Nikt już nie skrzywdzi…
Większość z nas wspomina czas dzieciństwa dobrze, czasami bardzo dobrze, Tak, są domy, w których rządzi przemoc, jest alkohol, wtedy życie może zamienić się w piekło. Czasami jednak rządzą pozory. Nic nie wydostaje się na zewnątrz.
Spirala zła, takie określenie przychodziło mi do głowy, gdy czytałem powieść czeskiej pisarki Aleny Mornštajnovej. Pisarki przekładanej wcześniej na polski, w ojczyźnie docenianej, honorowanej wieloma nagrodami, tłumaczonej na trzydzieści języków. Dla mnie jednak nowej, nieznanej.
Jakież więc są te pozory? Najpierw, mieszkająca we wsi, wielopokoleniowa rodzina: dziadkowie, młodzi i maleńka, trzyletnia dziewczynka. Ale ona już wie, że ten dom ma swoje zasady, że rządzi apodyktyczna babka, której zrzędliwe uwagi ranią każdego. Jest pozornie wycofany dziadek, zajmujący się obróbką drewna w swoim warsztacie. Jest tata, który ją kocha, czyta bajki. I wycofana matka, która jednak raz za razem pokazuje, że dziecko jest dla niej niechcianym obowiązkiem.
Chwilę potem, ten ukochany tata, po konflikcie z babką, znika, wyprowadza się. Matka zostaje. Żyje swoim życiem, najczęściej, po pracy, zamknięta w swoim pokoju na piętrze domu. To babka w ogromnej mierze zajmuje się dzieckiem. Są nakazy, nie ma czułości. Dobre słowo? Niepotrzebne. Samotność. Nigdzie poza obręb domu, ogrodu, szklarni, gdzie trzeba zbierać oślizgłe ślimaki. Jest jednak Monika. Zmyślona rówieśnica. Ta, z którą można rozmawiać o każdej porze i na każdy temat.
Mija kilka lat, bohaterka tej powieści trafia do szkoły w miasteczku. Rozmowa z panią psycholog, gwałtowna reakcja matki… Dziewczynka, choć zamknięta w sobie, babka stale przestrzega przed obcymi, to, co w domu nie ma prawa wyjść na zewnątrz, znajduje przyjaciółkę, Ester. Dominującą, taką, która panuje nad klasą. Wścibską.
Podstawowa zasada: nie wyróżniać się, rozpłynąć w tle, być nikim. Także w nauce. Po szkole do samochodu i do domu.
Troszkę później pojawiają się… bracia. Ten starszy, przyjazny, ten młodszy obojętny. Skąd bracia? Prawie zapomniany tata miał wcześniej rodzinę. Ten starszy pyta o alimenty. Oni też nie mają kontaktu z ojcem, chcieliby go zobaczyć, mieli nadzieję, że wciąż jest z dziewczynką.
Ida do nich do domu. Dostaje zdjęcie taty. Co to są alimenty? Tak, zapytam mamę… Nie, ojciec nie płaci alimentów.
Ester pyta, kim są chłopcy? Ten starszy, to twój chłopak? Dziewczynka ma dziewięć lat, on piętnaście. Nie umie zaprzeczyć. Nie chce opowiadać o rodzinie. Zwłaszcza o tym, że ojciec ją zostawił, a matka nie tylko pije, ale i coraz częściej nie wraca do domu nawet na noce. Wyrzucają ją z pracy. To dziadkowie ponoszą koszty utrzymania.
Ci bracia mogliby być ostoją. Szuka z nimi kontaktu. Ale wszystko się rozpływa. Bo… bo nie są jej braćmi. Tata nie był jej tatą. Więc nie ma między nimi pokrewieństwa. Tak, był z jej matką, ale tylko tyle. Zniknął. Oni też. Wydawałoby się sprawa zamknięta.
Nie zniknęła Ester. Rozmowy. Święty Mikołaj. Jak możesz w niego wierzyć? Potem… skąd się biorą dzieci? Wychodzą tym, co mamy między nogami – mówi przyjaciółka. – Nie, rozcinają brzuch, mama ma ślad. Skąd są dzieci? Z seksu – mówi dziewczynka. – Ja już miałam seks. Zaskoczenie. Tak, zna szczegóły. Każe przysiąc. Ester przysięga, nie powie nikomu.
Następnego dnia wybucha afera. Matka w szkole, pani psycholog, potem policja, badanie ginekologiczne potwierdzające słowa dziecka. Ester powiedziała o wszystkim rodzicom.
Spirala… Kto ją skrzywdził. Starszy z chłopców? Ten trop sam się narzuca. Wszystkim tym, którzy mają obowiązek dbać o jej dobro. Nikt nie przytula, nie mówi, że ją kocha… Nie, dla matki i babki jest dziewczyniskiem. Poddaje się, tak to, Jakub, starszy z braci. Byle dali spokój.
Krzywda. Kto jest ofiarą? Ten, który całkiem niedawno był bratem, trafia do poprawczaka. Ale przecież Adam, młodszy z braci, był cały czas z nimi. Nie odpuści.
Życie ma swoje reguły. Bohaterka „Lasu w domu” ucieka. Z tego przeklętego domu, od potwora jakim jest babka, od matki, która się wyprowadziła i ślad po niej zaginął, od dziadka, który kocha być może tylko Bellę, swego psa. Ucieka do szkoły z internatem. Idzie do pracy. Ma dwadzieścia lat, w gospodzie, gdzie pracuje, pojawia się Adam, chce żeby powiedziała jego matce, że skłamała.
Nie, nie, nie.
Odnajduje swoją matkę. Zniszczoną alkoholem. Za to z trzyletnią córką. Ma siostrę. Spirala…Gwiazdka. Jedzie do noclegowni, tam gdzie mieszka matka. Pracujesz, myślałam, że możesz nam, jej i maleńkiej siostrze, przysyłać po kilka stówek miesięcznie. Myślisz, że tylko ty cierpiałaś…? Ucieka…
Jest gorzej, ten las zbliża się do domu każdym zdaniem. Dojdzie? Zniknie dom. Spłonie. Nikt już nie zostanie skrzywdzony. Zwłaszcza trzylatka.
„Las w domu” Nie, nie pojawi się podczas lektury uśmiech. Żadne zdanie książki Mornštajnovej na to nie pozwoli. To potwornie przygnębiająca powieść o tym, co może dziać się w rodzinie. Jak głęboko skrywane są tragedie. To nie jest książka na zbliżające się Święta, ale z całą pewnością warto po nią sięgnąć.
Alena Mornštajnová – Las w domu, przekład Anna Maślanka, Wydawnictwo Amaltea, Wrocław 2024, str. 280.