* * *
kwiaty się nie korzenią
w naszym ogrodzie
przy domu
za ciasnym dla dwojga
bo nie umiemy
zbierać okruchów
smakować
poskładać
zatęsknić
fragmenty tego
co mogło zogromnieć
są ledwie impresją
krótkim doznaniem
zapomnianym w tłumie
stawka
w ich domu
zapomnianych szeptów
nie ma światła
chociaż w nim błyszczą
złote żyrandole
są głuche ściany
tłumiące milczenie
tylko czasem rozdarte
jazgotem rąk
ich przestrzeń i czas
rozmijają się w progu
jeśli obok
to wciąż nowe maski
kolejne rozdania
znaczonej talii
aby wygrać osobno
zgromadzić
oznaczyć i mieć
wypełniać się
i spełniać
w usypiskach rzeczy –
protezach szczęścia
* * *
z tobą
nie chcę rozmawiać
o przemijaniu
rezygnacjach
o oczach zagłębionych w sobie
które nie potrafią szukać
bo chcę ocalić cię
przed tobą
gdy znów
odpocząć chcesz
od życia
* * *
przychodzi taki moment
kiedy trzeba się zmierzyć
z melancholią
to czego chcemy dotknąć
jest bezkształtną plamą
zanim dotrzemy
do wiosennego źdźbła
szukającego światła
spod jesiennych zbutwień
* * *
kiedy odeszła moja matka
miałem jedenaście lat
być może wtedy
stałem się poetą
bo czułem jak stygną gwiazdy
jak Ten dobrotliwy
z brodą pełną szronu
zapalił się we mnie
ze wstydu
i odkryłem
że krzyk samotności
niewielu tu słyszy
* * *
spotkajmy się
w jesiennym parku
na ławce wtopionej w głęboką zieloność
na której czas dryfuje
i nie pozwala odlatywać ptakom
właśnie tam chcę przywrócić
przerwane chwile
które mogły się stać
a ja
nie zdążyłem z różą
* * *
wśród swoich
trudno się oswoić
z poczuciem żalu
odrzucenia
i z tym bolesnym gniewem
który nabrzmiewa
odchodzi i wraca
jak bumerang
który nie dotknął celu –
niekiedy obcy sklei skrzydła
późna miłość
gdy nie musimy niczego
i nikogo już udawać
przeglądamy się w lustrach czasu
twarzą w twarz
tak po prostu
chociaż nie zawsze pogodzeni
że gdzieś się rodzą
i wypalają gwiazdy
patrzymy tak zwyczajnie
bo jest coś
co się nie zetli w nas do końca
* * *
kiedy sytość zaciera
rzetelny osąd
i przestają liczyć się szczegóły
jesteśmy jednymi z wielu
wśród przegranych i zwycięzców
w naszej kaplicy pod wezwaniem
świętego przymierza
wszystkich przeciw wszystkim
w której nikt nie rozgrzesza
* * *
omotani kolejną wersją prawdy
uciekinierzy od wolności
podobno są szczęśliwi
bo nie wiedzą że można inaczej
co dzień spłukują
jak
dlaczego
by wchłonąć strzęp odbitych świateł
grzeczni
układni i posłuszni
dopasowani do błyszczących reguł
pasterzy nieswojego stada
* * *
słowa
zapisane przez mędrców i poetów
dla tych którzy chcą zrozumieć
i odczuwać więcej
słowa szepty
i krzyk
niewypowiedziane
a kiedy potrzebne
to uwięzły w gardle
i przy tym milczeniu
ktoś rozstrzygał za nas
słowa
które opatrują rany
ocalają
nie wolno nam milczeć –
nie wszyscy ogłuchli