Stanisław Nyczaj – Bujny twórczo czas Longina Jana Okonia (1927–2020)

0
608
Longin J. Okoń w swojej bibliotece w Chełmie, z kalumetem i naszyjnikiem Mohawków (2002)

ZMARTWYCHSTWARZAJMY ZAPOMNIANY CZAS

„Świat nie-i- jest. Świat się wiecznie zaczyna!” –
obwieścił rewelator Julian Przyboś.

Zawtórowały mu zbawczo przynaglone Wspomnienia:
– Odmilczmy, cała przeszłość niedomówiona przed nami!

Zmartwychstwarzajmy krzywdząco zapomniany czas
i w różnobarwnym na powrót jego rozkwitaniu

– my, wciąż żywi, z nieposkromioną nadzieją w sercach–
powetujmy żal odnawiającym się urzeczeniem.

            I

          Druzgocąca serce seria ostatnich pożegnań-pisarzy-przyjaciół powiększa się i dług mojej (i jakże nas wielu!) wdzięczności wzrasta, ogromnieje. Pragnąłbym, by tak został odczytany mój przytoczony na początku wiersz. Odeszli niedawno znani mi bliżej:

          Jacek Kajtoch – krytyk literacki, zasłużony wieloma funkcjami w Zarządzie Głównym ZLP i Krakowskim Oddziale ZLP, w ostatnich latach życia członek Kieleckiego Oddziału ZLP;

          Eugeniusz Kabatc – powieściopisarz, nowelista, eseista, tłumacz licznych utworów z jęz. włoskiego, prezes Stowarzyszenia Kultury Europejskiej (SEC), sukcesor w tej zaszczytnej funkcji po śmierci Józefa Szajny;

          Bohdan Gumowski – pisarz (autor nowel i opowieści), członek Kieleckiego Oddziału ZLP oraz radiowiec w wielu rolach (m.in. twórcy cenionych słuchowisk, interpretatora czytanych w odcinkach powieści z polskiej klasyki, docenianego nie tylko przez słuchaczy Radia Kielce) i – przed minioną Wielkanocą, 3 kwietnia – równie nieodżałowany Longin Jan Okoń: poeta (autor m.in. wyborów wierszy Łowienie świtu z 1969, Połysk bursztynu z 1993), nowelista (autor m.in. głośnego zbioru Miłość silniejsza niż śmieć z 1988 w nakł. 30 tys. egz., tomu Imiona miłości z 1997), eseista, historyk literatury chełmskiego regionu, antologista, ale znany przede wszystkim z cyklu prawdomównych historycznie powieści indiańskich: Tecumseh (1976, 1981, 1986, 1989 w łącznym nakł. 390 tys. egz., uhonorowanej w 1977 Nagrodą Literacką II st. im. B. Prusa i Nagrodą Ministra Oświaty i Wychowania I st.), Czerwonoskóry generał (1978, 1982, 1984, 1989 w łącznym nakł. 470 tys. egz.), Śladami Tecumseha (1981, 1983, 1987, 1989 w łącznym nakł. 370 tys. egz.), Płonąca preria (1986, 1980 w łącznym nakł. 150 tys. egz.), Przełęcz Grozy (1990, w nakł. 30 tys. egz., 2006 z rys. Jana Bijoka w niewielkim nakł. staraniem naszej Oficyny Wydawniczej „STON 2”), Przekleństwo Inków (1998, staraniem jw. z fragmentami opinii krytyków, również w skromnym nakł.).

          Ukazałem, jak niespodzianie osłabła sprzedaż powieści indiańskich w latach 90. ubiegłego wieku, rozchwytywanych wprost z półek księgarskich w poprzednich dekadach. Nie udało nam się powtórzyć przy dużej staranności edytorskiej (ilustracjach, inicjałach) nakładu większego od 1. tys. egz. W nocie do wspaniałego dzieła Przekleństwo Inków, którym jako pierwszy czytelnik maszynopisu i następnie redaktor byłem zafascynowany, pt. Krytycy o powieściach indiańskich Longina Jana Okonia dowiodłem wszak niesłabnącego uznania dla trudu pisarza, który obmyślając trzymające w napięciu fabuły bardzo dbał o wiarygodność w odniesieniu do historycznych faktów. Uścisnąłby Mu z pewnością rękę, gdyby się gdzieś odnalazł, późny wnuk Antoniego Jakuba Sadowskiego, urodzonego w 1669 w obecnym Ostrowcu Św. (założyciela miasta Sandusky), Polaka wspierającego swego czasu moralnie Indian, zmarłego w 1736 w Amityville (Pensylwania), zwanego przez wodzów plemion Sa-un-dus-tee (jego portretem pędzla A. Szyka otworzyliśmy nasze drugie wydanie Przełęczy grozy).

          To w sprawie ich publikacji i naradzania się względem sposobów z roku na rok coraz trudniejszej (wymagającej straszliwego uciemiężenia!) dystrybucji – kiedy nawet nam wydawcom nietęgo szło w próbach współpracy z organizatorami Wiosek Indiańskich w Uniejowie czy Zaborzu – zwielokrotniły się moje odwiedziny Longina w Lublinie (jego willi „Okoniówka” przy ul. Uroczej 88, skąd później przeprowadził się do Chełma).

          Co do opinii, przytaczam dla przykładu fragmenty dwu: wspomnianego na początku Jacka Kajtocha i równie cenionego przeze mnie za kompetencje (a także pasję Sienkiewiczowską) prof. Lecha Ludorowskiego z lubelskiego UMCS.

          „Longin Okoń jest odważnym pisarzem – pisał J. Kajtoch w roku 1987 na łamach „Gazety Krakowskiej” – przeciwstawił się stereotypom, zakwestionował tak popularny gatunek, jak western – pisał na łamach <Gazety Krakowskiej> – przekreślił powielany przez dziesięciolecia obraz szlachetnych i bohaterskich białych pionierów cywilizacji, atakowanych w sposób nierycerski przez nie wiedzących gdzie dobro dzikusów. To jest właśnie jego pierwsza zasługa: inne rozłożenie akcentów pozytywnych i negatywnych. W Płonącej prerii nosicielami wartości godnych uznania są Indianie […]. Druga zasługa Longina Jana Okonia to przekreślenie epitetu „dziki”, stawianego na ogół w westernach dla określenia Indian broniących praw do swojej ziemi. Pisarz w wyniku studiów historycznych i etnograficznych rekonstruuje kulturę indiańską. Przekonuje, że nie była ona mniej rozwinięta, niższa, tylko po prostu – inna […] Przeciętny Amerykanin nie traktował Indian jako ludzi, należeli do obcej rasy, wyznawali odrębną religię. I tu trzeci walor utworu. Książka Longina J. Okonia przestrzega przed rasizmem i nietolerancją”.

          I ważna opinia cenionego przeze mnie za kompetencje i zarazem pasję Sienkiewiczowską prof. Lecha Ludorowskiego z naukowego ośrodka lubelskiego, pochodząca z roku 1993 (przy ocenie jednej z prac magisterskich): „Sztuka pisarska najpopularniejszego pisarza Lubelszczyzny i jednego z najbardziej znanych twórców historycznych powieści westernowych we współczesnej literaturze polskiej – Longina Jana Okonia – przyciąga raz po raz uwagę krytyków i młodych adeptów filologii […] zyskała sobie w pełni zasłużoną poczytność […]. Trzeba jeszcze dodać, że lubelski ośrodek badań nad powieścią historyczną […] przyczynił się w znacznym stopniu do poznania i zgłębienia pisarstwa Longina Jana Okonia, m.in. w Zakładzie Teorii Literatury UMCS powstały dwie prace magisterskie o twórczości autora Tecumseha”.

          Dodam, że na różnych uczelniach w kraju obroniono takich prac 13.
A zatem wniosek niezupełnie deprymujący: załamanie się dystrybucji rynkowej nie kończy życia książek. Dostępne powszechnie w bibliotekach dzięki pozyskiwaniu w latach prosperity fascynują nadal krąg prawdziwie nimi zainteresowanych. Wchodzą w kanon lektur bez mała obowiązkowych. Zaś sam L.J. Okoń miał trwałą satysfakcję – także jako znawca historii podboju kontynentu amerykańskiego i eksterminacji narodów indiańskich – z wkładu w Międzynarodowy Ruch Obrony Praw Indian i wstąpienia w roku 1993 do elitarnego grona Polskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Indian.

          W rozmowie dla „Świętokrzyskiego Kwartalnika Literackiego” (2017, nr 1-4) zapytałem Go:

          – Z dystansu wielu minionych lat jak oceniasz odbiór krytyków? Na ile, w twoim głębokim odczuciu, był wnikliwy? Czy – kiedy powstawał powieściowy cykl indiański – ich osąd w jakimś stopniu oddziaływał, był w promowaniu ci pomocny? Czy sądzisz, że z uwagi na podobieństwo losu Indian z losem Polaków znajdujących się w śmiertelnym zagrożeniu, powiodłyby się zachęty krytyków i popularyzatorów dobrej, wartościowej literatury (bibliotekarzy, polonistów, nauczycieli historii), aby do ulubionych przed laty indiańskich lektur wrócić? Czy jej passa, szlachetna „moda na nią” bezpowrotnie przeminęły?

          – Passa lektur indiańskich nie przeminęła! – żachnął się niemal na powątpiewania Longin. – Ale, odpowiadając na drugą część pytania, nawiążę przez chwilę do Ludwika Powidaja, który w 1864 ogłosił w lwowskim „Dzienniku Literackim” szkic pt. Polacy i Indianie. Przedstawił w nim, wzmiankowane przez ciebie, podobieństwo losu historycznego Indian i Polaków. Polska wtedy była w niewoli rozbiorowej. Esej ten wywołał żywą polemikę. Dziś, po bestialstwach drugiej wojny światowej, szkic Powidaja jawi się jak ostrzeżenie dla naszego narodu.

          Według moich obserwacji – kontynuował po chwili namysłu – indiańską tematyką interesują się zarówno młodzi, jak i dorośli czytelnicy. Jednak niewiele jest utworów godnych wznawiania. Zdecydowana większość powieści to albo „kalekie” artystycznie, albo przedstawiające plemiona indiańskie jako zbrodniarzy polujących na skalpy białych Europejczyków. To wszystko kłamstwo. Lektura tych książek była dawniej orężem w walce o zagarnięcie terenów poszczególnych plemion. Indian przedstawiono jako dzikusów i złoczyńców zrywających skalpy z głów europejskich osadników.
          – A jak wygląda prawdą, którą chwalcom strategii kolonizatorów należałoby uświadamiać?
          – Dla ilustracji przytoczę okrutny historyczny fakt. William Penn, gubernator angielskiej Pensylwanii, wydał dekret o skupywaniu skalpów Indian – wojowników, kobiet i dzieci. Powstawały więc bandy białych łotrów polujących na indiańskie skalpy. Indianie zatem odwdzięczali się podobnie. Rządy kolonialne, później rząd Stanów Zjednoczonych, nie przestrzegały żadnych umów zawieranych z indiańskimi plemionami; złamano ponad 370 traktatów. Osadnicy i wojsko USA nie uznawali granic w stosowanym bestialstwie wobec Indian. Dawne powieści z tzw. Dzikiego Zachodu nie nadają się na lekturę, bowiem dalekie są od prawdy i etyki. Nowych jest niewiele. Warto było do tego problemu powrócić, zwłaszcza po drugiej wojnie światowej, bo los narodów indiańskich przypomina holokaust stosowany przez barbarzyńskich najeźdźców, co szczególnie boleśnie odczuł to naród polski. Można jedynie wymienić Alfreda Szklarskiego, Norę Szczepańską, Wiesława Wernica, nieskromnie zaliczam sześć powieści swoich, dwie dawne Bolesława Zielińskiego i paru innych pisarzy. Nawet Karol May nie jest wolny od zakłamań. Winnetou, wódz Apaczów, to postać szlachetna, bo wpływa na nią Niemiec Old Shatterhand, który jest niedościgłym we wszystkich poczynaniach. Prócz tego cała twórczość Maya jest całkowitą fikcją.

          W Polsce działa Stowarzyszenie Przyjaciół Indian i są koła miłośników westernów. Szukają książek i czekają na filmy o tej tematyce. Gdyby wydawcy zainteresowali się tym problemem i podjęli określone działania, to nastąpiłby powrót do indiańskich lektur.

II

          Przeglądam antologię 44. Warszawskiej Jesieni Poezji z 2015 pod hasłem-mottem „I to jest nasze życie”, zaczerpniętym z wiersza Jarosława Iwaszkiewicza (inc. „Letnia muzyka…” z tomu Mapa pogody). Końcowa zwrotka tego wiersza brzmi:

          I to jest nasze życie: mgła strach złote cienie
          i oczy które wszystko na wylot przejrzały
          i ponad walki rozpacz przerażenie
          palą się pomarańcze i kwitną migdały.

          Występujemy w tej antologii obaj na sąsiednich stronach wierszami mówiącymi o życiu. Mój W pojedynku z Losem puentuje strofa ironiczno-buńczuczna: „Wciąż jeszcze,/ krnąbrna, uparta Nadziejo,/ nie mam w sobie dość sił,/ żeby się poddać”. I Longina pt. Prośba jest wyrazem pogodzenia się z Losem, obdarzającym przemiennie radością piękna i bólem z powodu utraty osób sercu najbliższych. Spomiędzy „dławiących ciemnością ścian samotni” dobywa się pokorny szept błagania: „proszę ucisz kipiel/ i rozpłomień różaniec życia” przy całkowitej ufności w dar wszechmocnej łaski.

          – Tak się składa z uwagi na alfabetyczne sąsiedztwo nazwisk – dopowiedział Longin we wspomnianej rozmowie ze mną – że występujemy obok siebie, co mnie cieszy, w wielu jeszcze innych publikacjach zbiorowych, prócz wspomnianej antologii 44. WJP, np. w almanachach poetyckich W ogrodach ognia [Lublin 1990], Bazar 7 [Kielce 1998] czy kilku aforystycznych, jak Aforyzmy polskie [Kęty 2001], Księga aforystyki polskiej XXI wieku [Katowice 2002], Wielka księga myśli polskiej [Warszawa 2005].
– Ze wzruszeniem wspominam, Longinie – potwierdziłem – moje przyjazdy z Kielc na spotkania autorskie w siedzibie Lubelskiego Oddziału ZLP, któremu w latach 1995–1998 prezesowałeś. Pamiątką po jednym z nich 10 kwietnia 1997, kiedy wypełniony poezją czas szczęśliwie się do późna zatrzymał, jest autograf w sprezentowanym mi tomiku Muszla cykad.
Longin, dbając zapobiegliwie o rozwój lubelskiego środowiska. Pamiętam dokładnie z przebiegu także wcześniejszy o siedem lat piękny wieczór nieopodal siedziby Oddziału ZLP na lubelskim Starym Rynku, w muzeum, z udziałem poety Dominika Opolskiego, zagorzałego polemisty, podczas którego to zdarzenia wypowiadałem się publicznie – z okazji 20-lecia Nauczycielskiego Klubu Literackiego im. Józefa Czechowicza – o twórczości poetów skupionych w tym klubie. Zostało to utrwalone w zbiorze W ogrodach ognia (Lublin 1990*)). Oto fragment z passusu tyczącego poezji Longina:

         [..] Głównym walorem zjednującym poecie czytelników jest dar sugestywnego zespalania elementów wrażliwości muzycznej z malarską, dzięki czemu naturalnym tokiem inspiracji biegną – jedne po drugich – proste, bezpretensjonalne  ś p i e w n e  o b r a z y, oparte przy tym na łatwo przyswajalnych motywach lirycznej tradycji („piany liści”, „włócznie kominów”, „srebrny pył”, „ognista miłość”, „kwiatów twarze”, „pragnień złocisty deszcz”), lecz i niepozbawione – chwilami – zaskakujących pomysłowością skojarzeń:

            A pola puste –
            niczego tutaj nie wypatruj,
            jedynie szczotka rżyska
            czyści
            niewidoczne kudły jesiennych wiatrów.
                                               (Z wiersza żniwa)

         Większe jednak wrażenie niż takie wykwity wyobraźni wywiera zasłuchanie się i zapatrzenie w magiczną wspaniałość natury, w owładnięty, przepojony nią ludzki los.

         Wpisanie człowieka w odwieczny i szczodrobliwy porządek natury, nadającej aktem biologiczno-genetycznej cyrkulacji sens wszelkiemu istnieniu, znajduje najpełniejszy wyraz w cyklu wierszy osnutych na utworach indiańskich, na pieśniach Komandżów, Dakotów, Apaczów. Ludzka przemoc (białych wobec czerwonoskórych) pociąga za sobą niepokój przyrody. Osiągnięta na powrót sprawiedliwość (zemsta na tych, co „potłukli na pył kryształ górskiego powietrza”) w przypowieści pieśniarza Nawadahy uwieńczona zostanie odrodzeniem tak oto namalowanej harmonii natury:

            Wtedy człowiek będzie człowiekowi bratem.
            Zazielenią się prerie,
            zahuczą dostojnym spokojem puszcze,
            strumienie rozbłysną łuską ryb,
            mocarz stepu – brodaty bizon –
            wróci rozkoszować się soczystością traw.

            Przyswojenie poezji polskiej pieśni indiańskich jest niebagatelną zasługą pisarza. W sumie potrafił on – zaprzeczając opłotkowości regionalizmu – z równą energią ukazać piękno dzikiej prerii i duchowy świat wtłoczonych w rezerwaty Indian, co pejzaż podchełmskich pól i kulturowe uwarunkowania rodzimych stron.
 
         I właśnie wtedy, w roku 1990, nastąpiło to nasze autentyczne wzajemne zaangażowanie się we współpracę. Wynikły z niej opracowania książkowe, wydane tomiki, np. Za siódmą skórą (wiersze 1965–1995) Henryka Makarskiego z moim posłowiem (1996), tak jak również niemało wynikło z kontaktów na niwie powiązań literatury i filozofii z dr Bogumiłą Truchlińską (późniejszą prof. UMCS), że wspomnę chociażby o jej ciekawych szkicach w „Świętokrzyskim Kwartalniku Literackim” czy wydanym przez nas jej eseistycznym zbiorze Między afirmacją a sceptycyzmem (W kręgu literatury i filozofii) z 1995.

– Jak utrwalił się w twojej pamięci tamten nasz bujny w dokonania okres?
– Także, jak ty, z sentymentem wspominam wspólnie spędzone w Lublinie chwile ważnych rozmów w siedzibie ZLP, połączone z prezentacją twórczości, i te u mnie w domu, kiedy jeszcze żyła moja żona, Maria Janina, która wniosła duży wkład w fabularyzację Przekleństwa Inków. Dzięki stworzonej przez Nią atmosferze w tym przytulnym domu mogły powstać wszystkie moje utwory poetyckie, opowiadania i powieści.

         Po jej śmierci osamotniony w piętrowej willi, załamany, postanowił przenieść się do rodzinnego Chełma (urodził się w pobliskim Świerszczowie). Pozostały między nami już tylko kontakty telefoniczne i listowne. Kiedy zorientowałem się, że podniósł się na duchu, nakłoniłem Go do przywołanego tutaj fragmentarycznie wywiadu, który był dla Niego – jak orzekł – „bezcenną przyjacielską nagrodą”. De facto, moim zdaniem, pamiętnym dorobkiem wynagrodził nieprzeliczony zastęp swoich fanów, bowiem osiągnął w rozmiarze do pozazdroszczenia nimb czytelniczej popularności. Dowodzą tego  n i e  t y l k o  imponująco wysokie nakłady książek, co w tym wspomnieniu, wdzięczny Mu, starałem się uzmysłowić.

Stanisław Nyczaj

__________
*) W zbiorze tym ukazał się także esej Stanisława Rogali z Kielc Wierni sobie i swojej ziemi (O prozie członków NKL w Lublinie). S. Rogala ma wobec Longina szczególną zasługę, bowiem wydał poświęconą Jego życiu i twórczości małą monografię w serii „Sylwetki Współczesnych Pisary”Agencji Wydawniczej Gens pt. Longin Jan Okoń. Kielce 1997, wyd. 2 poszerzone 1982).

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko