Sławomir Majewski – A L I C J E w krainie starych egzystencjalistów

0
567

Sławomir Majewski

 

A L I C J E

w krainie starych egzystencjalistów

 

alicje

(fragmencik)

 

Judyta nadal ma skrupuły

– Ale naprawdę, patrząc od tej strony, to naprawdę można go usprawiedliwić.

On nadal nie ma skrupułów

– Usprawiedliwić? Może za czas, gdy działając jak drapieżnik niszczący osobowość swych ofiar, uciekał się do manipulacji i zaczął molestować swoich uczniów, otumanionych wdziękami jego intelektualnej perwersji? Medycy Eiguer, Hirigoyen nie określiliby go inaczej, niż jako perwersyjnego narcyza i socjopatę. Był nim, do cholery; oboje tacy byli! Racamier napisał, że w relacji z narcystycznym dewiantem można mieć tylko jedną nadzieję: że się z niej wyjdzie bez szwanku. Myślę, że zysk z takiej spółki wynoszą tylko stadła identycznie popieprzonych osobników. Reszta skazana jest na ciemny przerębel.

– Czy przyjął tak szczodrą ofertę Simony?

– Nie tylko przyjął. W podzięce dorzucił jej kilkoro młodzieńców a potem, na szczyt erotycznej piramidy dorzucił Algierczyka.

– Skąd pewność?

– Osvaldo Soriano, argentyński Odys przez totumfackich zwany Grubasem, w knajpce przy rue Portalis opowieść swą snuł smakowicie sącząc liqueur de poire au calvados. Zanucił Pamiętam, była jesień… Deszcz rosił witrynę, arabski zamiatacz zmiatał upadłe liście szerokim łukiem żeńca a narożna dziwka Czarna wsparta o ramię dziwki Żółtej, śpiewała rzewną kanconę ulicznych ulicznic spragnionych ulicznych uczuć Et si tu n’existais pas. Jak pisał Wielki James?

 

Z nawoływań płynących z ulicy w ulicę,

całun twój, stara Anglio, tkają ladacznice

 

W ów czas wdychałem aromat wonnych białego chablis zwanego Bramą Burgundii i niesłodzonej kaffy z Jaffy. Nie pijałem zielonych herbat tak szczodrze mi oferowanych przez Ajan, wysmukłą somalijską kelnerkę w złoconych sandałkach. Wyznaję: sypiałem z nią. Pachniała Afryką, korą cynamonowca i portugalskimi galeonami: pięknie.

Patrząc na Judytę unosi ramię z kielichem, jak Bóg z góry Nebo wskazujący Mojżeszowi.

– Zdrowie!

Daria zżyma się

– Zaraz zaraz… Czy oskarżona Simone Lucie Ernestine Marie Bertrand, sześciorga imion de Beauvoir, ma sama jak palec smażyć się w piekle innych, cierpiąc potępieńcze męki? Tylko ona?

Judyta też chce wiedzieć

– Jaka jest linia obrony oskarżonej Simone, sześciorga imion de Beauvoir?

– Że była jedną z dwu córek upadłego arystokraty z Verdun, adwokata Georgesa de Beauvoir i mieszczki Francoise Brasseur. Mezalians zaowocował związkiem patologicznym, mrocznym i niesprzyjającym rozwojowi panienek: niekochane przez kochanego papę, cierpiącego jak Heniek od ośmiu żon na brak potomka z ptakiem między nogami, gardził córkami. Z pogardą omijał je szerokim łukiem pogardy.

– A matka? Nigdy nie stawała w?

– Nigdy. Mieszczka z herbem męża wytargowanym za jej posag, wybrała milczącą pokorę wobec panamężowej do córek odrazy.

– Czy mała Simona pragnęła jego względów?

– Czy wodziła za nim oczyma jelonki bambi w oczekiwaniu nieoczekiwanej czułości i wzięcia na kolanka?

– Pytanie! Wpierw była małą, potem dużą Elektrą Spragnioną Tkliwości. Pozbawiona jej, cierpiała katusze. Chcąc poczuć ciepło matczynych uścisków, wyobrażała je sobie. Chcąc zaznać ojcowych pieszczot, wyobrażała je sobie nadwyraz plastycznie.

– Czy siostra towarzyszyła jej czynnie w plastycznym wyobrażaniu wyobrażeń?

– Hél`ene? Oui, została malarką, więc jak najbardziej plastycznie.

– Poddawały się siostrzanym dotykom w panieńskiej sypialni?

– W oranżerii, między wonnymi pomarańczami?

– A może w stajni, w mdlącym odorze końskiego moczu?

– I słodkiej woni błękitnych chabrów wplecionych w lniane grzywy?

– Kto wie?

– Ktoś wie.

– Ktoś wie, kto wie?

– Ja wiem, kto wie: umarli Simona i Jean-Paul. A przede wszystkim Georges de Beauvoir.

– Sugerujesz…

– Nie sugeruję. Imprinting!

Otwierając drugą butelkę, nalewając wino w kieliszki, Lupo kiwa głową z aprobatą dla jej słów

– Snuj pajęczynę, Arachne, tkaj podejrzenia, wylej jad swoich traum. Pardon, miałem na myśli jad ich traum. Imprinting? Wiele tłumaczy. Spragnione czułości i miłości ojca lub matki, pozwalają na wszystko nie mogąc zabronić niczego. Mówią: będę grzeczna, tatusiu! I potem już zawsze szukają tatusiów w kutasach starszych od siebie facetów, tak jak suka Lassie szukała swojego Joeya.

– Albo z ochoczą ochotą dają się miętosić paniom uczącym je życia, drugim mamom swoim. Potem same molestują. Imprinting.

– Imprinting ją usprawiedliwia?

– To i owo tłumaczy.

– A mnie się zdaje, że do Sartra trzeba podejść inaczej. Widzisz w nim hochsztaplera. Lata temu wyczułeś go w Coelho i u Almodóvara, co i ja węszę ale uważam że do Sartra trzeba podejść inaczej. Bez tej śmiertelnej powagi, która cechuje jego akolitów i zaprzysięgłych wrogów. Gdy zajmujemy się dziełami ludzi wybitnych, umyka nam fakt że wszyscy bez wyjątku na co dzień byli zwyczajnymi ludźmi a wybitnymi, tworząc. Marks był alkoholikiem i pasożytem, Kant mizoginem i pedałem, Villon złodziejem, Conrad hipochondrykiem i naciągaczem, Hemingway pijakiem a Warhol narkomanem i świrem bezkresnym jak ocean.

Popijają wino śledząc cienkie nitki rozpalonych nitek Perseidów

– Gej, biseks, pedofil, voyeurysta… Jakie to ma znaczenie wobec tego, co napisał? Winien być oceniany z uwzględnieniem jego osobistej codzienności. Jakie znaczenie dla literatury mają rodzaj czy ilość jego dewiacji i nałogów, wobec tego co napisał? Mdłości, Słowa, Mur, Muchy… Przecież dali mu Nobla za literaturę, nie?

– Jakie to ma znaczenie? Eddie Anderson, bohater książki Kazana Układ, osiąga wszystko czego może pragnąć mężczyzna: doskonałą żonę, doskonale płataną pracę, dom z basenem, inteligentną córkę, wspaniałe samochody. No i Gwen, kochankę niemniej doskonałą. Pewnego dnia pod wpływem impulsu wszystko niszczy i wszystko traci. Ostaje mu się kochanka, która z upływem czasu przestaje być doskonała… Być może detonatorem autodestrukcji Eddiego był dziki, niepohamowany, wyzwoleńczy seks z Gwen. Być może. A może zmęczenie wszystkim, chęć wyrwania się z układu w którym egzystował: żona, praca, żona, praca, dom z basenem, żona, praca, córka, wspaniałe samochody. 

 

W OCZACH KOBIET NAPIĘCIE NIEROZUMIENIA

 

Dopija wino i przekładając kartkę maszynopisu, szuka zdania. Znajdując, cytuje siebie

– Z Sartrem było odwrotnie; nie mając niczego i będąc nikim, bo kimże jest źle opłacany nauczyciel? postanowił zdobyć świat tworząc własny układ. Jednak by stworzyć, musiał wykuć narzędzia walki, bo układ trzeba wywalczyć. Nie jest Macedończykiem z sarisą, tylko belfrem z pomazanymi kredą palcami. Brzydkim, zakompleksionym i objuczonym garbem nicości, jak pustynny dromader. Te traumy jego dzieciństwa… Wspomnijcie straszliwy upadek Ikara z nagiego biustu Matki-Nieba! Jest jednak coś, co pozwala mu uwierzyć w sukces: posiada mesmeryczny wpływ na kobiety. Konotuje, że jego erudycja plus brzydota i udawana bezradna nieśmiałość tworzą mieszankę, która niczym feromon wabi ku niemu kobiety młode, inteligentne i wyuzdane. Przykładem Simone o rysach Mesaliny: ładna, posągowa, biseksualna eksperymentatorka, oferującą jego inteligencji seks nieuznający żadnych tabu. W ich tandemie, to ona będzie inicjatorką związku cuckold. Stworzy z nim doskonale znaną i ze szczegółami opisaną rodzinkę, w której będą wymieniać między sobą swoich uczniów, kopulując z nimi na zmianę wedle parytetu ichniej demokracji: każdy z każdym. Jak Lao Tsy nigdy nie powiadał? By dojść do celu, trzeba dojść do celu.

Raz jeszcze: Algierczyk i Simone de… Rzecz trąci lichą tajemnicą Pulcinella. Powiadali w mondzie paryskich literatów, iż chcąc na zawsze usidlić Alberta, wysłał doń kurierkę wzwodów swych idei, wielopłciową Simone. Właśnie ją, bowiem doskonale znali swe kurewskie rzemiosło lucyferycznych kusicieli. Polityczne to było. Co nie trudno zwęszyć. Uczennica i wieloletnia kochanka Simone de, piękna Bianca Bienenfeld po latach opublikowała wspomnienia pod znaczącym tytułem Wyznania Zaburzonej Młodej Dziewczyny; chwytliwy tytuł, prawda? Niósł czytelnikom obietnicę rozpusty, jak powieść Romaina Gary obietnicę poranka.

Co pisze o swych pedagogach? Że chcieli żyć bogato, wieść życie pełne eskapad, spotkań i wymiany myśli. Ale przede wszystkim chcieli wieść życie, które  zapewni im dwojgu famę ludzi zdolnych do nadawania nowej myśli czemuś, co w swoim narzeczu spryciarzy nazwali pokoleniem przyszłości. Doskonale wypracowali scenariusz, non plus ultra. Stworzyć coś z niczego. Taki polityczno-społeczny samograj. mobile in mobil, samograj, który wyniesie ich na społeczne wyżyny. A że ich życie prywatne szokuje kołtunów? Tym lepiej, niech straszni mieszczanie mówią źle, byleby mówili. Sartre dobrze znał Camusową story of life najpierw z żoną, nieskąpiącą nikomu wdzięków piękną Simone Hié i późniejsze ménage `a trois z pannami Yvonne i Francine. Jak powiadają biurokraci, miał podkładkę by sądzić. I dobrze sądził, jak sądzę. Taki był Sartre, ten zakładnik piekła, jak przed nim chluba Oświecenia, szczur Rousseau. (…)

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko