Andrzej Walter – Wencel – Niebo – 9,90

0
92

Andrzej Walter



Wencel – Niebo – 9,90


 

tomczyk lud


   Wizyty w księgarni bywają pouczające. Pal licho. Wejdźmy choćby do sieciówki Matras, skoro inne księgarnie łaskawe były upaść. W stepie szerokim widzimy jak na dłoni zarówno cały rynek księgarski w Polsce jak i kondycję konglomeratu literatury w połączeniu z poziomem czytelnictwa. Ach nie. To nie będzie felieton ani o literaturze, ani o czytelnictwie, ani też o rynku księgarskim. To będzie kilka słów o nas – polskich konsumentach książki. No, bo skoro książka stała się produktem, to my, siłą bezwładu, staliśmy się jej konsumentami.

 

   A w księgarni na półkach najbardziej bijących po oczach mamy bestsellery. Zaklęty rewir. Kompletny top. Maszyneria perwersyjna pozwalająca zaspokoić wyszukane gusta elit literacką wyżyną. Odnajdziemy tam kilka skandynawskich kryminałów, trochę polityczno-celebryckiego magla rodem z wiodących ekranów oraz poradniki z zakresu kulinariów tudzież innych dziedzin aktywności wszelakiej. Brawo narodzie. Tak trzymać. Ducha utrzymamy naszą elokwencją oraz wyjątkową wiedzą. O wrażeniach estetycznych nie wspomnę.

 

   Przejdźmy dalej. Szwarc, mydło i powidło. Zbieranina bez ładu i składu z każdej parafii. Od przypadku do przypadku. Reszta do zamówienia w sieci. Odbiór jutro albo za tydzień – zależnie od popularności pozycji. I kiedy już trafimy do najciemniejszego kąta, gdzie towar lekko przykurzony, a papier pożółkły odnajdujemy kosz przecen. Czegóż tam nie ma? Najciekawsze rzeczy. I właśnie tam znajdziemy piękną, jeszcze zafoliowaną, prawie pachnącą książeczkę Wojciecha Wencla – „Niebo w gębie”, felietony … za jedyne 9,90. (Sprawdzałem – na Allegro znalazłem używaną za 5 zł).

 

   Szanowni Państwo. Ja się naprawdę nie oburzam. Nie bulwersuję. Może bardziej w ramach rezygnacji i żalu mnie to raczej powoli zaczyna śmieszyć. Doszliśmy bowiem do sytuacji kiedy wartościowe książki (a do tego efektownie wydane przez wydawnictwo – dla przykładu konkretnego Arcana) są coraz mniej warte. A są tyle warte, bo nawet ci, którzy jeszcze czytają najzwyczajniej w świecie nic z tego nie rozumieją. Kiepska rozrywka. Nazbyt intelektualna. Cóż powiedzieć o ciężkich Norwidach skoro taki Wencel wala się po półkach za 9,90?

 

   „Ciężkie jest życie felietonisty. Na pewno państwo nie uwierzą, ale po swoich ostatnich wypocinach dostałem kilka e-maili z tekstem: „Gratuluję świetnego pióra”. E tam! Świetne pióra to mają papugi, które potrafią w kółko powtarzać jedno zdanie. Przez minione dwa lata było tych papug tyle, że mogliśmy się poczuć jak bohaterowie filmu „Ptaki” Alfreda Hitchcocka. Wystarczyło otworzyć gazetę albo włączyć telewizor, żeby usłyszeć skrzekliwy głos …”

 

   Tak. Wizyty w księgarni są pouczające. “Nasz naród jak lawa. Z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa. Lecz wewnętrznego ognia sto lat nie wyziębi. Plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi…”. Czasy jakby inne, ludzie jakby odmienieni, nowoczesność w domu i zagrodzie – a tu proszę. Sucha i plugawa, jakaś lawa. A i głębia się przytrafi. I gęba. Nie ma ucieczki przed gębą, jak tylko w inną gębę zaś przed pupą w ogóle nie ma ucieczki. A że „pupa” dziś okazuje się najbardziej fascynującym tematem. Niech żyje pupa!!! Oby tylko, z tego pacholęcego zachwytu nie ostała nam się jeno złota … dupa. O, przepraszam. Goła dupa.

 

   Wybaczcie Państwo wulgarność nieuzasadnioną. Proszę mnie zrozumieć i ułaskawić: wolność wypowiedzi, czasy nie za bardzo, a i literatura dziś wznosi się przecież na wyżyny. Masłowska, Gretkowska, Nurowska (dla frywolnego przykładu) – nasz złoty lans. Wielkie fascynacje. Przecież warto się dowiedzieć: co się dzieje pod kołdrą, ba, nawet pod kołdrami wielu. Komu, co i gdzie się wkłada … i dlaczego. To takie wciągające. Skandal ma posmaczek intensywnie uleczanych kompleksów wobec tego odległego, mitycznego zachodu, o którym śniliśmy i marzyliśmy. I wreszcie mamy wolność. Wolność od myślenia, patriotyzmów i atawizmów, wolność do seksu i braku sensu, i do tłoczenia na zimno i wtłaczania się w nowy wspaniały świat wyzwolonych przygłupów. Przepraszam ugodzonych w honor.

 

Jestem jednak pod wrażeniem. Nasz księgarniany towar coraz barwniejszy, coraz lepszy, Złote Żniwa. Prawdziwie szlachetne i wartościowe pozycje pełne prawd i treści, pełne iskrzącego intelektu oraz wytrawnej myśli. Nic, tylko kupować. I nagle okazuje się, że nawet te, arcydzieła non-sakralne nie idą … Choć wycenia się je znacznie wyżej niż Wencla za 9,90. Te nasze bestsellery oscylują w okolicach trzech dyszek, no, trzeba odszkocić za prawo wstępu na salony … Przynależność do elity okazuje się wręcz bezcenna.

 

   „Wciśnięty w tłum kibiców wznoszących bojowe okrzyki podczas meczu Arki Gdynia z warszawską Legią przypomniałem sobie zdanie zapisane przez Andrzeja Bobkowskiego w jednym z listów do Jerzego Giedroycia: „Człowiek wolny, intelektualista, pisarz i poeta naprawdę wolny, który chce być wolny, będzie do końca tego świata miał coś z chuligana”. Myśl autora „Szkiców piórkiem” okazała się jedynym celnym strzałem w tym spotkaniu”

 

   Wybaczcie zatem, że sobie trochę pochuliganię i poskrzeczę. Oczywiście z całym dobrodziejstwem szacunku wobec (mistrza Bobkowskiego) i nie podpinania się pod jego talent, elokwencję i dar pisarski. Mnie tam do niego daleko, ale pochuliganić co nieco też lubię. Jak każdy prawie wolny. Wolny? Od czego, albo do czego? Do narzekania? Ależ ja nie narzekam. Stwierdzam tylko kilka faktów, tak po prostu, zwyczajnie, najzwyczajniej w świecie. Widzę i opisuję. Cóż pocznę, nieszczęsny, że mamy to, co mamy. A mamy wielką kulturę. Kulturę tak wielką, że Minister Kultury nie za bardzo się w niej orientuje, lecz ministrem jest, co się zowie. Odznaczenia nadaje, przyznaje i wydaje, a że kultura jak leżała, tak leży. Cóż. Takie prawo kultury w naszych mało kulturalnych czasach.

 

  Kultura i natura – 9,90. W promocji. A naturszczyków również ci u nas dostatek. Wszelkiej maści. Każdy zna się na wszystkim, każdy jest ambasadorem kultury, a nawet sztuki, no cóż, kiedy płoną lasy, nie czas żałować róż … jak pisał onegdaj wieszcz Juliusz. Albo nawet Juliusz wieszcz. Jego dziś nawet za dopłatą nie kupią. Ot, taka to u nas nowoczesność. Pełna i całkowita. Wieszczów na przemiał. A my? Na rowery, do kijków, na maraton, albo choć pół-maraton. W zdrowym ciele, zdrowy duch.

 

   „Niebo w gębie” Wojtka Wencla też próbuje zapisać i opisać syndromy naszych czasów. Też daje świadectwo, w teraźniejszości, która bynajmniej, przecież nie chce żadnych świadectw. W teraźniejszości, która chce tylko żyć, pić i bawić się i mieć fun. Bo przecież „Polska jest sexy” …

 

   „Niebo w gębie” to wybór felietonów o kulturze i duchowości, dzieciach i dorosłych, jedzeniu i piciu, polityce i obyczajach, poezji i piłce nożnej. Ponad dwieście stron refleksji formułowanych z pasją i (auto)ironicznym uśmiechem, zgodnie z mottem zaczerpniętym od Gilberta Keitha Chestertona: „Nie ma kosza na śmieci w domu Pana Boga”. Kopalnia dziwacznych skojarzeń, ryzykownych gier słownych i absurdalnego humoru, spod którego wyłania się obraz współczesnej cywilizacji. Książka złożona z tekstów publikowanych w latach 2005-2010 w tygodnikach „Ozon” i „Gość Niedzielny”. Są te felietony jakby czymś „na przekór”, chuligaństwem, ale i dobrą zabawą. Zabawą dla intelektualisty. Za jedyne 9,90. Ciężko, doprawdy, o tańszą rozrywkę …

 

   I zastanawiam się, tak naprawdę, po cóż to wszystko piszę. Przecież nie wpłynę na te nieszczęsne 9,90, ani na poczytność akurat Wencla, ani nawet na „cały ten zgiełk” postliteracki w naszym kraju. Może jedynie nadzieja, że „kropla drąży skałę”, że kilka osób przeczyta ów szyderczy felieton, pokiwa głową i powróci zmieniać koniak w swoim lokalu, zanim zmieni się świat. Na „Niebo w gębie” wszyscy pracujemy od lat, przynajmniej 25-ciu. I każdy z nas jest trochę winny, i trochę odpowiedzialny i trochę banalny. I trochę nieprzemakalny. Zaimpregnowaliśmy się bowiem na chamstwo. Pozwoliliśmy mu właśnie „wejść na salony”. Biliśmy brawa i skandowaliśmy – księża, na Księżyc, tudzież i inne postępowe hasła. Zdegradowaliśmy to, co się zdegradować dało, upupiliśmy, ugębiliśmy, a teraz już tylko zbieramy owoce. Że zatrute? A niech tam … raz się żyje … „Niebo w gębie” …

 

Andrzej Walter


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko