Zygmunt Janikowski – fragment powieści

0
631
Ryszard Tomczyk

Rozdział IV

W drodze do Susan, Eryk zatrzymał się na chwilę przed niewielką kwiaciarnią, żeby kupić jakiś ładny, prawdziwie oryginalny bukiet kwiatów. Wiedział, jak zresztą wszyscy mężczyźni, że gustownie ułożone kwiaty robią dobre wrażenie na każdej kobiecie, niezależnie od wieku, charakteru, wykształcenia czy też po prostu od złego lub dobrego humoru w danej chwili. W czasach studenckich ograniczał się do kupna jednej czerwonej róży, gdyż uznał to za bardzo romantyczny sposób wyrażania uczuć już na początku spotkania. Dzisiaj, po latach, doszedł do wniosku, że jest to zbyt tani i banalny sposób zdobywania kobiet, na których mu zależało. A Susan była przecież dla niego wyjątkową osobą. Wszedł do sklepu, w którym znajdowała się tylko jedna osoba, skromnie ale elegancko ubrana starsza pani w wieku około sześćdziesięciu lat. Była zajęta układaniem kwiatów na półkach, ale jak tylko zobaczyła, że w sklepie pojawił się nowy klient, natychmiast weszła za kontuar.

-Czym mogę służyć – zapytała z uśmiechem.

-Chciałbym kupić ładny bukiet kwiatów, coś bardzo urokliwego i jedynego w swoim rodzaju, gdyż osoba która go otrzyma jest bardzo wymagająca i zna się na sztuce układania kwiatów.

-Zapewniam pana, że nie będziemy mieć z tym żadnego kłopotu. Znajdziemy coś naprawdę interesującego. Proszę mi wierzyć – powiedziała tonem budzącym zaufanie.

Podeszła do półek pod ścianą i wskazała kilka wiązanek, które uważała za najbardziej reprezentacyjne.

-Wszystkie są bardzo dobrze ułożone. Proszę spojrzeć na tamte z drugiej półki. Duże kwiaty, nazwijmy je ”ciężkie”, umieszczone są na dole bukietu, mniejsze z boku i na górze. To samo dzieje się z kolorami. Intensywne na dole i w środku, a bledsze po bokach i w górnej części. Całość, jak pan widzi, utrzymana  jest w pięknej gamie wiosennych kolorów.

Starsza pani podniosła bukiet do góry, żeby Eryk mógł go lepiej widzieć. Kwiaty ułożone były  z wielkim wyczuciem w niepospolity sposób.

-Ładne, prawda?  

-Muszę przyznać, że bardzo mi się podobają. Proszę je zapakować – zadecydował bez namysłu.

-Za moment będą gotowe. To nie potrwa długo. Czy są to kwiaty na jakąś specjalną okazję? Mam dołączyć do nich kartkę z życzeniami? – zapytała.

-Nie. To jest prezent bez okazji…zupełnie bez okazji.

-Bez okazji? – powtórzyła cicho starsza pani i zamyśliła się na chwilę. – Jakie to romantyczne. Wyraża szacunek dla kogoś szczególnie bliskiego. To musi być bardzo szczęśliwa osoba.

-Tak mi się wydaje – odpowiedział Eryk trochę jakby na odczepnego. – Pani jest bardzo miła. Ile płacę?

-Pięćdziesiąt osiem dolarów – odpowiedziała.

Eryk zapłacił i wyszedł. Wiedział, że kwiaty sprawią Susan dużą przyjemność. Po kilku wcześniejszych spotkaniach, zorientował się, że Susan lubi mężczyzn, kwiaty, dobre wino i jak podejrzewał, ale jeszcze tego nie mógł sprawdzić, dobrej jakości damską bieliznę erotyczną. Bez pośpiechu wsiadł do samochodu, położył kwiaty na tylnym siedzeniu, zapalił silnik i ruszył w kierunku Pioneer Square. Miał jeszcze dość dużo czasu na poszukanie wolnego parkingu, co w tej okolicy nie jest zbyt łatwe. Przejechał kilka przecznic i już po paru minutach udało mu się zaparkować na jednej z bocznych uliczek, tylko dwa bloki od mieszkania Susan. Zabrał kwiaty, włączył alarm w samochodzie i po chwili był już na First Avenue. Bardzo lubił ten malowniczy fragment miasta. Dzielnicę budynków pamiętających okres gorączki złota nad Klondike, z mieszkaniami na górnych piętrach i galeriami nowoczesnej sztuki, eleganckimi butikami, kawiarniami i restauracjami na parterze. First Avenue posiadała jeszcze jedną widokową atrakcję. Był nią wąski, zadrzewiony pas  zieleni, biegnący środkiem ulicy. Eryk z przyjemnością podziwiał, jak świeża wiosenna zieleń drobnych liści drzew, pięknie kontrastuje z wyblakłą czerwienią cegły budynków. Ta część miasta kojarzyła mu się z widokami paryskiego Montmartre, malowanymi ręką genialnego alkoholika Maurice Utrillo. W młodości Eryk marzył, żeby zostać artystą. Życie potoczyło się jednak inaczej, ale sentyment do malarstwa pozostał na zawsze.

Na skrzyżowaniu ulic przy Pioneer Square Park podziwiał jszcze jeden zaskakujący widok, którym był surrealistyczny kształt garażu, wybudowanego u stóp Smith Tower i przypominającego tonący statek. W oczach Eryka cały ten zespół architektoniczny sprawiał wrażenie zachwianej równowagi, gdyż Sinking Ship istotnie ”tonął” na stoku dość stromego wzgórza. Ilekroć tędy przechodził odczuwał koszmarną atmosferę obrazów Salvadora Dali i Giorgio de Chirico. Za każdym razem dziwił się też,

że zarząd miasta miał kiedyś zamiar ten niezwykły obiekt zburzyć. Droga wiodła teraz pod górę, ale już po chwili skręcil w boczną ulicę i w niedalekiej odległości zobaczył dom gdzie mieszkała Susan. Kiedy był już na miejscu, rozwinął z papieru kwiaty, wszedł na niewielkie schody, przycisnął dzwonek i z uwagą obserwował duże okno gościnnego pokoju. Jak tylko pokazała się w nim Susan, przyjaźnie pomachał ręką, a ona z uśmiechem zrobiła to samo. Za moment był już w mieszkaniu.

-Och, jakie piękne kwiaty! I jak ślicznie ułożone! Dziękuję. Zaraz wstawię je do wazonu – powiedziała na powitanie.  

Poszła do kuchni, znalazła odpowiedni wazon, przyniosła kwiaty do pokoju i ustawiła je na środku stołu. Szklany wazon z kwiatami efektownie odbijał się na ciemnobrązowej, błyszczącej powierzchni antycznego stołu.

-Usiądź i rozgość się wygodnie. Za chwilę będzie kawa.

-Cieszę się, że mogę znów cię zobaczyć – powiedział Eryk przymilnym głosem. – Wyglądasz dziś fantastycznie, jak modelka na wybiegu pokazu mody. Podoba mi się twój ubiór.

-Modelka na pokazie mody? Skąd ci to przyszło do głowy? Bardzo miło z twojej strony, że tak myślisz, ale ja nie jestem aż tak atrakcyjną kobietą. Poza tym jeżeli chodzi o prezentację mody, to mężczyźni preferują oglądanie plażowych bikini, albo, co jeszcze bardziej ich interesuje i podnieca, pokazy seksownej bielizny. Chcesz czy nie chcesz, musisz przyznać mi rację. Prawda?

-Niezupełnie się z tym zgadzam, chociaż nie będę ukrywał, że w młodości ten temat należał do moich ulubionych zainteresowań. Dzisiaj pokazy bikini są dla mnie niczym więcej, jak tylko nudnym przemarszem gromady półnagich kobiet.

-To jest właśnie to, co mężczyźni oglądają najchętniej, gromadę nagich albo półnagich kobiet – powiedziała ze śmiechem Susan.

-Tak, ale ja chciałbym zobaczyć coś zupełnie innego.

-Niby co?

-Bajkowe lub surrealistyczne projekty ubiorów nie z tego świata, haute couture kostiumy, coś szczególnie wyjątkowego, co potrafi na chwilę zamienić kobietę w swego rodzaju dzieło sztuki.

-Mówisz o awangardowych pokazach mody? Karl Lagerfeld, Christian Dior, Gianni Versace?

-Tak, chciałbym to kiedyś zobaczyć. Awangardową rewię mody i dobrą kolekcję ubiorów haute couture.

-Hm…bardzo interesujące. Dzieło sztuki zamiast kawałka mięsa. – zażartowała Susan i nagle ogarnął ją dobry humor, gdyż w gruncie rzeczy była zadowolona z porównania jej do modelki. – Zaczyna mi się podobać twój punkt widzenia i…jeżeli będziesz grzecznym chłopcem, może kiedyś zobaczysz mój prywatny pokaz damskiej bielizny. Zapalimy świeczki, napijemy się dobrego wina, posłuchamy przez chwilę kilku starych, ale bardzo nastrojowych piosenek Billie Holiday, albo jakiejś innej muyzki, którą sam wybierzesz i zobaczymy jak rozwinie się dalej sytuacja. Jak się na to zapatrujesz?

-Byłbym zachwycony i uhonorowany. Mam nadzieję, że nie żartujesz.

-Może tak, a może nie. Na razie potraktuj to jako żart i nie myśl zbyt poważnie o tym co usłyszałeś. Lepiej porozmawiajmy o czymś zupełnie innym i wypijmy po lampce wina. Hej, całkiem zapomniałam, przecież musimy wcześniej coś zjeść. Przygotowałam sushi. Lubisz sushi?

-Uwielbiam. Dokonałaś świetnego wyboru. Trudno o lepszy.

-Och Boże, w małych sprawach przeważnie się nie mylę, ale jeżeli tylko mam podjąć naprawdę ważną decyzję, jestem zawsze niezdecydowana i na ogół wybieram najgorszą możliwość jaka tylko istnieje.

-Zaufaj swojemu instynktowi. Wszystkie kobiety tak robią. Nawet jeżeli nie jest to zgodne z logicznym myśleniem.

-Z reguły staram się myśleć logicznie, ale w większości wypadków nie jestem zadowolona, kiedy zmuszam się do działania wbrew uczuciom. Ty tego nie zrozumiesz. Mężczyźmi myślą inaczej.

-Pamiętaj, że mężczyźni też mają swoje uczucia, chociaż tego nie okazują na co dzień. Nigdy nie czytałaś listów sławnych mężczyzn do ukochanych kobiet, albo wzruszających listów żołnierzy do swoich żon, narzeczonych, dziewczyn, szczególnie tych pisanych w czasach wojny? Są to listy pełne miłości, tęsknoty, osamotnienia i smutku. Uczucie łamie tym ludziom serca. Czują się bezradni jak dzieci.

-To prawda, ale kobiety potrzebują czułości i miłych słów codziennie, nie tylko wtedy, gdy są rozłączone z bliskimi przez długi okres czasu. Codziennie, Eryk. Codziennie. I tak powinno być zawsze. Jak sądzisz, chyba się nie mylę?

-Myślę dokładnie tak samo, madam – odpowiedział wesoło Eryk.

Zapadał zmierzch. Susan zapaliła witrażową lampę i kilka świeczek na stoliku do kawy. W pokoju zapanował przyjemny nastrój.

-A teraz opowiadaj o sobie. Jak się czujesz po przyjeździe? Co nowego na uniwersytecie?

-Powoli wracam do normalnego życia. Codziennie idę do pracy z myślą kontynuowania moich badań naukowych, ale kiedy już tam jestem, nie mogę się na niczym skoncentrować. Zaczynam pracować nad czymś bardzo poważnym i nagle, nie wiadomo dlaczego, przypomina mi się zabawna piosenka Three Stooges, w której szacowni profesorowie uczą studentów uniwersytetu śpiewania alfabetu. To bardzo śmieszna piosenka. Na pewno ją słyszałaś.

Susan potrząsnęła przecząco głową i Eryk zaczął śpiewać, wymieniając kolejne litery alfabetu w  różnych wariantach.

-Hej, Eryk! Nie wiedziałam, że jesteś tak dobrym wokalistą – przerwała mu Susan.

-Niestety, kiedy widzę tych wszystkich profesorów, naukowców i innych akademików, ta piosenka jest jedyną rzeczą, która przychodzi mi na myśl. Czy to nie śmieszne?

-Raczej smutne. Popadasz w depresję.

-Masz rację. Myślę, że potrzebuję co najmniej dwa tygodnie wakacji przeznaczonych na dostosowanie się do normalnego życia, psychiczny odpoczynek, spotkania z tobą i spędzanie czasu w możliwie najprzyjemniejszy sposób.

-Może przyszedł czas, żebyś się ożenił?

-Wszystko możliwe, ale po ślubie życie staje się mniej romantyczne.

-To zależy z kim się ożenisz. Zaufaj swojemu instynktowi. Takiej rady udzieliłeś mi kilka minut temu.

-OK Susan, w tej chwili mój instynkt mówi mi, że ty jesteś jedyną osobą, z którą chciałbym się ożenić – powiedział poważnym tonem.

-Hm…to ładnie z twojej strony…ale…ja na razie nie jestem zdecydowana na małżeństwo. Poza tym my się prawie nie znamy. Widzeliśmy się zaledwie kilka razy. Pozostańmy na pewien czas dobrymi przyjaciółmi. Bardzo lubię z tobą rozmawiać.

-Na pewno masz rację, ale zastanów się nad tym co powiedziałem i za dwa lub trzy miesiące wrócimy do tej rozmowy. Zgoda?

-Za sześć miesięcy – poprawiła Susan, żeby oddalić termin jak najdalej. – I nie bądź rozczarowany jeżeli powiem ”nie”.

-No cóż, jakoś przetrzymam te sześć miesięcy. W końcu sześć miesięcy to nie sześć lat – powiedział wyraźnie zawiedzionym tonem.

-Głowa do góry, Eryk! Wszystko będzie dobrze. W międzyczasie chciałam zaprosić cię na coroczną imprezę rozrywkową, organizowaną przez firmę w której pracuję. Zabawa odbędzie się za dwa tygodnie, w sobotę. Będziesz na pewno zadowolony. Może się zdarzyć, że spotkasz tam kogoś bardzo interesującego. W naszej firmie pracuje wiele pięknych dziewcząt. Przyjdziesz?

-Pojedziemy tam razem?

-Oczywiście!

-Z całą pewnością przyjdę. Dziękuję za zaproszenie.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko