Poezja w Ogrodzie Górskiego Wiatru
Mała Krowia Góra – miejsce święte wędrowca. Przystań do której powraca wieczny koczownik. Tu w zaciszu drewnianej chaty, przelewa na papier wiersze tułacze, układane w drodze. Bo nie zawsze jest ołówek, skrawek papieru.
Tutaj w Złote Góry vis a vis Jawornika do Ogrodu Górskiego Wiatru, gdzie woda z rwącego potoku, a drewno gatunkami poukładane w stosy – nigdy nie mieszane (drewno palone śpiewa). Zaprasza zespoły grające muzykę etniczną z dalekiego świata (organizował festiwale). Przyjeżdżają do Leszka Brągiela tacy jak on, ludzie wolni, nie znający kalendarza i zegarka. Albo ci, którzy odrzucili ramy czasu i zaczęli żyć w symbiozie z przyrodą.
Jesienią rykowisko poetyckie na zboczu. Ogień rozświetla wzniesienia. Na wyciągnięcie ręki podchodzą jelenie do ludzi jak do swoich. Wydaje się, że można je dotknąć ale nie – to błysk oczu. Tu w Ogrodzie Gorskiego Wiatru na ogniu nie wolno piec mięsa to odstrasza zwierzynę. Tylko chleb – pokarm człowieka.
Byłem i ja z Violą na tym święcie. Była Danusia Kobyłecka i Jasio Szczurek, Joasia Mossakowska-Mikulska, Zbyszek Kresowaty i paru innych.
Gospodarz witał przybyłych uściskiem jak najbliższą rodzinę. Opowiedział historię góry, która stała się jego siedliskiem, chaty nasiąkniętej melodią ukraińskich bałałajek i magicznego słowa poetów zachodzących tu jak do siebie. I którym odejść trudno do rzeczywistego świata bo tam tylko zgiełk i wyścig szczurów. Z ogromnego, porcelanowego w kwiaty imbryka nalewał owocową herbatę parzoną jak czaj.
Wiersze czytane na powietrzu, przy płonącym ognisku. Zimne górskie powietrze szczypiące twarz. Wtedy dopiero człowiek zauważa co to jest gorąca herbata? Czuje jej ożywcze działanie rozchodzące się po całym ciele od palców nóg po mózg.
Zasłuchani w opowieści Leszka z jego pobytu w Mongolii, gdzie jako pasterz gnał bydło w poszukiwaniu pastwisk. Z tubylcami rozbijał jurty, popijaliśmy truskawkowe wino z różą, zagryzając przypieczonym chlebem na ogniu, marynowanymi grzybami, ogórkami, papryką. W takich miejscach jak to duchy doznają oczyszczenia.
W oddali ryk jeleni. Wydaje się, że zaraz za naszymi plecami. Odwracamy głowy by je dojrzeć. Strzał myśliwego, poeci cichną. Dreszcz spłoszonej zwierzyny, tętent kopyt czuje się pod stopami. Cisza, gwiazdy i noc…
– Bywa tu tak czasem – wyrywa z martwoty poetów Leszek – niedawno zastrzelono wilka. Nawet nie było pewności, że to wilk. Ponoć nie widziano ich na tych terenach od siedemnastego wieku. Potwierdziła to dopiero sekcja w klinice weterynaryjnej we Wrocławiu. Przy emigrowały tu z zachodnich Karpat. Nasze wilki dotarły już do Holandii. Co Niemcy nie zastrzelą jak naszego żubra wędruje dalej w głąb Europy.
Początek jesieni, trawę szkli szron. Poeci zawężają krąg wokół ogniska jak lud jednego szczepu, zasłuchani w teksty Jasia Szczurka. Debiutującego niedawno znakomitym tomikiem „W poszukiwaniu panaceum”. Mówi o małej ojczyźnie między Górą św. Anny a Kopą Biskupią. O życiu i wzajemnych relacjach kilku narodowości żyjących na tym małym skrawku ziemi.
Zbyszek Kresowaty przenosi nas w świat metafizyczny, pełen obrazów jak jego ikony. Nie ma tam miejsca na bylejakość i kicz, którym jesteśmy zalewani.
Danusia Kobyłecka prezentuje liryki z tomu „Losy”. „Całość wydaje się poszukiwaniem harmonii w świecie napięć i dysonansów, nierówności społecznych, niszczonych relacji międzyludzkich oraz spychanej na obrzeża egzystencji sfery sakralnej”.1
Joasia Mossakowska to wewnętrzne rozdarcie jaźni.
Niżej podpisany w ukłonie gospodarzowi przeczytał wiersz „Ostatni wolny wędrowiec”.
To było w Ogrodzie Górskiego Wiatru
Mała Krowia Góra
wiła się bujnością zieleni
dusiła nieskoszoną trawą
Byłem na zboczu zapatrzony w derenie
sięgałem po jagody kamczackie
bambus kłaniał się stopom
Chata jak siedlisko pierwszego hucuła
osiadła starością na pochyle
przypominała bumerang
Wnętrze niby jurta
pod powałą dmuchane lampiony
i stroje mongolskich koczowników
Zapach kumysu kusił nozdrza
do tańca zapraszały instrumenty
melodią wędrownej Azji
Leszek Brągiel
ostatni wolny wędrowiec
jak wilk w Rotterdamie 2
Siedzi na sosnowym pniaku
i płacze łzami oczu ociemniałych
Nie poniosą nogi daleko
hen daleko
bo po co kiedy już zawsze noc
1 „Losy” Danuta Kobyłecka Siedlce 2017r. Słowo wstępne Andrzeja Borowskiego s.5.
2 cytat z wiersza dedykowanego Ostapowi Kindraczukowi z tomu „Wędrówki po Ukrainie” Leszka Brągiela
Jerzy Stasiewicz