― Skończył się 15 Międzynarodowy Festiwal Muzyczny Chopin i Jego Europa – na plakacie „15” została opatrzona wykrzyknikiem – więc edycja jubileuszowa! – Jak przyjęłaś przed laty pomysł i realizację tej wielkiej, muzycznej imprezy?
Joanna T. ― Na początku było jak zwykle zainteresowanie nowym zjawiskiem na naszym muzycznym podwórku. Było to ciekawe i od samego początku kuszące, bo zaczęli się pojawiać znakomici, głośni artyści z całego świata. Twórcy tego festiwalu ze Stanisławem Leszczyńskim, moim dawnym kolegą ze szkoły muzycznej na czele, mieli chyba znakomite kontakty w świecie i siłę przebicia, nawet finansowego, bo potrafili przyciągnąć na występy dosyć kapryśną Marthę Argerich, która jest jednym z najbardziej markowych pianistów świata, a za nią plejadę innych, starszych i młodych, robiących szybką karierę. Sławne nazwiska podbudowały prestiż tej imprezy, a oryginalne założenia programowe i wreszcie wakacyjny termin festiwalu, kiedy w stolicy wiele się nie dzieje ale jest masa turystów, zwróciły uwagę publiczności głodnej ważnych wydarzeń. Dziś, po 15 latach Chopin i jego Europa sam stał się czołową marką i jest to fenomen, który zdeklasował inne zjawiska, w tym festiwale z dziedziny muzyki poważnej.
― Poprzednie edycje Festiwalu miały zazwyczaj w tytule i programie dwóch genialnych bohaterów sztuki muzycznej – Chopina i … w roku ubiegłem Paderewskiego, a w tym roku Moniuszki, wszechobecnego w programie, choć zabrakło go na plakacie. Odczuwałaś ten brak?
― Jaki znowu brak? Moniuszko w tym roku króluje, i widać to nie tylko na Festiwalu Chopin i jego Europa. Narodowy Instytut Fryderyka Chopina dobrze się przygotował do Roku Moniuszki, bo wydał kilka płyt z muzyką autora Halki, choć przecież w nazwie ma tylko nazwisko Fryderyka. Czołowe miejsce zajmuje tu nagranie tej właśnie opery po włosku z Europą Galante pod batutą Fabia Biondiego, ale ukazały się także wybory pieśni, utwory fortepianowe itd. A to, że wizerunek Chopina promuje twórczość Moniuszki – to się z pewnością nie przyśniłoby kompozytorowi nawet w najbardziej fantastycznych snach. Przyznajmy zresztą, że Moniuszko nie pozostawił po sobie zbyt wielu konterfektów. Jest jedno zdjęcie, jakiś rysunek. Chopina zaś malował sam Delacroix, malowali inni, rzeźbili, za życia i po śmierci. Jest też niezłe zdjęcie w jakiejś paryskiej bramie i są maski pośmiertne. Moniuszce takiej maski nie zrobiono…
― Dyrektor festiwalu, Stanisław Leszczyński w jednym z ubiegłorocznych wywiadów wyraził opinię w Radiu BBC, że można zauważyć dyskryminację okazałego dorobku muzycznego Ignacego Paderewskiego pośród wielkich europejskich kompozytorów. Czy możemy także mówić o dyskryminacji Stanisława Moniuszki? Czy dorobek reżyserski Marii Fołtyn sprzed wielu lat w tym obszarze może nas zadawalać?
― Dla Paderewskiego komponowanie było działalnością uboczną w stosunku do występów pianistycznych. Dla Moniuszki było pierwszoplanową, było sensem życia. Każdy z nich działał w innych czasach i innych warunkach, więc trudno to porównywać. Jeśli mówimy o dyskryminacji Moniuszki, to sami tutaj zawiniliśmy. Pogrzeb kompozytora w 1872 roku był wielką manifestacją narodową i na tym się skończyło. Nie manifestowaliśmy obecności Moniuszki w świecie. Dopiero Maria Fołtyn własnym pomysłem i przemysłem postanowiła 100-letnie zaniedbania nadrobić i udało się jej na krótko poruszyć głaz obojętności. Nikt już teraz nie wyjeżdża z Halką albo Strasznym Dworem do Hawany, Ankary, Bukaresztu czy Nowosybirska, choć szlaki Maria Fołtyn przetarła. Nie ma dziś drugiego takiego szaleńca – pasjonata. Najważniejsze z jej osiągnięć na szczęście przetrwało do dziś – Konkurs Śpiewaczy im. Moniuszki i być może to był katalizator innych inicjatyw w obrębie tego nazwiska. Okazało się, że laureaci konkursu robią światowe kariery – vide Mariusz Kwiecień i Aleksandra Kurzak, a takich przykładów znaleźlibyśmy więcej. Ale ziarno zostało rzucone przez Marię Fołtyn
― Czy możesz skomentować opinię włoskiego dyrygenta Fabio Biondiego, zakochanego w polskiej muzyce, szczególnie operowej, który i podczas 15-tego Festiwalu wielokrotnie wystąpił przed nami? On widzi w Moniuszce geniusza… ?
― Nawet Maria Fołtyn nie używała tylu komplementów w stosunku do muzyki Moniuszki co Biondi. Doskonałą opinię wystawił temu kompozytorowi chyba tylko jeden z bojowników muzycznej awangardy, a przy tym świetny dramaturg i teoretyk sztuki prof. Bogusław Schaeffer. No, ale my wolimy, by naszą twórczość chwalił Włoch, a nie Polak. No to pochwalił. Może niezależnie od naszych wysiłków nadszedł czas na Moniuszkę i na odkrywanie zapomnianych kart operowego romantyzmu? Pamiętajmy, że te zachwyty wiążą się z wykonywaniem utworów naszego kompozytora przez zespoły instrumentów dawnych, a więc coś, co jest trochę z boku głównego nurtu koncertowego, odłam muzyczny, który wciąż poszukuje nowych rejonów eksploracji i znajduje w różnych krajach zakurzone partytury. A w ostatecznym rozrachunku zachwyt Fabio Biondiego nad Moniuszką to zasługa Stanisława Leszczyńskiego, który jest wspaniałym promotorem polskiej muzyki w kraju i za granicami.
― Pomówmy o niezwykle ciekawym zjawisku – twórczym „współżyciu” kompozytorów różnych epok i stylów muzycznych. Pierwszorzędny przykład – Chopin, komponując swoje genialne koncerty fortepianowe, wyraźnie wzorował się na Beethovenie. Czytałem w ubiegłym roku, że Paderewski „twórczo rozwija myśl muzyczną Chopina…” Stanisławowi Moniuszce także nieobce były dzieła wielkich Europejczyków. Pierwszą operę napisał w Berlinie do niemieckiego libretta. Czyją muzyką poprzedników się inspirował? A może inspirował się tylko swoimi talentami?
― Chopinowi raczej bliższy był mentalnie Mozart niż Beethoven. Paderewski jako kompozytor był postromantykiem, ale opracował muzycznie wydanie nut wszystkich utworów Chopina. A Moniuszko… U niego wpływów znaleźlibyśmy sporo. Może coś wziął z Rossiniego, może z Belliniego, Meyerbeera. Interesował się umiarkowanie nawet Wagnerem. Ale tak naprawdę Moniuszko był przede wszystkim sobą. Był Polakiem zanurzonym w naszej tradycji kresowej, rozśpiewanej w domach i kościołach. Melodyjność jego muzyki, zbliżona do muzyki popularnej i kresowego folkloru jest kolosalna, bije na głowę i tych, którzy byli przed nim i tych co po nim. Nawet na Białorusi traktują Moniuszkę jako „swojego”, bo jego pieśni tak mocno nasycone są ich lokalnym kolorytem. Podobnie czują Ukraińcy z Zachodnich terenów tego kraju. Przecież Tańce góralskie z Halki, są wypisz wymaluj tańcami huculskimi, a nie melodiami z Podhala. Muzykę Moniuszki rozpoznaje się już po kilku pierwszych taktach, tak charakterystyczne są melodyczne zwroty w jego utworach.
― Czy kilka polskich oper, dotąd mało znanych i obecnych na scenach naszych teatrów muzycznych, a wykonanych na 15 Festiwalu w wersji koncertowej, spowoduje ich prezentację w pełnej krasie operowo – widowiskowej w kraju i za granicą?
― Trudno być tutaj prorokiem, bo wiele zależy od tego, co zrobimy z tą muzyką, gdy skończy się Rok Moniuszki. Na razie jest dobrze. Idziemy do przodu. Lada moment Halka w wykonaniu artystów Teatru Wielkiego w Poznaniu pod dyrekcją Gabriela Chmury zabłyśnie w Berlinie. A co będzie dalej? Kto jeszcze szykuje się do ekspansji?
― Prócz Fabio Biondiego na obecnym Festiwalu świetny popis dał pianista Cyprien Katsaris urodzony na Cyprze Francuz, Fenomenalnie zaprezentował się również w krótkich utworach Moniuszki.
― Cóż powiedzieć. Katsaris zajął się Moniuszką na nasze zamówienie, a konkretnie Stanisława Leszczyńskiego. Autor Halki na fortepian solo skomponował niewiele, ale i to się da wykorzystać. Instrument nie był mu obcy, bo np. do wielu pieśni dopisał wspaniale rozbudowany, bardzo pomysłowy akompaniament fortepianowy. Franciszek Liszt, który z sympatii dla Chopina opracował fortepianowe parafrazy trzech jego Pieśni choć poznał osobiście Moniuszkę, jednak jego Pieśni nie wziął na warsztat. Szkoda. Ale zrobili to inni, może nie tak wspaniale jak Liszt, ale udało się zebrać sporo takich kompozycji i z tego powstała płyta nagrana przez Cypriena Katzarisa, i jego recital podczas Festiwalu. Sam artysta powiedział o swoim programie: „Jestem przekonany, że gdyby kompozycje Moniuszki, szczególnie takie, jak Kozak, Dumki czy Nokturn, były grane w salach koncertowych świata w charakterze bisów, mogłyby zyskać status międzynarodowych hitów i tym samym pomóc w rozpropagowaniu imienia polskiego geniusza”. I znów pytanie. Kto z naszych pianistów pójdzie śladem tego słynnego Francuza?
― Który z punktów programu tegorocznego festiwalu zrobił na tobie szczególne wrażenie?
― Ostatni koncert, gdzie wystąpiła orkiestra Filharmonii Narodowej pod dyrekcją nowego szefa Andrzeja Boreyki. Nie było Moniuszki, ale Lutosławski, Weinberg i Beethoven. Muzycy byli maksymalnie zmobilizowani. Oby ten stan przetrwał dłużej.
― Chopin jest rozsławiony na Dalekim Wschodzie – o tym wiemy od dawna. Świadczą o tym także sukcesy Azjatów w Międzynarodowych Konkursach Chopinowskich. Ciekawe, jak oceniasz tegoroczne wstępy na Festiwalu orkiestr, solistów i wirtuozów przybyłych z dalekiego kraju „kwitnącej wiśni”, z Japonii?
― Niestety nie byłam na koncercie gdzie grała Akiko Ebi wraz z zespołem Bach Collegium Japan kierowanym przez Masaaki Suzuki. Ta orkiestra dawnych instrumentów jest dobrze znana słuchaczom Polskiego Radia program 2, bo emitowano tam wszystkie Kantaty Bacha. Akiko Ebi w repertuarze Chopinowskim, to też uznana firma. Koncertu Hiroshima Symphony Orchestra pod dyrekcją Tatsuya Shimono wysłuchałam w radiowej transmisji. To piękne, że ci artyści włączyli do programu polskie kompozycje. Jest jednak naiwnością sądzić, że artyści z Dalekiego Wschodu, z Japonii, Korei Południowej czy Chin zrobią coś za nas. Oczywiście ostatni Konkurs Wokalny im. Moniuszki ujawnił wielkie talenty pochodzące z tego regionu. Myślę tu o sukcesach tenora Long Longa z Chin i barytona Gihoona Kima z Korei Pd., ale teraz potrzebny byłby kolejny krok – zapraszanie ich na występy w Polsce i na wyjazdy z polskimi zespołami za granicę. Nie słychać, by coś takiego miało miejsce.
― Twórca i dyrektor Festiwalu w jednym z wywiadów wyraził opinię: „Nasz mecenat muzyczny realizuje się ze skazą protekcjonistyczną”; mogłabyś skomentować tę myśl?
― To chyba skomentować mógłby tylko sam Stanisław Leszczyński. Nie wiadomo, czy myślał o swoich działaniach, czy np. polityce kulturalnej naszego ministerstwa.
― Inna opinia dyrektora Leszczyńskiego: „Media paraliżują naszą kulturę wysoką”. Tę myśl też warto skomentować…
― To już łatwiejsze do interpretacji. Media strasznie się komercjalizują, w pogoni za odbiorcami gotowe są zejść nawet poniżej poziomu podstawowego, czyli popularnej kultury. W głównych programach Polskiego Radia i Telewizji Polskiej o kulturze wysokiej mówi się incydentalnie. Dobrze, że jest kanał tematyczny TVP Kultura, która jednak także woli transmitować koncerty muzyki popularnej niż klasycznej. Skomercjalizował się nawet do tej pory typowo klasyczny kanał radiowy – Program Drugi. Natomiast warto zauważyć, że w czasie trwania Festiwali Chopin i Jego Europa chyba wszystkie koncerty wieczorne były transmitowane w „dwójce” i były zamawiane przez rozgłośnie Europejskiej Unii Radiowej. To kolejny sukces, który trzeba przypisać dyrektorowi Stanisławowi Leszczyńskiemu i dyrektorce dwójki Małgorzacie Małaszko-Stasiewicz. W ogóle trzeba powiedzieć, że Rok Moniuszki przyniósł sporo pozytywnych zdarzeń. Gdyby to okazało się przełomem w kulturze, byłoby wspaniale. W każdym razie odnaleziono i wykonano kilka kompletnie zapomnianych oper i operetek Moniuszki. Każda instytucja kulturalna przygotowała jakieś wydarzenie z tego zakresu, choćby piknik na ulicy Moniuszki, pojawiły się nowe nagrania i inicjatywy. Marcin Majchrowski wpadł na wspaniały pomysł, aby każdego dnia nadawać w radiu jedną pień Moniuszki. Powstało ich ponad 300, a w roku mamy akurat 356 dni. Pianista i kompozytor Emilian Madey postarał się o przetłumaczenie niemal wszystkich Pieśni Moniuszki na języki obce. Dworzec Centralny w Warszawie uzyskał imię Staniława Moniuszki. Wielu ludzi zasypiało i budziło się z Moniuszką na ustach. A byli też tacy, którzy bali się otworzyć lodówkę, aby nie odezwał się głos Jontka: „Nieszczęsna Halka gwałtem tu idzie”.