Władysław Panasiuk
List z Chicago (Karawana jedzie dalej)
Żaden pojazd tak szybko nie pędzi jak czas dany każdemu człowiekowi. W młodości jeszcze tego nie wiemy, ale kiedy zbliżamy się do połowy uświadamiamy sobie, że tak niewiele go pozostało. Mało kto potrafi dobrze wykorzystać ten dar. Minął kolejny rok: jednym dał wiele, innym zabrał wszystko. Nie pamiętam takiego czasu, który byłby łaskawy dla wszystkich ludzi.
Co znaczył miniony rok dla Polaków? Nad Wisłą zanotowano małe trzęsienie ziemi. Zmienił się rząd. Odchodzący nie mogą się pogodzić z przegranym losem i wyją niczym wataha wilków. Nie powinno to nikogo dziwić, bo kiedy wilk traci siły staje się pośmiewiskiem psów. Jest więc nad czym rozpaczać, choć zdobyty majątek wystarczy do końca życia. Zmiana rządu jeszcze bardziej podzieliła naród, bo wielu wraz z odejściem starego utraci swoje przywileje i wszystko co z tym związane.
Nowy rząd wziął się ostro do roboty i zobaczymy czy to czasami nie słomiany zapał. Mówią, że każda nowa miotła dobrze zamiata. Nie można chwalić dnia przed zachodem słońca, gdyż to nie jednego już rozczarowało. Jest jednak nadzieja na lepsze. Gorzej już kilkakrotnie było. Polityka nigdy nie była jasna i tak pozostanie do końca świata, a ludzi uczciwych zajmujących się nią jest coraz mniej. Nawet honor stracił na wartości, kto dzisiaj podaje się do dymisji. Mamy tego przykłady na chicagowskim podwórku i nie tylko. Nie można obalić kogoś, kto otrzymał poparcie samego prezydenta, a mówią, że prezydent niewiele może. Obrona koryta stała się najistotniejszą sprawą.
Czym zatem jest koryto?
Definicję okrągłego stołu dawno poznał świat, ale o korycie choć jest bardzo stare- wiemy niewiele. Jest jeszcze prostsze od budowy cepa bo nie posiada żadnych przegubów i innych skomplikowanych mechanizmów. Zbudowane jest z pięciu szorstkich desek połączonych zwykłymi gwoździami. Wokół niego zawsze tyle szumu i płonnych dyskusji jakby było jakimś ważnym obiektem zawieszonym w przestrzeni. Z pewnością ciałem niebieskim nie jest, ale ma ogromne przyciąganie, kto wie czy nie największe. Samo zbliżenie się do koryta nie jest niczym trudnym, ale oderwanie się od niego jest prawie niemożliwe. I tutaj mamy odpowiedź dlaczego i skąd bierze się owe wycie starej drużyny. Wystarczy przyjrzeć się członkom KODu by zrozumieć , co dzieje się wokół nas. Były już WRONy, ZOMA i podobne twory więc jeden więcej nie zaszkodzi. Jedno jest pewne, trzeba zmienić oblicze naszego kraju i głupawe ustawy wymazujące Polskę z mapy świata. Czas najwyższy by zachwycić się własnym krajem i coś wreszcie uczynić dla swoich. Są od nas mniejsi i doskonale sobie z tym radzą. Mówią, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu, a nasze autostrady prosto do Niemiec. Nigdy by ich nie zbudowano gdyby było inaczej. Wszystko co robimy służy dla wygody innych, a co z nami? Musimy wreszcie powstać z kolan i z podniesionym czołem reprezentować naród, z którego się wywodzimy. Polak zawsze był dumny i niech tak pozostanie. Nikt nie musi nas klepać po plecach, nikomu nie musimy się przypodobać, a tych którzy roztrwonili majątek kilku pokoleń należy niezwłocznie posłać tam gdzie być powinni. W państwie prawa nie ma miejsca na przestępczą przeszłość. Zdradzano nas wiele razy, ale nie potrafimy z tego wyciągnąć wniosków. Zdrajców zwykliśmy nazywać bohaterami i odwrotnie. Zdrada powinna być karana tylko w jeden sposób. Dekalog jest podstawą prawa i nie potrzeba dodatkowych „mądrych książek” by go egzekwować. Ktoś powiedział, że politykę wymyślono tylko po to, by fałsz uznano za prawdę. Nie można jednak jej całkowicie ominąć, wdarła się we wszystkie dziedziny życia, wdarła się w codzienność. Zbyt wielu sąsiadów miesza się w nasze sprawy więc co tu mówić o samodzielnym rządzeniu.
Jesteśmy bardzo podzieleni co widać nawet na Internecie. Wypowiedzi niektórych Polaków potrafią szokować, operują prymitywnym wulgarnym językiem. Przesiąknięci nienawiścią skaczą sobie do gardła. Jak można w tej sytuacji doprowadzić do zgody narodowej. Oglądałem dyskusję telewizyjną o teczkach Bolka i ogarnęła mnie rozpacz. Ludzie z tytułami nie potrafią zwyczajnie rozmawiać. Coraz trudniejsze porozumienie miedzy ludźmi do niczego dobrego nie prowadzi. Niektórzy są tak przemądrzali, że nie sposób odszukać źródeł ich mądrości. Nie ma dla nas dziedziny, na której byśmy się nie znali. Wystarczy włączyć polonijne radio i posłuchać wypowiedzi ”dyżurnych” od zawsze wciąż tych samych. Redaktorami stali się (nie wiedzieć czemu) fryzjerzy, kosmetyczki i inni bezimienni rzemieślnicy. Tak łatwo na emigracji zostać dziennikarzem, bardem czy artystą. Wystarczy napisać jakiś koślawy artykuł najczęściej napadając na kogoś i natychmiast droga dziennikarska staje otworem. Wielu z nas wymyśla przedziwne terminy nazywając się poetami, krytykami, wieszczami i Bóg wie czym jeszcze. Żadnej w nas skromności rozwagi i samokrytyki. Wielu emigrantów zatrzymało się w czasie kiedy regały sklepowe nad rzeką Odrą były puste. Świat nie stoi w miejscu, Europa w wielu dziedzinach wyprzedziła Amerykę choć niektórym nie przechodzi taka wieść przez myśl. Po tamtych czasach pozostały tylko wspomnienia. Starzejemy się więc i pamięć zawodzi. Roztrwoniliśmy wiedzę wyniesioną ze szkół, bo ćwierć wieku, czy więcej zrobiło swoje. Pracujemy najczęściej w innych zawodach, a kto nie praktykuje ten z gry wypada. Mieszamy języki, wymyślamy dziwne skróty i tym sposobem tworzymy własną nieznaną nikomu kulturę. Poeci rozmaitego kalibru nadal rozpisują się gdzie tylko się da, a szczególnie upodobali sobie darmowe broszurki (nie mylić z prasą). To najkrótsza i najłatwiejsza droga do „sukcesu” tam nikt o nic nie pyta i nie grymasi, nie umieszcza złośliwych komentarzy. Wiersz jak wiersz każdy podobny do siebie, a więc dobry. Rozpychają się łokciami taranując kolegów, byleby do przodu, byleby na piedestał. Nie zauważają tego, że wciąż drepczą w miejscu i nie idą z duchem czasu, nie potrafią dotrzeć do jakiegokolwiek magazynu literackiego w kraju. Pisanie dopiero tam się zaczyna gdzie otaczają nas znani Polscy krytycy i pisarze. Drepczemy w miejscu lansując na szarym papierze podobnych do siebie. Karawana się toczy a pieski ujadają. Czas spojrzeć w przyszłość, czas wreszcie napisać coś wartościowego. Wzajemna adoracja to nic innego jak stagnacja. Kadzenie komuś, że napisał fajny wiersz nie jest żadną oceną i do niczego nie prowadzi. Nie jest łatwo stanąć w czołówce, wypowiadać się rzeczowo o sztuce, najlepiej tkwić gdzieś w środku, ukrywać się za plecami innych. Człowiek wówczas jest mniej narażony na krytykę. Wszyscy wiedzą, że pioruny zawsze uderzają w najwyższe szczyty.
Przez kilkanaście lat pisałem w chicagowskim dzienniku. Co tydzień zamieszczano jeden lub więcej moich artykułów. „Kurier” przechodził różne perypetie, nie zawsze było różowo, ale ja wraz z nim trwałem. Lojalność to święta cecha, ale kto to rozumie. Jedna pani uważająca się za „krytyka emigracyjnego wszechczasów” zarzuciła mi, że płaciłem naczelnemu za każdy zamieszczony artykuł. Chyba zna to z własnego doświadczenia, nigdy nie brałem tego typu ludzi na poważne. Promowałem tutejszych poetów gdzie tylko to było możliwe. Dzisiaj niektórzy za plecami (bo nikt nie odważy się ze mną polemizować) opluwają mnie. Najsłabsi z nich postanowili zabrać się za krytykę literacką. Z tym się trzeba urodzić, wyczucie smaku podobnie jak tlen miesza się z krwią i trafia do obiegu. Na tym polega życie, krew bez tlenu nic nie znaczy. Tylko nieodpowiedzialni ludzie myślą i czynią inaczej.
Od wielu lat współpracuję z portalem „Pisarze pl” i nigdy nie było pod moimi felietonami złośliwych komentarzy. Od jakiegoś czasu ktoś zaczyna zamieszczać swoje banalne mądrości. Pod artykułem z 28 września 2015r.”jak trudno być poetą” Pani Anna Michalska starała się mnie obrazić i czyni to obecnie wcielając się tym razem w Ilonkę. Tej pani się wydaje że jest błyskotliwa lecz w różnych komentarzach używa tego samego zwrotu „ miałkie”. Oj! miałkie te pani wpisy. Czyżby riposta p. Andrzeja Waltera i moje wyjaśnienie nie poskutkowały? Ktoś czegoś tu nie rozumie. A może jest to” duet polonijny” występujący pod różnymi nazwami? Jestem amatorem (czego nigdy nie ukrywałem ) i nie pretenduję do nagrody Nobla. Trzy dekady mieszkam i pracuję wśród Amerykanów i jakoś sobie radzę z ojczystym językiem. Niektórzy zapominają go po rocznym pobycie za granicą. Od kiedy piszę prawdę o tutejszych „ artystach” jestem atakowany. Mimo to warto pisać o tym jacy jesteśmy względem siebie. Nie potrafimy uszanować człowieka w kraju, ale też i za granicą. Nienawiść zjada od środka. Nie pojmuję czego ludzie mi zazdroszczą! Może tego, że znalazłem się w towarzystwie tak zacnych pisarzy? Mam nadzieję, że komentujący zmądrzeją i nie będą się już ośmieszać. Daję im czas na opamiętanie. Mówią, że nawet zepsuty zegar dwa razy dziennie wskaże właściwą godzinę.
Władysław Panasiuk