Arkadiusz Frania – Wrześniowe wiersze Slađany Milenković

0
973

        Współczesna literatura bałkańska znana jest polskim czytelnikom między innymi dzięki wieloletniej aktywności translatorskiej i popularyzatorskiej Olgi Lalić-Krowickiej. Spod pióra tej poetki i prozaiczki wyszła znacząca liczba tłumaczeń książek i antologii, zarówno przybliżających Polakom twórczość pisarzy z Bałkanów, jak i promujących osiągnięcia polskich pisarzy wśród słowiańskich pobratymców. W efekcie tych niezwykle cennych prac, rok 2019 przyniósł wiersze serbskiej autorki Slađany Milenković pt. September city (wydane nakładem krośnieńskiego Wydawnictwa Ruthenus – Rafał Barski). Podajmy, iż pisarka urodziła się (1973) i mieszka w Sremskiej Mitrovicy, jest filologiem, profesorem szkoły wyższej w rodzinnym mieście. Ma w swoim dorobku prace naukowe i tomy wierszy.

        Już sam tytuł zbioru kojarzy się z nostalgią, zadumą czy imaginacją. Semantykę „Wrześniowego miasta” proponuję zestawić z nagłówkiem innego tekstu – Jesienny dzień. Notabene motyw snu ogniskuje się w tytułach: Sen, Łowcy snów, Senne zaloty, Podpis snu, Śpiący po protekcji, Sen musi się zapienić, Tożsamy z senną mgłą, blisko tej sfery będzie też Wyczuwam zapomnienie. Tyle, jeśli idzie o onomastykę literacką.

        Tom, liczący 40 liryków, opowiada historię o zmaganiach bohaterki z „rzeczywistościami”, bez względu, czy spełniają się one w planie jawy czy snu. Parametry świata nie są obiektywne, umykają bowiem opisom fizykalnym i pewnikom. Chciałoby się rzec, że tam, gdzie zaczyna się byt i realność, paradoksalnie znikają dogmaty: „Wirtualna rzeczywistość jest niebezpieczna / wszystko jest przywidzeniem / i nic nie jest prawdą” (s. 12). Życie to wędrówka: „Szliśmy pod górę chodnikiem wąskiej drogi” (s. 20), nie zawsze cel jest znany, więc człowieka dręczą niepewność i niepokoje. Bohaterka stwierdziwszy: „Znajduję się na rozdrożu” (s. 22), prosi partnera podróży: „Tylko nie pytaj którędy idziemy. / Na to pytanie nie znam odpowiedzi” (s. 37), ale istnienie jest również utrwalaniem widzianego, a raczej „niezapomnianego”: „W drodze maluję zapamiętane postacie” (s. 24).

        W odczuciu bohaterki wokół toczy się gra: „Wszystko mi przypomina teatr / próba / zamyślone rekwizyty” (s. 18), nie ma tu jednak miejsca na zabawę, rozrywkę, feerię śmiechu i relaks. Motyw alter ego, sobowtóra wiedzie nas do konstatacji o tragizmie życia ludzkiego: „Na wystawie obraz smutnego pajaca / siedzi ze spuszczonymi rękami / i śmieje się do przechodniów” (s. 21), „Rozbite okna snów. // Podwójne osobowości / spacerują przez aleje” (s. 19). Czy brak poczucia bezpieczeństwa, wrogość otoczenia, ale i odśrodkowe siły halucynacyjne każą wołać: „Chcę żyć bez myśli / żeby niczego nie pamiętać” (s. 26)? W liryku dedykowanym „Babci Radojce” poetka stwierdza:

        Czasem jest lepiej poczuć zapomnienie
        i spokój.

        Jeśli przestanę nadawać imiona rzeczom
        może przestanę
        zapominać
                        (s. 38).

        Podmiot liryczny zdobywa się na gest odwagi, ucieczkę ze zniewolenia w samotność: „Rozbijam szkło / wreszcie jestem sama” (s. 14). Agresja, rozładowanie skumulowanej energii są też próbą przełamania bezradności. To nic, że tłukąc szkło, można się zranić; taki ból oczyszcza, wstrząsa „ja”, wiedzie do samoświadomości oraz wyciszenia: „Obłok leży na moich ramionach. / Biały pokój bez okna” (s. 45). Frazę „Biały pokój bez okna” odczytuję jako inną wersję glosy „wreszcie jestem sama”. Bohaterka liryczna bez wątpienia szuka ukojenia w dobrowolnej alienacji. Wycofuje się, by powrócić z nową mocą kobiety pewnej siebie, rozumiejącej swoje miejsce we własnym życiu, którego chce być twórczynią.

        W zbiorze panuje pewnego rodzaju napięcie między niewiastą a mężczyzną. Gdy czytamy: „Zużyliśmy dni szczęścia” (s. 6), skłonni jesteśmy dostrzec wygasanie miłości, jej obrócenie się w szarość. W repertuarze uczuć coraz silniej brzmią smutek, tęsknota, przeczucie, wyczekiwanie, intuicja: „Dlaczego patrzysz dziwnie na mnie. / Niespodziewanie i z tęsknotą” (s. 40), „Twoje nieprzybycie odsłania cię / na moim białym ciele” (s. 27), „z rzęs strzepuję smutek / powiewam bezsennością” (s. 43). W utworze Sen przeczucie, zapowiedź rozstania już bardzo wyraźnieją, skoro bohaterka znajduje klucz do skrzynki pocztowej: „Klucz którym otworzę / twój list pożegnalny” (s. 20). Wspólne trwanie może też przybrać formę ambiwalencji: „Uniknęliśmy niebezpieczeństwa / śmierci lub życia” (s. 6), gdzie śmierć i życie są równorzędnymi doświadczeniami. W Niebieskim zegarze takt wystukuje refren-memento „tik-tak” po kolejnych sygnałach oczekiwania (cząstkach zwrotek): „Zegar i tęsknota”, „Krwotok / poprzez noc”, „bicie serca”, „Podczas gdy czekam / na twój powrót” (s. 10).

        Znajdziemy w tomie także wiersze par excellence erotyczne. Przeczytajmy tekst pt. Wiersz:

        Za każdym razem gdy spojrzę
        w twoje oczy
        we mnie rodzi się nowy wiersz.

        Przybiera oprawę twoich rzęs
        rytm twoich powiek
        barwę twoich oczu
        głębię twoich źrenic
                        (s. 16).

        Poddanie się ukochanemu ma charakter całkowity, doszczętny, bez odwrotu. Bohaterka nie sprzeciwia się, tym bardziej że korzyść jest obopólna. On staje się obiektem adoracji, ona przeistacza chwilę w wiersz. Wynotujmy motywy spojrzenia, wzroku, patrzenia, oczu i ich okolic: rzęs, powiek, źrenic. Te wszystkie insygnia erosa występują w różnych miejscach tomu, stanowiąc o jego słodko-gorzkiej melodyce. Bardzo często strefa oka łączy się z nasyceniami świetlnymi, najczęściej z porankiem, rzadziej nocą (sygnowaną księżycem). Przywołajmy choćby zestawienie spojrzenie – poranek: „spojrzeć / na poranek / z tobą” (s. 6), „Widziałam co zrobiłeś. / Ukradłeś barwy mojego poranka” (s. 22), „Słońce widziane z samego rana / niekiedy na wschodzie / kiedyś w twoim otwartym oku” (s. 13). Na marginesie dodajmy, że patrzenie to też obserwacja oraz podglądanie czy inwigilacja: „Kamera, która mnie uważnie obserwuje / partia pasjansa / odegrana przed dniem ostatecznym” (s. 13). Na prawach dopowiedzenia zapiszmy kolejny rys ukochanego: „W twoim głosie / pomarańczowe wibracje poranka” (s. 26). Warto zapoznać się z egzemplifikacją lunarną, przełamującą „dojrzały / dziki mrok” (s. 7):

        Jeśli umrę pierwsza
        i pijany księżyc na zawsze
        uśnie na moich rzęsach
        z mojego serca urośnie
        cały sad śliwkowy
                        (s. 8).

        Tu znikanie (śmierć) staje się zaczynem wzrastania (życia). Oczywiście owa śmierć może mieć sens tyle dosłowny, co ubiegający „wychodzenie” z rutyny, przyzwyczajeń.

        Tom serbskiej poetki nie koi nerwów, nie lśni od czułych oddechów i atłasowych gestów. Slađana Milenković przędzie narrację o przyciąganiu się i odpychaniu partnerów, którzy każdego dnia przeżywają rozstania myśli, słów i przypuszczeń, choć na razie nie mówią definitywnego: „Do widzenia do wspomnień!” (s. 6), a „Wrześniowe miasto” spowite jest nadzieją na powrót:

        Siła wczorajszego dnia
        jesiennego i trudnego.
        Jak łza
        po ciele
        żłobi drogę do twoich nocy
                        (s. 12).

        Ale to dopiero początek nowej starej miłości, początek życia.

Slađana Milenković, September city, przekład z języka serbskiego Olga Lalić-Krowicka, Wydawnictwo Ruthenus – Rafał Barski, Krosno 2019, ss. 50.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko