Waldemar Jagliński – Niebieskie Wody

1
114
Maria Wollenberg-Kluza
Maria Wollenberg-Kluza

Fale i wiatr jak ryczący mur. Jak wyrok i filary więzienia. I bezkresny Świat Śmierci. Jak spieniony i mglisty obraz kary zrodzonej z niedosytu i rozżalenia. Kary za zniszczenie Odwiecznego Porządku. Jak stwórcza i bezduszna zarazem niebieska moc co pochłania każdą bladą dłoń. Dłoń wyciągniętą błagalnie ku milczącemu Niebu. Fale i wiatr, i już tylko spóźnione wołanie…

   Drugim biegunem jest kołysanie do długiego snu. Chwiejba do snu o Nowym Świecie, chociaż żywe wciąż twarze i fantomy Upadłych chyboczą się przy wysokich, żywicznych ścianach Jedynego Domu. Chociaż mocarne jeszcze niedawno ręce ześlizgują się po nich, choć bezowocnie próbują sięgać aż do gromady świetlików. Chociaż widać wciąż ciemne, krzaczaste głowy, siłę spojrzenia zmrużonych oczu i rozwarte w niemym krzyku usta. I nowe duchy Olbrzymich Potomków Nieba i Ziemi, zjawy spiżowych, żarłocznych dziedziców. Na ołowianym, ciężkim nieboskłonie, jak w skrzydłach wielkiej złotawej ćmy, widać głos Niebios: łamiące się Wewnętrzne Drzewa Olbrzymich Żarłaczy, ich obraz z obrazu, ich przeobrażenia jak przebłyski aktu łaski. Widać też liczne grzechy przeszłości, co długo unoszone były na szerokich niebieskich skrzydłach ich ojców.

   Kołysani zaś w Jedynym Domu mówią o sobie: ziarno! albo garść! Żyją tam z małym blaskiem łuczywa, suną cicho po smolistych, dusznych izbach. I płyną, i płyną, i marzą wciąż i śnią. Zmierzają ku nowym dziejom. I od dawna mówią sobie: Zdążamy ku świeżej zieleni porastającej świat u podnóża niezniszczalnych Błękitnych Gór! Płyniemy ku zieleni wyrosłej ze srogich wód. Ku zieleni dającej nowy oddech. Nowe życie!

   Nieliczni wybrańcy, albo blade ziarna unoszone falami, czekają ciągle na pierwszy Promień.  Na świat bez deszczu. Na Nowy Poranek skąpany w złocistym cieple.

   Pierwszym szczęśliwcem i marzycielem jest starszy, siwobrody mężczyzna. Wybrańcy nazywają go Odpoczynkiem albo Pocieszycielem. To człowiek prawy i sprawiedliwy, a więc największy ulubieniec Niebieskich Wysokości. Ten, który posłuchał Niebieskiego Ojca i zbudował Pływający Dom. Jedyny Dom. Ale to również mąż i ojciec. Jak czasem przyznaje, jest pocieszycielem siedmiorga i piastunem rozkrzyczanych braci mniejszych, co po brzegi wypełniają  tebah. On jest Prologiem.  

   Towarzyszka siwobrodego to Przyjemna, matka trzech rosłych synów. Ta oto najczęściej nosi światło w Jedynym Domu. Rozjaśnia pracę i odpoczynek wybrańców. Jak małe słońce dogląda i ogrzewa całe domowe stworzenie.  

   Pierwszym jej synem jest Biały. Pocieszyciel zaś patrzył kiedyś w niebo i mówił: To ojciec ludzi Północy, w mych mglistych wizjach przyszłości żyjących w świeżej zieleni porastającej skały i równiny w wielkim, Nowym Świecie. Drugi to Orlonosy, ojciec ludów piasku, ludzi wybranych przez Elohim. Przez Niebieskiego Orła o gwiaździstych skrzydłach i słonecznym spojrzeniu. Trzecim synem zaś jest Czarny. Pocieszyciel mówił do swoich: To zalążek ludzi Południa.   

   Kobiety synów Przyjemnej krzątają się w mrówczej pracy. Ich mężowie mówią, że są one jak wieczne kwiaty. Jak ciepłe, pomocne promienie w długim mroku oczekiwania. Są one nadzieją świata leżącego jeszcze w naszych marzeniach, u stóp dalekich Błękitnych Gór!

   Śniący na jawie wybrańcy widzą Siwobrodego, swego pocieszyciela. Pierwszy mężczyzna w Jedynym Domu  wspina się ku świetlikom. W silnych dłoniach trzyma kruka. Dobrze wie, że Promień żyjącego wciąż Słońca rozbłyska w uśpionym świecie burzy, a wiatr nie goni szarozielonych, spienionych rumaków. Stalowy świat zamarł w krótkotrwałym, złocistym świetle.

   Pocieszyciel wybrańców staje na czarnym dachu swego małego domu, unosi ramiona, szepcze coś do zbudzonego światłai wypuszcza ptaka. Kruk znika pod ołowianymi chmurami, żyje jednak nadzieja. Jest ona jak zielone marzenia o niebieskich górach.

*            *           *

Czarny ptak jak zwątpienie. Jak otchłań bez drogowskazów z gwiazd. Siwobrody Pocieszyciel nie widzi szmaragdowej gałązki. Nie widzi Nowego Lądu. Pusty dziób kruka otwiera się i wyrzuca niskie, chrapliwe kra, kra!  Mężczyznapatrzy w czarne oko – obojętność skrzydlatego posłańca spycha go powoli w smolistą ciasnotę. 

   Stalowa powierzchnia wód znowu ożywa. Porusza się jak gigantyczny potwór. Lecz nie wyłania się już z niej żadna mocarna dłoń, żadna krzaczasta głowa i nadzieja żarłocznych potomków Nieba i Ziemi. Pędzą już białe grzywy falistych rumaków, oddech wiatru mocniej omiata Jedyny Dom. Znika złocisty korytarz – otucha dzieląca ciężkie chmury.

   Słowa Pocieszyciela zamierają na drżących, bladych wargach. Ludzie opuszczają głowy i światła łuczywa. Siwobrody tuli jednak strapione dusze. Pociesza słowem i wskazuje gromadę świetlików – gdzieś wysoko, a może i całkiem blisko żyje przecież Świat Najwyższego Ojca.  A ich Jedyny Dom walczy wciąż ze spienionym, morskim potworem. I dopóki tak jest, żyje również nadzieja.

*            *            *

Śniący na jawie wybrańcy widzą Siwobrodego, swego pocieszyciela. Pierwszy mężczyzna w Jedynym Domu znowu wspina się ku świetlikom. W dłoniach trzyma gołębia. Znów Promień żyjącego wciąż Słońca rozbłyska w uśpionym świecie burzy. A pocieszyciel wybranych staje na czarnym dachu swego małego domu, unosi ramiona i wypuszcza białego ptaka. Gołąb znika pod kłębiącymi się jeszcze chmurami. Nadchodzi czas wielkiego oczekiwania.

   Jedyny Dom wspina się wytrwale na grzbiety fal, rozbija je tak, jak rozbija się wściekłość morskich potworów. Tak mówią do siebie wybrańcy. Tak pocieszają się w osiem dusz w ciasnych, smolistych izbach. I czekają, i płyną, i marzą wciąż i śnią. Zmierzają ku nowym dziejom. Ku niewidocznym jeszcze błękitnym szczytom.   

   A po długiej nocy nastaje dzień. Światło nieśmiało przebija się ku sfalowanej wciąż powierzchni stalowoszarych wód. Spomiędzy ołowianych chmur wytryska pierwszy silniejszy promień i uderza w morze. Posępny obraz ożywiają żółtopomarańczowe refleksy. Na złocistej ścieżce promienia pojawia się biały ptak.

   Czarny dach Jedynego Domu. Stoi tam teraz czterech mężczyzn. Chwile zwątpienia przeplatają się z nadzieją. Wybrańcy patrzą w jaśniejącą przestrzeń. Uczepieni żywicznych świetlików – czekają na powrót białego posłańca.

   To Orlonosy jako pierwszy dostrzega gałązkę oliwną. Ślad Nowego Lądu. Zielony azyl. Znak Nowego Czasu. Radosny krzyk młodego wybrańca mówi wszystko. Pocieszyciel uśmiecha się szeroko.

    Biały posłaniec ląduje na jego ramieniu i wypuszcza z dziobu symbol nadziei.  Potem wznosi się ponad Jedyny Dom i w jednym uderzeniu serca staje się uskrzydlonym, złocistym duchem. Największym Pocieszycielem. Zdumienie wybrańców wieńczy nowy radosny okrzyk. I dziękczynienie  Niebieskiemu Ojcu.

*           *           *

Błękitne Góry to nie sen. To Nowa Nadzieja iprawdziwy ląd! Stałe oparcie dla utrudzenia i wiary.A żywiczny Jedyny Dom znajduje w nich ostatnią przystań. Wieczny spoczynek po długiej walce z wodami. I z każdym nowym wschodem wrasta w nie, staje się ich małym sercem.

   Osiem dusz chłonie Nowy Świat – to jedna z ważniejszych myśli Pocieszyciela. A świat ów wygląda tak, jak w marzeniach wybrańców przez długie noce i dnie żyjących w ciasnych i ciemnych izbach Jedynego Domu. W smolistym tebah, którego wysokie drzwi zamknął kiedyś sam Najwyższy. Na żywiczne belki położył niebieską pieczęć, swój podpis. Znak ów osłabiał i odrzucał nawet Żarłoczne Giganty – mówili sobie wybrańcy, kiedy wody podniosły już Jedyny Dom.

   Wybrańcy zrywają pieczęć Niebios, Złotą Obręcz, która otwiera się pod dotykiem Pocieszyciela. Potem otwierają wszystkie wrota tebah  – bracia mniejsi zalewają góry i zieloną dolinę. Gdy wody wciąż opadają, zwierzęta próbują badać świeże połacie lądu. Siwobrody zbiera swoich i mówi: Tęczowa armia śpiewających, porykujących i pełzających odchodzi. Idzie dalej, ku błękitnym horyzontom.  

   Pierwsi ludzie Nowego Świata wyprawiają pierwszą ucztę. Siedzą przed pierwszym domem zbudowanym z duszy tebah. Pocieszyciel wybiera dorodne zwierzęta i składa ofiarę Najwyższemu. Niebo i wody stają się niebieskie, a ciepły, lekki wiatr pieści twarze wybrańców. Ludzie jedzą i śpiewają aż do zachodu.

   Wtedy Przyjemna prowadzi wszystkich nad Nowe Morze rozciągnięte pod zielonym klifem. Jego wody wciąż są niebieskie, chociaż ogniste rozbłyski zachodnich promieni tańczą już tu i tam na delikatnych falach. A pierwsi ludzie tego świata stoją na szerokiej, piaszczystej plaży i chłoną świeże powietrze, chłoną cały nowy czas.  

   Krzyk Białego przywraca czujność siedmiorga. Przenika go zimny, pierwotny strach. Pierwszy syn Przyjemnej wskazuje ciemniejący horyzont. Ciemnoszarą, skalistą wysepkę, która zaczyna żyć. Ponad czarne zęby skał podnosi się atletyczny Olbrzym Żarłacz. Potomek Nieba i Ziemi równy siedmiu mężom! Siłacz o kamiennych pięściach! Niszczyciel ludzi i zwierząt! Obok niego powoli powstaje drugi, zradza się z odwiecznego zła, które dotąd dawało mu tchnienie.  

   Ludzie uciekają z plaży. Drżące stopy zsuwają się z wilgotnych skał klifu. Rośnie strach, łzy brużdżą blade policzki…

   Pocieszyciel odwraca się ku morzu: chce zatrzymać Żarłacze choćby na chwilę. Chce się poświęcić dla siedmiorga. Dostrzega wtedy, jak niebieskie wciąż wody unoszą się nagle w gwałtownej fali. Jak strzelają ku ognistemu niebu. Jak spomiędzy spienionych szczytów żywiołu wyłania się trzeci Olbrzym.

    Ten wygląda jednak inaczej: jest prawie biały i otula go przejrzysty, złoty płaszcz.  Płaszcz jak tarcza i zbroja.

   Pocieszyciel stoi i patrzy. Inni zatrzymują się jak on. Zdumienie pierwszych ludzi wypiera ich strach. Widzą dużego mglistego niby – motyla, niebieską nowinę co zawisła nagle nad wielką, krzaczastą głową cudownie wynurzonego. Ponad bicie serca wznosi się własny szept Pocieszyciela:

    – A oto nad Nowym Olbrzymem, jak w skrzydłach wielkiej złotawej ćmy, pojawił się nowy głos Niebios: świeże Wewnętrzne Drzewo, twór o trzech pniach! Lśniące, tęczowe dzieło! Oto obraz z obrazu duszy. Jakże piękny! Stworzony przez Wysokich Skrzydlatych. To dzieło jest jak akt wielkiej, ojcowskiej łaski. Jak nowa nadzieja!   

   A Nowy Olbrzym skacze na plecy Żarłaczy, złocistymi pięściami rozbija ciemne, krzaczaste głowy i powala martwe ciała. Niebieskie Wody przebijają się jeszcze w coraz szerszym, ognistym zachodzie. Pochłaniają dwie ciemne postacie, zamykają się nad nimi na zawsze.

   Nowy Olbrzym upada na kolana i wznosi ku niebu mocarne ramiona. Z rozpalonego nieboskłonu strzela złoty promień: rozpływa się jak królewskie wody po jasnym ciele Nowego. Obrońca ludzi powstaje powoli i w czerwonych refleksach dziennej gwiazdy rusza pod skały klifu.

   Osiem dusz cofa się odruchem braci mniejszych. Odruchem zamierzchłej przeszłości, gdzie światło myśli tłumił jeszcze pierwotny mrok strachu. Ale wilgoć skał znów zatrzymuje odwrót. Ludzie wstrzymują oddech.

    Wtedy to Przyjazna dostrzega nowe więzi i zaczyna się szeroko uśmiechać. Olbrzym jużwcześniejpochyla się nie opodal, nad kępami świeżych, szmaragdowych traw. Tam, gdzie rosną już wielobarwne kwiaty.  

*           *          *

Kołysanie się mocarnego ciała, długie i pewne kroki po rudawym piasku, ciepłe oddechy i perspektywa ptaków. Perspektywa uskrzydlonych i pojednanych.

   Pocieszyciel siedzi na prawym barku Nowego Olbrzyma. Mocarny przyjaciel śmieje się do niego i patrzy niebieskimi oczyma. Pocieszyciel spogląda w lewo – widzi uśmiechniętą twarz Przyjaznej. Piękna żona pierwszego mężczyzny nosi błękitną suknię. W prawej dłoni trzyma żółte i czerwone kwiaty – pierwszy dar od nowego obrońcy ludzi. Wokół nóg siłacza w beztrosce biegają młodzi wybrańcy – nadzieja Nowego Świata. Zielony Prolog.

Piła, wrzesień – listopad 2022 

Reklama

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko