Piotr Wojciechowski – BEZ MAŁPKI NIE MA ROZMOWY

1
767

  Parę tygodni temu przeczytałem w plusieminusie rozmowę ze świetnym pisarzem średniego pokolenia Jackiem Dukajem. Dukaj wydał ostatnio książkę „Po piśmie”. Głównym motywem zawartych w książce esejów jest zjawisko określane jako „bezpośredni transfer przeżyć”. Obraz rzeczywistości sfilmowany czy sfotografowany, przekazany potem na ekranie czy w druku panoszy się coraz bardziej w sferze informacji, doznań, świadomości, od przeszło stu lat wypiera słowny, literacki zapis rzeczy,  opis osób i przygód, refleksję nad nimi, refleksję nad refleksją.

  Powiada Dukaj: „W XX wieku kino i telewizja wyparły w ten sposób tradycję narracji metaforycznej  i duchowej wynosząc do globalnego standardu amerykański behawioryzm.”

   Tezy zawarte w wywiadzie zachwyciły mnie swoją przenikliwością, ale uznaję je za zbyt radykalne. Język pisany, metaforyczny, nazywający od nowa – nadal stwarza świat. Na szczęście nie można jeszcze podważać tezy Henryka Elzenberga,  literatura nadal pozostaje krwiobiegiem całej kultury. To znaczy bez książek o filmie, nie ma filmu, bez książek o architekturze nie ma architektury, bez książek o tańcu – tańczyć można na weselu, ale kultury choreograficznej bez tych książek nie będzie. Może więc zamiast bić w  dzwony na trwogę powiedzieć raczej, że epoka słowa pisanego okazać się może tylko epizodem w dziejach gatunku Homo sapiens i jego cywilizacji. Kiedyś żyło się bez pisma, potem pisało się dużo, teraz pisanie odchodzi. Kiedyś z bełkotu wykształcił się język, płynęły opowieści. Setkami tysięcy lat trwanie słowa polegało na pamięci, na opowieści przekazywanej z ust do ust.

Dopiero niedawno przyszły pisma, alfabety, księgi. Wielkie religie zapisały swoje Święte Księgi. Epizod słowa pisanego trwa, chociaż to, co Dukaj nazwał „bezpośrednim  transferem wrażeń” szerzy się, dziś stanowi codzienną strawę milionów. Tłumy zaufały mediom głoszącym, że rozrywka i zakupy to coś bardziej ludzkiego i normalnego niż kultura. Być może pismo stanie się po jakimś czasie czymś jak klasyczna łacina czy greka – jeszcze jednym martwym językiem.

  Te refleksje prowadziły mnie do próby amatorskiego rysowania sobie nowej mapy rzeczywistości, mapy, w której osoby ludzkie płyną nie tylko w rzece czasu, lecz także w powodzi wielorakich narracji – mówionych, pisanych, fotografowanych, rysowanych. Zatrzymałem się jednak, bo musiałem pójść do sklepu. To jeden ze sklepów osiedlowych występujący pod różnymi markami sieciowymi, ale wierny utrwalonej od dziesiątków lat tradycji – alkohol jest w nim dostępny 24 godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu. Wracałem ze sklepu z przeświadczeniem, że zarówno wywiad z Jackiem Dukajem jak i moje refleksje wymagają wyrazistej podmalówki tła społeczno kulturowego. Zobaczyłem świeżym okiem, że wszystkie szlaki prowadzące do sklepu – tak jak wczoraj i przedwczoraj – usiane są małymi płaskimi buteleczkami. To małpki – mieszczą 200 lub rzadziej 100 gramów wódki – przeważnie zabarwionej i aromatyzowanej. Żyjemy w subkulturze małpki. Rocznie Polacy wypijają ponad miliard lampek, w tej postaci kupowane jest 17% mocnych alkoholi. Szacuje się, że fanami małpek jest ponad 3 miliony konsumentów. A totalnie licząc jesteśmy swojego rodzaju zieloną małpią wyspą – kraje naokoło nas obniżają spożycie alkoholu – u nas od lat ono rośnie. Osiąga rekordowy wynik 11 litrów czystego alkoholu rocznie na głowę.

  Nie chcę o tym pisać, ale piszę, bo o tym myślę. A kłamią sobie ci, co nie myślą o tym. Rozmowy o węglu i smogu, spory o sądy i praworządność, perspektywy wyborów prezydenckich, obrona historycznej prawdy o wojnie i Holokauście – to wszystko dzieje się wobec tego miliarda płaskich buteleczek. Buteleczek tanich, łatwych do schowania, wszechobecnych. Zobaczymy wkrótce, jak zgrabnie i skutecznie będą o małpkach milczeć osoby ubiegające się o fotel prezydenta.    

A teraz, obciążeni tą sprawą, powleczmy się w stronę opływających nas ze wszystkich stron narracji.

Każdy człowiek niesie ze sobą przynajmniej dwie opowieści – różniące się istotnie. Po pierwsze – sam jest opowieścią – jako świadomy siebie i pragnący siebie wyrazić. To jednak nie wszystko –  człowiek pojawia się w codziennym teatrze  świata taki, jaki jest – piękny czy brzydki, stary czy młody, odziany modnie lub bez sensu. Zanim spróbuje wyrazić siebie – już jest widziany, już jest literą jakiegoś alfabetu – już znaczy.  Dla pisarza ten podwójny człowiek  jawi się jako wieczny temat opowieści – a zarazem: byt nie poddający się opisowi – jako wyzwanie – jego istoty nie wyczerpują razem wzięte wszystkie nauki o człowieku  psychologia, seksuologia, socjologia, antropologia, teologia etc.

W opowieściach niesionych przez ludzi punktami mocnymi są ich decyzje – to rozbłyski ich wolności, chwile wyborów. Ważne, ale i nieczęste decyzje to te, w których podejmowaniu człowiek stawia pytanie sumieniu – dobrze czynię czy źle? Jakaś część decyzji ludzkich odnosi się też do aktów twórczych – dzieła sztuki, ale także działania wychowawcze – to decyzje specjalnie ważne, interesujące dla pisarza.

   Innymi mocnymi punktami osobistych narracji są spotkania  – najczęściej nie do końca przeżyte, nie dość skuteczne – Przeważnie nie otrzymujemy w nich tak wiele, jak moglibyśmy, obok blokad społecznych właśnie ułomności języka są tu częściowo winne. Już nie mówiąc o tym, jak obniżają jakość spotkań wypite przez ludzi małpki.

Człowiek żyje wśród strumieni opowieści – nie wszystkie z nich pochodzą od ludzi. Są z nami, napierają na nas opowieści kreowane przez cyborgi. Tak po lemowsku nazywam wielkie maszyny społeczne, jak państwa, partie, korporacje. Nazwane cyborgami twory składają się z mechanizmów, programów, osób ludzkich. Ich opowieści nie zawierają rozbłysków wolności, często natomiast mają charakter manipulacyjny lub represyjny – są wyrazem działań  nastawionych na  maksymalny zysk, władzę dla zysku, władzę dla osób żądnych władzy. Zauważmy, jak cyborgiczna jest sprawa małpek – są produkowane i sprzedawane dla jednej idei – dla zysku. Tak, jak materiały propagandowe, spoty promocyjne, kłamstwa polityczne. Można przypuszczać, że stanowią część jakiegoś systemu.

System tych wielkich struktur „cyborgów – gigantów” w trakcie globalizacji powoli uformował rodzaj samodzierżawia, dyktatury towaru. Ludzie, którzy zarabiają na finansowaniu gospodarki towarowej, na produkcji, dystrybucji, promocji i sprzedaży towarów, pozostają w rodzaju poddaństwa, niewolnictwa, mają się dobrze, ale ich wolność ma się źle. W ich interesie nie jest wyzwolenie się, ale poszerzenie władztwa towaru na coraz liczniejsze osoby, segmenty rynku, narody.

Oczywiście tym ludziom dostępne są takie decyzje, które są błyskami wolności – istotne decyzje angażujące w jakiś sposób sumienie. Z tym, że takich decyzji nie mogą podejmować za swoim biurkiem, takich decyzji nie mogą podejmować w pracy – bo w pracy są trybikami, częściami machiny cyborgicznej. W pracy mogą natomiast spożyć zawartość małpki, łatwo ją wnieść w kieszeni marynarki, a nawet w tylnej kieszeni dżinsów.

Reklama

1 KOMENTARZ

  1. hej piotrze – zawsze tak żałuję, że nigdy nie było odpowiedzi – gdy cokolwiek wysłałem na redakcję. Trudno – proza nie jest prozą, wiersze, nie sa wierszami…czy muszę wszystko rozumieć??

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko