Andrzej Piątek – Obrzuć błotem bliźniego swego

0
19
Piotr Franasowicz - Antek i Jan Nosal - Ksiądz. Fot. Jeremi Astaszow

            Stojący w głębi spory krzyż przytłacza scenę. Z ledwo widocznym Chrystuskiem, który wisi niedbale. Krzyż poprzedzają ławki kościelne, które za chwilę będą te same w karczmie, gdzie ludziska piją, biją się i sobie złorzeczą. Będą też stały w chałupie Boryny, jako niemi świadkowie zdarzeń, które tam się podzieją – pisze Andrzej Piątek o spektaklu „Chłopi”, na podstawie Reymonta, w reżyserii Remigiusza Brzyka, w Teatrze Ludowym w Krakowie.

            Naturalnym przedłużeniem ławek są rzędy foteli na widowni. Mimo braku chęci dopełniamy obraz rzeczywistości obłudnej, pazernej, prostackiej, zawistnej i znieczulonej na bliźniego. Przekornie i przewrotnie zostajemy zapętleni w te sytuacje rozmodlenia, mordobicia i swarów.

            Osią spektaklu Brzyka jest kościół. Kościół w Lipcach, przywołany z Reymonta, ale też instytucja, która funkcjonuje ponad czasem. Symboliczny tu będzie dzień wywiezienia niepokornej Jagny wozem, na kupie gnoju. Reymont sytuuje tę scenę 15 sierpnia, kiedy modlitewne pielgrzymki dochodzą Jasnej Góry.

            Skoro osią spektaklu jest kościół, szczególna rola przypada postaci księdza. Nie, jak u Reymonta, trochę w cieniu, choć zarazem największego wiejskiego autorytetu. Brzyk bardziej zdecydowanie stawia księdza na planie pierwszym, przed Jagną i Boryną.

            Jan Nosal misternie buduje tę postać z drobnych ruchów i gestów, detalicznie wyposaża w wyniesioną z wiejskiej chałupy uczciwość i nabyte zakłamanie, w odruchy płynące z serca i chciwość. Tworzy złożoną i targaną sprzecznościami, podległą ciśnieniu wyzbytej biedy i nakazom przaśnego otoczenia.

            Kiedy z proscenium gwałtownie i rozkazująco głosi homilię siedzącej w pierwszym rzędzie foteli na widowni wiejskiej społeczności Lipiec, widzowie usytuowani w kolejnych rzędach za aktorami, bezwiednie czują w sobie rosnący gniew, sprzeciw i ciarki na plecach. 

            Reymont rządy Lipcami powierza mężczyznom, Brzyk stawia na pierwszym planie kobiety: Beata Schimscheiner – to bezwzględna i skuteczna w osiąganiu swych celów organiścina, Katarzyna Tlałka – milcząco twardo trzymającą się ziemi Dominikowa, Małgorzata Kochan – pogodzona z losem Jagustynka, Roksana Lewak –  energetyczna Jewka i Weronika Kowalska – Hanka, kipiąca energią i pazernie zachłanna.  Przewodniczką po tym świecie biednym i pogubionym jest Komornica – Anny Pijanowskiej, która komentuje zdarzenia i chodzi w zdartych butach po babce.

            Szczególne miejsce Brzyk wyznacza Jagnie – Justyny Litwiniec. Młoda, utalentowana aktorka ma sporo naturalnego erotyzmu, ale słusznie eksponuje w postaci inteligencję i myślenie rozumne. Te cechy sprawiają, że Jagna czuje się źle i milcząco dusi w ciasnocie umysłowej i obyczajowej ludzi siermiężnych i prostych.

            Reymont pisze, że Jagna ładnie wyszywa i śpiewa. Brzyk to rozwija i kładzie nacisk w postaci Jagny na zdolności w malowaniu i muzyce. To czyni dziewczynę szczególnie wyjątkową, zwłaszcza na tle społeczności Lipiec, dobitniej też uzasadnia odrzucenie i w efekcie pozbycie ze wsi. Z Lipiec, a może z Polski – gdzie ludzie inni, myślący inaczej, odmienni zainteresowaniami, w małych społecznościach często nadal są niemile widziani.

            Uwagę zwraca Boryna – Kajetana Wolniewicza: twardy, wyrachowany, wychowany i żyjący w kulcie pracy i przywiązania do ziemi. Postać Jambrożego, wiejskiego filozofa, Maciej Namysło ciekawie opatruje oportunizmem i zagadkowością. Antek – Piotra Franasowicza, to młody Boryna, syn swojego ojca, ale z cechami hipokryty i marzyciela.

            Wyraziste postacie tworzą Ryszard Starosta – Kowal, Mateusz Trzemiel – Jasio, syn organisty, z trudem znoszący rodzinny nakaz pójścia do stanu duchownego i Jacek Wojciechowski – Kuba, ubogi ojciec Hanki, synowej Boryny.

            Ważnym „aktorem” jest pies Łapa błąkający się swobodnie po scenie i widowni, jedyny z przyjaźnią do ludzi.

            Brzyk trzyma nas za gardło przez cały czas długiego przedstawienia. Z przesłaniem, że w tym spektaklu jest zapisane polskie DNA. Jest też szansa, by przyjrzeć się sobie, choć to zaboli. Skąd pochodzimy i w jakim miejscu teraz jesteśmy? Konstatacja, że od przodków różnimy się nie tak istotnie, nie wypada chwalebnie.

            Wyjątkiem jest tylko Jagna. Z jej niezgodą na poddanie się dyktatowi większości, ignorującej czyjąś wrażliwość odrębną. Niechęcią ugięcia się przed tym, co złe. Protestem przeciw zasadom, które rządzą nami, bo tak chcą rządzący nami, wbrew nam.

            W spektaklu Brzyka, za sprawą sugestywnej scenografii Igi Słupskiej i reżyserii światła Moniki Stolarskiej, po pierwszej scenie sugerującej, że jesteśmy w kościele, następują kolejne sytuujące inne miejsca. Ale pozornie tylko, bo cokolwiek by to nie było, nie przestaje być kościołem. Sugestia, że kościół jest w nas? Tak mocno zakorzeniony? Zmienimy się, jeśli się zmieni? Tylko wtedy, będziemy inni, może lepsi?

            Andrzej Piątek

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko