzeczywiście, jest tam mnóstwo pasjonujących informacji. Po chwili przerzucania kartki po kartce, jednak coś powoli zaczęło mnie niepokoić i zastanawiać.Patrzę, na „P” , na pewno będzie tam znakomity poeta, Edmund Puzdrowski, wszak to postać prominentna dla gdańskiego krajobrazu poetyckiego 70-tch lat. A tu figa. Nie ma Puzdrowskiego. Okay, może to wypadek przy pracy czcigodnych encyklopedystów. No to patrzę: Migotania. Ni ma! Patrzę na Zawistowski, jest. Ale hasełko takie mocno cherlawe, to chyba jakaś mało znana postać, sadząc po dogłębności hasła. Patrzę na teatr Wybrzeże. Nie lubią tego Zawistowskiego encyklopedyści, bo jakoś niewiele w haśle o obecności Zawistowskiego w tym teatrze, a przecież tam miał ze cztery premiery swoich sztuk, nie wspominając, że przez lata był kierownikiem literackim tej placówki, w jej złotych czasach, gdy rządził tam słynny Stulek, czyli Stanisław Hebanowski (obecny). Okay, zobaczmy, co tam w nauce. Czy jest guru Akademii Medycznej w dziedzinie hematologii, uczestnik międzynarodowych sympozjonów białaczkowych, słynny profesor Andrzej Hellman. Nie ma. Cóż, może to jednak słaby profesor, nie znam się na hematologii, ale najpewniej encyklopedyści wiedzą co czynią i jak go nie umieścili w swoim dziele, wiedzieli co nie czynią. A może jednak nie? Bo pomyślałem sobie: Zbigniew Majchrowski, profesor Uniwersytetu Gdańskiego ze szkoły Marii Janion, w środowisku każdy wie, kto acz, ale wychodzi, że nie dowie się tego z Encyklopedii Gdańska. Ale jest za to Antoni Pawlak i ma długie i porządne hasło, to dobrze. Zasłużył, bo to dobry poeta, słynął kiedyś ze swojej niezależności i apolityczności (= apartyjności), pisał świetne felietony, teraz mniej aktywny, bo doradza prezydentowi miasta Gdańska. Pamiętam też że, współtworzył kiedyś Migotania i był dyrektorem w Wydawnictwie Tower Press.. Jest Bożena Ptak, gdyby ktoś nie pamiętał, to poetka z Gdańska, obecna, albo już trochę była (bo nie pamiętam) szefowa oddziału SPP w Gdańsku. Acha, doradcy władz są? A są. Patrzę Anna Czekanowicz, poetka (kiedyś?) znana w Polsce z tego, że wspólnie napisała ze Zbigniewem Joachimiakiem książkę poetycką, teraz szefowa biura kultury u prezydenta. Czepiam się, bo nie tylko poeci „wadzy” (jak to powiadał AKW – złośliwy Andrzej Waśkiewicz, o władzy) są obecni. Jest na przykład całkowicie bez władzy urokliwy Mieczysław Abramowicz, a czemu by nie, napisał na pewno ze dwie książki, a poza tym pracował, wykazywał się, jest bez wątpienia znany w Trójmieście, uczestniczy w spotkaniach autorskich, rautach, seminariach, no i jest działaczem środowiska żydowskiego w Gdańsku. A właśnie, jest Joachimiak? Ni ma! Widać, że ten poeta, wydawca, naczelny Migotań – nie jest z Gdańska. A ciekawe skąd jest, bo przecież encyklopedyści gdańscy nie pomijają osób o znacznie mniejszym dorobku, co jest faktem, bo dość skrupulatnie sprawdziłem.


Naprawdę! Encyklopedia jest skarbnicą wiedzy o Gdańsku, o jego ludziach, historii, dramatach, polityce, gospodarce, przemyśle, etc. Są tam prawie wszyscy, a szczególnie zadbano, aby nie zapomnieć o urzędnikach, przedstawicielach władzy, od komunistycznych działaczy począwszy, np. Bejma i Kociołka, po dzisiejszych prezydentów i marszałków. Cieszyć się powinien zatem każdy Gdańszczanin lub miłośnik miasta, że powstało takie wydawnictwo. A zatem dlaczego zrobiło mi się smutno?


Teraz poważnie.


Encyklopedia jest wielkim przedsięwzięciem, pięknie wydana, wypełnia bardzo ważne zadania edukacyjne i dokumentacyjne. I widać to od pierwszych stron. Jest długa lista Komitetu Honorowego, od Lecha Wałęsy, poprzez Ewę Kopacz (oczywiście, bez Ewy Kopacz, cóż to byłoby za wydawnictwo), Donalda Tuska, premiera (był w Gdańsku jeszcze inny słynny Tusk – Bronisław, wołaliśmy go Buni, był fantastycznym rzeźbiarzem), Marszałka Senatu, Bogdana Borusewicza, Marszałka Pomorskiego Mieczysława Struka , jest też Arcybiskup Tadeusz Gocłowski, itd., itd., Oczywiście nie zapomniano o sponsorach, jak się domyślam, bo cóż by tu robili szefowie Lotos S.A. , Energa S.A, lub kierownictwo Wodociągów i Kanalizacji. Jest jeszcze jedno bardzo ważna osoba – Prezydent Miasta Gdańska, Paweł Adamowicz, który napisał wstęp do Encyklopedii. To ważne dopełnienie informacyjne, bo wyraźnie wskazuje, że Encyklopedia, jakkolwiek wydana przez Fundację Gdańską a więc niezależna finansowo i organizacyjnie od władz miasta i państwa, jest jednak zamierzeniem publicznym. Publicznym! Nie jest to książka z gatunku „wolność Tomku w swojej księdze, co zechcesz” , jak to jest w tysiącach innych książek wydawanych przez prywatne wydawnictwa, w których można głosić treści dowolne i w dowolnej relacji do prawdy, dowolnie rzetelne i oryginalne, bo taka jest natura prywatnych przedsięwzięć. „Pieczęcie” Marszałka Pomorskiego i Prezydenta Miasta Gdańska mają zaświadczać, że ta encyklopedia jest Encyklopedią, a nie dowolnym zbiorem informacji i że zastosowano w niej rygory współczesnej encyklopedystyki, również w kwerendzie treści, w metodologii i konstrukcji haseł; że wykluczono z niej woluntaryzm, amatorskość a zastosowano obiektywne metody doboru i budowania haseł. Tak jednak nie jest. Przyjrzałem się dokładnie jak zbudowane są hasła. Nie ma w nich jednego wzorca, nie ma wyznaczonych hierarchii faktów, wydarzeń, dorobku, nie ma po prostu porządku, wygląda to tak, jakby sami autorzy haseł sobie pisali o sobie. A piszą wszystko, byle wydłużyć hasło, szczegółowo przedstawiają gdzie i kiedy się urodzili, gdzie przeprowadzili, jakie uczelnie rozpoczęli a nie koniecznie ukończyli, w jakich grupach i grupkach się jednoczyli, w jakich pismach drukowali swoje teksty, wymieniają ważne i nieważne nagrody i to wszystko jest ważne dla nich, ale gdy przychodzi do listy stworzonych dzieł, robi się krótko i zwięźle. Porównałem pod tym względem hasło Andrzeja Żurowskiego autora kilkudziesięciu książek, może najwybitniejszego krytyka teatralnego ostatnich 30 lat książek i hasło poetki Bożeny Ptak, cóż wychodzi, że Żurowski powinien nosić za Ptak teczkę z jej wierszami. Hasła w Encyklopedii generalnie są chaotyczne i niezborne. Oczywiście, wyraźnie chcę zaznaczyć, że tę ocenę encyklopedii dokonuję na podstawie materiału, który jest mi naturalnie – jako pisarzowi, wydawcy, artyście – bliski i znany, i jest to głównie obszar kultury współczesnej. Jeśli wygłaszam jakieś uogólnienia, to tylko dlatego, że zakładam, że część reprezentuje całość, że całość jest na podobnym poziomie jak fragmenty, czyli, podobnie jak w literaturze, jeśli na dwóch stronach powieści jest czysta grafomania, to można domniemać, że całość jest do kitu. Uderza w hasłach Encyklopedii, że średni pisarze są prezentowani hasłami mniejszymi niż osoby i twórcy o wybitnym i wielkim dorobku. Proszę tylko spojrzeć na hasło Zbigniew Żakiewicz. Najwybitniejszy prozaik gdański po wojnie, jeden z wybitniejszych w Polsce, a doczekał się – wprost w to nie wierzę! 12 linijek, gdy np. (wybaczcie, że nie wymienię nazwiska, bo może to nie autorki wina i nie jej winą jest, że na pewno nie przejdzie do historii literatury polskiej) poetka X, ma tych linijek 3 razy więcej. Ciekawy, jednak mało płodny poeta, autor chyba cienkich książek prozatorskich, Aleksander Jurewicz wychodzi na tytana twórczości przy opisie dorobku Żakiewicza. Dość ironiczna i w sumie ponurą ciekawostką może być fakt, że Żakiewicz był dla Jurewicza przyjacielem, guru, mistrzem pióra. Oczywiście, że nie rzecz w linijkach, ale Żakiewicz to naprawdę wielka postać Trójmiasta i można by napisać o nim ze 3 strony hasła encyklopedycznego. No, ale cóż, Żakiewicz już nie żyje, nie jest, a nawet nigdy nie był i nie otarł się o władzę, urzędniczenie, był …. tylko pisarzem. Mój dobry kolega Zbigniew Joachimiak, autor 13 książek, redaktor naczelny i twórca, wychodzącego od 10 lat jednego z najlepszych pism literackich dekady, laureat nagrody Czerwone Róży (dostał ją o Adama Ważyka i Zbigniew Bieńkowskiego), szef wydawnictw (w których zatrudniał poetów, np. Antoniego Pawlaka, szef Fundacji Światło Literatury zajmującej się promocją poezji polskiej, jest w ogóle nieobecny. A także jego Migotania. Dziwne kryteria stosowali encyklopedyści gdańscy (coraz bardzie jestem pewny, ze powinienem to określenie pisać w cudzysłowie ). Autograf, pismo wydawane 2 lata, jest obecne w encyklopedii. Podpunkt miał sześć numerów, jest obecny. Podobnie Punkt i Tytuł. Ciekawe, Migotania mają najdłuższy okres funkcjonowania na rynku, 10 lat, to jest coś, ale nie dla Encyklopedii Gdańska, dla nich ten tytuł nie istnieje.


