Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego

0
156

Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego



Korniszony i inne zwierzęta

Wanda Chotomska towarzyszyła mi od dzieciństwa. Jej „Tadkiem-Niejadkiem”, powstałym w roku mojego urodzenia (1957), kłóto mi w oczy, kiedy jako kilkulatek wykazywałem tendencję do podążania w jego ślady w kwestii odżywiania. Straszono mnie, że z powodu niedowagi zostanę poniesiony przez balonik pod obłoki, podobnie jak Tadek. Po czasach niedowagi – dodam – pozostało mi jedynie senne wspomnienie. Za to dzięki Wandzie Chotomskiej i jej „Krakowskiemu abecadłu” (1962), opatrzonemu pięknymi ilustracjami Jana Marcina Szancera, po raz pierwszy w życiu zetknąłem się z fenomenem tego miasta. Chotomska, inaczej niż Jan Brzechwa, od początku wybrała drogę literatury dla dzieci, poetyckiej i prozatorskiej. W latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych tworzyło sporo ciekawych autorów w obszarze tego gatunku, jak choćby Maria Kownacka, twórczyni niezapomnianego Plastusia, Czesław Janczarski od „Wesołego Azorka”, Lucyna Krzemieniecka od „Przygód krasnala Hałabały”, Zofia Chmurowa od „Jak listy wędrowały”, Krzysztof Gruszczyński od legend „Starego Miasta”, w tym mrożącej krew w żyłach historii smoka Bazyliszka, Roman Pisarski od „Kolorowej gramatyki”, „Kaceprek” Janiny Porazińskiej, Janusz Stanny piszący i ilustrujący „Baśń o królu Dardanelu”, Hanna Januszewska opowiadająca o „Ptaszkach pana szambelana”, Halina Szayenowa z „Kon-tiką do nikąd” Ewa Szelburg-Zarembina i jej „Każdy Tomek ma swój domek”, „O krakowskim kocie”, Hanna Łochocka z „Listami pani wrony”, Zofia i Jan Marcin Szancerowie z „Przygodami jelonka pyszałka”. Były też dwie książeczki o Jacku i Placku na latającym dywanie (nie mylić z Jackiem, Wackiem i Pankrackiem), które straciłem, więc jeśli u kogoś się zachowały, a chciałby je sprzedać, to będę chętnym klientem czyli go ozłocę. Dość systematycznie ukazywały się wydania przygód Koziołka Matołka, Małpki Fiki-Miki Kornela oraz „Legendy krakowskie” Kornela Makuszyńskiego z Marianem Walentynowiczem i ciągle ponawiane wydania „Szkolnych przygód Pimpusia Sadełko”, „O Janku Wędrowniczku” , czy „Jak to ze lnem było” Marii Konopnickiej. W tym wspaniałym gronie czarodziei literatury dla dzieci, Wanda Chotomska zajmuje poczesne miejsce klasyka (klasyczki?), ciągle pisząc i stanowiąc w swojej domenie prawdziwą „arkę przymierza między dawnymi i nowymi laty”.

Falę wspomnień znaczonych tymi i innymi jeszcze wywołał we mnie fakt, że właśnie ukazało się cudowne wydanie „Bobry mówią dzień dobry” Wandy Chotomskiej z rysunkami innego czarodzieja literatury mojego – ale przecież nie tylko mojego – dzieciństwa, Bohdana Butenki. To zgrabny w swoim niewielkim, poręcznym formacie, zbiór „Bajek gdybajek”, „Rymów i rymków” i „Limeryków i żarcików”. Czytałem to wszystko z prawdziwą rozkoszą i bynajmniej nie tylko z sentymentu, lecz dla wspaniałej urody tego pisarstwa, jego kunsztu językowego, pomysłowości i cudownego humoru, jakby nie z dzisiejszych czasów. Nie wiem, jak odbierają pisanie Chotomskiej obecne dzieci. Nie mam w swoim najszerszym nawet otoczeniu żadnego przedstawiciela tego gatunku. Mam nadzieję, że jest wśród nich wielu miłośników pisania pani Wandy i że ciągle są rodzice, które takie książki swoim dzieciom podsuwają. Byłoby straszne, gdyby było inaczej i dlatego wolę w trosce o własne zdrowie nie drążyć tej kwestii. Skoro jednak tak szacowna oficyna jak krakowski „Znak” wydaje taką literaturę, to może nie jest aż tak bardzo źle. Może są iskierki nadziei.

Ja, cóż ja, od dawna nie jestem dzieckiem. Aliści może jednak trochę nim jestem, skoro ciągle cieszą mnie i bawią takie oto rymy i rymki, jak te dwa, które na przystawkę zacytuję z omawianej książeczki…

„Jeż”

„Mały jeż

na spacerze

zobaczył

zielone jeże

– Mamo,

czy to nasza

rodzina?

– Nie, to kasztany w łupinach”.

I jeszcze „Korniszon”.

„- Istnienie krasnoludków

To sprawa przesądzona –

– stwierdziły dwa ogórki

na widok korniszona”

Nic dodać, nic ująć.


Wanda Chotomska – „Dzień dobry – mówią bobry”, Wyd. Znak, Kraków 2014, str. , ISBN 978-83-240-2912-9


 

Opowieść o sercu upartym

Legenda Haliny Poświatowskiej połączyła w sobie trzy wymiary: poetyckiego talentu, niezwykłej osobowości i przedwczesnej śmierci w wieku zaledwie 32 lat. Ten ostatni aspekt połączył ją w wyobraźni niektórych odbiorców poezji z tragicznym fenomenem „wybrańców bogów umierających młodo”, takich jak choćby Krzysztof Kamil Baczyński, Tadeusz Borowski czy Andrzej Bursa. O Poświatowskiej napisano już sporo. Powstała jej biografia, esej biograficzny i zbiór wspomnień, sporo o Poświatowskiej można znaleźć w archiwalnych numerach prasy kulturalnej. Ukazały się też „Dzieła” Poświatowskiej, w tym zbiór jej korespondencji. Dla kogoś, kto w takiej sytuacji zamierza napisać nową, większą rzecz na temat takiej postaci (nie dotyczy to tylko Poświatowskiej – rzecz jasna) jest to z jednej strony ułatwienie, ale z drugiej utrudnienie, jako że nie jest łatwo dodać wiele nowego do zawartości istniejącej już biografii i udowodnić, że wbrew pozorom, temat nie jest wyczerpany.

Kalina Błażejowska (rocznik 1987), wiedziona fascynacją postacią i biografią (przede wszystkim), a także poezją Poświatowskiej zdecydowała się na tak odważne, pracochłonne i czasochłonne przedsięwzięcie. W poszukiwaniu nowych materiałów zawędrowała aż za ocean, do USA i Kanady. Zebrany materiał posłużył autorce do stworzenia powieści biograficznej zawierającej także partie  fabularyzowane, opisowe i dialogowe. Był to zabieg ryzykowny, niosący ze sobą niebezpieczeństwo rozwodnienia dokumentalnego waloru opowieści. Tak się jednak nie stało i zamysł okazał się szczęśliwy w realizacji. Dialogi oparte o efekty analizy językowej korespondencji Poświatowskiej skonstruowane zostały naturalnie i brzmią prawdziwie. Ułatwiają też lekturę, niosąc niejako warstwę faktograficzną, dzieli czemu czytelnika nie dotyka to, co zdarza się często podczas lektury solennych biografii, kiedy to  już po kilkunastu nieraz stronach zaczyna brnąć w magmie faktów, cytatów i dat. Okazało się też, że wiedzę o wizerunku poetki można było wzbogacić, a przede wszystkim naświetlić ją w innym stylu niż ten, który znany jest z biografii już istniejącej, bardziej chłodny, bardziej rzeczowy

Dla kogoś, jak niżej podpisany, kto dość odległy jest (z powodów, by tak rzec, genotypicznych) od fascynacji fenomenem Poświatowskiej rozumianym jako poezja, ale też jako rodzaj egzystencji, lektura tego typu pracy jest szczególnie dobrym testem na jej czytelnicze i poznawcze walory. I test ten wypada świetnie. Sposób w jaki Kalina Błażejowska ukazała swoją bohaterkę jest fascynujący, nasycony prawdą i – co bardzo ważne – wolny od, dość częstej w piśmiennictwie podobnych „obszarów”, specyficznej maniery, dla której nie mam dobrego określenia, ale którą charakteryzuje połączenie swoistej egzaltacji z irytującym hermetyzmem.  

Kalina Błażejowska – „Uparte serce. Biografia Poświatowskiej”, Wyd. Znak, Kraków 2014, str. 365, ISBN 978-83240-2995-2

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko