Franciszek Czekierda – PIERWSZE PORYWY SERCA ADAMA MICKIEWICZA

0
109

Po śmierci ojca przyszłego wieszcza, Mikołaja Mickiewicza w 1812 roku, daleki krewny Medard Rostocki, sędzia nowogródzki z Ruty, został prawnym opiekunem czterech synów jego i Barbary: Franciszka, Adama, Aleksandra i Jerzego. Piąty syn, Antoni, zmarł w dzieciństwie. Adam od września następnego roku zamieszkał w Rucie. Z powodu przerwy w nauce musiał powtarzać piątą klasę.
Jako piętnastoletni młodzian poznał Johasię. Po latach, opowiadając o niej Aleksandrowi Chodźce, nazwał ją Józią. Są spory czy była to jedna osoba, czy dwie. Przyjmijmy, że była to Johasia. W listopadzie 1819 roku brat Franciszek pisał Adamowi, że Johasia jest zdrowa i odwiedziła ich dom z Bereśniewiczową. Jeśli więc starszy brat informował poetę o Johasi, to z pewnością wiedział, że żywili do siebie sympatię. Jej imię figurowało w pierwszej wersji ballady To lubię (1819). W następnym roku, gdy pojawiła się możliwość jej publikacji w Dzienniku Wileńskim, Mickiewicz prosił listownie z Kowna przyjaciół, aby drukarnia sporządziła dwie lub trzy odbitki na osobnej kartce. Jedną z nich zamierzał wysłać Johasi. Nie wiadomo, czy to uczynił. W 1822 roku przed drukiem Poezji (w skład tomiku wchodził ów wiersz) Johasię usunął, wstawiając w to miejsce Marylę w pierwszym wersie pierwszej zwrotki :

Spójrzyj, Marylo, gdzie się kończą gaje.
W prawo łóz gęsty zarostek,
W lewo się piękna dolina podaje,
Przodem rzeczułka i mostek.

Wróćmy jeszcze na chwilę do Ruty. Piętnastoletni Adaś idąc polną drogą spotkał na ściernisku ową Józię, czyli Johasię siedzącą na snopie z jakimś komisarzem (kawaler był więc prawdopodobnie w mundurze). Śliczna dziewczyna o świeżych ustach i białych zębach grała mu na gitarze, śpiewając czystym głosem: „Powracajcie cni rycerze!”. Komisarz słuchał przejęty i płakał „bujnymi łzami”. Nie było to jedyne z nią spotkanie Adama, o czym świadczy dalszy fragment wspomnienia: „Lubiłem siedzieć przy niej, tyle z niej wionęło świeżości i życia”. Jeżeli więc użył sformułowania „Lubiłem siedzieć przy niej” oznacza to, że przebywał u jej boku co najmniej kilkakrotnie, bo jeśli ktoś tylko raz siedział przy kimkolwiek, nie mógłby tak powiedzieć. Dziewczyna musiała mocno utkwić w jego pamięci, skoro sześć lat po tym zdarzeniu postanowił się z nią spotkać. Stało się to w pierwszej połowie lipca 1821 roku, gdy wyjechał na wakacje, odbywając sentymentalną podróż do miejsc swego dzieciństwa: Nowogródka, Pucewicz i Ruty, by potem przyjechać do Tuhanowicz. Najprawdopodobniej w Rucie spotkał się z Felicjanem Mickiewiczem, stryjecznym bratem ojca i jego żoną Johasią, „niegdyś dosyć lubianą, lubo pospolitą istotą”. Jak to zwykle bywa z młodzieńczymi obiektami westchnień: przed laty panna jawiła się jako nieskalana śliczność, teraz po prostu zbrzydła.

Drugą dziewczyną, która zafascynowała młodego Mickiewicza była Aniela. Kończąc drugi rok studiów odwiedzał ją niemal codziennie, był więc mocno zaangażowany uczuciowo. Pochodziła z Żytomierza. Z nieznanych nam powodów musiała tam jednak z matką wrócić na rok, więc przez ten czas nie widzieliby się. Ale gdyby się pobrali, wspólnie pojechaliby do jej ukraińskiego miasta; wsiadał już „prawie na pojazd do Żytomierza”, jak donosił Czeczotowi w liście 5 lipca 1817 roku, ale widocznie w ostatniej chwili się rozmyślił. Aniela miała żywą wyobraźnię, bowiem „umiała pięknymi kolorami malować przyszłe szczęście nasze!”. Wszystko wskazuje na to, że Adam przestraszył się jej planów. Gdy tylko jej matka z pokojową wyszły do przyjaciółek, odwiedził ją w mieszkaniu.
– Adasiu, kiedy się zaręczymy? – przystąpiła do szturmu, chwytając go mocno za rękę.
Mickiewicz zaniemówił. „Co ona chce? – przeraził się jej propozycją. – Chyba już czas, żebym wreszcie się ocucił, a ją z tych słodkich marzeń przebudził” – myślał zakłopotany.
– Niechaj będzie, jak jest – z trudem wydobył z siebie niepewny głos. – Toć tak jest dobrze.
– Ale ja pragnę, abyśmy się połączyli. Mamusia tobie sprzyja – nie ustępowała.
– Zaklinam, nie przymuszaj uporem swoim… – pocałował jej rękę.
Aniela spojrzała na ukochanego podejrzliwie.
– Nie jeden raz rozmawialiśmy o naszych projektach, rysowałam ja tobie wspólne szczęście.
– Tak, ale turbuje mnie niepewność… – rzekł szczerze.
– Niepewność! – wykrzyknęła i głośno zapłakała. – Jak możesz tak mówić? Niepewność! – powtórzyła zła. – Ja dla ciebie wszystko… Ja…, ja… – zaszlochała. – Jestem zdecydowana, żeby z tobą wspólne gniazdo wić, a tyś niepewny. Wiesz ile mię to wszystko kosztuje?
– Mnie kosztuje daleko więcej, niźli ciebie – Adam zawtórował jej płaczem. – Dla ciebie gotów jestem poświęcić wszystko, ale nie poświęcę nierozwadze losu twego – znowu jął całować jej dłonie. – Jeślibym uczynił to, naraziłbym ciebie na nieszczęście.
– Gdybyś mnie kochał, ile jesteś kochany, nigdy byś myśli swoich tak nie objawił – zapłakała jeszcze donośniej.
– Anielu, weź na rozwagę.
– Nie pojmuję ciebie – wciąż płakała.
– Mogłabyś później tego żałować.
– Jesteś niewierny, a ja nie mam czym przeprzeć twojej niewierności – łkała.
– Jak możesz tak mówić! – Adam zdenerwował się; nie czuł się winny.
– I niestały.
– Anielu, waż słowa – skarcił ją.
– Z mamą muszę wyjechać. Czy zezwolisz wystawić mnie na męczarnie rocznego niewidzenia się? – mówiła zafrasowana.
– Oboje będziemy się męczyć, ale wierzę, że przemożemy to.
Aniela po pewnej chwili ochłonęła.
– Nigdy nie wątpiłam o twojej niewierności i stałości. Wybacz. To lęk przed rozłąką… Będę cierpliwie znosić nasze rozłączenie – nie mogła powstrzymać łez.
– Zgoda więc? – pocałował ją w policzek.
– Uwiadomię tylko o naszym zamyśle mamę – uspokoiła się nieco.
– Jakieżkolwiek byłoby jej zdanie, zgadzasz się? – próbował pochwycić jej wzrok, lecz dziewczyna spuściła oczy.
Nastała chwila niepokojącego milczenia.
– Tak – odrzekła niepewnie.
Po krótkim czasie sprawa przybrała niespodziewany obrót. Aniela, zarzucająca Adamowi niewierność, sama okazała się niewierna. Wyjechała bez słowa pożegnania. Po kilku dniach braku wiadomości od niej, Adam zaniepokojony poszedł ją odwiedzić. Od służącego dowiedział się, że wcześniej przychodził do niej jakiś kawaler, który nawet spał obok jej pokoju. Najprawdopodobniej wspólnie wyjechali do Żytomierza. Anieli dziwnie spieszyło się do ożenku.
Mickiewicz cierpiał z powodu wystawienia go do wiatru. Pierwotnie to on chciał z nią zerwać: „Zaklinałem, ażeby (…) zapomniała o mnie” – pisał w czerwcu 1817 roku do Czeczota – a oto niespodziewanie panna „zapomniała” o nim, wyjechawszy z innym. Prawdę mówiąc uciekła, bo nawet się nie pożegnała. Mimo jej postępku poeta nie usunął jej imienia z wiersza Pani Aniela. Naśladowanie Woltera (1817), zaczynającego się od słów:

