Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
514

Lwów magiczny

Przed wojną Szczepcio i Tońko śpiewali:

„Bo gdzi jeszcze ludziom tak dobrze, jak tu?
Tylko we Lwowi!
Gdzie śpiewem cie tulo i budzo ze snu?
Tylko we Lwowi!”

A w 2012 roku, bo wtedy Kurkow opublikował swą powieść, dalej jest Lwów miastem magicznym, przyciągającym, skupiającym na sobie uwagę?

Znacie państwo to uczucie, skończona lektura i zadajecie sobie pytanie: dlaczego już? Przecież chcielibyśmy jeszcze i jeszcze. I jeszcze… Tak, właśnie takie myśli kłębiły mi się w głowie po przeczytaniu „Jimi Hendrixa…”…

Do rzeczy: zaczyna się to ciekawie, a potem, potem jest tylko lepiej.

Cmentarz Łyczakowski, wrzesień 2011 roku, grupa dziesięciu weteranów-hippisów zatrzymuje się przy żelaznym krzyżu. A na tabliczce, białymi literami, ktoś pisze: „Jimi Hendrix 1942-1970”

Więc co? To tam jest grób genialnego muzyka? Nooooo, niezupełnie. Dopowiedzmy, nie warto z tego robić tajemnicy. W tym grobie pochowano… nadgarstek Hendrixa… Tak, wiem, teraz każdy powinien się uśmiechnąć. Ale zaraz pojawia się emerytowany kapitan KGB, Riabcew… To on, przez lata ich obserwował, ścigał, podsłuchiwał. I składa Alikowi, to ten najważniejszy z weteranów, dziś oświetleniowiec w Operze, meldunek, wyjaśnienie, sentymentalne wspomnienie? Więc może raczej ich chronił? Bo wtedy, w Sojuzie, Jimi Hendrix…

To pierwsza nuta.

Druga to Taras i Darka. Ci są młodsi, znacznie młodsi. On, niedoszły lekarz, z własną metodą wytrząsania z ludzi kamieni nerkowych. Ona, alergiczka w rękawiczkach, pracująca w całodobowym kantorze. Popijają kawę z porcelanowych popielniczek – tylko to płaskie naczynie można przepchnąć pod szybą kantoru. Darka, uczulona na pieniądze. On z cudownym lekarstwem, trzema wytrzęsionymi z polskiego księcia kamieniami-perłami.

To druga nuta.

Jest i trzecia. Tylko, jak o niej opowiedzieć? Powiedzmy tak: tu, gdzie leży Lwów, przed tysiącami lat było Morze Karpackie. I nagle, teraz, pojawia się morski zapach, a zaraz potem stada mew, zakłócenia w przepływie energii elektrycznej. Ptaki nie są bojaźliwe, wręcz odwrotnie, atakują niektórych ludzi. Co ma do tego pijany marynarz?

To jeszcze nie wszystko, choć utalentowany pisarz i z tego utkałby już znakomitą powieść.

Tak, jest i Polak, który zapomniał w sowieckim tyglu swojej polskości. Sąsiad Tarasa, pan Jerzy. Łączy ich piąty stopień na schodach. Trzeba go omijać. A jeśli nie? Jeśli nie, pojawi się Oksana, dla której, dla jej pocałunku, pan Jerzy gotów jest zjeść cały tort, a wcześniej ostrzyc kilkudziesięciu bezdomnych.

To czwarta nuta.

A teraz wszystko w swoim kotle Kurkow pomieszał. KGB-ista przyjaźni się z Alikiem, ale nie może się z nim oswoić pisarz Wynnyczuk (tak, tak, Jurij, słynny literat). Taras jeździ w nocy z pacjentami swoim gruchotem po kocich łbach lwowskich ulic, słyszymy… gdy sikają do słoika… I ten brzęk wypadających kamieni… Rybki w akwarium, które ostrzegają przed trzęsieniem ziemi, ojciec Darki po tracheotmii, gołębnik Riabcewa, aparatura do pomiaru szumów, posiłki dla bezdomnych, ranna mewa z zaklejonym dziobem, hymn Ukrainy jako usypiacz, altana, przybudówka, mieszkanie Alika …

Rzeczywistość ściga się w powieści Kurkowa z pijackim snem – bo pije się dużo i często –  wyobraźnia przeskakuje z wydarzenie na wydarzenie, KGB-ista wyjaśnia drogę nadgarstka Hendrixa z Greenwood Memorial Park do lwowskiego cmentarza, Alik odbiera swój kapelusz marynarzowi z Odessy, jest prysznic dla bezdomnych, długa kolejna do postrzyżyn…

Uśmiechałem się czytając „Jimiego Hendrixa we Lwowie”, potem myślałem: tak, to jest miasto inne niż wszystkie, z jego historią, budynkami, ulicami, ludźmi. Kurkow podlał swoją powieść bajką, wyostrzonym dowcipem, okrasił uczuciem. Nie mam wątpliwości, kocha to miasto tak, jak kochały i będą kochać je tysiące jego mieszkańców, niezależnie od narodowości. Bo jest w nim coś, czego nie ma w innych miastach. Nawet w zmyśleniu, nielogiczności, w chorobie, w zarabianiu, w kawiarniach i dziewczynach. Nawet w perłowych kamieniach nerkowych.

Tak, to miasto magiczne.

Andriej Kurkow, Jimi Hendrix we Lwowie, przekład  Magdalena Hornung, Noir sur Blanc, Warszawa 2021, str. 395.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko