Dzisiaj nie napiszę. Rysuję
nowy kolor
źrenic wbijając kredki
w
oko. Czarny za bardzo wyszczupla. Psychiatra
powiedziałby,
że to wyparcie, więc jednak
próbuję
pisać, o tym czego nie da się nazwać,
a z
oczu na kartki kapie nie krew, tylko białko. Biały
jest
brzydki i lepki. Przywiera do papieru, biorę go
na
palce i robię koło. Wyszedł mi księżyc, który zniknął,
bo
zawsze odchodzi. Widziałam jego promienie, jak rozbijają się
o
glebę szukając ujścia w szczelinach. Łapałam,
ale za mało. Teraz piszę z łatwością, dlatego że oślepłam.
szereg ułatwień
Bedąc ze
mną upadasz,
więc
przemeblowałam dom, usuwając
kanty,
o które możesz się poobijać. Któryś raz
maluję
tynk, zmieniam kolor (bo jest za zimny),
ale
to wciąż nie ta
ściana.
Odwracam głowę, a ty się przewracasz,
dlatego
muszę patrzeć. Leżysz,
to
trzęsie się ziemia. Za chwilę
cisza.
Najgorsza z możliwych,
gdzie
od nowa uczymy się mówić.
Jest jesienią
Zasnęła w
moich ramionach,
jak
ptak, czekając na zagrożenie. Chciałem ją
ochronić
jednak w
moich dłoniach,
motała
się jedynie w garść zmokniętych liści. Chciałem ją
oswoić
ale w moim
łóżku
drżała
tak, jak się boi zranione zwierzę. Chciałem ją
zatrzymać,
tylko, jak
można
urealnić kogoś, kogo nigdy nie było, w tej co ja
przestrzeni.
dlaczego dziewczynka z zapałkami zamarzła
Łzy ciekły
po policzkach i wsiąkały w ulubionego
jasia.
Mama tłumaczyła, że ona nie zamarzła,
tylko odeszła. Kilka lat później
takich
samych łez nie wchłaniała jej tiulowa apaszka. Odeszła,
a ja
modliłem się, żeby zamarzła.
głęboko pod skórą
ze
wszystkich nieszczęść wybrałam, jeśli
mówię,
to aby upewnić wszechmogących,
że
nic innego. tysiące lat, zapuszczam korzenie,
wysycham,
winą obarczam jałową ziemię, tkwię
i
pocieszam się rozkładaniem, jak nawóz.
może
następnym razem polubisz moje nadgarstki,
chociaż
napawają cię wstrętem, mówiłeś, niczym
nie
przypominają dłoni kobiet, kości za bardzo wystają
i
ścięgna układają się nienaturalnie.
nie wiem
czy wiesz, ja też mam tajemnice. tam
gdzie
patrzysz we mnie z obrzydzeniem to blizny
z
pierwszych wcieleń, byłam ptakiem z tytanu,
ale
bóg powiedział, że mogę mieć jedno życzenie.
Przecież był początek
Są wiersze
nie do napisania, smutek
rozmyty
w źrenicach
bo, że
gdzieś
jesteś. Minęłam wszystkie stacje
na
których się nie zatrzymałeś. Niezaplanowany
koniec to skrzydła
złapanego
we wnyki ptaka. Brakuje mi
wiary.
Gubię się
w wierze.
przemieszczenie
Są sale
nie z tej ziemi, otulone ciepłym śniegiem,
przed
którymi chodnik zapada się stopniami. W nich
modlą
się zwłaszcza ateiści, a ty wiesz, że Bogu
nie
można wierzyć, bo tam właśnie złamał każdą
obietnice.
Na ścianach zamiast zegarów starość obdrapanych
lamperii,
parująch od wymuszonych oddechów i to one
liczą
czas. Niewymierny i niewspółgra, nierealny,
jak
życie. Toczy się, tłoczy, spływa, wchłania
w kable,
po linie kończy się. Tutaj mogę trzymać
jej
nadgarstki z papieru, który płonie. Ciepłolubna
w
tak zimnym miejscu myśli o lecie i mięcie
w
ogrodzie. Pomieszczenie jest całe w pianie i pęka,
jak
usta moczone w spirytusie.
kluczenie
Wiem, że nie przyjdziesz, więc układam
ubrania na
półkach, przecieram kurze
z
okładek książek, zmywam wszystko
i
ściele, a potem wymiotuję. Któregoś dnia
to mi się
popierdoli i poukładam kurz
na
ubraniach, poprzecieram kolana
okladkami
książek, później zwymiotuję
pachnącą i
czystą pościelą. Noc
jest,
żeby przetrwać widoczne. W ciemniach
wywołuje
się najlepsze zdjęcia. Mogę myśleć
o dotykaniu majaków. Perfekcyjne zabijanie czasu.
pożegnanie z królową śniegu
Zakopcie go szybciej, ja od kwietnia nie spałam*
i jeszcze
nie wiem, że długo nie usnę. W domu
pustka,
zimna i mokra, a światło mętnieje
przez
gałęzie od podwórza. Czasem jabłka
obijają
się o dach i turlają po rynnie, w to co żyje
wpuszczając
złe myśli. Nieruchoma, ale drżę,
jak
wyrzucona na mróz kotka. Jestem w futrze,
bo
tylko sieroty chodzą bez ubrań
na każdą
ewentualność. Pewne historie
zaczną
się i kończą od drzewa. Rozkochać kobietę
potrafi
jedynie śmierć, mężczyznę rozgrzeszenie.
* zasłyszana na cmentarzu prośba żony nad trumną męża.
Obsesje
Myśli na kartkach. Kratka. Myśli
wszędzie. Kawa
wszędzie, na
kartkach myśli. Kartki wszędzie.
Kartki na
ścianach czasu. Czas. Nie ma czasu
na kawę. Na
ścianach nie ma czasu, jest atrament.
Chciałabym powiedzieć ci wszystko nie
zaczepiając przy tym
gwiazdozbiorów i
przeznaczenia jednak nie potrafię, dlatego ciążą
niewypowiedziane.
Może kiedyś je wydrapię. Powietrze
obliguje do
oddychania, szukania sensu, którego nigdy
nie było. Ciebie oprawiam w czyste kartki
i gubię formy, od jakich
mogłabym zacząć.
Od policzków sprawdzam dokładnie, gdyby
była jakaś
infantylna rzęsa, o ile jest teraz, mogłaby pomóc
naprawić lub
zapomnieć, jednak znajduje coraz głębsze
zmarszczki. Stałam się zimnolubna i nie
wytrzymuję
kiedy w pokoju
nawet szafa płonie, wtedy na ścianie szukam
twoich kształtów.
Mam pretensje, że milczy, czy też ogłuchłam.
Nie wiem, więc
zajęłam się naznaczaniem. Całą siebie
naznaczyłam. Jeśli moja gwiazda wreszcie zawiśnie
to odbicie będzie twoim cieniem.