PRZESTRZEŃ I CZAS
kiedy rano wysyłam
słoneczne dzień dobry
na twojej ulicy
księżyc zagląda do okien
zapalają się latarnie
i noc jak czarny kot
kuli się w zaułku
gdy zasypiając piszę
ciche senne dobranoc
w twoich szybach
przegląda się słońce
ptaki w gałęziach drzew
rozpoczynają głośny koncert
i wokół budzi się miasto
u ciebie jeszcze dojrzewa lato
u mnie złoci się jesień
tak nam do siebie daleko
dzielą nas tysiące kilometrów
inny język
i czas
można nauczyć się języka
można przemierzyć
każdą odległość
lecz jak pokonać czas?
BŁĘKITNA PEŁNIA
promień słońca odbity
od błękitu księżycowej pełni
lub cień który przysiadł
na złoconej ramie
to wszystko
nie brak mi słów
lecz jak opisać tęsknotę za czymś
co ukryłam w najgłębszej szufladzie
o czym prawie zapomniałam
cicho podpełzają
dawno wyblakłe sny
budzą się niespokojne myśli
– a może to tylko
błysk słonecznego światła drży
na złoconej ramie
MOŻE ODDECH
różowy szampan płynie
jak oświetlona
zachodzącym słońcem
fala Adriatyku
wokół ciemno
coraz ciemniej
stłumione szepty
cichy śmiech
niewyraźne słowa
nie rozróżnisz w mroku
koloru oczu
koloru włosów
na nagiej skórze
ciepły podmuch
to wiatr czy może oddech?
cicho zamykam drzwi
JEDWABNA IMPRESJA
galeria
jak ze snu
wokół mnie unosi się
zapach kadzidła
egzotyki i tajemnicy
zmysłowy wibrujący
dźwięk nepalskich mis
krąży nad zespolonym
w miłosnym akcie
Buddą i…
w półmroku pobłyskują
bransoletki pierścionki
i drewniane tybetańskie
różańce
twoje oczy w kolorze morza
idealnie wpisują się
w ten magiczny świat
na pasiastym hamaku
leniwie kołysze się
wiatr
MARZENIA SENNE
ciągle śnią mi się
podróże
tajemnicze góry
o szczytach otulonych
gęstą mgłą
tak blisko
na wyciągnięcie ręki
ludzie których nigdy
nie spotkałam
mówiący różnymi językami
dalekie rejsy
po nieznanych wodach
wokół tylko
bezmiar błękitu
bezkresna przestrzeń
i żadnych granic
ciągle
śnią mi się podróże
PRZED ŚWITEM
Witkowi Łukaszewskiemu
dźwięk gitary
nie płoszy nocnej ciszy
przenika ją
jak spóźniony promień światła
umilkł stuk siekiery
drewno płonie w kominku
a na ścianach
w psychodelicznym tańcu
kołyszą się cienie
otulona muzyką
jak jedwabnym szalem
liczę kolejne godziny do świtu
w kieliszku zasypia
ostatni zapomniany łyk
BYWA TAKA CISZA
gdy zapada
świetlista cisza
zegary zatrzymują się
przestają odmierzać
sekundy i oddechy
oczy ciemnieją od grzechu
w rozsypanych na poduszce
włosach
zasypia wiatr
gdy zapada
świetlista cisza
znów do ciebie wracam
JAK ANIOŁ
jak anioł
a może jak motyl
wzlecieć ku światłu
zapomnieć
pod bosymi stopami
chłód parapetu
nade mną niebo
wystarczy tylko unieść ręce
rozłożyć skrzydła
i popłynąć z wiatrem
a jeśli po drugiej stronie
też tylko ciemność?
STAROŚĆ
starość jest wtedy
gdy ciało już nie chce
i obojętne są mu
wszelkie pragnienia
i kiedy miłość
jest bez wartości
bo nie pamięta się już
nawet jej znaczenia
starość jest wtedy
gdy dźwięk telefonu
nie wywołuje
szybszego serca bicia
gdy żadne słowa
nie sprawiają radości
i kiedy nie ma się już
nic do ukrycia
WIECZNA WĘDRÓWKA
od jednej do drugiej
od jointa do jointa
od miasta do miasta
prowadzi cię los
dzisiaj whisky i szampan
jutro butelka piwa
dziś śpisz pod ciepłą kołdrą
jutro musi wystarczyć
twarde drewniane krzesło
twoimi śladami podąża
stara dobra gitara
wyblakły na wytartym futerale
nalepki wielu znanych miast
w oczach masz blask
dawno minionych lat
w schrypniętym głosie słychać
żar ognia i gorycz popiołu
dziecięcy uśmiech rozgania chmury
jaśnieje niczym słońce
zanim się rozstaniemy
zaśpiewaj mi jeszcze ostatni raz
zabiorę z sobą te pieśni
i oddam ci je kiedyś
gdy znowu się spotkamy
nad czystymi wodami Adriatyku
LEKCJA RYSUNKU
to takie proste
spokojny ruch ręki
ślad ołówka na kartce
i twój spokojny głos
próbuję pojąć tę magię
dogonić wyobrażenie
przeistoczyć je w kształt
w rysunek
w coś
niestety
ciągle tylko próbuję
JAK PŁOMIEŃ ŚWIECY
Vladimirowi Stockmanowi
odszedłeś
zabrałeś z sobą uśmiech
wszystkie życzliwe słowa
i gitarę
już nie przywołasz
starych rosyjskich bardów
nie przypomnisz
zapomnianych imion
nie opowiesz mi więcej
o swojej małej Maszy
a po koncercie
nie zadzwonisz do Ani
nie wypijemy wina
i nie będziemy śpiewać
ukraińskiej „czerwonej ruty”
odszedłeś bez pożegnania
i bez pozwolenia
spłonęło jedno ze słońc
gwiazdom pobladły twarze
wiatr ucichł
i zamilkły ptaki
odszedłeś
cicho i zbyt wcześnie
zostawiając po sobie
ogrom pustki tęsknotę
i kilka pieśni
które ciebie przypomną
zgasła świeca
—
Kalina Izabela Zioła –poetka, tłumaczka, krytyk literacki, dziennikarka, animatorka kultury.
Wydała osiemnaście książek poetyckich ( w tym dziesięć w obcych językach) i jedną książkę krytycznoliteracką. Przetłumaczyła z rosyjskiego czternaście tomów poezji i antologii. Jej wiersze tłumaczone były na ponad dwadzieścia języków, publikowane w wielu czasopismach w kraju i za granicą, w polskich i międzynarodowych antologiach i almanachach, a także emitowane wielokrotnie na antenie radia oraz w programach telewizyjnych. Uczestniczyła w wielu międzynarodowych festiwalach i konferencjach poetyckich, zarówno w kraju, jak i za granicą. Laureatka wielu nagród literackich krajowych i międzynarodowych.
Członkini Związku Literatów Polskich , członkini Klubu Literackiego „Dąbrówka” w Poznaniu, członkini Światowego Stowarzyszenia Poetów „Poetas del Mundo”, sekretarz Zarządu Stowarzyszenia Dziennikarzy RP oraz Honorowy Członek Związku Pisarzy Armenii, Związku Niezależnych Pisarzy Bułgarskich, Związku Pisarzy Macedonii, Związku Pisarzy Chorwacji, Związku Pisarzy Ukrainy.