Piję Calvados nasycony
skrzypieniem pióra Remarque’a
ciemnym nurtem Sekwany
chłodem zasp chmur, wśród których
przemyka nasz samolot
W błogim zmęczeniu zdobywaniem
unoszę się nad Łuk Triumfalny
w Père-Lachaise raz jeszcze
odnajduję Chopina
wiodę monolog z kamiennym lwem
w Luksemburskich Ogrodach
wzlatuję w nieboskłon Panteonu
schwytany w moim obiektywie
aż draśnięta ostrzem wieży
spadam na most przy Notre Dame
W kroplach trunku
jak wąż
kołysze się pragnienie
spotykać się z Paryżem
na wszystkich mostach jego Sekwany