Franciszek Czekierda – NIEZNANY ROMANS ZUZANNY GINCZANKI I STANA SELICHA

1
327

Część 1

       Zamiast wstępu
       Jest to rekonstrukcja ostatnich dni przyjaźni Zuzanny Ginczanki i Stana Selicha powstała na podstawie zachowanych fragmentów jego zapisków. Poeta, dziś całkowicie zapomniany, był w okresie dwudziestolecia międzywojennego ważnym uczestnikiem życia kulturalnego. Przyjaźnił się m.in. z Witoldem Gombrowiczem, Jerzym Andrzejewskim, Władysławem Broniewskim, Czesławem Miłoszem, Jarosławem Iwaszkiewiczem i Zuzanną Ginczanką. W tej ostatniej również kochał się, można przypuszczać, że z wzajemnością. Nawiasem mówiąc szalało za nią wielu pisarzy i poetów. Życie i twórczość Stana (Stanisława) Selicha, literata z pokolenia Gombrowicza, zna tylko wąskie grono specjalistów zajmujących się historią literatury. W latach trzydziestych wydał dobrze przyjęty tomik poezji i nagrodzony przez „Wiadomości Literackie” tom opowiadań. Nikt natomiast nie miał okazji poznać jego dzienników. Przeleżały po wojnie ponad siedemdziesiąt lat w zawilgoconych archiwach byłego Zakładu im. Ossolińskich we Lwowie. Nie wiadomo, jak tam trafiły. Po II wojnie światowej polską część zbiorów Ossolineum przewieziono do pojezuickiego kościoła św. Piotra i Pawła, a w 2011 roku bezładnie przerzucono do magazynów przy ul. Lotniczej 1 we Lwowie. Dzięki szlachetnym ludziom dotarłem tam szukając innych dokumentów i przypadkowo natrafiłem na dwa podniszczone zeszyty memuarów poety.

czytaj całość>>

Reklama

1 KOMENTARZ

  1. Przeczytałam opowiadanie. W żadnym wypadku nie jest ono prozą Jarosława Mikołajewskiego [między innymi]. A dlaczego? Tu posłużę się cytatem wynotowanym z łamów jednego z literackich portali, gdzie autorka tekstu, czyli niejaka “befana_di_campi” w felietonie “Wyższość prozy nad poezją” tak uzasadniała swoją tezę:

    “Poeci cenią się bardzo, aż za bardzo. „Ja, poetka” zwykła mawiać pewna znajoma mi wierszopiska, która posiada niesamowitą umiejętność rymowania, ba, nawet wypowiadania się na każdy temat rymowaną siekanką, za to poetyckiego talentu już nie ma owa pani za grosz.

    Wbrew pozorom proza jest sztuką nader trudną. Tu naprawdę potrzeba wielkiego kunsztu, żeby:

    a) dokładnie sobie zaplanować (a przede wszystkim zrealizować) uprzednio opracowany konspekt,

    b) tak ożywić własnych bohaterów, aby podczas lektury nie przypominali papierowych manekinów,

    c) nadać dialogom giętkość oraz plastyczność, opisom natomiast wierność i wiarygodność. Ponadto: umiejętnie postarać się rozkręcić akcję i to zarówno w dłuższych jak krótszych formach prozatorskich.

    Niedościgłymi dla mnie mistrzami są nasi wielcy realiści, ale nie tylko. Bo choć sama nie za często zajmuję się tego rodzaju pisaniem, to jednak mistrzostwo narracji wykreowanej złotym piórem tego bądź innego autora, stale oraz wciąż będzie u mnie wzbudzać niekłamany podziw.”

    Odwołam się zatem do punktu “c”, bowiem w niniejszym opowiadaniu znajdziemy akurat wszystko, na co zwróciła uprzednio uwagę cytowana “b_d_c”. Zauważonych po lekturze opowiadania stylistycznych mankamentów tu wyszczególniać nie będę [a jest ich niemało] niemniej: gdyby Autor historyjki pokusił się raczej o esej, nie beletrystykę, wówczas i historia opisanego “romansu” stałaby się bardziej wiarygodna. Dzięki – mimo iż zabrzmi paradoksalnie – poprzez odwołanie się do autentycznych, niekoniecznie nadinterpretowanych sytuacji typu wysilone dialogi.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko