Piotr Wojciechowski – Tożsamość plemienna

0
216

   Kiedy prozaik zaprasza do wnętrza pisanej przez siebie prozy kolejną fikcyjną postać, bardzo chce wiedzieć, kogo będzie miał w swoich myślach przez długie miesiące, czasem lata. Konstrukcja osoby fikcyjnej to część literackiego warsztatu. Mój  warsztat wspiera się w znacznej mierze na wzajemnym przenikaniu wiedzy przyrodniczej i tego, co przyjmuję z biblijnego Objawienia. Wiem z doświadczenia, jak niewielka część wszystkich podejmowanych przez człowieka decyzji oparta jest na porządnych konstrukcjach logicznych i na sprawdzonej wiedzy o faktach. Za trudne, za czasochłonne są takie decyzje. Najczęściej decydujemy spontanicznie, intuicyjnie, ulegając presji otoczenia, okazując posłuszność mitologiom. Jednocześnie zaś nie mamy szacunku do tych decyzji,  bo społeczeństwo uwikłane w technologie, rachunkowość, system szkolno-uniwersytecki czci racjonalność. Robimy głupstwa usiłując potem nadać im pozór racjonalności. A co gorsza, czynimy zło, wyrządzamy krzywdę a wtedy często mamy pełne gęby bajek o wyższej konieczności i logice faktów.

  Proza potrzebuje sytuacji, w których bohater prozy cierpi, bo podjął złą decyzję, a goniąc za mirażem szczęścia krzywdzi kogoś, tłumacząc, że to konieczne.  

   Takie bywają także fikcyjne osoby w światach mojej prozy. Aby zrozumieć głębiej ich czyny i słowa, muszę odwołać się do mojej wiedzy o ewolucji istot żywych. Przez setki milionów lat   życie kręgowców na Ziemi toczyło się gładko popychane instynktem samozachowawczym i instynktem rozrodczym. Nieznaczne komplikacje pojawiły się, gdy pojawił się instynkt stadny wymuszający czasem ustępstwa na rzecz dwu starszych instynktów. Prawdziwa nieciągłość zjawiła się dopiero wtedy, gdy potomkowie człekokształtnych przekształcili instynkt stadny w instynkt plemienny. Tu weszliśmy w wielki wiraż. Pojawił się język – i wkrótce okazał się on przydatny, aby nazwać zło – złem, krzywdę – krzywdą. Dalej żerowali, polowali, walczyli, płodzili potomstwo – ale nagle poczuli ciężar sumienia. Co więcej, zaczęły pojawiać  się w plemieniu osobniki, którym pozwolono sądzić, a także osobniki wyróżnione darem opowiadania. Wtedy mieliśmy już na karku zaczątki kultury prawnej i kultury literackiej. Kultura zrodziła się z sumienia. Pisząc muszę o tym pamiętać,  powinienem pamiętać, że kultura nadal rodzi się z sumienia. Moi bohaterowie prozy rządzeni są wielopiętrową strukturą, wszystkie instynkty sprzed setek milionów lat  nadal ich prowadzą, instynkt stadny nadal wyłania z siebie instynkt plemienny. Bohaterowie żyją wobec kultury, pogrążeni w kulturze, albo stykający się tylko z jej przejawami. I w tym kontekście ich instynkt plemienny ciągle rodzi zachowania społeczne.

    Tak, ogromna przestrzeń doświadczenia zachowań społecznych jest dla moich bohaterów ważna. Te zachowania kształtują ich. To ich rzeźbi, to ich nakręca. Ważne jest więc, czy żyli w czasie pokoju, czy w czasie wojny. Ważne, czy doznali szacunku i pomocy, czy przeciwnie, poniżenia i obojętności. Decydujące znaczenie ma to, kto ich bronił, kto sprzedał i oszukał. Ważne, co im proponowano w tej części kultury, która była dla nich dostępna. I ciśnienie rynku, reklamy, systemu pożyczek i podatków – też ważne.

   To sprawy oczywiste. Musiałem o nich napisać, aby przejść do spraw niedawnych. Całkiem niedawno odezwał się do mnie Piotr Fuglewicz, wiele lat temu był moim czytelnikiem, potem okazał mi serdeczność i przyjaźń. Był prezesem Polskiego Towarzystwa Informatycznego wtedy, gdy dopiero pojawiły się pierwsze komputery osobiste. Właśnie wtedy zaprosił mnie Fuglewicz parę razy na spotkania  Towarzystwa Informatycznego   do Mrągowa. Minęły prawie trzy dekady i znowu siedliśmy razem przy herbacie. Teraz miałem przed sobą jego nowe wcielenie – przedzierzgnął się w twórcę literatury faktu, historyka Górnego Śląska, przewodnika po Śląsku. Na stole leżała gruba i mądra książka, którą przysłał mi wcześniej. Ta nowość to COKOŁY PRZECHODNIE – ŻYCIORYSY Z POGRANICZA. Odkrywam ją jako erudycyjny majstersztyk, spisany spokojną, rzeczową prozą, świetnie punktujący gorący styk intymności życiorysów z regionalną historią, a zarazem wpisujący śląskość, niemieckość i polskość w historię Europy XIX i XX wieku. 12 biografii, a każda z fascynującą dramaturgią. Ta książka, okazała się  znakomitym punktem wyjścia do długiej rozmowy. Szło o autonomię, a właściwie tę jej cechę, która jest doświadczeniem społecznym. Miejsca zamknięte, miejsca autonomiczne, małe ojczyzny, stwarzają ludziom, a więc i bohaterom prozy, okazję do przeżywania doświadczenia społecznego w ograniczonej przestrzeni. Możliwe są takie miejsca, gdzie ludzie lepiej się znają, mają świadomość wspólnej historii, mają w oczach podobne krajobrazy, a w rozmowach lepiej rozumieją wypowiadane słowa. Lepsza komunikacja, więcej prawdy, poczucie losu na podobną nutę nastrojone. Co to wszystko daje? Jaka synergia się w tym sumuje?

  Najważniejsza. Synergia sumienia. Ludzie, którzy się wzajem widzą i słyszą, którzy mijają się na ulicach przeżywają swoisty powrót do plemienia. Mają plemię, które znowu uczy się po swojemu oddzielać ziarno od plew, kreować własnych sędziów i opowiadaczy.

   Nagrano Fuglewicza do jakiegoś programu TVP Kultura, wypił u mnie herbatę i wrócił do Katowic. A ja nadal czytam jego książkę, jej materia jest gęsta, a opisane sprawy inspirujące.  Pomaga mi to nie tylko w myśleniu o postaciach z powieści, którą zacząłem pisać. Usiłuję mieć z tego jakiś pożytek w przeżywaniu współczesności. Rok koszmaru sąsiedzkiej wojny. Fechtunki polityków, przedwyborcze sondaże i skandale. Niejasna nadzieja, dość powszechna,  że będzie lepiej, kiedy skrzywdzona Ukraina pokona agresora. Nadzieje na broń, co da zwycięstwo. Inna niejasna nadzieja, dość podzielona, że będzie lepiej, jeśli ta, a nie tamta partia będzie u władzy po wyborach. Nadzieje na nowe ustawy, nowe komisje. Nadzieje na dotacje, które   ubogich uratują przed poniżającą nędzą.

   Czy nie jest tak, że sytuacja może zabarwiać nasze nadzieje różnymi kolorami? Czasem stawiam postacie powieści w egzystencjalnej sytuacji osamotnienia, uwięzienia. Częściej próbuję je w sytuacjach życia tłumnego, półniewolnictwa korporacyjnego, uwikłania w dyktaty mediów. Pytam się – jakie byłyby ich nadzieje w plemieniu, na cywilizacyjnej wyspie czy oazie. Jakie nadzieje przyniosłaby im mała ojczyzna osiągająca jakiś model autonomii?

  Może istnieje coś takiego, jak nadzieja obywatelska i coś innego, jak nadzieja kibica? Obywatel uczestniczy, współdziała, ponosi ofiary ze względu na wartości. Kibic pogrąża się w rzeczywistości symbolicznej i oczekuje na wartości. Wspólnie krzyczy, wyraźnie dzieli świat na naszych i obcych. Czy nie robię jakiegoś błędu? Czy kibic nie bywa dobrym obywatelem? Na szczęście nie muszę być pewny. Przecież piszę o nieprawdziwych osobach w świecie nie całkiem taki jak nasz. Piszę z trudem, bo popsuł się laptop i musiałem uruchomić jakiś wycofany już model. A w nim w zakamarkach pamięci, dawne teksty moich biesiadnych wystąpień. Myślę, że warto zacytować fragment z czerwca 2019 roku, wtedy też było przedwyborczo. Pisałem wtedy:

   Umacnia się przekonanie, że to, co racjonalne, to umacnia godność człowieka, to włącza go w nurt zwycięskiej cywilizacji Zachodu, zbliża do zawrotnych perspektyw przyszłości związanych z postępem globalizacji, z technologiami sztucznej inteligencji, bioniki, robotyzacji. I to jest przekonanie nie pozbawione słuszności. Czy jednak nie jest to mechanizm usuwający ze słownika  dwa słowa, o które upominał się reżyser „Iluminacji”, Krzysztof Zanussi – te dwa słowa – duchowość i etyka?

Bez tych  słów myśleniu brak balansu. Brak mu balansu, bo ignoruje istniejący w łonie wspólnoty, w oddechu tłumów i rojeniach jednostek świat emocji i podświadomych wizji, świat sądów sumienia i wątpliwości. Ignoruje wiarę maluczkich i wiarę mistyków. Nie chce wiedzieć o mitach. A mity stare jak świat ciągle objaśniają ten świat. Te drugie mity, spreparowane przez manipulatorów, to skuteczne instrumenty –  służą do tego, aby opcje wyszarpywały nas sobie.

Ostatecznie okazało się i znów się okaże, że decyzje irracjonalne, kaprysy podsycane przez podświadomość, mogą mieć większą siłę przekonywania, niż racjonalne decyzje uwzględniające dochód na głowę, szanse kariery, pewność emerytury.

     Tak to widziałem 4 lata temu. Dziś samemu sobie stawiam pytanie  – Czy nie jest tak, że postawy obywatelskie dają większą szansę temu co duchowe i etyczne? Czy postawy kibicowania nie powodują uległości wobec mitów spreparowanych na użytek wyborczych podziałów, rynkowych promocji, kreowania idoli i celebry? Może wyspy, oazy, małe ojczyzny dają więcej szans zachowaniom obywatelskim?

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko