Wydając w 1890 roku swój pierwszy tomik pt. Hymny w nakładzie 100 egzemplarzy George nie tyle chciał zmniejszyć koszty jego wydania, co manifestował wobec swoich przyjaciół i kombatantów, którzy już wkrótce mieli utworzyć George-Kreis z jego organem prasowym „Blätter für die Kunst”, że sytuacja nie dojrzała jeszcze do tego, aby ustanawiana wzorem francuskim i belgijskim poezja modernistyczno-symbolistyczna mogła liczyć na szerszą publiczność. Najpierw trzeba było zbudować artystyczną wspólnotę. Bo rzeczywiście, ówczesna poezja niemiecka świeciła pustką, a potrzeba zmiany, wynikająca z obrzydzenia trywialną mieszczańską codziennością i pazernością, coraz bardziej podminowywaną pomrukami robotniczego buntu, ujawniała się już wówczas na zachodzie Europy z wielką siłą. Podobnie jak w Polsce, powstawał kompleks odrabiania zapóźnień. Nic więc dziwnego, że wiersze z Hymnów zabrzmiały jak manifesty ucieczki w kreowaną nową rzeczywistość, która przybierała różne postacie: w Znakach miłości jest to spotęgowanie zmysłowej intensywności w upajającym orientalnym obrzędzie, w Przemianach uwydatniony paralelizmem formalnym gwałtowny kontrast między pogodnym marzycielstwem i mocą duchowego wzburzenia, w Wybrzeżu ucieczka od smutków Północy do obfitości przyrody wraz z jej żywiołem miłości, w Infancie ekfraza dawnego portretu z apoteozą bujnego i krótkiego życia (mogłaby wyjść spod pióra dojrzałego Rilkego, także w motywie rzucania piłki), w Zamknięciu ogrodów potrzeba rozstawania się z pięknem w pielgrzymim poszukiwaniu ciągle nowych wrażeń.
Ofiarowane „Pisarzom” przekłady powstały już po wydaniu tomu Hymny – Pielgrzymki – Algabal, jako wzbogacenie zamieszczonego tam wyboru, który wymienione tendencje przedstawia z jeszcze większą wyrazistością.
A w Polsce co się działo w tym czasie? Warszawskie „Życie” pod redakcją Miriama-Przesmyckiego, propagujące nowe idee artystyczne, powstało wcześniej, w 1887 roku. Cztery lata później Przesmycki ogłosił w „Świecie” studium o Maeterlincku, które przetoczyło się po polskim świecie literackim jak burza. Na tenże rok przypadły debiuty poetyckie Tetmajera i Kasprowicza, zapowiedział się Wyspiański.
Przełożył i notę napisał Andrzej Lam
ZNAKI MIŁOŚCI W NEULANDZIE
I
Węgiel się żarzy · dymem wonnym
Pokrop go! płyn się ulatnia i syczy.
Ażeby on nas w gęste chmury spowił
I z grą się słodką złączył gest życzliwy!
Każ się na gładzi palić wielu świecom
Z ciężkim kopciem jak w nawie świątyni ·
Dłonie razem złożymy w milczeniu
Aby wymarzyć strumień melodyjny!
Żadnej czułej chwili! nie · w tych dźwiękach
Dziewiczy puch harmonii nie zakłóci
Jak kunsztowny – lecz fałszywy – włos oddany.
Rzuć nowe ziarna na ofiarną czarę!
By jasny wir malował w zmysłach czułych
Tę pełną Mądrości znużoną i piękną.
II
Niebieski atlas znaczą w przestronnym namiocie
Złote smugi księżyca i gwiazdy rozsiane ·
Na brzegu z malachitu stoją na cokole
I z alabastru utoczone dzbany.
Trzy łańcuchy trzymają kandelabr miedziany
Co naszych czół rozjaśnia blaski blade ·
Luźnego burnusa nas skrywają fałdy
I – niech nam pęków mirtu nie zabraknie!
Wnet usłyszymy napoju dźwięk wróżebny
Na dywanie z włosia miękkiego utkanym.
Chłopiec gotowy na każde skinienie
Chyli się godnie przed hospodarem ..
A mnie majaczy jak w źródle cudownym
Ten dawny czas gdy byłem jeszcze królem.
PRZEMIANY
Wieczorem na ścieżkach z długimi cieniami
Przez mosty i wieże ku murom
Gdy ciche dźwięki się budzą:
Na złocistym wozie
Gdy perłowoszare skrzydła cię niosą
I lipowe zarośla wachlują
Zanurz się w głębię
Z łagodnym uśmiechem
Z kojącym oddechem!
Pod masztami na ostro brużdżącym kilu
Przez wód i promieni gry połyskliwe
Szczęśliwie daleko od celu:
Na srebrzystym wozie
Gdy światłozielone zwierciadła cię niosą
I bryzgi piany wachlują
Zanurz się w głębię
Z radosnym uśmiechem
Z pieszczącym oddechem!
Dawno po śmierci krzyczącej zapadło słońce
Z bryzgami którymi grożą wrzące fale
I głuche burze się toczą:
Na stalowych wozach
Gdy strumienie lawy cię niosą
I groźnie ogniste chmury wachlują
Zanurz się w głębię
Z dzikim uśmiechem
Z palącym oddechem!
WYBRZEŻE
O zwróćmy się daleko od falistych łąk!
Co · nawet choć dzikie i z ponurym biegiem
To znoszą tylko bicie skrzydeł szorstkich mew
I patrzenie ciągłe w czyste barwy nieba.
Łudziliśmy się długo w każdy nowy dzień.
Do zielonych stawów z bagniskiem i kwieciem
Gdzie trawa liście i pędy się chwieją
I bezustanny wieczór ołtarz święci!
Łabędzie tam co od zatoki płyną ·
Tajemny kraj · są naszym orszakiem weselnym.
Żądza nas uprowadza z pobladłej Północy:
Gdzie twoje wargi płoną · dzikie się pysznią kielichy –
Rośliny wszystkie nam zaszumią jak akordy
I twoje ciało płynie w dal jak śnieg kwiecisty ·
I będzie wawrzyn herbaciane zioło i aloes.
INFANT
Z tarczą i sztyletem pod wyblakłym fryzem
Z bladym obliczem infant się uśmiecha
W ciemnym owalu złotem opasanym.
Niedługo w niewzruszonej wtedy sali
Bliźniaczy brat: mrożąca górska bryza
Była zbyt surowym tamtej gry trabantem.
Lecz on sam nigdy tego nie będzie żałował
Że wybić się nie zdołał na mrocznego męża
Jak ten czy owy na murach sąsiednich ·
Bo los szczęśliwy był mu przeznaczony:
Kiedy w księżycu kwitną szklące się granaty
By świetlista dziewczyna elfowa je niosła ·
A potem były często w locie i spadaniu
Jedwabną ulubioną piłką z nią zabawy
Której róż i oliwek czerwień i zieloność
Nadal na dębowej świetlą się konsoli.
ZAMKNIĘCIE OGRODÓW
Wczesna noc zakłóca proste szlaki ·
Zimny opad stawiska zamąci ·
Szczęśliwe Apollony i Diany
Otulają się w mgliste welony.
Szare liście wirują ku grobom.
Dalie lewkonie pęki róż
W wymuszonej orkiestrze pachną ·
Milszy im sen na miękkim mchu.
Gorące światy ulatują z bramy.
W nadziei szukałeś swojego dobra?
Wciąż jeszcze baczysz na jej słowa
Pielgrzymie z dłonią na lasce?
Szanowny Panie, A dlaczego nie ,,Debiut Stefana Georgego”?
_______________________________________________________
Z poważaniem,
Dariusz Pawlicki
Jeżeli nazwisko jet niewygodne do odmiany, można nie odmieniać, kiedy jest poprzedzone imieniem, a więc tylko „debiut Georgego”, ale „Stefana George” bądź „Stefana Georgego” – obie formy są poprawne.
AL