Za murem tej gotyckiej sali gdzie żandarmom
wnoszono żarcie z dawno wystygłych palenisk,
rewolucja mościła cele swoim dzieciom
co wpierw tu dały nic nie pojmującą Marię
Antoninę. No i tę Charlotte co Marata
dopadła ze sztyletem. I innych tysiące.
Wreszcie nikt nie był pewien co chwałą. Co zbrodnią.
Przedtem, potem i teraz – korona lub szafot.
I milczy Saint Chapelle. Krzyk stubarwny do niebios.
Akt strzelisty witraży tuż obok więzienia.
Na mój bezbronny wiek wciąż spada gilotyna
ze świstem. Czas, kochanie, nie ma nic do rzeczy.
Muszą zdążyć z wyrokiem nim zdążysz zaprzeczyć.
Wszystko może być winą. Każdy może ścinać.