Nie jest łatwo pisać o wierszach Małgorzaty Sochoń, ponieważ są one pisane jakby w powietrzu, unoszą się nad ziemią, iskrzą się w słońcu i opadają w trawy. Jednak nie są to utwory banalne, ani rozrywkowe. Pod kolorowymi obrazkami kryją się najbardziej zasadnicze pytania na temat ludzkiego losu: kim jesteśmy, jaki jest sens życia, dlaczego żyjemy i umieramy? Często są to obrazki z codzienności, uchwycone na gorąco, jak w wierszu „pocałunek”, który jest obrazkiem z wczesnej młodości. Oto umarła woźna i uczniowie mieli w jej zastępstwie dyżury:
lecz zamiast sprzątać klasy i korytarze
graliśmy w butelkę
mój pierwszy pocałunek z Darkiem
schowaliśmy się za firanką żeby nikt nas nie widział
a widział nas cały świat –
cztery topole chmury i cukrówka
Niby rzecz banalna, zdarzenie jakie każdy z nas, w tej czy podobnej formie, przeżywał, ale jednak liczące się w życiorysie z powodu intensywności doznania. Każdy ma swój „cały świat”, który stanowi jego najbliższe otoczenie. Najważniejszy jest bowiem zachwyt jaki w nas budzi chwila, która kiedy się dokona staje się wiecznością. Ten ulotny wiersz jest dla mnie kamieniem węgielnym poezji Małgorzaty, jej wizytówką, znakiem firmowym. Najważniejsza jest chwila zdaje się mówić autorka, trzeba umieć ją docenić, smakować, zanim bezpowrotnie przeminie. Jednak nawet wówczas pozostaje pamięć, którą można zawrzeć w wierszu.
Dobitnie widać to w utworze zatytułowanym hospicjum, w którym bohaterka wiersza odwiedza bliskiego sobie człowieka – pacjenta i widzi, że:
Z twarzy zostaje mało coraz większe oczy
oczodoły i skóra z rąk zostaje mało
twoje zbiedzone palce i zbyt ciepłe ciało
Ale nawet w tak dramatycznej czy może tragicznej chwili ludzie nie powołują się na Boga, przeznaczenie czy los, lecz zatrzymują się na drobiazgach ze swojego życia, która nagle stają się najważniejsze. W dalszym ciągu wiersza autorka pisze:
szepczesz że był u ciebie jakiś obcy człowiek
mówił że ciebie nie zna lecz Romek go przysłał
i prosił by pozdrowić
Romek Romek myślimy może to mąż Heli
wspominasz po kolei przyjaciół
ich życie
Zarówno odwiedzająca jak i pacjent hospicjum nie rozmawiają o śmierci, o cierpieniu, ale skupiają się na drobiazgach ze swojego życia, które nagle stają się najważniejsze. Wspominają przyjaciół, co się wydarzyło: zdarzenie, szczegół, okoliczności. Drobiazgi odwracają naszą uwagę od cierpienia. Sensem naszego życia jest samo życie, trwanie, nasze wzruszenia. Śmierć jest nieodłączną częścią tego procesu naszej rzeczywistości, a także zło, nienawiść i przemoc. Dobitnie pokazuje to autorka w niby żartobliwie rozpoczynającym się wierszu słonie:
na wiosnę wszystkie wrony to skowronki
a wszystkie czarne gałązki to kołyski
wszystkie grube gęsi to modelki
modelki – mortadelki
a wszystkie słonie to balerony (…)
Przepiękny obrazek, sielankowy jakby z książeczki dla dzieci. Ale nagle coś zgrzyta w tym świecie pełnym ułudy. Oto pojawia się śmierć i okrucieństwo:
tylko nie ten jeden
zabity
i nie ten drugi – pokrwawiony
Podobnie w wierszu, który opowiada o śmierci ukochanego psa, nie ma już Buby:
Nie martw się – powiedziałam
dotykając twojej miękkiej starzejącej się już trochę twarzy –
pies zdechnie i my umrzemy
taka jest kolej rzeczy
Ty na kanapie
ja z głową na twoich kolanach
milcząc wsunąłeś palce w srebrzące się pasemka moich włosów
Wieczne jest wieczne
nasze migdalenie
I w tym wierszu autorka pokazuje, że śmierć jest częścią naszej codzienności. Jednak jej okrucieństwo łagodzi miłość dwojga osób, którą poetka nazywa „migdaleniem”, aby uniknąć nadmiernego patosu. Chodzi o codzienne okazywanie sobie uczucia, które jest objawem prawdziwej miłości.
W jeszcze innym wierszu Małgorzata Sochoń opisuje niewidoczną, domyślną śmierć dziadka i jego krowy. Po prostu w miejscu gdzie kiedyś stała chata dziadka i obora z krową, obecnie znajduje się salon samochodowy:
łopoczą flagi toyota toyota
odpowiada im furkot ford ford
dalej hyundai nissan i honda
a maleńka chorągiewka w krótko przyciętej trawie
szeleści jedwabnym szeptem
tutaj żyła Mućka
najszczęśliwsza krowa na świecie
(salon)
Kiedy się czyta wiersze Małgorzaty Sochoń w pierwszej chwili można ulec złudzeniu, że są to śliczne kolorowe obrazki, beztrosko opisujące piękno. Jednak to tylko powierzchniowa warstwa. Jej wiersze mówią o śmieci i przemijaniu. Jednak równocześnie przynoszą pociechę okazując piękno tego świata i miłość, które są w naszym życiu najważniejsze.
Na przykład w wierszu ryba opisującym wyprawę z ojcem, autorka pisze:
patrzę na małą fotografię drewniany płot szary dom
pięcioletnia dziewczynka z dumnie wypiętą piersią
i on z sumem trzymanym za skrzela
wyższym czy dłuższym ode mnie
może było to nasze pięć minut
tak to było nasze pięć minut
Takie jest właśnie nasze życie, trwa pięć minut, ale te minuty są najważniejsze, jedyne w swoim rodzaju, zachwycające. W nich mieści się wszechświat naszego istnienia i sens życia. Wbrew pozorom, one nigdy nie przeminą pozostaną z nami na zawsze.
Wiersze Małgorzaty Sochoń pisane są z niezwykłym wdziękiem i sprawnością. Przypominają poetycki taniec słowami. Poetka jest uwrażliwiona na piękno natury i potrafi je doskonale oddać w wierszach. Oto początek wiersza garłacz:
głaskał mnie wiatr swoim chłodem
chrzanowe chmury widokiem
droga gładkością
perz obfitością (…)
W utworach poetki znajdziemy poczucie humoru zarówno słowne, jak i sytuacyjne. Oczywiście podszyte jest ono często świadomością przemijania wszystkiego, ale dopóki trwamy powinniśmy się zachwycać światem.
Tomik zamyka niezwykły wiersz pt. Aleja Róż dedykowany mamie. Poraża on z niezwykłą szczerością, a przy tym poczuciem humoru, rzadko spotykanym w polskiej poezji współczesnej. Poetka pisze:
Kiedy byłaś już tak bardzo chora
mówiłyśmy sobie wszystko
(…)
twój ojciec robił ciebie siedem razy
w Alei Róż w Parku Branickich
w sierpniową noc
gdy z nieba spadały meteory
a później zapaliłaś papierosa
i spojrzałaś na mnie z powagą
przeczytaj mi wiersz o mojej śmierci
jak to będzie w wierszu
Mało kto odważyłby się na taką szczerość, bezpośredniość i takie poczucie humoru. Ale jeśli mama poetki potrafiła być tak odważna wobec choroby i śmierci, że zachowała żartobliwe spojrzenie na rzeczywistość, to nic dziwnego, że jej córka potrafi tak mistrzowsko władać słowem i nastrojem.
Zdzisław Antolski
M. Sochoń, Wiersz o świcie, Białystok 2019, s. 57