Gdy jakiś czas temu ze strony koleżeńskiej „grupy wsparcia” padła propozycja, bym jesienią stanął do wyborów na prezesa Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, w pierwszej chwili poczułem się jak ten prorok Izraela, do którego Jahwe rzekł: Idź do Niniwy i głoś tam Moje słowo. Wystraszony pasterz odrzekł: Ja, Panie? Jam człowiek niewymowny. Słowa Twe, Panie, jasne i ostre jak diament, w ustach mych zmienią się w pył węglowy, wiatr go rozwieje na pustyni, nikt mnie nie usłyszy. Może Biblia niedokładnie tak opisuje powołanie Jonasza, może to tylko fragment mojego wiersza, prawdą jest, że nie skoczyłem z radości pod sufit, bo kierowanie warszawską grupą członków SPP do łatwych zadań nie należy. Nawet jeśli społeczność ta nie przypomina starożytnej zepsutej Niniwy, którą trzeba nakłaniać do opamiętania, bo w przeciwnym razie grozi jej zagłada. Nawet jeśli jest tylko wewnętrznie silnie zróżnicowana. Co może znowu nie jest czymś wyjątkowym, bo środowisko pisarskie zróżnicowane było zawsze i wszędzie, lecz w obecnej sytuacji społecznej i politycznej, sprzyjającej polaryzacji, ba, wymuszającej ją na każdym kroku, róznorodność ta, zamiast przeradzać się w siłę twórczą, jaką stwarza pluralizm i wymiana poglądów, może stać się okolicznością osłabiającą i niszczącą.
Nie podjąłem mimo to, jak ten biblijny Jonasz, próby ucieczki przed przeznaczeniem, nie zaciągnąłem się na statek i nie wyruszyłem na spotkanie z wielką rybą. Podczas walnego zebrania oddano na mnie 75 procent głosów. To silny mandat, ale też wielkie wyzwanie, zwłaszcza gdy deklaruje się w mowie kandydackiej pozycję zwornika pomiędzy skrzydłami, w przekonaniu, że zdominowanie zarządu przez którąś z wyraźnych opcji spowoduje rozchybotanie SPP-owskiej łodzi na wzburzonych falach. Wielkie wyzwanie – by, działając na rzecz środowiska pisarskiego i polskiej literatury, kierować się przede wszystkim, jak nakazuje Statut SPP, ich dobrem,.
Wyzwaniem dla prezesury jest także specyfika Oddziału Warszawskiego. Przy odrobinie megalomanii moglibyśmy nazwać się Oddziałem Ogólnopolskim. Raz, że skupia on połowę wszystkich członków stowarzyszenia, dwa, że poza mieszkańcami stolicy i reszty Mazowsza, należą do niego też niektórzy pisarze z Krakowa, Gdańska, Torunia, Lublina i innych odległych miast. Nie mówiąc o tym, że przypisani są do niego również pisarze mieszkający poza Polską. Ponadto, z powodów czysto praktycznych, członkowie OW obsadzają większość funkcji we władzach krajowych SPP. Wszystko razem sprawia, że to, co się dzieje w środowisku warszawskim, ma ogromny wpływ na wizerunek i działalność stowarzyszenia w całym kraju. To dodatkowy powód, dla którego utrzymanie pluralistycznego charakteru oddziału jest zadaniem niezwykle ważnym. Gdyby tu zaczął się dryf w kierunku któregoś z biegunów, nie pozostałoby to bez wpływu na całe stowarzyszenie.
Na szczęście w sytuacji, gdy zarząd pozostał praktycznie ten sam (w dziewięcioosobowym gronie pojawiły się zaledwie dwie nowe osoby, a dotychczasowa prezes Małgorzata Karolina Piekarska przyjęła funkcję wiceprezes), rewolucji programowej nie będzie. Jeśli czegoś się spodziewać, to raczej kontynuacji wypracowanego wcześniej kursu, z niewielkimi tylko korektami, choćby w stylu prezesury, bo wiadomo – co człowiek, to inny charakter i inny styl.
A tak praktycznie? Bo na razie to same ogólniki.
Oddział Warszawski SPP od lat realizuje pewne projekty, które można nazwać sztandarowymi. Do cyklicznych „wydarzeń na żywo” należy comiesięczna Biesiada Literacka, której clou stanowią rozmowy z gośćmi z obszaru literatury, oraz Stajnia Literacka, czyli spotkania Piotra Müldnera-Nieckowskiego z osobami spoza SPP próbującymi przygody z twórczością literacką. Cyklicznym przedsięwzięciem jest też wydawany przez OW SPP kwartalnik literacki „Podgląd”, na łamach którego publikują wyłącznie członkowie oddziału. I wreszcie czwarta inicjatywa, seria wydawnicza Kolekcja Literacka (dziś to już 27 pozycji), powstająca za pieniądze uzyskane z Tarczy dla Literatów za pośrednictwem Instytutu Literatury.
Pole aktywności Oddziału Warszawskiego SPP jest oczywiście szersze. Trzeba by tu wspomnieć o Fundacji Literatom Po Prostu, rekompensującej mniej zamożnym pisarzom wydatki poniesione ma ochronę zdrowia, i o bezpłatnej pomocy prawnej dla członków w zakresie prawa autorskiego. Poza przedsięwzięciami własnymi (a i tych nie wymieniono tu wszystkich), OW uczestniczy także w wydarzeniach zewnętrznych, jakimi są różne targi i jarmarki książki, dające członkom SPP możliwość zaprezentowania swej twórczości.
Czy coś tu może się zmienić w bieżącej kadencji?
Biesiada Literacka i Stajnia, jako projekty autorskie za którymi stoi kilkukadencyjna tradycja, nie potrzebują zmiany ani formuły, ani treści. Mogą najwyżej zostać uzupełnione o inny cykl, oparty na nowym pomyśle. Pewnej korekty natomiast domaga się formuła „Podglądu”. Czy kwartalnik ma dalej zamieszczać niemal wszystko, co nadeślą twórcy z kręgu SPP, czy też należy położyć nacisk na większą dbałość o jakość dopuszczanych do publikacji utworów, jak to się dzieje w każdym czasopiśmie literackim, czyli po prostu na selekcję? W redakcji, w skład której wchodzą członkowie zarządu z prezesem jako redaktorem naczelnym, dyskusja na ten temat toczy się od dawna. Zaczyna przeważać opinia, że należy dążyć do budowania klasycznego czasopisma literackiego, z rozbudowaną eseistyką i krytyką, stanowiącego swego rodzaju lustro aktywności twórczej środowiska. Nowość – budowaniu wizerunku i poziomu kwartalnika w bieżącej kadencji ma pomóc Rada Programowa, w skład której chcemy powołać kilkoro profesorów literatury, jakich mamy pośród naszych członków. Ona też winna na równi z redakcją czuwać nad otwartym, pluralistycznym charakterem pisma.
Byłoby nam oczywiście łatwiej, gdyby „Podgląd” miał jakiekolwiek finansowanie (skromne, by nie rzec głodowe, fundusze to w ogóle bolączka stowarzyszenia). Tymczasem cała praca redakcyjna odbywa się na zasadach wolontariatu, pismo nie płaci też honorariów autorom. Gdyby w ciągu tej kadencji udało się zdobyć jakieś pieniądze na wydawanie kwartalnika (obecnie ze składek członkowskich opłacany jest jedynie druk), byłby to nasz wielki sukces.
Byłoby nam też łatwiej, gdyby rozwijająca się działalność wydawnicza oddziału mogła być prowadzona we własnej oficynie. Wciąż jednak jest to marzenie ściętej głowy. Statut SPP mówi wprawdzie, że stowarzyszenie osiąga swoje cele m.in. poprzez działalność wydawniczą, ale aktualne prawo czyni ten punkt martwym, choćby dlatego, że organizacji nie stać na ponoszenie kosztów działalności gospodarczej. Oddział Warszawski musi więc wydawać książki swoich członków w takiej formule, by z powodu kosztów nie popaść w niespłacalne długi. Formułę taką zapewnia obecnie oddziałowi przede wszystkim Instytut Literatury. Nie znaczy to, że sytuacja ta w pełni nas zadowala i zaprzestaniemy poszukiwania innych form pomocy naszym członkom w wydawaniu wartościowych pozycji, szczególnie poetyckich, których żadna rynkowa oficyna by nie wydała.
Gdybym zatem miał odpowiedź na pytanie o nową kadencję OW SPP ująć metaforycznie, rzekłbym: stare sztandary pozostają, nowe, choć dopiero szyte, czekają już na drzewce. Byleby pandemia nie dała efektu mrożącego.
Zbigniew Zbikowski
Prezes Oddziału Warszawskiego
Stowarzyszenia Pisarzy Polskich