Roman Soroczyński – Migawki z życia tłumaczki

0
176

Na polskim rynku księgarskim ukazała się jedna z najbardziej antywojennych powieści: Johnny poszedł na wojnę autorstwa Daltona Trumbo.
Bohater książki, John Bonhaim, jest młodym człowiekiem, który – jako ochotnik – zaciąga się do wojska, aby walczyć za demokrację podczas I wojny światowej. Zostaje ciężko okaleczony: traci twarz, ręce, nogi i większość zmysłów. Jest więźniem w swoim ciele. Pozostaje jednak w pełni władz umysłowych, czego na początku nie dostrzegają lekarze. Utrzymują pacjenta przy życiu głównie w celach naukowych. Pomimo, że odkrywają, iż Bonhaim jest świadomy swojego stanu i sytuacji, nie traktują poważnie niemych błagań o szybką śmierć i zostawiają go w świecie jego własnych myśli.
Pierwsze wydanie powieści ukazało się 3 września 1939 roku, a więc dwa dni po wybuchu II wojny światowej. Po ponad osiemdziesięciu latach, dzięki Wydawnictwu Replika, ukazała się jej polska wersja. Autorką przekładu jest Ewa Ratajczyk – absolwentka iberystyki w Instytucie Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich Uniwersytetu Warszawskiego oraz podyplomowych studiów z kultury hiszpańskiej na Uniwersytecie Complutense w Madrycie. Jest tłumaczką przysięgłą języka hiszpańskiego, a niezależnie od tego, od 25 lat tłumaczy literaturę z języka angielskiego i hiszpańskiego. Na koncie ma ponad 90 przekładów powieści obyczajowych dla kobiet, thrillerów, kryminałów, powieści dla młodzieży, literatury popularnonaukowej oraz literatury opartej na faktach i poradników.

Roman Soroczyński zapytał znakomitą tłumaczkę o kilka spraw.

Ewa Ratajczyk – fot. ze zbiorów prywatnych tłumaczki

Roman Soroczyński: – Z Pani biogramu wynika, że przełożyła Pani ponad 90 powieści. Nie będę wymieniał wszystkich, ale przyznam, że od pewnego czasu i ja „ocierałem się” o Pani tłumaczenia. Jakie były początki Pani pracy translatorskiej?
Ewa Ratajczyk: – O tłumaczeniu literatury marzyłam od dziecka, zafascynowana pracą mojej kuzynki Anny Reszki. Być może pewną rolę odegrały geny – moja Mama była polonistką w liceum ogólnokształcącym. Dość wcześnie, bo już na drugim roku studiów, zgłosiłam się do wydawnictwa Amber, dostałam do przetłumaczenia próbkę, a później pierwszą książkę, powieść obyczajową. Sama nie mogę uwierzyć, że od tamtej pory minęło już 25 lat.
Przetłumaczyła Pani książki takich autorek i autorów, jak: Danielle Steel, Lisa Jackson, Sandi Lynn, Sarah Forsyth, Ragnar Jónasson i wielu innych. Kto sprawił Pani największą trudność?
– Do każdego tytułu, który trafia w moje ręce, podchodzę z pokorą. Zdążyłam się przekonać, że nie ma książek bezproblemowych, zawsze pojawiają się wątpliwości takiej czy innej natury. Jeden autor operuje wyszukanym stylem, wymagającym językowej ekwilibrystyki, inny znów – bardzo prostym, który należy zachować, dbając o to, żeby przetłumaczony tekst dobrze się czytało. Największym wyzwaniem w dotychczasowej pracy z całą pewnością była dla mnie niezwykła powieść Daltona Trumbo Johnny poszedł na wojnę. Dzięki Wydawnictwu Replika, które postanowiło opublikować ten napisany w 1938 roku, nieprzetłumaczony do tej pory na język polski antywojenny manifest, miałam zaszczyt i przyjemność zmierzyć się z talentem wybitnego pisarza, jakim niewątpliwie był Dalton Trumbo, nagrodzony Oscarem autor scenariuszy do filmów takich jak „Spartakus”, „Rzymskie wakacje”, „Papillon” i wielu innych.
A z kim było „najłatwiej”?
– Kilka lat temu zajmowałam się powieściami Danielle Steel, przetłumaczyłam ich w sumie chyba siedem. Na tyle zaznajomiłam się ze stylem autorki, że tłumaczenie przychodziło mi dość naturalnie.
Tłumaczone przez Panią książki – to szerokie spektrum tematyczne: od powieści obyczajowych, poprzez thrillery i kryminały, aż do literatury popularnonaukowej, poradników czy książek opartych na faktach. Czy ma Pani jakiś ulubiony gatunek?
– Cieszę się z tej różnorodności, zmusza mnie do nieustannego poszerzania horyzontów i zgłębiania wiedzy na tematy, o których nie rozmyśla się na co dzień, na przykład zachodzących w mózgu procesów chemicznych lub prehistorycznych dziejów Ziemi i kataklizmów, jakie dotykały ją na przestrzeni setek milionów lat. Nigdy nie nudzę się przy tłumaczeniu, ale najprzyjemniej pracuje mi się nad powieściami obyczajowymi z mnóstwem wydarzeń i zwrotów akcji oraz przy tłumaczeniu kryminałów i thrillerów. Jeśli tylko mogę, staram się nie czytać ich przed pracą, kosztem większego wysiłku przy poprawianiu przetłumaczonego tekstu. Do komputera gna mnie wtedy ciekawość: co będzie dalej? kto zamordował?
Wśród tłumaczonych przez Panią książek znajdują się również powieści o tematyce wojennej. Nie przeczytałem wszystkich, ale przyznam, że Historia Edith (autorstwaEdith Velmans) i  Johnny poszedł na wojnę Daltona Trumbo bardzo mocno wstrząsnęły mną. Z niecierpliwością czekam na Ostatnie dni w Berlinie, których autorką jest Paloma Sánchez-Garnica. Co decyduje o wyborze takich, a nie innych książek do tłumaczenia?
– Z propozycjami wychodzą wydawcy. Tak się złożyło, że od pewnego czasu mam do czynienia z tematyką wojenną. Wszystkie „wojenne” książki, które przetłumaczyłam, to pozycje wartościowe i ciekawe, a przy tym zupełnie od siebie różne. Historia Edith to przejmujące wspomnienia Żydówki, która w czasie II wojny światowej, jako nastolatka, ukrywała się w Holandii. Napisana przez Hiszpankę powieść Ostatnie dni w Berlinie ukazuje losy mieszkańców Rosji, Niemiec i Hiszpanii za czasów obu wojen światowych, rewolucji bolszewickiej i hiszpańskiej wojny domowej – co ciekawe, w tej książce pojawia się wzruszająca wzmianka o Katyniu. Natomiast zupełnie wyjątkowa powieść Daltona Trumbo, Johnny poszedł na wojnę, przedstawia makabrycznie okaleczoną ofiarę I wojny światowej, młodego amerykańskiego żołnierza, któremu wojna odebrała dosłownie wszystko, pozostał mu właściwie tylko mózg. Jest uwięziony we własnym ciele, próbuje  porozumieć się ze światem w nadziei, że to odmieni jego los, jednak gdy w końcu udaje mu się nawiązać kontakt z lekarzami, spotyka go ostateczny cios: zostaje pozbawiony nawet marzeń, które nadawały jego życiu sens. Akcja tej nietypowej „wojennej”, a raczej „antywojennej” powieści, rozgrywa się w myślach bohatera: wspomnienia zlewają się z teraźniejszością, rozmyślania na temat wzniosłych haseł – z próbami odnalezienia się w rzeczywistości, jawa miesza się ze snem. Ta wstrząsająca książka obnaża brutalną prawdę o wojnie, choć opisów wojennych wydarzeń w niej niewiele.
Na co, Pani zdaniem, należy zwracać uwagę w książkach o tematyce wojennej? Wszak nie chodzi w nich tylko o epatowanie okrucieństwem…
– Zgadzam się, nie chodzi o epatowanie okrucieństwem. Można powiedzieć: po co tyle książek o wojnach, przecież wszystko już powiedziano, jest mnóstwo innych tematów. Odpowiem cytatem z  Arytmetyki diabła Jane Yolen: „Dopóki pamiętamy, wszyscy ci, którzy odeszli przed nami, żyją w nas”. Chodzi o pamięć – o tych wszystkich, którym wojna odebrała rzecz najcenniejszą, życie. I o cień nadziei, że pamięć o potwornych wojnach ocali nas przed kolejnymi. Niestety, wstrząsająca antywojenna powieść Johnny poszedł na wojnę przez 80 lat nie straciła na aktualności.- Widać to zwłaszcza wówczas, gdy czytamy przedmowę Cindy Sheehan, której syn poległ we współczesnym Iraku. O ile we wstępie do książki Johnny poszedł na wojnę jej autor, Dalton Trumbo, posługiwał się znakami interpunkcyjnymi, o tyle w samej powieści – poza kropkami – nie stosował żadnych. Szukałem jakiegoś określenia naukowego na taki styl, ale niczego nie znalazłem. Może Pani mi coś podpowie?
– Jak Pan zauważył, autor postanowił zrezygnować z przecinków. Ten zabieg spełnił kilka funkcji: przede wszystkim nadał narracji formę wewnętrznego monologu, potoku myśli, który w literackiej terminologii nazywa się strumieniem świadomości. Czytając, mamy wrażenie, jakbyśmy siedzieli w głowie bohatera, nie czujemy się jak obserwator. Po drugie – wydaje mi się, że pozbawione przecinków, okaleczone zdania są odzwierciedleniem kalectwa zmasakrowanego chłopaka. I po trzecie, jak się dobrze przyjrzeć, dzięki brakowi przecinków tekst nabiera cech białego wiersza. Jego poetycki charakter podkreśla duża liczba powtórzeń, rytm, czasem rymy.
Czy taki sposób pisania jest dużym utrudnieniem dla tłumacza? Jak wygląda praca nad takim tekstem?
– Do tłumaczenia książki Daltona Trumbo przygotowywałam się przez kilka tygodni, a sama praca nad przekładem trwała niemal pięć miesięcy, choć powieść nie należy do obszernych. Starałam się, parafrazując Barańczaka, „ocalić w tłumaczeniu” wszystko, co się da, zachować prosty język, rytm, powtórzenia. Praca nad dziełem Daltona Trumbo była zupełnie wyjątkowa, bo taka też jest książka. Doszłam do wniosku, że powieść Johnny poszedł na wojnę należy potraktować jak poezję. Większość zdań rozbijałam na wersy i starałam się zmieścić polską treść w ramach wyznaczonych przez rytm. Nad niektórymi fragmentami pochylałam się tak długo, że znam je na pamięć. Ten poetycki wymiar tekstu Daltona Trumbo widać choćby w poniższym urywku (w książce mamy do czynienia z prozą, zatem podczas lektury pauzy i podziały można wprowadzać według własnego uznania). Poetycka w tym fragmencie jest nie tylko forma, lecz także przenośnia: bohater nic nie widzi, bo nie ma oczu, ani nie osłania, bo nie ma rąk; udało mu się tylko poczuć na jedynym fragmencie skóry, który ma kontakt z powietrzem, że minimalnie zmieniła się temperatura i domyśla się, że nastał świt; całą resztę sobie wyobraża:
Osłonił oczy przed pierwszymi jaskrawymi promieniami porannego słońca
i spojrzał w dal
i ujrzał wysokie góry Kolorado na wschodzie
i ujrzał wznoszące się nad nimi słońce
i ujrzał barwy
spływające po zboczach
i w niewielkiej odległości
ujrzał łagodne brązowe wzgórza
które zrobiły się różowe i lawendowe
jak wnętrze muszli.
A jeszcze bliżej na łące gdzie stał
ujrzał zieloną trawę lśniącą tuż przy stopach
i wybuchnął płaczem.
Dziękował bogu
że mógł zobaczyć świt.
Powieść Daltona Trumbo wymagała czujności z jeszcze jednego powodu: w tok myśli bohatera autor wplótł mnóstwo odwołań i cytatów, bardziej lub mniej oczywistych, charakterystycznych i znanych w kulturze amerykańskiej z początku XX wieku, na przykład słowa hymnu Stanów Zjednoczonych, fragmenty piosenek z okresu I wojny światowej, poezji, wierszowanych bajek, dziecięcych wyliczanek czy XIX-wiecznych haseł politycznych, polskiemu czytelnikowi zupełnie obcych.  

Ewa Ratajczyk w domowej bibliotece – fot. ze zbiorów tłumaczki

Jest Pani także tłumaczką przysięgłą. Na czym polega różnica między wykonywaniem tłumaczeń uwierzytelnionych a tłumaczeniem literatury? Jak udaje się Pani godzić obowiązki?
– Pracę tłumacza przysięgłego ograniczam do świadczenia usług dla instytucji państwowych. Zdecydowanie więcej czasu poświęcam na tłumaczenie literackie, ono jest moją pasją, którą szczęśliwie udaje mi się realizować. Zasadnicza różnica pomiędzy jednym i drugim rodzajem tłumaczenia polega na tym, że tłumaczenie przysięgłe wymaga dosłowności i bezwzględnie wiernego odtworzenia oryginalnego tekstu, z błędami i pomyłkami, jeśli takowe pojawiają się w oryginale. Tłumaczenie literackie, natomiast, w moim odczuciu, potrzebuje skrzydeł. Oczywiście nie po to, żeby „odlecieć” od oryginału, ale właśnie po to, żeby jak najlepiej oddać jego sens i styl – paradoksalnie, aby właściwie ująć myśl autora, nierzadko trzeba uciekać od dosłowności, nie można kurczowo trzymać się każdej litery.
Rozmowa z Panią zainspirowała mnie, aby sięgnąć i do innych, tłumaczonych przez Panią książek – jak choćby Arytmetyki diabła Jane Yolen czy Bibliotekarki z Paryża Janet Skeslien Charles. Czy chciałaby Pani polecić jakieś inne pozycje?
– Wspomniał Pan, że ma za sobą lekturę Historii Edith i powieści Johnny poszedł na wojnę. Obie gorąco polecam tym, którzy ich jeszcze nie czytali, to książki wyjątkowe. Wielbicieli literatury popularnonaukowej i zamierzchłych czasów zachęcam do sięgnięcia po książkę Końce świata Petera Brannena, opisującą dramatyczne dla Ziemi momenty niemal doszczętnej zagłady życia na naszej planecie, które jednak, na szczęście dla gatunku ludzkiego, zawsze odradzało się jak Feniks z popiołów.
Dziękuję za rozmowę i życzę wielu dalszych sukcesów translatorskich.
– Bardzo dziękuję za propozycję przeprowadzenia rozmowy i za ciekawe pytania.

Roman Soroczyński
18.06.2022 r., Giętlewo – Kalisz


Postscriptum
: Już po autoryzacji powyższej rozmowy dotarły do mnie wspomniane Ostatnie dni w Berlinie – powieść, której autorką jest Paloma Sánchez-Garnica, zaś autorką przekładu jest właśnie Ewa Ratajczyk. Bohater niemal 600-stronicowej książki, Jurij Santacruz, uciekł do Niemiec z bolszewickiej Rosji. Niestety, w styczniu 1933 roku Niemcy ogarnia inna, hitlerowska pożoga. Dzięki realistycznym opisom mamy okazję bliżej poznać dwa totalitaryzmy i ich skutki. Szczególnie interesujące są zmiany w mentalności wielu ludzi: oto osoba, która jeszcze w poprzednich wyborach głosowała na komunistów, nagle staje się gorliwą zwolenniczką nazistów. Takich „przemian” było bardzo wiele. Wszyscy wiemy, jakie były ich skutki. Choćby z tego względu tę piękną, wciągającą niemal bez reszty, książkę powinni przeczytać wszyscy, a zwłaszcza ci, którzy biernie przyglądają się poczynaniom współczesnych zwolenników autorytaryzmu, nie reagują na niszczenie podstaw demokracji i zasad państwa prawa.

Dalton Trumbo, Johnny poszedł na wojnę
Przekład: Ewa Ratajczyk
Redakcja: Sandra Popławska
Korekta: Anna Grelewska
Projekt okładki: Mikołaj Piotrowicz
Skład i łamanie: Dariusz Nowacki
Wydawca: Wydawnictwo Replika, Poznań 2022
ISBN 978-83-66989-99-3

Paloma Sánchez-Garnica, Ostatnie dni w Berlinie
Przekład: Ewa Ratajczyk
Redakcja: RedKor Agnieszka Luberadzka
Korekta: Katarzyna Mróz-Jaskuła, Kachna Kraśnianka-Sołtys
Projekt okładki: © Anna Slotorsz
Ilustracja na okładce: © tilialucida/Shutterstock
                                   © Stephen Mulcahey/Trevillion
Skład i łamanie: Dariusz Nowacki
Wydawca: Wydawnictwo Filia, Poznań 2022
ISBN 978-83-8280-052-4

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko