„Mama Mu” Jujji Wieselander w reż. Jerzego Jana Połońskiego w Teatrze Miejskim w Gliwicach. Pisze Paweł Kluszczyński:

0
24
fot. mat. teatru

Przebojowa bohaterka

„Mama Mu”, czyli robiąca furorę wśród najmłodszych seria ilustrowanych książek szwedzkiej autorki Jujji Wieslander, stała się podstawą przedstawienia w Teatrze Miejskim w Gliwicach. Autorowi scenariusza i reżyserowi Jerzemu Janowi Połońskiemu udało się w ograniczonej przestrzeni Sceny Kameralnej przygotować całkiem udany, interaktywny spektakl, który nie tylko wzbudza masę pozytywnych emocji, zachęca dzieci do współuczestnictwa, ale i pokazuje, że warto łamać schematy zachowań i cieszyć się życiem.

Tytułowa bohaterka Mama Mu (Alicja Stasiewicz) jest wesołą krową, choć nieco znudzoną mozolnym żuciem trawy. W przeciwieństwie do większości swoich towarzyszek nie wyobraża sobie dnia bez wymyślenia nowych aktywności. Zwykle są to plany, które nie kojarzą się z tym zwierzęciem. Postanawia bowiem zbudować domek na drzewie, wybrać się nad rzekę i popływać, pojeździć na rowerze. W przygodach towarzyszy jej przyjaciel Pan Wrona (gościnnie Paweł Pawlik). Jest to postać o odmiennym nastawieniu do życia, podchodzi sceptycznie do pomysłów szalonej Mamy Mu, ale nie opuszcza jej nawet w największych tarapatach. Trzeba przyznać, że i gospodarz (Łukasz Kaczmarek) dba o podopieczną, kiedy ta nabije sobie guza.

Mały drewniany podest, na którym rozgrywają się perypetie, nie tylko poprawia widoczność najmłodszym odbiorcom, ale i pozwala rytmicznie tupać aktorom. W połączeniu z muzyką Marcina Partyki nadaje to przedstawieniu dynamiczny charakter. Alicja Stasiewicz gra Mamę Mu, ale i wykorzystuje kilka lalek, będących większą lub mniejszą repliką bohaterki. Czasem, jak w scenie budowy domku na drzewie, pozostali aktorzy pomagają jej w animacji, ale to Stasiewicz jest siłą napędową spektaklu. Paweł Pawlik, wrona w czarnym kapeluszu, podobnie jak aktorka gra w planie żywym oraz operuje pacynką i lalką. Łukasz Kaczmarek wciela się w postaci, bez których nie udałoby się pokazać przygód Mamy Mu.

Reżyser przygotował spektakl z dużym wyczuciem emocji widowni pięć plus, dla której sama wizyta w teatrze potrafi być nie lada wyzwaniem. Mimo sporej dynamiki, sceniczne działania nie powodują zaniepokojenia, czy strachu u dzieci. Współudział w scenie, kiedy Pan Wrona postanowił zamalować zagrodę na biało, będzie na pewno cudownym wspomnieniem. Poza atmosferą dobrej zabawy Mama Mu udowadnia, że niezależnie jaka jest opinia innych o tobie, można dążyć do spełnienia marzeń. Choć czasem nabijesz sobie guza, frajda wynikająca z osiągniętego celu jest niezapomniana.

[Tekst publikowany przez Nową Siłę Krytyczną, 8 lutego 2024]

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko