Wiedza radosna
Obudzić się w samym środku epifanii.
Znać się na wylot. Nic o sobie nie wiedzieć.
Ciemnia
Wtedy wypłynęła woda tak obficie, że mógł się
napić zarówno lud, jaki i jego bydło.
Księga Liczb 20,11
– Zostań tutaj – zawołał stłumionym głosem
Sen wywoływał czarno – białe zdjęcia
Był sam w fotograficznej ciemni
– Jestem człowiekiem złamanym jak deska
Przełamano mnie na dwie nierówne części
Wykruszyły się sęki
co wcześniej je łączyły
ale z rozbitej skały wnet popłynie woda
wartkie strumienie którymi
napoisz zarówno lud jak i jego bydło
Szeptanie
Płochliwy morfem
przywoła cię skinieniem
chłodu. Na pustym
parkingu przejdziesz
przez żar. Zatriumfuje
nad tobą absolutne
zdumienie, otworzy
furtkę – zbiór furt i bram.
Mała dłoń uchyla zasłonę
Zmienili plany w niedzielne popołudnie.
Wypogodziło się. Pojechali odwiedzić
Ostatnio pochowanych.
– Czy już idziemy do nieba? –
Zapytała zniecierpliwiona dziewczynka.
Zaprzeczyli, zakłopotani.
Nie zraziło to pięciolatki.
Wdrapała się na jeden z grobowców:
– Zobaczcie, to przecież są schody.
Niemożliwy związek
Czym mam się posłużyć aby to pogodzić
was w urnach trumienkach sarkofagach
zabalsamowanych rozsypanych dryfujących
w uskokach oceanu z wami na zdjęciach
z dzieciństwa na filmach z młodości
na rycinach i obrazach nagranych dyktafonem
gestykulujących zakrywających dłońmi aparat
robiących nieprzemyślane miny w biegu
na spacerze z wami przyłapanymi
w fotelach oszołomionych onieśmielonych
patrzących bystro w gałkę oczną kamery?
Cisza odzyskana
Pomachałeś do mnie
Na zatłoczonym dworcu.
Spojrzałeś na mnie przez
Mgłę zatroskanych
Twarzy. Pokazałeś
Ślepemu kwitnącą jabłoń.
Moje oczy Cię usłyszały.
Miejsce spotkania
Nic nie wskazuje na to, że może być gdzieś
Taki nieprawdopodobny obszar.
Ludzie ulatniają się z łóżek.
Dalej tłuką się szklanki.
Zasada przeciwnych kierunków
Obowiązuje bez zarzutu.
Odchodzenie równoważy powstawanie,
Kiedy indziej zdobywa nad nim przewagę.
Czytam zdanie znalezione w artykule
W prasie naukowej: „Najpewniejszą rzeczą
Na ziemi jest grawitacja”.
I trochę broniąc się przed nim
Przywołuję uśmiech umierającej,
Wobec którego kroki
Się nie rozchodzą, oddech nie wyparowuje,
A także wysokich instancji nie porasta rdza.
Pojednanie
Wody rzeki stroiły zmysł słuchu.
Z pogwizdywania zarośli, z ptasiego
Przyzywania się powstawała dyskusja
Przeciwieństw: świata jako zaniku i jako cudu.
Kukułka w lesie, wzlatująca pod słońce,
Jednoczyła się z zamkniętymi ustami.
Prosiłem o wzrok mistyczny, odwrócony,
Otrzymałem proste widzenie ptaka
Przeskakującego z jednego drzewa na drugie.
Wstęp do poetyki bezgranicznej
Napisać wiersz to inaczej
sfotografować
orła na gałęzi dębu
ewentualnie
namalować portret
sarny lub
powtórzyć trel kosa
Więc jeśli tylko
nazywają cię poetą
gruntownie to
przemyśl
Odkryj że u zarania słowa
zmuszony jesteś
o sobie zapomnieć
Wyjdziesz kiedyś
z ciała nawyku
przeobrazisz się
w miękką i brunatną glebę
—
Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl