Krzysztof Lubczyński
Bigos austriacki
Tytułową „kaplicą” jest Polska, a ściślej – Polska mityczna, postrzegająca się w zwierciadle tradycyjnego patriotyzmu, z całym sztafarzem, instrumentarium jego emblematów, znaków, symboli, imperatywów i stereotypów. Tak odczytuję sens tytułu, może obok czy wbrew intencji autora, ale symbole, jak to symbole, nie są alegoriami, a zatem są wieloznaczne. „Wężem” jest „obcy”, główny bohater i pierwszoosobowy narrator powieści, niejaki Andreas Issli, mieszkaniec Krakowa, ale wywodzący się z rodziny o korzeniach austriacko-szwajcarsko-włoskich, a więc kundel, nawet jak na otwartą narodowościowo formułę CK Krakowa początku XX wieku.
Kraków jest bowiem przecież – nawet jako część wielonarodowościowych CK Austro-Węgier – Polską, miejscem, w którym znajduje się najważniejsze polskie sanktuarium historyczne – Wawel, z grobami królów, wieszczów i trumną św. Stanisława i w którym emblematyczna, omszała polskość została zakonserwowana niczym preparat w formalinie. Tu wszystko jest „Polską wieczyście nieśmiertelną”, jak powiada Wyspiański w „Wyzwoleniu”. I przed taką Polską staje Andreas Issli, rodem i duchem Austryjak. Przygląda się jej przy tym ze zgrozą, poczuciem obcości, ale i jak na fascynującą egzotyczność. W szczególności szokuje go straceńczy polski popęd ku śmierci za ojczyznę na polu bitwy. Popęd tanatyczny. I z tego szoku, zaprzeczenia i jednocześnie fascynacji rodzi się cała narracja „Węża w kaplicy”.
Powieść Piątka jest w lekturze łatwa i niełatwa zarazem. To pierwsze bierze się z faktury języka jego prozy, która daje tę łatwość lektury w warstwie, niejako, zewnętrznej, łatwość, która charakteryzuje lektury dzieł autorów obdarzonych talentem narracyjnym, potoczystością i jasnością frazy. To, co niełatwe w tej powieści, to cały jej literacki, czy – szerzej – kulturowy background. To liczne, na ogół dość skryte i dalece przetworzone, oparte często na myleniu prostych na pozór tropów i skojarzeń, odwołania do motywów literackich, cywilizacyjnych, politycznych, ideologicznych, które narrator czerpie z magazynu Polski i świata. W patchworku, a może raczej bigosie Piątka mamy bowiem i Kraków początków XX wieku i Wiedeń z Freudem i psychoanalizą (tą psychoanalizą zdaje się narrator próbować uleczyć siebie ze szkód uczynionych mu przez rozmaite trucizny polskie) i hitleryzm (m.in. motyw z kuzynem Goeringa) i Argentynę, z którą związane są jakieś starannie powikłane, do granicy niepoznaki, echa gombrowiczowskie.
Piątek jest autorem niewątpliwie utalentowanym, obdarzonym bogatą wyobraźnią, dobrze władającym językiem artystycznej prozy, której to oceny nie może zmienić, zamierzona tu najwyraźniej, chaotyczność narracji „Węża”. Celnie też trafia w obecny klimat narodowy, co jeszcze w momencie, gdy zaczynał pracę nad powieścią, jesienią 2009 roku, nie wydawało się stuprocentowo pewne. Jednak zachłanny wszystkoizm tej prozy, jej patch – nomen omen – workowatość, nonszalanckie bogactwo wątków sypiących się jak z rogu obfitości, wydają się jednak być doprowadzone do takiego poziomu, przy którym zamiast stać się poważnym głosem prozy polskiej w odwiecznej dyskusji nad Polską oraz wszystkimi imionami, barwami i schorzeniami polskości zatrzymuje się w granicach literackiej, atrakcyjnej, lecz jednak tylko zabawy. Myślę wszakże, iż biorąc pod uwagę talent pisarski Tomasza Piątka i jego – jeszcze – młody wiek, taka praca jest przed nim.
Tomasz Piątek – „Wąż w kaplicy”, Wydawnictwo WAB, Warszawa 2010