Nic lub prawie nic nie wiedzielibyśmy o Ksawerze Deybel, gdyby nie Tadeusz Żeleński-Boy. Łamiąc tabu znane ścisłemu gronu badaczy oraz potomkom osób z kręgu Mickiewicza i towiańczyków, Boy upublicznił jej istnienie, jako kochanki wieszcza w cyklu esejów drukowanych w 1929 roku w Wiadomościach Literackich (zebranych rok później w książce Brązownicy). Na „obrazoburcę” rzucili się znawcy i uczeni – w tym główny mickiewiczolog prof. Stanisław Pigoń – że szarga świętości, wnosząc niewiele do sprawy. „Prawomyślni” literaturoznawcy woleli przemilczeć niewygodne – według nich – fakty z życia wieszcza, by chronić jego dobre imię. (Okazuje się, że gdyby nie bezczelni amatorzy – zakładając, że Boy nim był – wyniki badań profesjonalistów byłyby niepełne, a nawet zafałszowane). Kwestię tę dobrze podsumowała prof. Maria Janion: „Bezsporną jest na pewno jedna zdobycz kampanii o Mickiewicza żywego – zerwanie z prymitywnym schematem wielkości na rzecz przekonywującego ukazania tragicznych sprzeczności w jego życiu i twórczości”.
Ksawera Deybel urodziła się w 1818 roku w Wilnie. Imię, pisane także: Xawera, przyjęła po ojcu, jednak nie wiadomo jakie było jej pierwotne imię, w różnych tekstach występuje jako Anna, Maria, Józefa i Albina. Jej rodzice prowadzili pensję dla dziewcząt, w której nauczali m.in. filomaci, Tomasz Zan i Teodor Łoziński. Po ukończeniu edukacji uczyła córki Maryli i Wawrzyńca Puttkamerów. Posiadając przyjemny mezzosopran kształciła się w śpiewie odnosząc później pewne sukcesy wokalne.
Ksawera była niewielkiego wzrostu, na co zwrócił uwagę Juliusz Słowacki w rękopisie (zamazanym, po latach z trudem odczytanym): „Panna Dejbelka / osoba niewielka! / ta chodzi / i zwodzi / bez węża / gdy Pan Bóg spuści męża”.
Nie piękna, ale i nie brzydka. Miała przenikliwe oczy, przed których „blaskiem sam mistrz musiał oczy spuszczać”. Zofia Szymanowska, przyrodnia siostra Celiny, zanotowała w Pamiętniku, że jej wzrok miał siłę przenikającą i wzbudzał niepokój. Józef Kallenbach napisał, że „Wywierała ona urok niebezpieczny swym wdziękiem, a zwłaszcza swym wzrokiem” (Towianizm na tle historycznym, 1922). Krótko mówiąc posiadała niewieści magnetyzm, który przyciągał mężczyzn.
Na marginesie należy dopowiedzieć, że w listach Mickiewicza Ksawera Deybel nie występuje pod imieniem, nazwiskiem, ani pod inicjałami, jest oznaczona trzema gwiazdkami (***), co odkrył Boy. W późniejszych wydaniach listów gwiazdki zastąpiono jej imieniem. Taki sposób oznaczenia jej przez wieszcza ma swoją wymowę.
Zanim panna Deybel pojawiła się w pierwszych dniach grudnia 1841 roku w Paryżu, znacznie wcześniej została przekonana przez Andrzeja Towiańskiego do swojej religii; jeśli nie w Wilnie to w Dreźnie w 1834 roku. Później krążyła legenda, iż przebywający w Paryżu Towiański, chcąc pozyskać Mickiewicza, „nasłał na niego kobietę”. Tadeusz Żeleński-Boy w Brązownikach pisał: „Umieszczenie w domu Mickiewicza Ksawery, kobiety o niezwykłym uroku, a żarliwej towianki usprawiedliwiałoby powstanie tej legendy”. Potwierdził ją swoimi badaniami; pierwszy dokument to list z 24 maja 1846 roku prawowiernych braci po rozłamie w Kole skierowany do Seweryna Goszczyńskiego, w którym Ksawera Deybel figurowała wśród siedemnastu osób najbliższych Towiańskiemu, czyli należała do jego sztabu. Według drugiego dokumentu – listu z 1848 roku Zygmunta Krasińskiego do Delfiny Potockiej –posiadała ona dużą zdolność perswazji i chyba była skuteczna w swoich działaniach: „zwolenniczka towianizmu, panna Deybel, z porady Mickiewicza starała się w Paryżu wszystkimi pokusami pozyskać dla Sprawy młodego Dymszę”.
Wspomniana legenda nie wytrzymuje jednak próby z faktami: Mickiewicz uwierzył w posłannictwo Towiańskiego na przełomie lipca i sierpnia 1841 roku (tuż po spotkaniu z nim 30 lipca), a więc kilka miesięcy przed przybyciem Deybelówny do jego mieszkania. Nie stoi to jednak w sprzeczności z tym, aby przyjąć tezę, że Ksawera przez lata utwierdzała poetę w wierze w naukę mistrza Andrzeja i jego posłannictwo. W przeddzień owego spotkania z Towiańskim Mickiewicz zawiózł w ciężkim stanie psychicznym Celinę do zakładu Vanves. Niedługo po spotkaniu poeta, na polecenie Towiańskiego, odebrał żonę ze szpitala wbrew zaleceniom lekarzy. Ponoć po wypowiedzeniu przez mistrza kilku słów do chorej, ta odzyskała zdrowie. Wieszcz uznał to za cudowne uzdrowienie, o czym z entuzjazmem informował przyjaciół, m.in. Eustachego Januszkiewicza, Bohdana Zalewskiego i Stefana Witwickiego. Nota bene ci dwaj ostatni nigdy nie wstąpili do sekty. Charakterystyczne jest, że Towiański, przed pozyskaniem Mickiewicza, nie obwieścił publicznie swojej nauki, uczynił to dopiero, gdy go do niej przekonał.
Na rok przed wstąpieniem do Koła, tj. od 1840 roku, Adam Mickiewicz wykładał literaturę na katedrze języków słowiańskich w College de France. Kiedy jednak cykl prelekcji poświęcił osobie Towiańskiego i jego poglądom, zaniepokoiło to władze francuskie, które zawiesiły kurs. Ostatni wykład poeta miał 28 maja 1844 roku. W wyniku zabiegów francuskich przyjaciół władze uczelni wypłacały mu przez pewien czas połowę wynagrodzenia. Po zakończeniu pracy w College de France aktywnie działał na innych polach. W okresie Wiosny Ludów współtworzył Legion Włoski, choć miał on jedynie wymiar symboliczny. Następnie zaangażował się w wydawanie Trybuny Ludów, która ukazywała się od marca do listopada 1849 roku (z kilkumiesięczną przerwą).
Powróćmy jednak do czasu, kiedy wieszcz został towiańczykiem. W poniedziałek 27 września 1841 roku w katedrze Notre-Dame odbyła się poranna msza św., na którą przybyła polska emigracja zaproszona przez Mickiewicza. Po nabożeństwie Andrzej Towiański po raz pierwszy wystąpił publicznie inaugurując Sprawę Bożą. Jej wyznawcami zostali m.in. pułkownik Karol Różycki, belwederczyk Ludwik Nabielak, powstaniec listopadowy Seweryn Pilchowski i oczywiście Celina Mickiewiczowa, a od lata następnego roku Juliusz Słowacki i Seweryn Goszczyński.
Słowo o towianizmie. Był on zbiorem poglądów filozoficznych i religijnych przedstawiających świat jako proces wznoszenia się do Boga duchów, które występowały w różnych wcieleniach. Dążenie ku doskonałości miało postępować przez potrójną ofiarę: ducha, ciała i czynu. Mesjanizm, czyli odkupienie win świata przez męczeństwo jednego narodu, był jednym z najważniejszych założeń towianizmu. Wybitna jednostka, pokonując zło – przy wyrzeczeniu się przemocy, rewolucji i nienawiści do Rosji – była w stanie wyzwolić swój naród, a nawet wprowadzić Europę w doskonalszą erę chrześcijaństwa. Towiański szczególną rolę w swojej ideologii przypisywał Słowiańszczyźnie, Francji i Napoleonowi oraz trzem narodom: Polakom, Francuzom i Żydom. Tych ostatnich nazwał „starszymi braćmi”, co powtórzył Mickiewicz w Składzie zasad (1848) w punkcie 10: „Izraelowi, bratu starszemu, uszanowanie, braterstwo pomoc na drodze ku jego dobru wiecznemu i doczesnemu. Równe we wszystkim prawo”.
Po uwierzeniu w posłannictwo mistrza, którego wieszcz uważał za wielkiego filozofa, mędrca i polityka, mieszkanie Mickiewiczów zmieniło się nie do poznania. „Do domu wkradł się bezład, chłód jakiś dla nas” – wspominała najstarsza córka poety Maria (od 1857 roku Gorecka). W mieszkaniu na ulicy d’Amsterdam 1 zamieszkał w listopadzie 1841 roku towiańczyk przybyły z Litwy, malarz Walenty Wańkowicz (zmarł na gruźlicę w maju następnego roku). Na początku grudnia pojawiła się panna Ksawera Deybel, służąc pomocą mało zaradnej, będącej w ciąży Celinie, która miała już trójkę małych dzieci, sześcioletnią Marysię, trzyletniego Władka i siedmiomiesięczną Helenkę. Na początku wszystko układało się dobrze. „Ksawera mi jest wielką pomocą, ale nade wszystko zmiana w życiu i w gustach zniewoliła mnie do tego, żeby szukać szczęścia tam, gdzie ono jest istotnie, a nie tam, za czym świat się ubiega” – pisała Celina w liście do starszej siostry Heleny (18 grudnia 1841). Jednak „Wkrótce Ksawera poczęła wprowadzać w grupie zamęt: jej pragnienie odgrywania pierwszej roli łączyło się z erotyczną atmosferą, jaką wokół siebie stwarzała” (Maria Dernałowicz, Adam Mickiewicz, 1985). Dość szybko spoufaliła się z wieszczem, po czym go sobie zjednała. Często przebywała z nim w gabinecie.
Któregoś dnia usiadła blisko niego na krzesełku, on zaś siedział w fotelu za biurkiem. Ksawera w skupieniu wpatrywała się w jego twarz.
– Zanim obaczyłam cię po raz pierwszy, panie Adamie, mówiono mi o natchnionej twej fizjonomii. Z bliska po stokroć to potwierdzam.
– Nie myślę o tem – zadumał się. – Owszem słyszałem, jak kiedyś powiadali, że mój wzrok natchniony, o czem dla szczerej skromności nie lubię napomykać, bo liczy się nade wszystko co mam tu – prawicą wskazał na serce.
– Słyszałam, że oczy są oknem tego, co w środku – w ślad za poetą nacisnęła dłonią swą lewą pierś.
– Są zwierciadłem duszy. Nadto rzeknę ci, że oczka masz przenikliwe a wzrok palący, którego gorąc czuję gdzieś w głębi.
– Palący? Nie wiem… – zdziwiła się kontenta, przymykając skromnie powieki. – Lecz wiem, że mistrz musiał swoje oczy przymykać, gdy go raz swoimi prześwidrowałam.
– Prześwidrowałaś… – rzekł z niesmakiem. – Słówko to nie przystoi blaskowi twoich źrenic.
Ksawera uśmiechnęła się pod nosem. Milczała.
– Słyszałem onegdaj, że mistrz, który gotuje cię do ważnych przeznaczeń, dopuszcza cię do rozmowy ze sobą z zakrytymi oczami. Prawda to?
– To było drugą razą. Powiedział wonczas, że spozieram na niego niepokojąco, a nawet niebezpiecznie.
– Taaak… – westchnął przeciągle. Nie było to jednak westchnienie człowieka czymkolwiek zaniepokojonego, raczej podekscytowanego rodzącym się amorowym napięciem. – Przyznaję, są niebezpieczne, a magnetyzm twego spojrzenia kusi i podbija – w tym momencie Adam dotknął czule jej dłoni.
– Cóż… Czy jam temu winna? – odrzekła uradowana i ścisnęła mocno jego palce.
– Przymknij tedy swoje oczęta.
Ksawera posłusznie to uczyniła. Adam pocałował ją w policzek, następnie w usta.
Tak rodził się ich romans. Wspólnie spędzali dużo czasu, wychodzili do miasta i wyjeżdżali na wycieczki za Paryż. Celina widząc naganne zachowanie męża robiła mu wymówki, potem doszło do wielu kłótni, lecz Adam uparcie „jeżem stawał” mówiąc, że „nie poświęci głowy świętego Jana i Ksawery dla mnie nie potępi”. Celina nie rozumiała, co miała wspólnego głowa świętego Jana Chrzciciela z jego chucią. Pozostały jej tylko płacz i rozpacz.
Na zebraniach Koła Sprawy Bożej odbywających się u Mickiewiczów (Towiański mieszkał Nantrre pod Paryżem) „płakano i spowiadano się”, a Celina i Ksawera klęczały u nóg Towiańskiego zalane łzami. Żona Adama, cierpiąc z powodu dzielenia się mężem z „siostrą” Deybel i uznając jej wyższość duchową nad sobą, zaakceptowała istniejący stan rzeczy.
W lipcu 1842 roku władze zaniepokojone dziwną aktywnością Andrzeja Towiańskiego wydaliły go z Francji, mimo zbiorowej petycji jego zwolenników. Prorok zamieszkał początkowo w Belgii, potem przeniósł się do Szwajcarii. W jego zastępstwie sprawy Koła przejął Mickiewicz, który zaczął działać energicznie i apodyktycznie.
Pierwsze objawy niepokoju wśród wyznawców mistrza i emigrantów polskich co do właściwego kierunku aktywności sekty, w tym wieszcza, wzbudził list Towiańskiego – poparty przez Mickiewicza – do cara Mikołaja I, któremu autor złożył w imieniu wyznawców wiernopoddańczy hołd, nakłaniając go do przyjęcia idei („tonu”) Sprawy. Pismo zostało wysłane w tajemnicy przed pozostałymi członkami Koła.
Mniej więcej w tym samym czasie na zebraniu towiańczyków rozegrała się scena, o której pisał Michał Budzyński (Wspomnienia mojego życia, 1860): „Podzielili się ci nowi wyznawcy na koła i odprawiały się sesje pełne mistycyzmu, gdzie bracia opowiadali sobie sny i widzenia. Na jednej z takich sesyj Mickiewicz zawołał: «Bracia! Dziś ukazał mi się duch Aleksandra I, cesarza Rosji, i prosił, aby bracia zanieśli modły do Boga na jego intencją». Juliusz S., antagonista Mickiewicza, i w którym odezwała się żyłka polska, podnosi głos po mistrzu: «A mnie, bracia, ukazał się duch Stefana Batorego i prosił, abym przestrzegł, iżby bracia za żadnym nie modlili się Moskalem!». Mickiewicz na to porywa silnie za ramię Juliusza Słowackiego, przywodzi do drzwi i wypędza go słowami: «Paszoł won durak!»”. Nie dziwno więc, że po takim dictum nasz drugi wieszcz niedługo zagrzał miejsce pośród towiańczyków.
Po pewnym czasie w sekcie zrodziły się nieporozumienia i utarczki. Jak to często bywa w takich organizacjach, szczytna sprawa i braterska służba przeistoczyły się w ucisk działaczy nad zwykłymi członkami. Do głównych intrygantek należały Karolina, żona mistrza i jej siostra Anna Ferdynandowa Guttowa. „Wśród członków Koła grały ambicje przywódcze, w egzaltacje duchowe wkradła się erotyka” (Jacek Łukasiewicz, Mickiewicz, 1998). Gdy od wiosny 1845 roku Adam Mickiewicz przebywał u Towiańskiego w Szwajcarii, niepokoje w jego rodzinie i Kole nasiliły się.
Z powodu złego traktowania dzieci przez Ksawerę wybuchnął latem konflikt między nią a Celiną. Spór doprowadził żonę Adama do „iritacji najwyższego stopnia”.
– Mistrz polecił ci już wiosną oddalić się od nas – Celina przypomniała jej kategorycznym tonem słowa Towiańskiego, który wiedział o jej romansie z Mickiewiczem.
Deybelówna poczerwieniała, jej oczy zabłysły nienawiścią. Chciała już wykrzyknąć, że teraz tylko ona należy do Adama, lecz w ostatniej chwili powstrzymała się. Mówiła spokojnie, lecz był to spokój podszyty nerwowością.
– Adam zgodził się, abym dalej służyła mu pomocą przy dzieciach – rzekła w taki sposób, aby nie wspomnieć, że przede wszystkim pomaga Celinie.
– Na początku tak było, ale nie teraz. Mój mąż – słowa te podkreśliła z całą mocą – przed wyjazdem powiedział ci, że jeśliby miało dojść do jakichkolwiek zatargów lepiej byłoby, abyś opuściła nasz dom.
– Powołujesz się na męża, a gardzisz nim! – Ksawera wydarła się, nie wytrzymując nagromadzonego w sobie napięcia.
– Nieprawda. Chcesz odgrywać pierwszą rolę nie tylko w Kole, ale i u boku Adama. Przenigdy na to przystać nie mogę.
– Używasz go tylko za narzędzie swojej dumy, swego rzekomego górowania. Czy w zaślepieniu nie widzisz, że przy nim jesteś duchową karlicą?
– Jak możesz, ladacznico!
– Nie obrażaj mnie, bo ja wobec ciebie tego nie czynię. Prawdę mówiąc to rzucone ohydne słowo chybia mię, bo nic dla mnie nie znaczy w obliczu nazywania mnie przez mistrza Księżniczką Izraelską, a Karol Kalinkowski zwie mię nawet aniołem.
– A ja słyszałam, że nazywają cię diablicą.
– Nie podważaj słów naszego mistrza.
– Szanuję go, lecz nie jesteś żadną księżniczką, a tem bardziej aniołem. Anioły nie łamią szóstego przykazania.
– Idee Sprawy ważniejsze są od przyziemnego życia. Przecież byłaś na spotkaniach, kiedy bracia dysputowali o tem. – Po chwili dodała niepewnym głosem: – Pamiętasz przecie, że była też mowa o wspólności kobiet.
– Wara mi od męża. Precz z nieprawymi spółkami cielesnymi.
– On, jako zastępca mistrza, zadecyduje o wszystkiem. Jemu będę posłuszna, nie tobie.
– Bredzisz! – Celina krzyknęła. – Wycierasz gębę Adamem, nazywając go zastępcą, a dotarły do mnie nowiny, że się przeciw niemu buntujesz.
Słowa te wzburzyły Deybelównę. Zesztywniała z wściekłości.
– Tylko ja potrafię wywołać w nim stan uniesienia twórczego – sprytnie zmieniła temat. – Ty zaś jesteś przepełniona nienawiścią dla niego i całą nędzą… – Ksawera chciała powiedzieć „nędzą swoją”, lecz powstrzymała się, kończąc: – …nędzą tego wszystkiego – i wskazała ruchem ręki na widoczny w pokoju bałagan. – Zabiłaś w nim źródła twórczości.
– Zabraniam ci wodzić go na pokuszenie.
– Jemu zabraniaj, nie mnie. Znasz go lepiej ode mnie.
– Ty się za nim uganiasz, nie on. Gdy wychodzi z domu, zarzucasz szal na siebie i hajda za nim…
– Wychodzę na spacer lub do kościoła.
– Raczej do diabła. Ja karmię kolejne dziecko, a ty towarzyszysz mu w tajemniczych wycieczkach.
– Powtarzasz wyssane z palca komeraże – zapłakała Ksawera.
– Jeśli chodzisz do kościoła i wierzysz w Sprawę, zastosuj się do polecenia mistrza. Precz z tego domu, bestio!
Pod nieobecność Mickiewicza przebywającego w Szwajcarii, Seweryn Pilchowski zorganizował w Kole „spółkę” przeciw niemu. Wstąpili do niej m.in. Goszczyński i Deybelówna. Gdy poeta przybył 12 lipca 1845 roku do Paryża i zanim pojawił się w swoim nowym mieszkaniu na ulicy du Boulevard 12 (które wynajęła pod jego nieobecność Celina), najpierw spotkał się z Karolem Różyckim, swoim zastępcą w Kole i przyjacielem domu. Karol chciał mu zdać sprawę z kryzysowej sytuacji tyczącej się rozłamu, jednak Adam poprosił go, aby najpierw opowiedział mu o sporze Ksawery z Celiną, o którym posiadał tylko ogólnikowe wieści.
– Znając jej nieprzychylne nastawienie do twej małżonki i dzieci, rozmówiłem się z nią w tonie powagi. Ksawera skruszyła się, przyznała się do winy i obiecała poprawę. Nadto szczerze wyznała, ku memu zaskoczeniu, że nie lubi waszych dzieci oraz że wiele kłamała. Przedziwna z niej osóbka, bo gdy słyszy imię Celiny, rozterlikana odchodzi od siebie i wraca – Boże wybacz – do stanu zwierzęcego.
– Diabli ją nadali.
– Napomknąłem jej także, aby lepiej oddaliła się z waszego mieszkania aż do twojego powrotu. I wyobraź, to uczyniła. Wyjechała do Nantrre.
– Wielki ci dank za to, Karolu – rzekł Adam z uczuciem wdzięczności. – A jak Celina? – zapytał zaniepokojony.
– Po ostatniej kłótni z Ksawerą wciąż nie może dojść do równowagi.
– Próbowałeś rozmawiać?
– Nie mogłem z nią stosunku bratniego, ani urzędowego zachować – rzekł smutno.
– Boże, ratuj! – Mickiewicz zawołał matowym głosem.
– Skarży się, że nadto ją gnębiono – Karol uzupełnił.
– Kto ją gnębił prócz tej niewdzięcznicy?
– Seweryn. Wypędził ją nawet ze swojego mieszkania, gdy go odwiedziła. Na szczęście po ostatnich wypadkach znalazła pocieszenie u siostry Alix, która wielka w duchu i zawsze niespracowana.
– Po cóż Celina zanosiła swoją iritację do braci Francuzów?
– Oni w naszym ruchu trwają w zgodzie, są pomocni.
– Uważam, że naszych kobiet spór, gdy Alix o nim usłyszała od żony, był dla sióstr Francuzek niepotrzebną pokusą, rozumiesz.
Zmęczony Mickiewicz wstał ciężko, by się pożegnać z przyjacielem.
– O rozłam w Kole nie pytasz? – zdziwił się Różycki.
– To najważniejsza dla mnie sprawa, to rana, która mię gryzie. Wierzę, że nie tylko uśmierzę ból, ale i zaleczę owe rozdarcie. Najpierw jednak chcę obaczyć dziadki, bom w domu jeszcze nie był. Żonę spróbuję uspokoić, a potem znowu spotkamy się, może jeszcze dzisiaj wieczorem.
– Powiem ci tylko, że Ksawera przed kłótnią z Celiną podburzała ją i Michałową Chodźkową przeciw tobie…
– Na Boga! – Adam przerwał mu podenerwowany. – O puczu „spółki” słyszałem, ale o tem nie. Dziw bierze, że Michałowa, zawsze taka roztopiona i uduchowiona, uległa jej knowaniom?
– Nie uległa. Ale najprzykrzejsza rzecz – owóż ta intrygantka dowodziła im, że trzeba, aby kto inny z braci był zastępcą mistrza, że inni są do tego bardziej sposobni niźli ty.
– Petite pute – poeta syknął wściekły.
W owym czasie niezrównoważony psychicznie Seweryn Pilchowski miał romans z Ksawerą. Pragnął się z nią żenić… Gdy dotarła do niej wieść, że Mickiewicz powrócił do Paryża, niezwłocznie przyjechała z Nantrre do niego.
– Przyszłam cię uwiadomić… – nagle przerwała, jakby zabrakło jej powietrza. Po głębokim oddechu powiedziała drżącym głosem – Adamie, nie wiem, jak ci to powiedzieć…
– Prosto.
– Seweryn mi się oświadczył – wyrzuciła z siebie.
Mickiewicz nerwowym ruchem zaczesał palcami posiwiałe włosy. Ksawera spostrzegła, że mięśnie szczęki mu drgnęły.
– Jeśli z nim pomieszkujesz, to nie dziwota…
– Już nie – zaprotestowała.
– Stawiając poza nawias jego kierownictwo w rozłamie, powiem bezstronnie, że jest on człekiem o niepojętym dla mnie rozedrganiu ducha.
– Twierdził, że drogę mi ułatwił…
– Jakąż to drogę? – Adam się zdumiał.
– I wezwał mnie, abym mu poświadczyła, że życie zabite we mnie obudził – rzekła z wysiłkiem.
– Tu już nie idzie o jego rozedrganie, ale o szaleństwo. I taki chce cię pojąć?
– Odpowiedź na jego oświadczyny odłożyłam na później.
– Dobrześ uczyniła. Chyba nie masz zamiaru wiązać się z nim? – zaniepokoił się.
– Nie czuję w nim iskry budzącej Chrystusa – rzekła z przekonaniem.
– Ty wiesz to najlepiej.
– Adamie, czy mogę mu wprost odmówić? – zapytała po chwili i spojrzała na niego proszącym wzrokiem.
– Twoje czucie podzielam i w całej szczerości przekaż mu swoją wolę. Nie lękaj się.
– Dziękuję ci za pokrzepienie. Dam mu silny a spokojny opór.
Niedługo po tej rozmowie Seweryn pojawił się u Mickiewicza. Był w złym stanie. Poczuwał się przeciwko niemu do grzechów, mówiąc że wciągnął go w nie Ferdynand Gutt, mąż Anny, siostry Karoliny Towiańskiej. Przepraszał poetę, który mu przebaczył intrygę.
– Bracie Adamie, czy mogę pojąć Ksawerę? – zaskoczył Mickiewicza niespodziewającego się, że będzie go w tej sprawie prosił o zgodę. Musiał się chwilę zastanowić nad odpowiedzią, bo przecież wiedział doskonale, że może mu dać tylko jedną radę: nie powinien i nie może się z nią żenić. (Tu trzeba dodać, iż Mickiewicz działał także w swoim interesie, bo wciąż – z przerwami – współżył z Ksawerą).
– Naprzód z Bogiem i mistrzem zrób rachunek – odpowiedział tonem spowiednika.
Białka oczu Pilchowskiego nabrzmiały krwią.
– Jeśli się z nią nie ożenię, życie sobie odejmę! – wydarł się głosem szaleńca.
Mickiewicz przestraszył się przeszywającego ryku i jego rozognionych oczu. Po chwili namysłu odrzekł:
– Pomiarkuj, bracie. Boga się nie boisz? Jesteś ważnym spółwyznawcą Sprawy, a mistrz ma dla ciebie nowe zadania – powiedział spokojnie, łechtając celowo jego próżność. Po dłuższej pauzie udzielił mu się spokój rozmówcy.
– Dla własnej restytucji chcę ją pojąć – odrzekł zaskakująco normalnym tonem.
– Zadośćuczynienia szukaj w szczerej modlitwie i pokorze, nie w ożenku, bo skrzywdzisz siebie i drugą osobę. Ducha swego w karb weź, a wyjdziesz z mętu.
Po długiej i męczącej rozmowie poeta wyperswadował mu ożenek. W tym samym czasie Pilchowski otrzymał od Aleksandra Chodźki i innych darczyńców 5000 franków na sprawy pielgrzymstwa, ale je roztrwonił na hulanki, za co został zdegradowany przez mistrza. W 1846 roku poddał się władzy cara „w duchu Sprawy Bożej” i przeszedł na prawosławie.
Po zamieszaniu powstałym w Kole w lecie 1845 roku, Andrzej Towiański, wciąż przebywający w Szwajcarii, postanowił ograniczyć władzę Mickiewicza. W październiku zreformował kierownictwo sekty, zajmując naczelne stanowisko. Wodzem mianował Karola Różyckiego, który reprezentował „ziemię w duchu”, a Mickiewicz został Wieszczem reprezentującym „ducha w ziemi”. Poeta zgodził się z wolą mistrza, przekazując mu sztandar Sprawy. Jednak powstały spór, choć załagodzony, rodził nowe waśnie. W lutym 1846 roku, gdy Mickiewicz był u Towiańskiego, doszło między nimi do kłótni. Mistrz groził mu przyszłymi piekielnymi wcieleniami w zwierzęta i skały, jego żona zaś prorokowała mu rychłą śmierć. Zrazu poeta przestraszył się jej przepowiednią, mimo to po powrocie do Paryża założył w listopadzie własne koło, pozostając wyznawcą towianizmu. Mickiewicz w liście do niego z 12 maja 1847 roku pisał, że „po tym wszystkim trudno nam będzie wrócić do tego zaufania, do tej szczerości, z jakąśmy się zeszli przed laty”. Koło Adama było mniej zdyscyplinowane, niż Koło Sprawy Bożej, choć odbywały się cotygodniowe spotkania pod nazwą uczt przyjacielskich. Mickiewicz zaczął bardziej interesować się sprawami politycznymi, bowiem w wielu państwach wzbierało niezadowolenie z rządów na rok przed wybuchem Wiosny Ludów.
Poeta wciąż utrzymywał bliskie kontakty z Deybelówną. Mimo, że wyprowadziła się z jego mieszkania, po pewnym czasie wróciła. Ksawera często śpiewała Adamowi ulubioną piosenkę Słowiczku mój do jego słów i muzyki. Czasem ktoś z gości (którzy przetaczali się gromadnie przez mieszkanie) akompaniował jej na fortepianie.
W marcu 1850 roku przyjechała do Mickiewiczów przyrodnia siostra Celiny, Zofia Szymanowska, zdolna malarka. Pomagała przy piątce dzieci Celiny, która spodziewała się szóstego potomka (najstarszym dzieckiem była Maria, urodzona w 1835 roku, po niej przyszli na świat: Władysław – 1838, Helena – 1840, Aleksander – 1842 i Jan – 1845. W grudniu 1850 roku urodził się Józef, którego nazywano Zizi). Pięć lat po śmierci wieszcza Zofia wyszła za mąż za Teofila Lenartowicza, poetę. Napisała pamiętniki ukazujące od kuchni sprawy dziejące się w domu Mickiewiczów. Tylko część z nich zachowała się, resztę niewygodną dla potomków wieszcza, zniszczył syn Władysław.
Zofia Szymanowska widziała przygnębiające historie otaczające Adama i tyczące się bezpośrednio jego osoby. Po jej śmierci Teofil Lenartowicz w liście z 8 sierpnia 1870 roku do Józefa Ignacego Kraszewskiego pisał: „W Pamiętnikach żony mojej, które odczytuję, znajdują się rzeczy (o domu Mickiewiczów) skandaliczne – brudy i paskudztwa łajdakerii towiańczyków, dowody bezrządu, paskudzenia się z nierządnicą Deybel, długa i haniebna historia, która by więcej szkodzić mogła pamięci Adama niż co bądź innego. Moja najukochańsza Zofia widziała tę podłą towianicę i jej z Adamem spłodzone dziecko, widziała traktowanie niegodne siostry itd. itd. i czyste wariactwa Wielkiego Człowieka, i to opisuje…”. Właśnie ta część Pamiętników została zniszczona.
W roku 1847 lub w następnym Ksawera urodziła córkę, a w 1849 lub 1850 roku kolejną. W czerwcu czterdziestego dziewiątego roku Adam odwiedził Ksawerę przebywającą w Nantrre, gdzie odbywała połóg. Być może zobaczył także własne dziecko. W grudniu 1850 roku Zofia Szymanowska widziała w mieszkaniu Mickiewiczów Ksawerę Deybel z dzieckiem na ręku. Jeśli we wspomnianych latach urodziła ona dwie córki, ojcem pierwszej, Klary, był zapewne Seweryn Pilchowski, drugiej zaś, Andrée – Mickiewicz; choć mogło być odwrotnie, bowiem relacje świadków, pochodzące często z drugiej ręki, są sprzeczne.
Pod koniec lata 1853 roku Celina zachorowała na nowotwór. Półtora roku cierpiała, zmagając się dzielnie z chorobą. Mąż, pragnąc zmazać wobec niej swoje przewiny, troskliwie się nią opiekował. Pomagała mu osiemnastoletnia córka Marynia, a od listopada 1854 roku Zofia Szymanowska, która wróciła z Warszawy. 5 marca następnego roku Celina zmarła. Niecałe półtora miesiąca po jej śmierci Ksawera wyszła za mąż za młodszego o dziesięć lat Edmunda Mainarda, komisarza policji. Ten poznał ją przypadkowo w czerwcu 1850 roku, gdy odwiedził wieszcza, będąc nim zauroczony. Edmund i Ksawera mieli troje własnych dzieci oraz dwie jej nieślubne córki. Dwoje dzieci dość szybko zmarło. Niedługo po ożenku Edmund awansował, rodzina przeniosła się do Tuluzy, następnie do Marsylii i Bordeaux. Po pewnym czasie Mainard miał kłopoty w pracy, ponieważ zbyt aktywnie propagował towianizm. Sytuacja materialna rodziny pogorszyła się. Zdesperowana Ksawera napisała dwukrotnie (w 1856 i 1858) do najstarszego syna Mickiewicza, Władysława, żądając pieniędzy „na wychowanie dziecka twojego ojca”. Ten odmówił jej, choć rodzina miała do dyspozycji 100 tysięcy franków zebranych ze składek społecznych na sieroty po Mickiewiczu. Po pewnym czasie Ksawera złożyła mu ofertę, aby odkupił od niej pamiątki po wieszczu. W latach 70. Władysław otrzymał je, lecz szczegółów transakcji nie znamy. Wśród pamiątek były listy Ksawery do poety, które później spaliła Maria, jego najstarsza córka.
W 1862 roku Edmund Mainard napisał (pod pseudonimem Edmond Fontile) entuzjastyczną broszurę o Mickiewiczu. W lipcu 1874 roku zmarł z powodu zapalenia serca, choć Krzysztof Rutkowski (autor książek o Mickiewiczu i Deybelównie) twierdzi, że został zamordowany. Ksawera Deybel zmarła w wieku osiemdziesięciu dwóch lat, 11 lutego 1900 roku, w Nicei.
Adam Mickiewicz, po licznych zatrudnieniach społecznych, pisarskich i dziennikarskich nie przynoszących prawie żadnych dochodów, w październiku 1852 roku przyjął za niewielką pensję posadę bibliotekarza w Bibliotece Arsenału, gdzie pracował trzy razy w tygodniu. W 1853 roku wybuchła wojna krymska między Rosją i Turcją. Dwa lata później Wielka Brytania i Francja poparły przeciw Rosji Imperium Osmańskie. W Polakach znowu zrodziła się nadzieja, że po klęsce Moskwy, Polska odzyska niepodległość. W owym czasie Mickiewicz, zbliżony do stronnictwa Hotelu Lambert, zaufał księciu Adamowi Czartoryskiemu, który poparł jego wyjazd do Turcji. W Stambule miał załagodzić konflikty między Polakami, aby w jedności walczyć przeciw Carowi. Poeta uzyskał od dyrekcji Biblioteki Arsenału urlop, a rząd francuski zobowiązał się sfinansować podróż i zapewnić jego rodzinie środki na utrzymanie. 13 września 1855 roku wieszcz wypłynął z Marsylii do Turcji z Władysławem, synem Adama Czartoryskiego, Armandem Lévy, swoim zaufanym sekretarzem i Henrykiem Służalskim, powstańcem listopadowym. W Stambule poeta czynił aktywne starania u władz tureckich, w ambasadach Francji i Anglii, u bankierów Rothschildów i masonów w celu uzyskania poparcia dla powołania pułku kadrowego. Zamierzano także utworzyć legion żydowski (u Sadyka Paszy, czyli Michała Czajkowskiego, służyło dwustu Izraelitów). Niestety Mickiewicz nie dokończył swojego dzieła.
Przebywał w mieście, w którym nie funkcjonowały podstawowe zasady higieny. Nie przestrzegając diety (jadał tłuste i czasem nieświeże potrawy), poeta doznał poważnych dolegliwości żołądkowych trwających kilka dni. 26 listopada przed południem pił jeszcze kawę, palił lulkę i rozmawiał ze znajomymi. W południe złapał go ostry atak, na który lekarze nie znaleźli ratunku, zresztą chory, choć zwijał się z bólu, odmówił przyjęcia lekarstw. Po zaopatrzeniu go przez księdza Michała Ławrynowicza świętymi sakramentami, około godziny dwudziestej pierwszej Adam Mickiewicz zmarł; prawdopodobnie po zarażeniu cholerą, choć do tej pory trwa spór na temat innych przyczyn śmierci, np. otrucia.
Franciszek Czekierda