Zastanawiam się, czy Encyklopedia ta miała jakąkolwiek opiekę merytoryczną, czy jest owocem rozgorączkowanych amatorów. Bo właściwie, a przynajmniej na obszarze wiedzy mi znanej – sprawa jest dość prosta. Nawet Wikipedia ma przejrzysty system budowani hasła i dobierania zawartości. Można było do niej zajrzeć, Drodzy Gdańscy Encyklopedyści i wiedzielibyście jak się tworzy hasła encyklopedyczne. Myślę, więc że zabrakło temu wydawnictwu spokoju, ładu organizacyjnego, przewodniej myśli encyklopedycznej.


Nadzieja jest w tym, że może inne dziedziny życia, te spoza zakresu współczesnej kultury i literatury są opracowane lepiej. Nie jestem encyklopedystą, nie śmiałbym się tak nazywać, nawet, gdybym napisał kilka haseł do Encyklopedii Gdańska. Encyklopedia Diderota nie była napisana wyłącznie przez niego. Ale była przesiąknięta jego geniuszem, jego intelektem i jego gorącymi ideami, Encyklopedia Gdańska jest też przesiąknięta, ale raczej gorączką zamknięcia księgi za wszelką cenę, choćby kosztem wykasowania z pamięci, ze świadomości obywateli Gdańska i Polski, że pośród nich żył i tworzył na przykład powieściopisarz Zbigniew Żakiewicz lub poeta Edmund Puzdrowski.


Sprawa wcale nie jest błaha. Wszyscy Ci, którzy dali się wpisać na pierwsze strony Encyklopedii, ów znamienity Komitet Redakcyjny, Marszałkowie i Prezydenci, powinni się zastanowić, kto kogo użył? Czy ów Komitet dodał sobie chwały wpisując się w ważne przedsięwzięcie kulturalno-kulturowe, czy tzw. „encyklopedyści” zabezpieczyli sobie najzwyczajniej tyły, aby przedsięwzięcie wydało się bardziej poważne niż w istocie jest, bo przecież na początku firmują książkę wielkie nazwiska. Może trochę przesadzam, ale ów Komitet Redakcyjny, afirmował coś, co jest dalekie od rzetelności encyklopedycznej a posiada cechy amatorskiego, nierzetelnego wydawnictwa.


Wchodzi jeszcze jedna opcja w grę, że Miasto Gdańsk wstydzi się Zbigniewa Żakiewicza, Edmunda Puzdrowskiego lub Gazety Literackiej Migotania. A dlaczego, nie odpowiem, bo cóż, ja nie jestem encyklopedystą.


P.S. Zapytałem kolegów z kręgów Encyklopedii, dlaczego wyszło, tak jakoś kulawo i niezbornie. Przecież to nawet nie chodzi o tych, których niesprawiedliwie potraktowano w ich wydawnictwie, ale o czytelników, bo oni nie będą pędzić do księgarni za 10 lat za poprawionym wydaniem Encyklopedii, dla nich nie ma Puzdrowskiego, Żakiewicz jest nieważnym pisarzem i tak im pozostanie, bo wciąż się wierzy książkom a szczególnie encyklopediom. Nie poczułem się zaskoczony, gdy zamącili w odpowiedzi w stylu: no wiesz, to początek, będziemy ulepszać, udoskonalać, powstaje wirtualna encyklopedia, będziemy stopniowo, będziemy sukcesywnie, jutro, pojutrze, i w ogóle, itd. Bla, bla, bla…

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko