Stefan Jurkowski
Poezja niekończących się możliwości
„Znak bez kropki” – to tytuł najnowszego tomu Waldemara Michalskiego, na który składa ją się trzy części: „Lustro w dwudziestu odsłonach z epilogiem”, „Chopin” i „Wędrowne”.
Oto moje pierwsze skojarzenie, zanim jeszcze zacząłem lekturę: to znak nieograniczonej, nieskończonej, nie dającej się zdefiniować przestrzeni; szaleństwo słowa i wyobraźni. Bo też taka jest poezja autora „Tryptyku z gwiazdą”. Słowo i wyobraźnia stanowią tu główne tworzywo utworów. Michalski powiada w pierwszym wierszu otwierającym cykl „Lustro…”:
Lustro
ono jest w tobie
złote ramy
usta drewniane
czas zatrzymany
Poeta patrzy na świat. Nie jest to wyłącznie obserwacja. Patrząc – kreuje swój własny, nieograniczony, odmienny. Nie znaczy to wcale, że „wymyślony”. Przeciwnie, bardzo konkretny, osadzony w realiach kresowych: w tych realiach najbliższych poecie, który urodził się i mieszkał na Wołyniu. Stąd tyle tutaj odwołań do krajobrazów, obyczaju, architektury. To wszystko jest bardzo istotne dla poezji Michalskiego, tworzy jej niepowtarzalny klimat.
Nie sądźmy jednak, że jest to poezja „wspomnieniowa”, zbudowana z sentymentalnych obrazów. Wszystko to, co unosi pamięć, każdy stworzony przez poetę obraz jest ustawicznie konfrontowany ze współczesną rzeczywistością. Akcja tych wierszy dzieje się tu i teraz:
Jest miła – mówi:
będziemy stale na skajpie
wolę rozmowy w łóżku
wirtualna obecność
jest bez soli i pieprzu
Jadę na Wołyń
plecak paszport i mapy
stare i nowe (…)
Wołyń jest kanwą dla tej poezji, pretekstem, inspiracją dla szeroko pojętych, uniwersalnych przesłań: filozoficznych, egzystencjalnych; stanowi ciągły punkt odniesienia dla współczesności, o której to w gruncie rzeczy pisze Waldemar Michalski.
Podmiot liryczny egzystuje w świecie współczesnym, jest kimś „stąd”, a nie postacią z przeszłości żyjącą wspomnieniami. To obywatel obu światów. Niejako będący integralną ich częścią:
Nie muszę pielgrzymować
dotykać białego kamienia
– sam jestem kamieniem.
Bo przecież: żyć znaczy być od nowa – mówi poeta. Język poetycki Michalskiego jest bardzo precyzyjny, stonowany, rzec by nawet: powściągliwy. Emocje, których tu nie brak pulsują w nurcie podskórnym wierszy, są trzymane na wodzy, podporządkowane funkcjom artystycznym. Poeta nie pozwala na ich niekontrolowaną erupcję, co właśnie potęguje ekspresję utworów.
Trochę inaczej – co zrozumiałe – brzmi poemat „Chopin”. Znajdujemy w poszczególnych jego częściach liczne fragmenty listów kompozytora. Tak jednak dobrane, aby precyzyjnie wtapiały się w tkankę wiersza, mogły odzwierciedlić emocje współczesnego człowieka – artysty. Poety, który dzisiaj pragnie:
by w Łazienkach z Fryderykiem
wsłuchać się w rytm Warszawy
Podobnie jak pierwszy cykl wierszy, poemat „Chopin” jest głęboko uniwersalny. Cały sztafaż kulturowo-historyczny jest tutaj swoistym tłem, na którym rozgrywa się psychologiczny dramat tożsamości, ale i ciągłości:
niech obcy milczą gdy fortepian gada
bo mowa ta sama tu i teraz
i nuta ta sama
jak szpadą w serce zadana(…)
tylko pamięć ta sama ta sama
na odjezdne w pamiątniku wpisana
Owa tożsamość i ciągłość mają tu jednocześnie wymiar metafizyczny. To tak, jakbyśmy – nie zdając sobie sprawy – dźwigali w sobie kody przeszłości i przyszłości zarazem. Jesteśmy wszak częściami tej wielkiej kosmicznej, tajemniczej machiny. I właśnie o tym wydaje się traktować „Chopin”. Wszyscy wszak od zarania dziejów wsłuchujemy się:
…co echo odpowie
co znaczy smutna nuta
w mojej i twojej Warszawie
w pijanym polonezie z czapką na bakier
Cykl „Wędrowne” składa się z jedenastu zróżnicowanych tematycznie wierszy, które jednak łączy wspólny mianownik życiowego i artystycznego doświadczenia. Mamy tu wiersz „Kajakiem po Dniestrze”, świetny, zrytmizowany, ale i „Bociany nad Warszawą” czy „Poeci w Oborach”, w którym to utworze Waldemar Michalski przywołuje cienie bywających tam poetów: Broniewskiego, Iłłakowiczówny, Słonimskiego…
A potem zaraz:
Do Krzemieńca jedziemy razem
Norwid, Słowacki i młody Feliński
Juliusz jest tu gospodarzem
za nami Ikwa i skalne Łzy Dziewic.
Tu nie istnieją inne rzeczywistości, jak tylko język, wyobraźnia, doświadczenie. Czytając wiersze Michalskiego odnosi się wrażenie pewnej równoległości oraz ciągłości zdarzeń. Podmiot liryczny zdaje się przenikać wszystko, nie zważając na granice przestrzeni i czasu:
Podróżować to trochę jakby mniej umierać
w gorączce zwiedzamy kraje i style
mijamy się w drodze po światło Rzymu
i mirrą pachnące Kijowa świątynie
Na zakończenie tego cyklu – niczym na deser – zostawił poeta utwór „Walą się mury Jeruzalem”. To pięcioczęściowy poemat opatrzony dedykacją „Synowi Januszowi na nowe spotkanie”. Rzecz znakomita i wstrząsająca. Bardzo dramatyczna, lecz – jak to z reguły bywa u Michalskiego – do ostatnich granic powściągliwa. Jest to zarazem swoiste wyznanie wiary podmiotu lirycznego, a także ufności, i nadziei na ponowne spotkanie. Przytoczę zatem w całości pierwszą część tego znakomitego utworu:
Wczoraj byliśmy w cerkwi
wszyscy święci odprowadzali cię do raju
na tęczowym łuku słowo amen
zamykało usta
otwierało rany
zapaliliśmy świeczki
zielonooka Pani
przytuliła mocniej swoje dziecię
niewidoczne działo się poza nami
stanął czas i stanęła rzeka
byliśmy razem
zaczynam wierzyć
każde rozstanie
jest początkiem nowego spotkania
Używając pojęcia ściśle religijnego można powiedzieć, iż jest to utwór o „świętych obcowaniu”. Osoba, która odeszła jest wszak wśród nas. Uczestniczy w naszym życiu. My, w miarę upływu czasu, mamy drogę coraz krótszą jakby bliżej Boga. Jest to niejaka nadzieja wśród naszego ziemskiego morza niepewności oraz chwilowego doświadczania pustki i bezsilności:
nie podam ci wiosła
choć widzę znak otwartej dłoni.
Nie ma tutaj wyraźnych odniesień do religijności obrzędowej. Widać natomiast głębię metafizyczną, świadomość granicy pomiędzy „tam” i „tutaj” przy jednoczesnej możliwości przekraczania jej z pomocą poetyckiego słowa i wyobraźni kreujących nowe, pozornie niedostępne rzeczywistości.
Waldemar Michalski w nowatorski sposób mówi o sprawach, które żywo interesują każdego człowieka, nie tylko artystów. Świata ponadzmysłowego, którego nie można formować według naszych zmysłów. Nie należy bowiem antropomorfizować go, czy orzekać o nim w sposób kategoryczny. Jest to jakaś wielka tajemnica, która może w pewnym sensie dać się przeczuć poprzez poezję, muzykę; poprzez sztukę. Mamy wtedy do czynienia z autentycznym wzruszeniem, poznaniem intuicyjnym. Nie dysponujemy przecież w tej mierze innymi narzędziami.
Siłą poezji Waldemara Michalskiego jest właśnie owo niedopowiedzenie i wielka dyscyplina słowa. W jego utworach nie ma nic zbędnego. Są skonstruowane bardzo precyzyjnie i konsekwentnie, nie stronią od komunikatywności, choć jednocześnie starają się odkrywać wciąż nowe obszary znaczeń. Poruszają wiele nurtów tematycznych, od egzystencjalnych po eschatologiczne czy historyczne.
Kończący ten zbiór reprezentatywnych dla Michalskiego wierszy tytułowy „Znak bez kropki”, datowany na styczeń 2016 roku doskonale podsumowuje twórczość poety:
Na gładkiej płycie odczytuję słowa
jeszcze żywe dzwonią w uchu
pozostają wciąż otwartą raną
i znakiem bez kropki
Dodajmy: znakiem niekończących się możliwości.
Stefan Jurkowski
Waldemar Michalski: „Znak bez kropki”, Ośrodek Brama Grodzka – Teatr NN, Lublin 2017, s.80. Posłowie Olga Białek-Szwed.