Andrzej Wołosewicz
Poetyckie s.o.s. Edyty Kulczak
Zacznijmy od wiersza a właściwie od dwóch wierszy.
„Kim jest John”
czas i przestrzeń nie liczą się dla Johna
miesza noc z dniem z grubsza mówiąc
idzie spać gdy ja wstaję
może być wszędzie albo nie istnieć w ogóle
wypatruję go na globusie w Vancouver
czasem za oknem gdy sąsiad wsiada do auta
powiększam do maksimum zamykam do zera
badam każdy piksel jego ust oczu nóg rąk
czytam jak poezję – w Haida Gwaii totemy
wodospad w Seton Portage kokony gąsienic na drzewach
zachód w parku nad zatoką Indian Arm
wracam potem do maila by zapytać o psa
pisał że ma psa
***
John jest wygodny do stwarzania
daje słowa i obrazy wybrane z kilku podobnych
oczekuje tego samego bo ma wyobraźnię
wysyłam mu kartki z baśniowych miast
piszę o pięknych kolorowych domach
oranżeriach powozach o wszystkim
co mi przyjdzie do głowy gdy nie przychodzi sen
piszę o ciele obranym z powłoki gdy nie mogę powstrzymać łez
o gęsiej skórce powstałej od szeptu w środku nocy
tysiąc razy powtarzam chcę by zmienić jego ręce usta
w prawdziwe robię go wszędzie
w łóżku w fotelu w samochodzie
nawet przy innej robocie
Zacząłem od wierszy otwierających tomik zatytułowany „www.john”, bo one dobrze, bardzo dobrze oddają to, co i jak w tej poezji się dzieje. Dzieje się w niej miłość, ale jak się dzieje! Nie ma tu tak rozpanoszonego mazgajstwa maślanych oczu, nie postponuję go w realności, mam ogromny szacunek jak do każdych uczuć, towarzyszę swoją delikatnością, już gruboskórną jak na sześćdziesięcioletniego faceta, ale jednak delikatnością, ale nie znoszę, nie cierpię jej w poezji, bo wypada bardziej niż blado; w poezji maślane oczy są do przyjęcia i pasują dla egzaltowanych nastolatków obojga płci, ale w poezji z aspiracjami do literackiej dorosłości? Nie dotyczy to oczywiście poezji Edyty Kulczak. Edyta Kulczak piękno kobiecej dojrzałości przenosi do wierszy, dlatego jej poezja jest wysmakowana, zalotna, intrygująca i w swojej kategorii tj. w kategorii poezji o miłości – nowatorska. Tak mi się wydaje. Do nowatorstwa „zmusił” poetkę internet będący medium, niemym ślepym świadkiem emocji, uczuć , nostalgii, napięć świadomości literackiej, tęsknoty i spełnienia w dwóch wymiarach: w czasie i poza nim. Czegoś takiego wcześniej w poezji nie znalazłem, stąd słowa o nowatorstwie.
Spójrzmy na kolejne moje krytyczno-literackie zakotwiczenia – poezja intrygująca. Oczywiście wystarczającym argumentem mogłoby być tu owo miłosne wykorzystanie internetu, ale nie tylko to w tomiku www.john znajduję. Zwróćmy uwagę na wykorzystanie skądinąd znanych motywów biblijnych i mitologicznych, na ich udane sprywatyzowanie, zaprzęgnięcie do własnych potrzeb literackiej ewokacji tego, co chce się powiedzieć. Zobaczmy to w wierszach
„ziemia”
John przybliża do mnie oceany
chwyta za powierzchnię i wypiętrza
ciągnie do góry jak skórę albo spódnicę
wszystko dotyka się wewnętrzną stroną
aż boli
staję się naturalna jak zwykłą kropla w kropli
nie patrzę już na globus jak na obcą planetę
z każdego miejsca do środka jest taka sama droga
„pejzaż”
gdy wyglądam przez okno
pomyśleć w naszym płaskim krajobrazie
widzę ośnieżone góry za drzewami
zimne szczyt jak ze zdjęć –
duża przestrzeń przybliża nie oddala jak wtedy
czas jest wymysłem ludzkim
skłonnością mózgu do porządkowania
nostalgicznego układania jednego po drugim
w lęku przed nieoczekiwanym gdy wszystko trzeba odwrócić
dlatego wystarczy stół kilka krzeseł
obrazy na ścianę by ocieplić wnętrze jakieś widoki czy akty
i „jak John odczuwa tożsamość genetyczną albo obserwacja ruchu wstecz”
John mówi krew nie woda krew nie woda
lubię dotykać twoją krew
ale krew nie woda stąd w tobie obcość
moja obcość w tobie twoja obcość we mnie
dzieci noszą nasze komórki
na moich dłoniach tylko obumarły naskórek
i zapach przez chwilę
na moich dłoniach tylko czekanie
na tym zbudujemy dom
Przytaczam te wiersze, by powiedzieć, że pierwszy („ziemia”) pokazuje owo wysublimowanie, tę umiejętność podania erotyzmu w taki sposób, że możemy go niemal dotknąć a ostatni trawestuje biblijne zbuduję na tym dom. Kulczak takimi wierszami dowodzi, że istnieje jakieś przejście od intymności do jej pokazania, pokazania bez wulgarności (to zawsze pójście na łatwiznę!) z jednej i banalności (to też łatwizna, ale tę łatwiej usprawiedliwiam, no bo te maślane oczy, co by o nich nie powiedzieć, zawsze patrzą szczerze – to wiemy wszyscy) z drugiej strony. Autorka znajduje owo tajemnicze przejście, które – wedle moich literackich, czytelniczych doświadczeń – znajdują bardzo nieliczni, choć przecież kochamy, zadurzamy się, umieramy i nienawidzimy z miłości właściwie wszyscy i bardzo wielu z nasz wszystkich próbuje o tym pisać wiersze. Takie samo przejście znajduje od wykorzystywanych przez wielu motywów religijnych i kulturowych do wierszy wsączając je w ich tkankę a nie po prostu „doklejając” lub cytując. Takie zabiegi udają się wyjątkom. Jednym z nich jest dla mnie Edyta Kulczak, przepraszam, jej poezja. No bo spójrzmy jeszcze na wiersze
„dorastanie”
jem z Johnem szynkę parmeńską
pleśniowy ser oliwki popijając winem
przybieramy na wadze
John lubi też w pojedynkę rosół od mamy
prosto z garnka lub odgrzewany ze słoika
i przybiera na wadze
chodzi na siłownię (po angielsku gym)
by trenować swoje mięśnie
przybiera na wadze
często przygniata mnie całym ciężarem
czuję się jak bakteria beztlenowa
bynajmniej nie na Mont Blanc
córka wydłubuje mnie z zakamarków
i ogląda w słońcu
i „kształt”
John gniecie mnie jak ciasto i je już na surowo
dławiąc się lepką ciężką konsystencją
mówię John potrzebuję czasu
miej dalszą perspektywę niż miska czy stół
orbity ciał nie są okrągłe i ciągle poszerzają przestrzeń
nad horyzontem rozszczepia się światło
w zwykłym złudzeniu słońce wydaje się większe
przez gęstą atmosferę
Brakuje tu cielesności?, no nie brakuje. Jest tu wulgarność?, no nie ma!
I jeszcze na koniec drobna uwaga. Autorka podzieliła tomik – mam nadzieję, że dobrze to wychwyciłem, że nie jest to wymysł czy błąd wydawcy lub drukarza – na dwie części jednako zatytułowane „wysyłam s.o.s.” (patrz strony 5 i 27). Część druga mniej mnie przekonuje, wydaje mi się jakoś psychicznie i poetycko „złamana”, smutna nawet. Żebym był dobrze zrozumiany – nie mam zastrzeżeń do jej autentyczności, wydaje się na wskroś prawdziwa. Może dlatego mniej mi się podoba, bo nie lubię, gdy kobiety się smucą (a przecież się smucą!), a tu Edyta – w moim czytelniczym odbiorze – się smuci. Chciałbym się mylić….
Edyta Kulczak, www.john, Poznań 2017