Krystyna Habrat – Gdzie moja wyspa bezludna

0
149

Krystyna Habrat


GDZIE MOJA WYSPA BEZLUDNA?

Danuta MajewskaZamykam za sobą drzwi. Za nimi zostaje cały przychylny świat. Wyruszam w ten drugi, wrogi. Na głowie mam czerwony kapelusz. Śliczny, przybrany makami i rumiankami. Idę odważnie z podniesioną wysoko głową. Pragnę, by wszyscy mnie podziwiali.

 

Ludzie, których mijam, bacznie mi się przyglądają. Wmawiam sobie, że z podziwem. Ładnie przecież wyglądam. Tak najczęściej patrzą panowie. Inni, a szczególnie inne, mrużą oczy ironicznie. Miny ich mówią: “Ależ się wystroiła! Jak nie z tej epoki!” Może nawet za plecami parskają śmiechem.


Nie oglądam się, nie nasłuchuję. Ich reakcje mało mnie obchodzą. Tak sobie postanowiłam. Niosę na głowie wspaniały kapelusz, czerwony, przybrany polnymi kwiatami. Idę dumna. Ludzie ciągle się przyglądają. Są zaintrygowani. Kto teraz chodzi w kapeluszu? I to takim? Niektórzy jednak przechodzą obojętnie. Oni najbardziej irytują. Budzą niepokój. Ci, którym kapelusz się podoba albo nie, zdradzają to od razu. Ale co myślą ci, którzy nic nie okazują? Jestem dla nich przeźroczysta? Nijaka? Żadna?

 

To źli ludzie! Zarozumiali! Głupi! Ksobni. A ich świat dla innych szczelnie zamknięty. Wracam do domu. Pospiesznie zamykam za sobą drzwi. W domu moi kochani. Babcia, mama, tato. Oni zawsze mnie podziwiają. Jeśli wyrażą ostrożnie jakąś uwagę, robią to z dobrego serca, żebym się tam, poza domem, nie naraziła na przykrość. Zaraz wyczują, że coś nie poszło. Już patrzą pytająco pełni niepokoju. Ciągle martwią się o mnie.

 

Boję się być nieszczęśliwa, żeby nie przysparzać im bólu. Mówię więc z naciskiem, że wszystko dobrze. Nazbyt natarczywie to akcentuję, żeby nie domyślili się prawdy. Czasem muszę okłamywać nawet ich! I tak wiedzą swoje, bo przeglądają mi się z zatroskaniem. Nie zniosę tego dłużej! Zamykam oczy. Zaciskam szczelnie powieki. Odgradzam się tym sposobem od wszystkich. Nawet tych kochanych.

 

Za powiekami mam swój własny świat Tu nikt się o mnie nie martwi, nie krytykuje, nie wyśmiewa, bo nikt nie ma wstępu. Nikomu się nie zwierzam. Nie pisuję pamiętnika ani wierszy. Żeby się przypadkiem nie zdradzić. I nigdy się nie zakocham!

 

Właściwie to zakochana jestem bez przerwy. Ile razy staje przed moim biurkiem młody mężczyzna z prośbą, abym przybiła mu pieczątkę na dokumentach, cierpnę cała i twarz oblewa mi gorący rumieniec. Opuszczam szybko głowę, zawzięcie wertując podane papiery, dokładnie, rubryka po rubryce. Boję się podnieść wzrok na stojącego obok. Czasem muszę takiemu coś wytłumaczyć.

 

Całe szczęście, że od dawna znam na pamięć formułki. Wypowiadam bez zająknienia, że tu należy wpisać to, i tam, a na dole podpisać. Tylko mój głos głucho dudni. Wiem o tym. Wreszcie odważam się spojrzeć rozmówcy w twarz. Zrozumiał? Serce bije mi mocno. Głośno przybijam pieczątkę, żeby już sobie poszedł, nie męczył mnie dłużej. Na pewno śmieje się w duchu z moich pąsów na twarzy, z mojej nieśmiałości. Ale każdy odchodzi jak gdyby nigdy nic. Patrzę aż do drzwi, pełna nadziei, że zawróci. I znowu nic.


Czasem jednak próbuje któryś zagadywać. Wtedy od razu mija mi całe zakochanie. Nie cierpię takich odzywek, uśmiechów, propozycji. Jak tylko zmuszę się, aby z takim się umówić, ładny przed chwilą chłopak brzydnie. Wszyscy pewnie się dziwią, że umówiłam się z tak nieciekawym typem. Znam to już. Ja idę speszona, a obok coraz bardziej tracące rezon chłopaczysko.

 

Co innego w Internecie. Tu nie widzą moich rumieńców. Nie wiedzą, jak zdarza mi się jąkać. Dopiero kiedy ktoś proponuje spotkanie w realu, uciekam. Wyłączam portal. Zacieram ślady. Nie chcę się umawiać! Nie potrafię tak po prostu pójść z chłopakiem za rękę. Zwyczajność jest taka trudna!


Rodzina się martwi. Powinnam dawno wyjść za mąż. Dziewczyny z mojej klasy mają już mężów i dzieci, a ja wciąż sama. Zawsze jak wracam z biura, z kina, czy od koleżanki, rodzinka spogląda na mnie pytająco. Znowu nic się nie wydarzyło? Odwracam głowę. Zamykam oczy.


Wreszcie zostawiają mnie samą. Wychodzą z pokoju na palcach. Tato na pewno jeszcze się ogląda, bada, czy jego jedynaczce niczego nie potrzeba. Cichutko zamykają za sobą drzwi mego pokoju. Nareszcie jest dobrze.

 

Za zamkniętymi powiekami skrywam swą bezludną wyspę. Ona jest we mnie. Trwam w niemej błogości. Zadowolona. Tylko kiedy za długo się rozkoszuję – wyspa znika. Jak mgła. Jak tęcza. Powidok, mara, halucynacja, fata-margana. Znikają te wszystkie krainy, gdzie się zazwyczaj chowam.

 

Powraca niepokój. Jak długo można się tak ukrywać? Zamykając za sobą szczelnie drzwi. I powieki. Jestem strasznie zmęczona. Nie ruszę palcem. Nie zrobię ani kroku. Chce mi się spać… Zanim zagarnie mnie senność powinnam wyjść do ludzi. Pokazać mój czerwony kapelusz z kwiatami. Po co mi on, gdy nikt go nie widzi?

 

– Gdzie mój kapelusz?! – krzyczę, otwierając drzwi pokoju.

Patrzą zdziwieni. Mama, babcia, tato.

– Jaki kapelusz?!

Krystyna Habrat

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko