Zasadę: każdemu podług zasług, rzecz jasna wprowadziły podstępem na świat kobiety – już zresztą w rajskim ogrodzie to widać. Facet w swojej prostocie w ogóle by się nie zorientował, że robi coś za darmo. Stąd mamy to, co mamy, czyli arenę gladiatorów, miast stosunków przyjacielskich.
Nie wiem, czy jestem wielkim pisarzem. Bo jestem wielkim pisarzem.
O czym marzę? O tym, co zawsze. Efektownym samobóju przed nastaniem świtu, aby nie musieć już zadowalać głupszych ode mnie, czyli niemal wszystkich żyjących.
Nie robić rozmaitych, kretyńskich rzeczy tylko dlatego, że jest się na nie za mądrym? Być może tak migają się jedynie ludzie nie nazbyt zdolni.
Zakochaniem powoduje często nadmierna ambicja zakochanej bądź zakochanego, ergo jest to stan umysłu zawsze zdeformowany.
Kiedyś uklękniecie przede mną wszyscy, ale mnie już nie będzie na tym świecie.
Dzisiaj powiedziałem coś Ewelince, ale to nie zmieniło wiele: przebaczyłem jej, że mnie zabiła, ale nie jestem w stanie jej znów pokochać.
Te wszystkie psycholożki, terapeutki, są intelektualnie nazbyt żylaste, a ja zawsze wolę odrobinę więcej mięska, tłuszczyku, itp.
Zmieniaj się Piętniewicz, zmieniaj, uciekaj, syp piaskiem po oczach, myl tropy, ukrywaj się, rób miny i nigdy w jednej nie zastygaj i nie daj się proszę nigdy żadnej, przemądrzałej pindzie, a dla panien prostych, bądź zawsze miły, delikatny i wyrozumiały.
W nocy i nad ranem, pisząc te Wyimki, przeprowadzam na sobie operację, kroję się na żywca, boli jak chuj.
Zachowanie rozmaitych jegomości ze Zwisu, jest wobec mojej osoby skrajnie nieuczciwe, rzekłbym nawet: sadystyczne.
Najszlachetniejszą i najtrudniejszą sztuką, jaką wymyślono, jest sztuka konwersacji.
Umiejętność dopasowania swego wielorybiego cielska do rozmaitych sytuacji mikroskopijnych, jest nie lada sztuką.
Ćwiczę się w nowej umiejętności życiowej: bycia wariatem zawodowym. Wierzajcie mi, w obecnym świecie to wyjątkowo łatwe: wystarczy się do tego świata dostosować.
Zasadniczy konflikt w człowieku przez Boga obdarzonym, to konflikt między nieetycznym talentem a etyczną mądrością.
Jedynie starym, z dawno wygasłym seksem babom imponuje mądrość, młode zawsze podążą za talentem.
Dziś, żeby zdobyć młodą, zajebistą landrynę, nie wystarczy Nobel. Trzeba mieć jeszcze przynajmniej milion followersów na rozmaitych youtubach, instagramach oraz innych chamach.
Sztuczna Inteligencja żywo mnie interesuje. Być może uwolniłaby moją zbiedniałą do szczętu od choroby psychicznej duszę i mógłbym ze spokojem najebać się w Zwisie, nie myśląc z niepokojem o jutrze.
Nie bądź naiwny, nie uda Ci się, masz za mało czasu i za słabe zdrowie.
Wchodzisz bracie w jakieś pseudo uwodzenie słodkiej, debilnej a do tego bezczelnej, bez sumienia pindy, a potem bracie żałujesz, że dałeś porwać się swojej naiwności.
Wielu buców, łącznie z moimi mistrzami zresztą, próbowało mnie zdetronizować, ale wy – buce, pamiętajcie, król jest tylko jeden.
Piętniewicz jest bardzo kiepski, jeśli idzie o pierwszy impuls, za bardzo myśli sercem… Stąd jego fiasko totalne.
Jedyna, uczciwa walka o sławę, ma miejsce w psychiatryku.
Piszę to po to, aby wyczyścić swoje, prywatne rany, to bardzo boli… Ludzi innych nie wyczyszczę, są nazbyt skurwieni.
Brakuje talentu, porządku, woli, sił intelektualnych, w obecnym momencie brakuje wszystkiego, czas chyba pójść do infirmerii.
Co to jest czytanie? Czytanie to jest najpierw odrzucanie, a potem afirmowanie.
Większość zdecydowana moich ostatnich relacji damsko – męskich, to była zupełna katastrofa, która nie chce się skończyć.
Ludzie mnie zaiste gówno obchodzą, bo jakże może obchodzić coś, co tak przenikliwie rani? Trzeba być pierdolniętym, aby miłować zadających ból katów.
Ciągnij za język, ciągnij, a ci przypierdolę.
Sam się językiem stwarzasz, więc na co się kurwa obrażasz?
Mam wspaniałych przyjaciół – pisarzy, dla których mam prezent od serca: gilotynkę.
Mam dla Was wszystkich, koledzy, a przede wszystkim dla siebie, wspaniałą wiadomość: po śmierci już nie będę Michałem Piętniewiczem, wychujam was dokumentnie.
Nie ma na co się obrażać, weź się w garść i pokaż, że umiesz walczyć szablą, a nie patykiem.
Kiedyś pisałem wiersze; wielu obecnych, poetyckich poczciwców mnie rozczula, ale macham na to ręką.
Nie jestem Narcyzem, albowiem odbijam się zawsze niekorzystnie w świetle przez toksyczne opary mego mózgu wytworzonym, ergo nie mam dla siebie litości najmniejszej.
Funkcja państwa była, jest i będzie zawsze dewiacyjna. Jezus chciał to wszystko rozpierdolić, ale powstrzymano go, a potem pomalowali farbkami słodkiego Jezuska, do którego modlą rozmaite, egzaltowane panienki bądź zdewociałe, stare baby.
Nadzieje, wiary, filozofie, od zawsze oparte na instytucjach państwowych, są takie, jak owe instytucje: chujowe również.
Gubię się w krainie odbić rozmaitych, a tak bardzo zależy mi, aby w którymś lustrze w końcu odbić się mądrze.
Droga, którą idę, jest bardzo ciężka, bo de facto idę nią całkiem sam niemal… Towarzyszy mi kilku wariatów, to wszystko, jeszcze osiołek mojej choroby psychicznej, na którym dreptam w wysokich górach.
Rozświetlenie. Waldek prosi o wiersze. Niestety, panie i panowie terapeuci nie chcą, żebym pisał wiersze, wolą zdecydowanie, abym cierpiał, by mogli mnie leczyć.
Gdybym był nierozumiany, to byłoby jeszcze bardzo dobrze. Ale ja nie jestem nierozumiany, jestem glebiony i jebany.
Jak się robi dzieci? Wychodzi się z domu, poznaje (najczęściej w stanie zanietrzeźwionym), jakąś wredotę i tak dalej i tak dalej. Ja tego nie robię, ponieważ uważam, że to do szczęścia zbędne.
Ludzkość wymrze z powodu nadmiernego konformizmu oraz powtarzania do znudzenia tych samych, kretyńskich sloganów. W trupiarni owej przetrwają jedynie jednostki skrajnie nieprzystosowane.