Przyjaciele! Nadeszła słotna pora grudnia,
Zbiegło słońce szczęśliwsze ogrzewać południa;
Abyście przy kominie smutno nie siedzieli,
Zaczynam anekdotę o pani Anieli.

Wiersz nie jest oczywiście o tej Anieli, niemniej samo imię mogło w tym czasie drażnić poetę; jak jednak widać, nie wpłynęło na niego negatywnie. Przyjaciele filomaci również pamiętali o niej; Jan Czeczot utrwalił ją w jednym z kupletów: Apollo po kolędzie. Krotofila we dwóch aktach:

Zbliż się do nas Adamie; za twój piękny śpiewek
Warteś względu mojego i parnaskich dziewek.
Już duch wieszczy mnie wszystkie twe prace objawia.
Dobrze Bernard z Anielą, co piękność, rozprawia;
Od ciebie ubarwiona wdzięków pełną szatą,
Przejdzie sypka ziemianka aż w potomne lato.
I nie dość, że nasycić z twej to będzie łaski,
Żeć do pienia przywiodła, odbierać oklaski.

            Gwoli przypomnienia: Bernard to drugie imię Mickiewicza.

Mieszkając w Kownie Adam Mickiewicz do końca 1819 roku nie zachwycił się jeszcze doktorową Karoliną Kowalską. Poeta był wówczas obojętny na jej czar i wdzięki, ponieważ podkochiwał się w Eleonorze Nieławickiej, żonie nauczyciela matematyki, ładnej i wykształconej; znającej dobrze francuski. „Ja w sobotę o 7-mej kupię butelkę wina, z Nieławickim pić będę w duchu (…) twoje zdrowie” – pisał do Franciszka Malewskiego, do którego nie mógł przyjechać na imieniny. Zdanie to dowodzi, że bywał u państwa Nieławickich i mógł z jego żoną toczyć zalotne pogwarki. Przed miłostką z nią ostrzegali go żartobliwie Onufry Pietraszkiewicz i Jan Czeczot. Ten ostatni „martwił się” o przyjaciela we wspomnianej krotochwili: Apollo po kolędzie:

„Powiedz no, ty Adamie, Nieławickiej młodej 
Jak na tobie czarne oczko przypadło do smaku?
Czy nie uwiązłeś czasem w Kownie, nieboraku?

Ostatnim śladem niewinnego flirtu Adama z Eleonorą Nieławicką (z domu Śledziejewską) jest wiersz w jej imionniku wpisany w Połądze nad Bałtykiem w lipcu 1821 roku, wcześniej powiedziany jej w formie improwizacji. W Dziełach Adama Mickiewicza (1955) nosi on tytuł Improwizacja dla E. Śledziejewskiej:

Błogo temu, kto w twojej pamięci utonie,
Jak koral w morzu albo jagoda perłowa,
Które morze Baltyckie w swym przeczystym łonie
Pod lazurową barwą na wieki zachowa.

Ja – niech jak marny kamyk, ni kształtem korali,
Ni wdziękiem dochodzący perłowego blasku,
Szczęśliwy… chwilkę tylko poigram w tej fali,
Nim wyrzucony zginę w zapomnienia piasku.

Na początku maja 1820 roku Adam poznał osiemnastoletnią pannę W. Nieszpetną, roztropną, mówiącą po francusku i niemiecku; grającą, „nieosobliwie” śpiewającą i… co istotne, mającą dwudziestotysięczny posag. Na pierwsze wejrzenia dawał jej 78–79 stopni na erometrze (filomaci posługiwali się wymyślonym przez siebie wskaźnikiem temperatury erotycznych uniesień zwanym erometrem). Pewien znajomy zaczął już swatać Adama.
– Masz tu listek – wręczył mu gruby papier pozakładany rogami do środka, by się nie rozłożył.
– Mogę zerknąć – zaciekawił się.
– Nie, bo potem go nie złożysz. Jedź pilnie z tą rekomendacyją do pana sędziego Sawicza. On pozna cię z panią Niedergras, która jest ciotką panny W. – nalegał, jakby zależało od tego jego życie.
– Zawiłe – Adam poskrobał się po głowie.
– Nie koniec na tem. Pani Niedergras ma perswazją u pani matki W., która… – kontynuował, lecz Adam przestał go słuchać. „Nie wyobrażam siebie w roli gaszka zabierającego się do formalnych konkurów – zamyślił się. – Jeżdżącego po szlachcie, kłaniającego się w pas wujkom, stryjkom, ciotkom i pociotkom, całującego pulchne rączki matron, proszącego o zgodę i czekającego na… odmowę. Przenigdy!”
W tym czasie Mickiewicz dość często widywał się z panną W. Gdy spotkał ją po rozmowie ze znajomym swatem, ta patrzyła na niego maślanymi oczami, dając do zrozumienia, że już wszystko wie.  Zaniepokoił się, że sprawy mogły zajść za daleko. Odszedł na bok i patrząc w okno zamyślił się: „Po głębszym wejrzeniu widzę jej wady, które na erometrze spychają jej wartość do 45 stopni. Panie, nie wódź nas na pokuszenie i zbaw od tego, choć nie złego, amen!”. Modlitwa została wysłuchana. Opatrzność obroniła pannę W. i Adama przed pokusami żądz i uczuć, które mogłyby dać początek ich narzeczeństwu, a potem… – strach pomyśleć – małżeństwu, które w głowie mu wonczas nie było. Poeta już więcej z nią się nie spotykał.

Później pojawiła się jeszcze Antonina, której nazwisko również pozostaje nieznane. Franciszek Malewski dopytywał się o nią Adama wiosną 1820 roku, natomiast Jan Czeczot w sierpniu ironizował:

Jej posturka, włosek kruczy,
Najbardziej, że Waść ją uczy
Dawać ssać ustek malinki,
Wszystko to ważne przyczynki
Do poznania Antoninki.

Z cytowanego pięciowiersza wynika, że kochliwy Adam przekroczył już próg wstępnej znajomości z dziewczyną, skoro ją całował, a ściślej uczył całować. Ponadto czuła znajomość z Antoninką musiała już jakiś czas trwać, jeżeli wieści o niej dotarły do przyjaciół.

Johasia, Aniela, panna W., Eleonora Nieławicka i Antoninka to sympatie poety w latach jego wczesnej młodości, w okresie filomackim i kowieńskim. Nie wpłynęły one jednak na niego dojmująco. Może z wyjątkiem Anieli, która wywołała w nim odczucie nieszczęścia, o czym pisał we wspomnianym liście do Czeczota: „Jakąż uczułem rozkosz widząc, że się znajduje przynajmniej dusza tkliwa [tzn. Czeczota], litująca się nad moim nieszczęściem! Ukarało mnie niebo, żem tak długo ukrywał stan mojego serca, który w porównaniu do teraźniejszego był szczęściem i spokojnością. Jak niezmierną czuję dziś chęć opowiadania moich zgryzot!”. Pozostałe panny nie zadały mu większych ran mogących w przyszłości skutkować bolesnymi wspomnieniami. Po latach zapomniał o nich. Pamiętał jedynie o Johasi, która zapisała się w jego pamięci sielankowym obrazkiem.

Franciszek Czekierda

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko