Wiersze poetów ukraińskich w przekładzie Tadeusza Karabowicza

0
489
Mykoła Krywenko. 09122a,ex nihilo...2. Olej 100x140. Kijów. Zbiory prywatne

Ziarno poezji

SĄ Z NAMI – JESTEŚMY Z NIMI

Niniejszy wybór autorów ukraińskich i tłumaczeń ich wierszy jest próbą ukazania poezji w jej wymiarze sytuacyjnym. Poprzez wojnę, zmieniła się bowiem perspektywa optyczna poezji ukraińskiej i funkcja samego słowa jako nośnika treści werbalnych. Zaproponowany wybór prezentuje najważniejszych współczesnych poetów ukraińskich którzy są z nami, a my jesteśmy z nimi. Autorzy ci znaleźli się w Polsce w obliczu rosyjskiej agresji i wojny. Tutaj próbowali schronić się, szukać pomocy, bądź podróżować ze słowem poetyckim – jak Serhij Żadan (Warszawa, Kraków, Lublin), by powrócić do ukraińskiego Charkowa i być świadkiem wojny, bombardowań i rakiet.

Prezentację otwierają tłumaczenia wierszy Serhija Żadana oraz wybór utworów Switłany Bresławskiej, Łesi Stepowyczki i Teodozji Zariwny. Geografia pochodzenia autorów mówi o Ukrainie jako rozległym kraju. Dla prezentowanych autorów, poezja stawała się źródłem istnienia w świecie. Gdybyśmy zapytali, co w ich życiu było najważniejsze, otrzymalibyśmy zapewne odpowiedź, że właśnie słowo, poezja, szerzej literatura. Serhij Żadan mieszka i twórczo pracuje w Charkowie. Poetka Switłana Bresławska jest przewodniczącą Narodowego Związku Pisarzy Ukraińskich w Iwano-Frankiwsku. Łesia Stepowyczka mieszkająca w Dnieprze – to pomysłodawczyni i redaktorka kwartalnika literackiego „Siczesław” (2004-2012). Teodozja Zariwna mieszka w samym sercu stolicy Ukrainy i redaguje pismo literackie „Kijów”. Wszyscy prezentowani autorzy, stoją na straży słowa poetyckiego i zajęli ważne miejsce na mapie poezji ukraińskiej nad Dnieprem. W swoim dorobku posiadają także wątki polskie, tłumaczyli, bądź drukowali w redagowanych przez siebie pismach literackich polską poezję.

Wybór i tłumaczenie Tadej Karabowicz


SERHIJ ŻADAN

* * *
W pierwsze dni listopada.
Ona śpi w pustym pokoju, w cudzym łóżku.
A on myśli: obce miasto, obcy pokój –
jak ja ją tutaj zostawię?

Trzecia po południu.
Sucha jesień.
Posiedzę, gdy śpi, zagadując ciągle.
Takie światło lekkie.
Ona czwarty dzień jest w drodze.
Niech przynajmniej tutaj jej będzie dobrze.

Jeżeli będzie trzeba –
Poprawię kołdrę.
Gdy zimno będzie –
przymknę okno
Postaram się przechytrzyć jej ciągłe przeziębienie.
Wszystko to wymyśliłem sam
ona o niczym nie wie.

Jeżeli ją zostawię?
Wkrótce nastanie wieczór.
Szybko się ściemni, powietrze się schłodzi.
Lepiej jej rzeczy ochronię.
Lepiej nagrzeję jej stygmaty.

Raptem, gdy wyjdę, rzeki zaleją pokój
raptem ptaki zaczną bić się o ściany,
raptem drzewa ją otoczą i poprowadzą na stratę,
raptem sąsiedzi rozrywać jej ciało na części zaczną,

raptem, jak tylko wyjdę, ona zapomni o mnie,
raptem wszystko odwoła, co mówiła wczoraj
raptem jej serce, złote i szalone,
będzie się kołatało dla kogoś innego.

Niech śpi. Niech sobie poradzi ze snami.
Niech jej obecne sny przejdą w dawne.
Nawet jeżeli w swoim śnie o mnie zapomniała.
Nawet jeżeli jej będzie śnił się kto inny.

I on tutaj tak siedzi, odliczając minuty.
Siedzi tak, bez potrzeby poddenerwowany.
A ona się nie budzi tylko dlatego,
że się boi, zbudzona, że go przy niej nie będzie.

Jesień nad nimi z lodu i stali.
Chłodne rzeki, nieznajomi ludzie.
Najbardziej się obawia, że nic się nie zdarzy.
Najbardziej się boi, że nic nie będzie z tego.


Kiedy ona wróciła, miało się do zimy

Kiedy ona wróciła, miało się do zimy,
wszystkie swoje letnie ubrania wymieniła na bilet,
w ciepłych jej kieszeniach chowały się portowe dymy,
a krew była koloru zastygłych
płatków róży.

A ja kartkowałem jej książki w pieprzu, cynamonie i winie,
bez znaczenia słuchałem, jak ona mówi,
i jak pnie się w ciemnościach, dojrzewając w głębinach,
czarny kamień węgielny,
zielona trawa roślinna.

Słońce spadało powoli pod nocy ciężarem,
a ona rozsypała mąkę, jak lśniący proszek,
i czekała wieczoru gdy już spadną śniegi,
ale śniegu nie było, w przeciwieństwie do niej,
i wtedy odeszła, choć nie padał śnieg.


I co teraz z tym wszystkim robić

I co teraz z tym wszystkim robić,
gdy jego dotyk stał się taki bolesny i nie do zniesienia,
kiedy on był z tobą,
kiedy on cię dotknął,
ostrożnie, jak tafli wody,

kiedy ujmował twoje dłonie w swoje,
próbując je ogrzewać,
i prosił przebaczenia?
Widzisz, jak on spada z liny na bruk czarny?
Widzisz, oczywiście, widzisz, nie możesz inaczej.

Nie możesz teraz bez jego imienia,
budzisz się w nocy
aby on już nie mógł się tobie śnić.
Każdy twój oddech
każda twoja żyła
wypełniona jest teraz
jego miłością i tajemnicami.

Nie możesz słuchać, jak ktoś powtarza jego słowa,
nie możesz nie mówić o nim wszystkim spotkanym.
Patrzysz, jak ta rzeka, głęboka i nowa,
oziębia się powoli między sierpniem, a styczniem.

Słuchasz jak dojrzewa najcieplejsza z zim,
jak przebija się przez reduty obronne.
Zastanawiasz się, co robić ze wszystkim tym.
Myślisz, oczywiście, myślisz, bo nie możesz inaczej.

Zmienia się kolor lasów, zmienia się grawitacja jezior.
Ze wszystkich nazwisk pozostają najważniejsze.
Wszystko, co nam się przydarza, dzieje się właśnie teraz.
Nadchodzi radość
potem przychodzi czułość.

Serhij Żadan (ur. 23 sierpnia 1974 w Starobielsku) – poeta, eseista, muzyk,  tłumacz i pisarz mieszkający w Charkowie. Autor tomików poetyckich oraz prozy i opowiadań. Występuje także na scenie jako piosenkarz. Wielokrotnie tłumaczony w Polsce i  nagradzany. Większość dorobku literackiego poety w tłumaczeniu na język polski drukowało prestiżowe Wydawnictwo Czarne, prowadzone przez pisarza Andrzeja Stasiuka i pisarkę Monikę Sznajderman.

SWITŁANA BRESŁAWSKA

* * *

Przekonaj mnie
że nadal żyję
że ten głos:
„Abonent poza zasięgiem…”
nie zmiażdżył mnie…
i nie trzeba
tak panicznie
chwytać słuchawki…
Opowiedz mi,
że na wojnie
zabijają
nie wszystkich…


* * *

I jak będzie samotnie
uczep sobie  księżyc na szyi
srebrny sierp podkowę
na nitce bezsennej nocy
i kołysz nim równomiernie
w rytmie kosmicznego ruchu
na gwiazdach cyferblatu
ucz się swego zmęczenie i
wówczas
rozerwie się pustka
wypełniona flegmą urojeń
o uciekającym i zapomnianym
i tym co myślisz
nigdy…

a gdy będzie ci smutno
uczep sobie pętlę
za hak…


* * *

Póki spał zbierała łzy
w talerzyk
i gotowała z nich truciznę
taką gorzką aż czerwoną
słodziła zaklinała słowami:
– Ptaszku mój…

a on ją na skraj pola prowadził
i zostawił

teraz stoi i patrzy
czy to słońce zachodzi
czy to świat płonie w oddali
czy to jej gniazdeczko
krwią zroszone
popieleje

zwęgliły się skrzydła twoje duszo moja
ściernisko twoje bose stopy
zraniło
uciekasz pomiędzy trawy
przepiórką
a ja ciebie i z wieczora
wyglądam…

Switłana Bresławska (ur. 13lutego 1969w Kałuszu)–poetka, autorka opowiadań, krytyk literacki, tłumaczka z literatury polskiej. Z wykształcenia filolog ukraiński. Przewodnicząca Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy w Iwano-Frankiwsku. W 2018 roku ukazał się we Wrocławiu jej tom poetycki w tłumaczeniu Kazimierza Burnata „Na linii oddechu”. Wspólnie z Kazimierzem Burnatem dokonała wydania tłumaczeń wierszy poety Tarasa Melnyczuka „Książę rosy” (2020) oraz polsko-ukraińskiej antologii „Apostołowie XX wieku. Losy Ukrainy w poezji” (Wrocław 2020). Utwory poetki tłumaczono na język polski, niemiecki, francuski, angielski, węgierski, czeski i białoruski.


ŁESIA STEPOWYCZKA

Zapraszam cię na spotkanie

Zapraszam cię na spotkanie
na skrzyżowaniu wierszy
dawno napisanych przez ciebie
innym kobietom których nie znam
ich delikatne twarze
fosforyzują
odbicia twoich oczu
ręce jak rzeki wpadają w nieznane
a ich usta śmieją się bezgłośnie

jeśli nie przyjdziesz
nie obrażę się wcale
bo w tym Panteonie miłości
na długo wystarczy dla wszystkich
i tym, którzy dawno kochali
i tym, co teraz w zauroczeniu
i przyszłym cierpiącym

kiedy znajdziesz czas na chwilę
pewnego pięknego dnia
razem wejdziemy do rzeki
w której jeszcze nie byłeś
i dotrzemy do tego brzegu
gdzie rżeniem szczęśliwym
przywita nas para koni

siedzimy na tych konikach
i popędzimy lasem orilskim
będziemy razem polować na rymy
rozsypane tutaj tylko dla nas
poczytamy wiersze Rainera Rilkego
wspomnimy przodków przy wódce
a kiedy zmęczymy się pijani słońcem
wtedy sięgniemy po słodkie pierniczki
ciastka miodowe na Święto Makoweja
z mojej sakwy płóciennej
i będziemy smakować do końca

zmęczone słońce stoczy się na zachód
wierzę, że nie znikniemy jak Aubry
bo będzie szczodrze dla ziemi
po nas przecież – to dobrze
i znowu wróci po kole
utracona sława przodków…

a dzisiaj a dzisiaj –
wyznaczam ci spotkanie…
 

Pustelnik

Poeci są jak ptaki
nie przestają śpiewać
ani na wojnie, ani podczas zarazy
w czasach zamknięcia

gdzie widzieliście szczęśliwego poetę
wszystko go boli
dba o wszystko
poeta nie boi się samotności
kwarantanny i izolacji
to dla niego – cisza Edenu

zamyka się w celi
jak pustelnik w pieczarze
dobrowolnie akceptuje ascezę
zanurzony w wilgoci i zimnie
trwa tylko o chlebie i wodzie
składa śluby milczenia
nie pisze kochanych listów
dopóki nie osiągnie zamyślenia

nie prosi o przebaczenie grzechów
bo od dawna jest święty dla Boga
nie rozdaje majątku ubogim
bo jest w jego sercu i głowie
i oto wychodzi z katakumby
która głucho grzmi w skroniach
biała skóra staje się ziemista
oczy lśnią boskim blaskiem

tutaj! – wyciąga kartkę papieru
na której narodził się wiersz
ze świętą wiarą – w jego wersach
zbawienie dla całego świata…


Zimowity

Nienapisane listy podobne do oniemiałych słów,
lecą jak ptaki z wyraju,
cicho trzepocząc skrzydłami.
Aby wypełnić swoje powołanie –
przelatując nad Acheronem,
strzegą w świętej dali,
w królestwie Egiptu, gdzie lato jest wieczne,
gdzie mały Pan został uratowany,
ciepło niewypowiedzianych słów,
niezatraconych uczuć.

Nienapisane listy są jako niewypowiedziane słowa –
to kwiaty łagodnych dusz,
zimowity, które rozkwitają
w dłoniach oddanych sobie kochanków
niebojących się sądu wieczności.


Zmiana materii

Nazwałeś swoją pamięć „wypaloną”.
Czy tak jak kartka papieru,
która śmiertelnie boi się ognia?

Moja pamięć nie płonie,
jest z delikatnej malwy,
obróciła się na grudkę stepowej ziemi,
co twardnieje i jest cięższa od rozłąki,
i rośnie w siłę i pragnienie
być kamieniem,
by przetrwać kwarantannę i pandemię.
Bo kamień niczego się nie boi,
nawet Wieczności.

Aby zachować jego formę,
czasami konieczna jest zmiana materii,
i wtedy kwiat staje się kamieniem.

Tę mocną skamieniałą grudkę
łatwo jest rozbić
tylko dotyk twojej dłoni,
tylko słowo łaskawe, żywe –
„Witaj! Oto jestem!” –
wypowiedziane na peronie dworca.

Łesia Stepowyczka (ur. 21 maja 1952 w Petrykiwce) – poetka, pisarka, tłumaczka, autorka wielu książek poetyckich i prozatorskich, monografii oraz recenzji literackich. Laureatka ukraińskich i międzynarodowych nagród literackich. Ukończyła Uniwersytet w Dnieprze (wówczas Dniepropietrowsk), z wykształcenia filolog germanista. Redaktor naczelna pisma literackiego „Siczesław” (2004-2012). Prezes oddziału Narodowego Związku Pisarzy Ukrainy w Dnieprze (2002-2012). Posiada odznaczenie państwowe Ukrainy Zasłużony Pracownik Kultury. Utwory poetki tłumaczono na język polski, francuski, angielski, hebrajski i azerbejdżański. W Polsce ukazał się jej tom poetycki „Serce w niewoli” (Lublin 2022) w tłumaczeniu Tadeusza Karabowicza.


TEODOZJA ZARIWNA


W granicach rezonansu

Jeszcze nieraz wrócicie tutaj,
lecz, tylko w granicach rezonansu:
przyśnicie się znajomym przed deszczem
(lecz tylko temu, kto was widział,
inaczej to jest niemożliwie).
Ukłujecie wspomnieniem własne dziecko,
gdy będzie przeglądać dawne rzeczy
czy spotka kogoś podobnego w tłumie,
albo zapomni ważną datę
waszego przyjścia na świat i tę, inną, –
uprzedźcie, że jadą goście
albo możliwa będzie krótkotrwała bolączka
czy jakaś jeszcze przykra przypadłość.

Potem, z latami, latami, latami,
pewnego kolejnego dnia
nie starczy nawet zasięgów
tego niezrozumiałego rezonansu,
i zostaniecie rzeczywiście porzuceni
i przez ten świat, i przez tych ludzi,
I przez tę bezwartościową pamięć.
I tylko dokładnej daty
nikt już nie będzie znał i nie zapisze
na żadnym słupie
ani na kartce papieru –
daty początku wieczności.


* * *
Marzec zatrwożył nadzieję,
jak starą strunę
Spróchniałe łożysko duszy
wspomniało, że naprawdę jest wieczny
i ciężko westchnęło:
Ponowna praca.
Twoja pamięć przeszyła szparkę
w dźwiękoszczelnej szybie –
Aha! Myśl taka jest materialna! –
i zrobił się przeciąg
we wszystkich moich utworach o innych.
całuję listek,
gdzie jestem namalowana
od palców do warkocza,
już dawnej,
i wysyłam myśl
na adres:
Noosfera, nasz z tobą zakres,
czasem podatny na rdzę i wapno,
przebity piracetamem.
Pomyśl sobie gdzieś tam
ty wiesz – ja wszystko przeczytam.


* * *
Po pogrzebie
bardzo bliskiej osoby
jakieś zamieszanie
i przygnębienie.
Artystka,
która mnie nie lubi
czyta niezłe wiersze.
Radio chrypi i maskuje
nazwisko autorki.
W zaśmieconym efirze
wszystko takie obce i dalekie:
ludzki głos
oberwane myśli
wręczenie nagród,
brak światła i gazu…
Śnieg mokry nad lipą.
Chłopcy śmieją się na korytarzu –
inna planeta
gdzie zostałeś wysłany
odpokutować nieznane grzechy.
Jak słowa z młodości,
nic nie pozostawia śladów
w oświetlonej pustce
dobrze zorganizowanego życia.

Teodozja Zariwna (ur. 22 czerwca 1951 w Rydodubach koło Czortkowa) – poetka, pisarka, redaktorka. Autorka wielu tomów poetyckich, prozy, sztuk teatralnych, opowiadań, powieści, filmów dokumentalnych i antologii.   Tłumaczka polskiej poezji współczesnej. Ukończyła Uniwersytet Lwowski im.  Iwana Franki (1973) oraz Instytut Teatralny im. Iwana Karpenki-Karego w Kijowie (1979, obecnie Uniwersytet Teatru, Kino i Telewizji). Z wykształcenia filolog i teatrolog. Od 2014 roku redaktor naczelna periodyku literackiego „Kijów”. Jej utwory tłumaczono na język angielski, niemiecki, portugalski, macedoński, czeski, rosyjski i rumuński.


© Przekład z języka ukraińskiego Tadej Karabowicz, 2022
© Pisarze.pl

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko