Jerzy Stasiewicz – Słowo o broumowskim Pegazie

0
761

       Wielkim zaszczytem jest pomieszczenie mnie w antologii: Pegas nad  Broumovem.  Podsumowującej  minione dziesięciolecie, a wydanej na jubileuszowe XX Dni Poezji.

Opasła księga z cudowną panoramą miasta na okładce, zawiera autorów: z Czech, Słowacji, Litwy, Polski, Bułgarii, Wietnamu, Rosji i Ukrainy.

      Miałem szczęście, twórczyni tego znakomitego dzieła Věra Kopecka poetka, fotograf, rękodzielnik tradycyjny, absolwent matematyki na Uniwersytecie Karola w Pradze i studiów z zakresu recytacji, teatru poezji i twórczości literackiej w praskim Konserwatorium Ludowym poprosiła między innymi i mnie o kilka słów wrażeń z poprzednich festiwali. Przytoczę w całości moje wyznania z dwunastej strony antologii. Opublikowane również w kilku czasopismach w języku polskim i czeskim pt. „ Będę tu powracał „ – Broumowskie spotkania mają w sobie ducha poezji i opiekę muz znanym nam ze wszelkich mitologii. Ale żeby to  osiągnąć trzeba wytężonej pracy przez lata i kobiety  – poetki o ramionach Atlasa dźwigającej na barkach ciężar organizacji – jakież to prozaiczne określenie – spotkania poetów z różnych stron świata .Zapewnienia im strawy i dachu nad głową , wypełnienia czasu bo poeta nie lubi pustki. Choć jest  czasem próżny. Przyjeżdżamy na gotowe. Czeka  wydrukowana, wielojęzyczna antologia. Co jest niezwykle ważne dla piszącego bo utrwala na wieki jego stan ducha. Daje możliwość zaprezentowania się przed szeroką publicznością w historycznych murach benedyktyńskiego klasztoru. Gdzie słowo rozbrzmiewa jak nawoływanie Boga. Przerywniki muzyczne dopełniają stan uniesienia jaki towarzyszy temu misterium. Trzeba być na Dniach Poezji by poczuć podskórnie o czym mówię ?

            Ileż poezji jest w przejeździe z klasztoru do krynickiego schroniska, gdzie wzajemnie staramy się pomóc dźwigając bagaże, ofiarując miejsce w samochodzie. Dobre słowo, czasem niezrozumiałe.

            Warsztaty  –  praca nad tworzywem  jakim jest słowo, głębokie wejście w fotografie, obrazy, mandale. Zrozumienie ich przekazu –  jakby powiedział Artur Sandauer zacytuje z pamięci pewnie niedokładnie – „ ciągów znaczeniowych prowadzonych równorzędnie i pozwalających im  na przemian wypływać na powierzchnię. By stworzyć iluzję  psychicznej wielowarstwowości. Bo celem jest odzwierciedlić świat zmysłowy, wyrazić refleksję czy obiekt estetyczny. Poeta powinien docierać do nowych nie znanych jeszcze warstw psychicznych, podpatrywać je od nie dojrzanej jeszcze strony. By powstał pełny lirycznych sztych w swej wymowie, bez zgrzytów i wewnętrznych pęknięć”.

            Wędrówki po okolicy są stałym punktem broumowskich festiwali. Dzięki nim poznaliśmy XIX wieczną Amerykę z jej charakterystyczną architekturą i „Bramą Czasu” , którą przekroczyć pragnie każdy człowiek, by stać się nieśmiertelnym i zawsze młodym  – pragnienie Fausta. Metafizyka rozpylona w atmosferze poetyckiej wolności jaka udziela się uczestnikom festiwalu urasta do symbolu. I pozwala tworzyć liryki nieskrępowane kajdanami klasycznej formy.

            Stopy nasze dotarły do XVII wiecznego cmentarza. Zdjęcia nagrobne z epoki przeniosły do świata sumiastych wąsów,  kapeluszy i długich sukien szczelnie upiętych pod szyją. Purytańskich i ponoć uczciwych. Gdzie słowo … znaczyło słowo!

             Ale i ważnym punktem są biesiady w gospodzie u Jozefa. Stoły łączymy w krąg . Zasiada międzynarodowe towarzystwo przy kuflu „Opata” ważonego w pobliskim browarze od średniowiecza. Lampce czerwonego wina  i toczymy zajadłe dyskusje o potrzebie tworzenia poezji w materialistycznym,  pełnym pędu świecie. Zmierzającym do zagłady, zatraceniu wszelkich wartości. Pozbawieniu kontaktu człowieka z człowiekiem . Toasty w różnych językach przeczą tym kasandrycznym przepowiedniom. Póki żyją poeci świat ma się dobrze. Ale jak długo ?

       Podsumowując miniony rok w artykule „ Szlakiem festiwali i salonów 2019 roku”, napisałem tak: „ Lubię tu przyjeżdżać do ogromnego, posadowionego na wzgórzu klasztoru benedyktyńskiego, gdzie znajduje się kopia Całunu Turyńskiego  z  1651 roku i gdzie został napisany największy rękopis świata Codex Gigas. W 1648 roku wywieziony do Szwecji jako zdobycz wojenna. Tu Věrze Kopeckiej udało się stworzyć miejsce magiczne dla poetów. Mury klasztoru ociekają poezją. Poezja wypełnia sale i cele klasztorne, unosi się na klatkach schodowych i dziedzińcu. Jestem tu po raz… nawet nie wiem który? Tak ucieka rok za rokiem, a na półce przybywa kolejna antologia i kolejna. Odjeżdżając zniecierpliwieni wyczekujemy przyszłego roku. Trochę inne odczucia ma organizatorka mówiąc:” Dni Poezji oznaczają dla mnie pracę bez końca. Jeszcze nie zostało zamknięte rozliczenie jednego rocznika, a już trzeba myśleć o następnym. Ale zdecydowałam się na tę pracę sama i nie żałuję. Każda edycja mnie zmienia, poprzez nowe przyjaźnie, spotkania z interesującymi ludźmi i piękną cenną poezją.” Jej słowa potwierdzają moje obserwacje ze wstępu. Ale podjęcie się tak gigantycznego zadania jak opracowanie antologii dziesięciolecia to wyczyn świadczący o ogromnym temperamencie twórczym i chęci pozostawienia spuścizny literackiej po poetach odwiedzających Broumov dla potomnych Europy. Może i Lam Quang My powracając do ojczystego Wietnamu – gdzie Polskę pięknie nazywają; Magnolią – rozpropaguje ją wśród rodaków. A poezja w niej zawarta oczaruje mieszkańców nie tylko półwyspu, ale i bezkresnej Azji, tak wrażliwych na słowo. W dziele tym jako tłumacz pomagał Antoni Matuszkiewicz polski poeta, prozaik, autor esejów i dramatów. Animator życia literackiego i dawny pracownik instytucji upowszechniania kultury. Jego bogaty dorobek literacki to 18 książek poetyckich, 3 zbiory prozy, esej o pisarstwie Mariana Jachimowicza i wywiad z Andrzejem Szyszko-Bohuszem na temat Uniwersalnego Stanu Świadomości. Przekładał poetów czeskich, dwa tomy jego wierszy ukazały się w języku naszych południowych sąsiadów w tłumaczeniu Věry Kopeckiej. Idąc za głosem serca z młodą wybranką w 2008 roku osiadł w Martinkowicach koło Broumova ściśle współpracując na niwie literatury z organizatorką Dni Poezji. We wstępie: „ Dar człowieka” mówi tak: „ Opowiedzieć komukolwiek, ale przede wszystkim tym młodym ludziom, z którymi się mogę spotkać z racji tutejszych Dni Poezji, o swoim doświadczeniu, ludzkim doświadczeniu, jakie stało się moim udziałem również za sprawą pisania, odkrywania się  sobie w  pisaniu, dojrzewania pisaniem. O duchowości, objawiającej się także na ścieżce owej specyficznej jogi – praktykowania literatury. Mówienie wprost, tak jak się to robi we wierszach, z otwartością zakładającą wzajemną otwartość odbiorcy, z intymności w intymność. Ze świadomością paradoksu sztuki wiązania słów po to, aby wiedziały, kiedy zamilknąć. Aby nie dopowiadając lub zaćmiewając wydobywały blask istoty rzeczy. Aby można było, mówiąc o poezji, już o niej nie mówić, a raczej mówić, jeśli się dar takiej mowy w tym momencie otrzyma, o poezji nagiej , rozsupłanej z tekstów. O sobie, jakim się jest, jakim myśli się, między innymi dzięki poezji, że się jest, w najszczęśliwszej zaś chwili o samym jest, że ono właśnie jest, a my w nim jesteśmy.”

        Wyruszam teraz na soczyste pastwiska liryki pomieszczonej w Pegazie nad Broumovem z grupą poetów wybranych subiektywnie. Poezja znosi barierę między ja a nie – ja, pozwala utożsamiać się ze światem. Wielość języków nie jest przeszkodą. W chwili zbratania przestają być językami obcymi. Czuję je całym sercem, oddechem , intonacją. Ważna dla mnie jest tylko prawda, która wyciska z rzeczy esencję, zaczyn, uśpioną dynamikę. Przeżycie poetyckie traktuję jako zadanie budowania nie z cegły, betonu, tylko słów. Tak budować by wyobraźnia czytelnika widziała: masywność murów, trwałość sklepień, majestat dachu, finezję krat. Ducha mieszkańców żyjących przed laty. W moją wizję znakomicie wpisuje się utwór Andrzeja Bartyńskiego „ W Polanicy”

mojej żonie Krzysi

Wsparci o balustradę
stoimy nad rzeką
Ona płynie
widzisz?
Ona szumi
słyszysz?
Tymczasowa nasza wieczność
Może źle stanąłem
wiersz się zagiął na rogu
i rytm się oderwał
jak od buta obcas
Może źle stanąłem
rym się odczepił od sprzączki
i słowo
wiatrem się stało
A wtedy
rozległ się grzmot
co to?
Czy to koniec świata?
Nie
to już konie wiersza
 
        Zmarły w 2018 roku we Wrocławiu  ociemniały Lwowianin – utrata wzroku w czasie bestialskiego przesłuchania przez gestapo – charyzmatyczny bard i poeta jak nikt inny potrafi wyobraźnią budować światy rzeczywiste, widzialne dla prostych czytelników i słuchaczy. Granicę między ciemnością, a jawą znosił aktem subtelnego wyznania, regulacją głosu, metafizycznego oddziaływania na otoczenie.

        W innym stylu wypowiada się Kazimierz Burnat i inna jest droga życiowa tego poety, pisarza, publicysty, tłumacza z czeskiego i ukraińskiego, urodzonego w Szczepanowicach nad Dunajcem. Absolwenta prawa Uniwersytetu Wrocławskiego. Twórcy harcerstwa dla młodzieży trudnej, spadochroniarza, żołnierza czerwonych beretów. Kazimierz w wierszu „Stygmat” mówi tak:


W tym samym miejscu rozstanie
wasze spojrzenie w przyszłość
moje w przeszłość
łączy nas rozmijanie
to z wami to bez was
po co ten pośpiech
dokąd –

rozłąka
ale wciąż pod rękę
wędrują nasze myśli
odnajdując okruchy
rzucone niegdyś w grunt

patrzę na twarze żywych
którzy idą ku śmierci
widzę twarze umarłych
którzy wracają

Owo „widzę twarze umarłych które wracają” wskazuje kierunek jaki obrała cała poezja Burnata kult ukorzenienia – tam nasz dom gdzie korzenie nasze, z których jest dumny. Nigdy w swojej twórczości nie oderwał się od korzeni i natury człowieczeństwa. Transponując je do ostatniego nerwu poznania, niemalże obsesji.

        A co nam powie Dimana Ivanova wszechstronnie wykształcona. Ukończyła filologię słowiańską i francuską na Uniwersytecie w Sofii. Obroniła doktorat z zakresu wiedzy o literaturze na Uniwersytecie Karola w Pradze. Zbiory wierszy wydała w Bułgarii i na Słowacji. Utwory Dimany przełożono na kilkanaście języków drukując na wszystkich kontynentach. Tłumaczy z czeskiego, słowackiego, angielskiego i francuskiego. Pracuje także naukowo publikując artykuły w czasopismach. Na dzień dzisiejszy mieszka w Londynie.

tł. na j. polski Antoni Matuszkiewicz

Na Słowacji, w centrum Bratysławy,
dziś wyrasta z ziemi Gap,
zza rogu wygląda Paparazzi
a Schöne Náci pozdrawia nas dłonią
i cichutko macha kapeluszem.


Rzeka pokrywa się liśćmi, jest przejrzystsza
niż las, podczas gdy białe mosty
wznoszą swe przęsła jak katedry
i ulice syczą jak węże.
Po głównej ulicy –
„Obchodní“,
spacerują starcy,
ofiary i kaci,
i depczą podeszwami wyrzucone gazety.
„Milan Rúfus nie żyje!“ –
napis na pierwszej stronie
a ja podchodzę do nich,
biorę do ręki
i z samego serca placu
krzyczę przed tłumem:
 – Niech żyje!

„ Widokówką z Bratysławy „ przekazuje brutalny obraz dzisiejszego świata pozbawionego szacunku dla zwykłego człowieka. Paparazzi jak pies myśliwski gonią za zwierzyną. Nikt nie zwraca uwagi na człowieka wymachującego kapeluszem i pozdrawiającego w geście szacunku. Ulice aorty miasta „ syczą jak węże”, oprócz zdrowej krwi, tłoczą skrzepy to „ ofiary i kaci”.  Jak rozróżnić w tłumie kata od ofiary? Stajemy się kolorową lawą płynącą najważniejszymi arteriami największych miast . Zgadzamy się z obserwacją Ivanowej nie raz samemu ginąc w tłumie.

       Odmienne obserwacje są domeną Ady Jarosz:

Czasem widzę Lesza pieszczącego klawisze jodeł.
Rankiem zbieram zapachy śródleśnej topieli, tkam
wielobarwne pajęcze kilimy, poleruję krople mgieł,
podglądam rdzawe buczyny kąpiące się w kałużach.
Mówicie, że widzieliście diabli ogon na szyi Bartusia,
dlatego Bartek głupi – rozmawia z pszczołami, karmi
ptaki ambrozją słodką niczym baklawa i odmawia
skrzydlate litanie, śpiewne, dziękczynne hymny.

(Nie) jestem tym, za którego mnie macie,

     Ta ciekawa poetka, pedagog i bibliotekarz, a w przeszłości znakomity sportowiec w hokeju na trawie. Wielokrotna medalistka mistrzostw Polski i członek kadry narodowej. Swój świat poetycki odnalazła na bezdrożach Bieszczad, z którego rdzenni mieszkańcy zostali wypędzeni. Pozostał po nich miniony świat w postaci resztek fundamentów obrosłych mchami, echo cerkiewnych dzwonów kryjące w głuszy tajemnicę istnienia. Za głosem  tym podąża Ada bo wie, że gdzieś tam jest początek, ukryty starannie w korzeniach drzew, w głazach zachowujących  kamienną twarz.

     Odkryłem w 2018 roku poezję Birutė Jonuškaitė w tomie Światła nocy. Ta poetka, prozaiczka, tłumaczka i eseistka, urodzona w Polsce na Sejneńszczyźnie w rodzinie litewskiej ma czysto słowiański sposób postrzegania świata. Przyczyną tego może być ukończone dziennikarstwo na Uniwersytecie Wileńskim gdzie wszystkie mury oddychają słowem naszych wieszczy. Wychowanie w kulturze polskiej i znakomita znajomość języka i literatury. Może to talent, którym Birutė obdarzył Bóg słuchając podpowiedzi Świtezianki.

Zgrzybiała jesień,
jak szczęśliwie umierająca staruszka,
z przekonania,
że każdy liść złożył całą miłość u stóp drzewa,
twoich i moich,
tu, gdzie morze z jednej strony, a zalew – z drugiej,
z łabędziem, którego Pan Bóg stworzył dnia siódmego,
jako znak odpoczynku i ostatniej twórczej pieśni.
Chropowatość myśli ludzkiej wygładza się,
łagodny połysk duszy dopasowuje się do szat morza
uchodzi w mglistą drzemkę Wszechmogącego.

Z litewskiego przełożyła Agnieszka Rembiałkowska

       Utwory czyta się z zaciekawieniem, w napięciu, finał jest nieprzewidywalny. Zawierają dawkę emocji, która wytrąca na chwilę z rzeczywistego świata. „ ( … u stóp drzewa (…) morze z jednej strony, a zalew – z drugiej”.- Kult wody – Słowianie przypisywali wodzie właściwości magiczne, posiadanie mocy oczyszczającej, stad częste używanie przy zabiegach kultowych i leczniczych. Czczono źródła u stóp


drzewa. Drzewom rozdartym przez piorun posiadającym dziuple lub niezwykły kształt przypisywano te same cechy. I jak nie zgodzić się z moim rozumowaniem? Mając takie sygnały.

        Na orbitę teraźniejszości, ze świata dawnych Słowian jak uderzeniem w twarz zawraca mnie Mirosłav Kapusta wierszem „ I znowu tylko słowa, słowa, słowa …”

Tego dnia Boga nie widziałem
tego dnia nie widziałem nikogo
tego dnia cały świat był ślepy
a ja przypadkiem szedłem obok
wyciszony – wręcz święty
jak zamilczany temat przed spowiedzią
która jeszcze nie dojrzała do słów

Wtedy nie jest łatwo być nagim
duszą jak Dawid
i tak się ugiąć
aż do padnięcia na kolana
milczkiem gryząc przy tym w piętę Goliata
i nie móc się nadziwić
– któż to mógł tak to sprawić
że już nikt nie przypomina siebie…

Nic
ani miłość nie
ani nienawiść
ani antychryst w przebraniu przyjaciela
ani policzek
ani głaskanie
tylko jedna kwestia brzmi nadal tak samo

– Co chciał przez to poeta powiedzieć?

I nagle ktoś przerwał mi w połowie
mową znaków wzniesieniem środkowego palca
użądlił pytaniem
czy nie jestem przypadkiem jeszcze jednym
debilem

poszukującym odpowiedzi
w nieodpowiedniej galaktyce
bezdusznie sprowadzonym na manowce z chodnika
wiodącego dokądś ku Drodze Mlecznej
ale po cudzej orbicie

Tak więc zabijcie mnie
ponieważ jestem winien każdym zdaniem
jakie wypowiadam
i w nosie mam wasze puste słowa!

Ten prawnik, zawodowo związany z policją, mistrz walk karate i aikido, ale poeta przede wszystkim, stworzył własny świat obrazowania i opisu. Metaforą jego wynurzeń jest człowiek współczesny, zagubiony, zły, szukający drogi, nie zawsze właściwej. Może to podświadome, zakodowane w mózgu sytuacje i przeżycia z dochodzeniówki. Kontakt z przestępcami, oględziny miejsc zbrodni, pozostawiają rysę w człowieku i z tej rysy – magazynu przeżyć – czerpie Mirosław zacier sytuacyjny dla swoich wierszy.

     Przeciwieństwem tej poezji są utwory Aloisa Marhoula, subtelne, delikatne jak ciało kobiety, z wewnętrznym wirem, gracją skrzydeł motyla i oddechem wiosny niosącej narodziny życia.

Aż zostanę pozbawiony
immunitetu poety
Pozostawię własnemu losowi Pegaza
wierszy już nie chcę
już nie będę nimi kartek mazać!
Zacznę sobie w końcu używać
żyć jak…
normalny człowiek
który ma jedno jedyne
ostatnie życzenie:

Panie Boże proszę jeśli jesteś

wiersz mi ześlij

tł. na j. polski Antoni Matuszkiewicz


Czytając liryki Aloisa i Antoniego Matuszkiewicza dochodzę do wniosku, że obaj poeci mówią podobnym głosem. Zacytuję: „ Pinus Nigra”

Na belkę czarnej sosny
 bezwładnego martwego
brzemię które na barki
na ramiona wziąć tylko
z miłością z szacunkiem
dla siebie samego nie był
do drzewa ale człowieka
przybity i na człowieku
rozpięty na człowieku
został też ukrzyżowany

           Jak to możliwe? Inny rodowód, korzenie. Antoni studiował historię , wiedzę o kulturze i muzealnictwo. Całe życie zawodowe poświęcił instytucjom kulturalnym. Działał w Solidarności, był więziony. Alois zaś związany z gastronomią , hotelarstwem. Od 1992 roku prowadzi sklep ze sprzętem kuchennym w Cisovicach. Słowo jest pomostem, na którym obaj poeci kładą prawdę odnalezioną w gąszczu przeżyć. Filozofia życiowa przybliża ich do siebie, pozwala korzystać twórczo z Istoty Najwyższego w człowieku. Znosząc granicę między światem, a sobą poprzez akt poetyckiej konstrukcji.

Słyszeć wietnamską melorecytację  własnych  utworów Lăm Quang Mỹ nie dane jest każdemu zjadaczowi chleba. A szkoda. Poezja w człowieku pobudza wrażliwość. Jej brak widzimy na każdym kroku. Uwypukla to Dimana Ivanova. Takiej wrażliwości jak poeci wietnamscy nie posiadają nigdzie twórcy mowy wiązanej. Dlaczego tak jest jeszcze nie odgadniono. Śpiew poezji to jakby skrzydła anioła, ich puch, swobodne opadanie .

Podmuch wiatru powoli unosi się w górę
I opada gwałtownie głaszcząc włosy trawy.
Nie mam chęci bawić się z wiatrem,
Gdy niespokojny czekam na ciebie.

Przełoż.: Autor i Paweł Kubiak

Lăm pisze po wietnamsku i po polsku. W obu krajach ukazały się zbiory jego wierszy. We współpracy z Pawłem Kubiakiem wydał Antologię Poezji Wietnamskiej od XI do XIX wieku. Na wietnamski tłumaczył m.in.: Z. Krasińskiego, C.K. Norwida, Cz. Miłosza, K. Wojtyłę, T. Różewicza, W. Szymborską. Korzystając z transcendencji przytoczę tutaj początkowy fragment swojej „ Pieśni kołowrotu”.


Czekał
pełen napięcia w ciszy
porażony miejscem

Spoglądał przez okno
na wstęgę drogi
pustą

Jeszcze wczoraj
orszak za orszakiem
z pieśnią dziękczynną szedł
ku górze

Nocą płoną pochodnie

Zniewolenie i próba wyrwania się z kajdan to tematyka  pomieszczonych w antologii utworów Jekateriny Vladimownej Poljańskiej. Urodzonej w Petersburgu, lekarza ortopedii urazowej. Autorki szeregu tomów poetyckich, także tłumaczki poezji polskiej i serbskiej.

***

I postawili Annie pomnik naprzeciw więzienia,
By w szary mur ceglany znów się zapatrzyła,
Gdzie zmrużone okienka, pełne drzemiącego cienia
I przycichłego licha, co się w truchle skrywa.

O, jaki ziąb ciągnie tutaj! Tuman leningradzki szary
Rwą wichry i przechodniom prosto w twarz nim zieją.
O, jakże serce boli! Tylko styczeń – katorżnik bywały
Obłe plecy okrywa kolczastą zawieją.

I monotonnie śpiewa… A czas zaciska pierścień,
To ołowiem grozi, to łańcuchem znów brzęka.
Któż to jest, że stać zdoła, oko w oko z odwiecznym
strachem, co za gardło gotów chwycić z bezdna.

tł. na j. polski Antoni Matuszkiewicz

          To pragnienie wolności, wymarzonej przez pokolenia ciemiężone katorgą na daleką Syberię, z której nie zawsze dany był powrót jest także motywem przewodnim twórczości Sergeja Selkowyja urodzonego we Lwowie. Docenta uniwersytetu technicznego w Charkowie, autora prac z zakresu matematyki stosowanej i mechaniki oraz historii nauki. Autora książek poetyckich, prozatorskich, eseistycznych i przekładów. Publikującego swoje utwory literackie w językach rosyjskim i ukraińskim. Drukowanego w kilkudziesięciu państwach świata. Z brutalną szczerością wyznaje:

***

Czyśmy nie powołani, czyśmy nie wezwani,
na nieznany aż dotychczas pomór,
Iwanowie bluźnierczego stulecia,
straceni bracia swoich martwych sióstr?

Czyśmy nie powołani, nie wezwaniśmy,
chrypieniem kruka i koguta?
Wiek się nam rozsypał kurzem łagierniczym,
garścią popiołu, górą grzechu.

Umarłych hańba się nie ima,
Wśród rowu srebrny połysk wilczomlecza.
Kościół bolesny
i ścieżka moja do kościoła…
Wspominam, modlę się. I żyję.

tł. na j. polski Antoni Matuszkiewicz

        Wracają w pamięci rewolucyjne wiersze Dekabrystów ( Bestużew, Rylejew ) , Achmatowej – psychologizm połączony z wnikliwym postrzeganiem historii, Cwietajewej – wygnanej, zagubionej w emigracyjnym świecie, pełną tęsknoty do Ojczyzny. Mandelsztama – nasycenie poezji kulturalno – historycznymi obrazkami , semantyczną złożonością, Jesenina, którego krótkie, burzliwe życie wystarczyło by na życiorysy kilku osób. Ziemia tamta ogromna na wschód od Polski ciągnąca się aż do Cieśniny Beringa, kipi wybitnymi jednostkami pragnącymi wolności dla ogółu. Za swoje dążenia często płacą najwyższą cenę. Ale czy ogół pragnie wolności bezgranicznej? Może wystarcza wegetacja z silnym przewodnikiem stada. Opóźnień cywilizacyjnych do demokracji zachodu nie da się nadrobić w dwóch, trzech pokoleniach.

          Wielki szacunek dla Věry Kopeckiej, że udało jej się pomieścić i pogodzić tylu autorów, utrzymując wysoki poziom Pegaza Nad Broumovem. Podziw dla ogromu pracy translatorskiej. Zgłębienie treściowo tylu tekstów w kilkunastu językach. Oddanie ducha zawartego w nich przekazu, wyczucia rytmu, nie rzadko rymu, wymaga gruntownej wiedzy, znajomości tajników poetyki i niebywałego skupienia. Powiedział bym wejścia w ciąg myślowy autora, podążenie jego tropami aż do węzła pointy. Věra i Antoni sprostali zadaniu karkołomnemu udowadniając, że publikacje broumovskie to majstersztyk lingwistyczny i edytorski. A ja zostałem w wielu z nich pomieszczony.


Pegas nad Broumovem

Antologia międzynarodowa
Czechy, Broumov 2019 s. 394

Jerzy Stasiewicz

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko