Wacław Holewiński
„Beksińskich. Portret podwójny” Magdaleny Grzebałkowskiej jest – bez dwu zdań – książką wstrząsającą. Opowieść o słynnym malarzu Zdzisławie i jego synu Tomaszu /oczywiście w tle jest też żona/matka i reszta rodziny/ grzebie wszystkie mity, które najczęściej otaczają słynnych artystów. W tym domu nie było miłości, ciepła, odrobiny zrozumienia. Była za to nieufność, fobie, lęki, próby samobójcze, choroby, cierpienie. Były spory z marszandem, nierealny świat filmów grozy i – mam wrażenie – dotykający obu panów autyzm.
Jest też ucieczka od świata, którego dotykamy codziennie, rytuały, powtarzalność gestów, posiłków, zmyślonych miłości.
Wiele lat temu Jarosław Markiewicz, nieżyjący już mój przyjaciel, znakomity poeta ale też malarz, zaprzyjaźniony także ze Zdzisławem Beksińskim zaproponował mi abyśmy go razem odwiedzili. Jakoś intuicyjnie nie chciałem. Po lekturze książki Grzebałkowskiej wiem, że ta wizyta byłaby dla Beksińskiego cierpieniem.
Byli obaj samotnikami, ludźmi żyjącymi w swoich odrębnych światach. Obaj skończyli tragicznie – starszy zamordowany, młodszy odebrał sobie życie. Nie zrozumiemy ani ich, ani ich wyborów życiowych, to pewne. Ale „Portret podwójny” daje szansę na zbliżenie się do tego świata.
I na koniec – jakże zabawnie brzmi dziś spory Zdzisława Beksińskiego z jego marszandem Piotrem Dmochowskim. Kilka dni temu prezydent Warszawy, Hanna Gronkiewicz-Waltz, oznajmiła, że miasto nie przyjmie – za darmo – kolekcji zgromadzonej przez Dmochowskiego, bo… „z braku funduszy na utrzymanie kolekcji […] nie możemy podjąć się takiego zobowiązania”.
Za odpowiedź powinna chyba posłużyć opowieść Zdzisława Beksińskiego z próby wręczenia mu medalu na trzydziestolecie PRL. Pasuje jak ulał: „musiałem delikatnie dać do zrozumienia (…) aby się Wojewoda odpierdolił z medalem i że nigdzie nie jadę, bo nie mam marynarki, a poza tym nie lubię takich okazji. Tak więc znowu medal leży i myślę, że wezwą mnie z okazji 22 lipca. Będę musiał zachorować”. Na kolejnej stronie ciągnie sprawę medalu: „Aliści na trzeci dzień na strach mnie brać zaczęli i przysłali umyślnego (który też jest moim znajomym) że oni krzyż w takim razie zwrócić muszą, a Rada Państwa się na mnie obrazi. Tu się wkurwiłem, bom przecież nigdy nikogo, nawet Himmlera, obrazić nie chciałem (…), a jak się ktoś sam obraża lub pod włos mnie bierze, to, na Boga, niechże się odpierdoli, bo cham zaczyna we mnie brać górę nad ugrzecznionym i nieśmiałym starszym panem z prowincji galicyjskiej”.
Przy okazji czytania książki precyzyjnie mogłem ustalić kiedy widziałem obrazy Beksińskiego po raz pierwszy: kwiecień 1970 roku w Galerii Współczesnej na tyłach Teatru Wielkiego w Warszawie. To była pierwsza wystawa, na której pokazywał swoje prace olejne…
Magdalena Grzebałkowska „Beksińscy. Portret podwójny”, Znak, Kraków, 2014, str.478, ISBN: 978-83-240-2874-0
Marek Ławrynowicz
Tym razem chciałbym polecić państwu książkę Krzysztofa Masłonia „Puklerz Mohorta, lektury kresowe”. Ten obszerny zbiór szkiców (500 stron) przedstawia w porządku alfabetycznym ogromną ilość autorów i utworów poświeconych Kresom, od najdawniejszych po całkiem współczesnych. To książka z gatunku tych, które najbardziej lubię. Można ją czytać po bożemu od początku do końca, albo zerkać to tu, to tam, odkrywając coraz to nowe rzeczy, sprawy, tropy literackie. Autor nie wyczerpał rzecz jasna tematu – mnie najbardziej brak szkicu o Teresie Lubkiewicz – Urbanowicz autorce „Bożej podszewki”, tym bardziej że powieściowi Jurewicze to byli w istocie Mickiewicze, co pokazuje jak pięknie w kresowych lekturach wszystko się ze sobą łączy. .To jednak drobiazg, bo by wyczerpać temat Krzysztof Masłoń musiałby nas obdarzyć całą biblioteką. „Puklerz Mohorta” należy potraktować jako książkę kierującą nas do innych książek, studiów, poszukiwań, słowem wędrówek po niezapomnianej, bezkresnej kresowej krainie.
Marek Ławrynowicz
Krzysztof Masłoń „Puklerz Mohorta – lektury kresowe”, Wydawnictwo Zysk i Ska, Poznań 2014, s. 503, ISBN: 978-83-7785-402-0
Piotr Müldner-Nieckowski
Wszystko na opak: o czasach, w których kobiety (sprytnie, bo zza kurtyny) najpełniej rządziły światem, nawiedzony feminizm powiada, że mężczyźni patriarchalnie je wtedy najbardziej gnębili; i jeszcze: jakże często w poezji pisanej przez kobiety czuje się ten ich wysiłek, tę pasję, tę pracę mózgu i mięśni, żeby wiersze były męskie, za wszelką cenę. A nie można normalnie, naturalnie? Można. Ta książka jest tak kobieca, że trzeba się zastanowić, jak to w tym kontekście jest możliwe. Najpierw Grecja, Grecja, Rzym, Rzym, wraca nowe starożytne, a emocje są chwilami jak u najlepszego Kawafisa, tylko płeć inna. To na przykład w pięknej literackiej rzeźbie pt. “Safona”. Trudno powiedzieć, czy to jeszcze proza, czy już poezja, poetka sama się nad tym zastanawia. I przyznaje, że nie wie. O poetyckości nie decyduje w tym tomiku forma, znaczenie ma przede wszystkim klimat, niczym w “Klimatach” André Maurois, tyle że fraza Nasiłowskiej jest nieporównanie lepsza. Ani jednego zbędnego słowa, ani jednej podwójnej puenty, ani jednego przesłodzenia. Można śledzić analizy tajemnic kobiecości, a nie sztucznie klejone maski, z których dla psychologii (i tym samym zwykłego czytelnika) jak dotąd na ogół nic nie wynikało. Rozpiętość między pustym pięknem a głęboką urodą wypełnia się w tej książce tym, czego na co dzień nie potrafimy zrozumieć, a tym bardziej czego prawie nikt nie umie zwięźle definiować. Uderza odwaga autorki w podejmowaniu tematów boleśnie banalnych, z których wychodzi więcej niż obronną ręką. Chwilami odnoszę wrażenie, że cała ta książka została przez nią ułożona po to, żeby znaleźć pretekst do opublikowania czytelnego ale skomplikowanego utworu “Modelki”, który niczym walec przetacza się po naszych wyobrażeniach o płytkiej, celebrycko-popartowskiej kulturze dzisiejszych czasów. Prawda – jak się okazuje – nie jest ani prosta, ani banalna, ale musiało ją dostrzec bystre oko i podać sprawne pióro.
Piotr Müldner-Nieckowski
_______________________
Anna Nasiłowska, “Żywioły. Wiersze i prozy poetyckie”. Staromiejski Dom Kultury, Warszawa 2014. Stron 88. ISBN 978-83-89492-65-2