Krzysztof Lubczyński: POLSKI KRYMINAŁ PARYSKI

0
252

Krzysztof Lubczyński


POLSKI KRYMINAŁ PARYSKI


„Jul”  Pawła Goźlińskiego opromieniony został sławą czołowej prozy 2010 roku. Na skrzydełkach okładki cmokają nad nią znani krytycy. „Świetna robota” – deklaruje Jarosław Klejnocki i informuje że zarwał dla „Jula” całą noc. Retoryczny to zwrot, czy też nie tak już młody krytyk ma tyle sił, by nie sypiać po nocach? Tego się nie dowiemy.

Zacznijmy od tego, że składniki „Jula” dobrane są udatnie. W konwencję kryminału (seria tajemniczych mordów) wpisany jest Paryż 1845 roku, miasto polskiej Wielkiej Emigracji, stolica mesjanizmu, miasto Mickiewicza, Towiańskiego, Zmartwychwstańców, no i tytułowego Juliusza Słowackiego, który wszakże pojawia się w powieści marginalnie i enigmatycznie.

I to jest dla mnie pierwsze rozczarowanie. Czytelnik miał prawo spodziewać się, że powieść będzie wpisaną w formę kryminału próbą stworzenia psychologicznego portretu twórcy „Kordiana”, którego przecież w mansardzie nad Sekwaną napisał i wydał. Tymczasem otrzymaliśmy jedynie sprawny kryminał z polskim Paryżem w tle. Kryminał jest krwawy, ostry, z elementami naturalistycznymi, z akcentami czerpanymi  z literatury fantasy i poetyki makabry. Główny bohater, Adam Podhorecki, próbuje rozwikłać tajemnicę serii morderstw, by samemu uwolnić się od podejrzenia o ich dokonanie. I na blisko czterystu stronach towarzyszymy jego perypetiom, gorączkowej walce o odkrycie tajemnicy, a także upokorzeniom fizycznym i psychicznym doznawanym od paryskiej policji. I taki jest też rytm prozy Goźlińskiego, dynamiczny, gorączkowy, ekspresyjny, szybki. Zdania buduje autor krótkie, zwięzłe, często zastępuje je równoważnikami  w postaci jednego słownego komunikatu.

Z tego powodu ta powieść, rozgrywająca się w leniwym, relatywnie spokojnym,  „nudnym” Paryżu czasów Ludwika Filipa odznacza się gorączkowym, niemal telegraficznym tempem. Tekst jest behawioralny – nie ma w nim psychologicznego wnętrza postaci, są tylko ich reakcje. Widać tu dziennikarski, reporterski warsztat Goźlińskiego. Tekst powieści ma wiele cech formalnych scenariusza filmowego, tak jakby autor pisał ją z myślą o przyszłej ekranizacji. I podejrzewam, że jeśli znajdą się pieniądze na taką kostiumową realizację, możemy się takiego filmu w przyszłości spodziewać. Słowem –  w swoim gatunku robota Goźlińskiego jest rzeczywiście dobra. A jednak, jako się rzekło, na wstępie, pozostaje sporo niedosytu po tej lekturze. Po pierwsze, jest ona jednak intelektualnie dość pusta. Cały sztafaż historyczny, personalny tła został wykorzystany jako statyczna dekoracja; nie posłużył Goźlińskiemu do zgłębienia polskich, paryskich zagadnień emigracyjnych, tak choćby, jak to uczynił Gyorgy Spiro w „Mesjaszach”, czy Krzysztof Rutkowski w swoich esejach. Zgoda – od kryminału nie można być może tego wymagać, ale w takim razie Goźliński trochę na wyrost wymienia na końcu cały batalion wielkich, wybitnych, czy choćby tylko przydatnych autorów,  których czytał i o których myślał przy pisaniu „Jula”. Tak, robota Goźlińskiego jest świetna warsztatowo, ale nie w tej klasie, do której arbitralnie „Jula” przypisano.

Na koniec dwie uwagi korektorskie do wydawcy, tym bardziej wskazane, że niechybnie ukaże się kolejne wydanie powieści. Na stronie 43 – nazwa ulicy powinna brzmieć rue St HONORE (do tego z akcentem graficznym nad ostatnią literą, którego też brak – bez niego końcowe „e” jest nieprawidłowo nieme), a nie Honoire, a na 190 stronie mamy do czynienia z kolumnadą MADELEINE, a nie Madelaine. Nie mówiąc już o tym, że francuska wersja imienia Henryk (str. 29), powinna brzmieć raczej Henri niż Henry. To drobiazgi, ale ważne, bo mamy przecież do czynienia z powieścią paryską.

———————————————————-

Paweł Goźliński: „Jul”, Wydawnictwo CZARNE, seria Ze Strachem. Wołowiec 2010 r.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko