Byłem świadkiem jak kolejna nagroda literacka została przyznana przez kolegę koledze, widziałem jak kolega zaprasza na festiwal kolegów za bałwochwalcze i pochwalne teksty, mogę świadczyć o hucpie, warcholstwie i żenadzie w naszym coraz wątlejszym grajdołku literackim, o nagrodach za pieniądze, o kumoterstwie, handlu wymiennym i nie bójmy się tego słowa: wyjątkowym kurestwie środowiskowym emanującym dziś niemal z każdej na wpół opustoszałej salki jakichś mało ważnych imprez mających sens jedynie dla uczestników przysysających się do mikrofonu wierszokletów spod nie wiadomo jakiej latarni.
Narcyzm, wszeteczny kult lustra, pycha i brak umiaru. Oto dopełnienie mentalne tych pożal się Boże spędów, festiwali, wieczorów autorskich, dni poezji i tak zwanych eventów literackich dzisiejszych czasów. Publiczności praktycznie zero. Na salach sami czytający, prezentujący (często bełkotliwie) swoje wypociny albo organizatorzy, czasami rodzina i bliscy olśnieni własną litością oraz empatią dla nikomu niepotrzebnych … artystów. Niejednokrotnie zmieszanych gęsto z pseudoartystami, z grafomaństwem wszelakim wypełzłym spod nie wiadomo jakich kamieni. Piszę to nazwany już tu i ówdzie: czarnowidzem, dziadersem, wyważającym otwarte drzwi, tudzież bezczelnym rewolucjonistą, awanturnikiem i depresyjnym okazem. Zapewne jestem wszystkim po trochę. Mea culpa.
Ponoć jednak mamy wolność i demokrację, a najpewniej w nich jeszcze … wolność wypowiedzi, tak więc oto wypowiadam się, po iluś latach w środowisku literackim, iż tak je zaczynam postrzegać, tak „to” widzę, co więcej, tak widzi to wielu co wrażliwszych i ambitnych twórców, tylko … nie wypada tego mówić czy pisać zbyt głośno.
Koterie, sitwy, towarzystwa wzajemnej adoracji, szczelne enklawy, słowem sami swoi. Nikogo nie zastanawia, kiedy Urszula Kozioł otrzymuje do trzęsącej się nad grobem dłoni nagrodę, a literaccy komentatorzy puszczają w eter zdanie, że „wreszcie przyznano nagrodę bez żadnych kontrowersji”. Logicznym chyba jest, że skoro rok w rok były … kontrowersje, to świadczy to dobitnie o samej nagrodzie. Jednak prosty lud to kupi. On przecież wszystko kupi, bo pospólstwu wyżarło już mózgi, albo wyprano je zdalnie lub doszczętnie, lub i czy, jak kto woli – sformatowano. Od kiedy system edukacji zamieniono z wychowania, nauki i przygotowania wszechstronnego do życia i świata na wylęgarnie szczurów na rynek korpopracy problem bezmózgowia postępuje i rozwija się jak nigdy dotąd wraz z pewną nieproporcjonalną dysproporcją, która wcale nie zaprzecza trendom. Mianowicie wybija się intelektualnie kilka (dosłownie) jednostek, a cała większościowa reszta pozostaje planktonem. Nie pytajcie mnie dlaczego? Siebie zapytajcie, albo z siebie zadowolone nauczycielki, dyrektorów tych szkół, a może nawet Panią ministrę.
Wróćmy do literatury. Czy szczury łakną słów? Czy plankton ma potrzeby wyższe? Wyobraźnię? Empatię? Logikę? Umiejętność kreacji światów we własnych myślach? Nie. Szczury chcą chleba i igrzysk, obrazków i emocji, the show must go on…
Powoli przestaje mnie to bawić. Pisanie dla pisania? Kilku światłych ludzi pokiwa głową aprobaty widząc to samo? Kilka osób poprze mnie w tych żałosnych obserwacjach? I co z tego? Co z tego skoro za oknem mamy już świat wyprany z idei, prawdy, z wartości, z zasad, a jedyną obowiązującą zasadą współczesności jest właśnie brak zasad. Innymi regułami są: chciwość, nieumiarkowanie, szukanie udziwnień, wynaturzeń, dewiacji. I do tego ta pycha krocząca przed upadkiem. Po lewej i po prawej. Politycy, włodarze i decydenci uwikłani w piramidy interesów, odmawiający kultury kulturze, a nagradzający kumotersko znajomych królika albo celebrytów. (Ponoć bogatemu i byk się ocieli)
Fundacja Olgi Tokarczuk otrzymała ostatnio blisko 17 milionów złotych? Nie będę gołosłowny, zacytuję news z Onetu:
>>Sundog, spółka założona między innymi przez Olgę Tokarczuk, otrzyma od Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości dotację sięgającą blisko 17 mln zł na technologię do tworzenia gier. Część prawicowych polityków i pracowników medialnych w negatywny sposób odniosła się do decyzji PARP. Wytykają rządowi, że zamiast m.in. pomóc powodzianom, wolą „przeznaczać miliony na spółkę na minusie”.<<
Ja nie jestem „prawicowym oszołomem”, a zastanawiam się … o co tu chodzi, gdzie my żyjemy? Co to ma wspólnego z literaturą? Z dobrze pojętym mecenatem państwa? I co to w końcu za państwo? Tak, wiem, powódź mamy … przez bobry. A „polski ład” choć zmienił się rząd wcale nam nie zniknie. Zapłacimy za to wszyscy, tak jak i wszyscy z tych swoich ciężko zarobionych pieniędzy zrzucimy się na te kolejne oczywiste publiczne dotacje i inne pomysły naszych jakże światłych decydentów. Gloria gloria alleluja. I do przodu… jak mawia pewien ojciec, a może powinno się diametralnie innego zawołania użyć. Bardziej adekwatnego do tych nowych idei?
Ręce opadają. (i nie tylko ręce). Na pewno jednak będzie można … pograć.
Rzeczywistość skrzeczy. Niby skrzeczała od zawsze, ale jakoś mam wrażenie, że ostatnio jakby głośniej skrzeczy. My z kolei (przynajmniej niektórzy) zamierzamy zamilknąć. Nie widząc większego sensu w poruszaniu tematów, których powoli już nikt nie rozumie. Nasz świat się skończył. Pisze to 55 latek i chyba dziaders wyrażający zdanie kilku jeszcze 60, 70 i 80 plus. Jak już zalegalizujecie eutanazję pewnie nas wszystkich wyzerujecie. Oby tylko Władimir was nie uprzedził, oby i wam włos z głowy nie spadł przy okazji tej nie cierpiącej zwłoki chęci, aby nas – dzidersów, jakichś tam (brrr) poetów – unicestwić.
Na koniec przepraszam za ten co najmniej mało wesoły tekst, może smutny, przygnębiający, może przejaskrawiony, ale … przecież szczery. Tak zaczyna się dziać w naszym państwie, na polu literatury i wśród ludzi, którzy ponoć kochają książki. Czy tak jest rzeczywiście, czy to tylko jesienna depresja?
Andrzej Walter
Po części prawdą jest, co piszesz: kolesiostwo wszędy triumfuje. I faktem jest, że niewygodną prawdę wolimy przemilczać. A najchętniej udawać, że nie istnieje. W tym żałosnym kontekście nadziwić się nie mogę, że to, co nazywamy odwagą jest śmiałym wygłaszaniem bredni, a nie prawdy. Świadomość, że za opowiadanie banialuków nie grożą represje i można bredzić ile dusza zapragnie, ośmiela niektórych i sprawia ułudne poczucie bezkarności. A w niektórych budzi niesmak. W literaturze brak odwagi manifestuje się przyznawaniem nagród znajomym.
O tym, czy dany utwór podpada pod populistyczny gust „jury”, decyduje przecież opinia publiczna, czyli szarzy czytelnicy Teoretycznie tak powinno być. Ale w praktyce tak nie jest, gdyż czytelnik nie został nauczony upodobań innych, niż populistyczne. Więc to nasza wina, że dopuściliśmy do zwycięstwa małości nad wielkością. Demokracja w polskiej wersji spacyfikowała światłym ludziom resztki rozumu, pozwoliła dewastować logiczne zachowania, propagować makabrę, szerzyć sekciarstwo, rozwijać podziały społeczne, lekceważyć prawo, nasilić korupcję i wtórny analfabetyzm.
Ps Jeżeli mam do wyboru czytadło „W pogoni za utraconym wiaderkiem”, albo książkę Prousta, wolę Prousta, ponieważ on mnie rozwija. Jeśli jednak zakończę edukację na disco polo, wkrótce zacznę ujadać, podpisywać się krzyżykami, a miejscem, w którym będę cokolwiek rozwijać, stanie się toaleta.
pozdrawiam
Drogi Marku. Wiesz, że zawsze podzielałem fundament Twoich poglądów czy byłem blisko punktu widzenia tego świata. Dostrzegam jednak i inne sprawy z czym musisz się pogodzić. Musisz też brać pod uwagę pewną celowość przejaskrawiania obserwacji czy relacji celem wzbudzenia właśnie takich komentarzy jak Twój, i tu jakże smutne jest to, że tylko Ty miałeś odwagę coś w temacie napisać. Inni klepią po plecach w kuluarach, a boją się coś skomentować choć widzą i uczestniczą w tym samym. No cóż. To w sumie oczywiste i tak było zawsze. Napisałeś, że w literaturze brak odwagi manifestuje się (…). Ja bym dodał, że brak odwagi to jedno, a drugie to, że widzę i czuję setki ton pogardy wobec innych ludzi piszących, w tym przypadku nawet nominowanych. Nagrodzę koleżkę i co mi zrobicie? U nas jak się okazuje wszelka władza to zaczyn deprawacji, a nie asumpt do poczucia odpowiedzialności i misji. Jestem być może jeszcze naiwnym idealistą i taką drogą sobie idę, a to donikąd mnie zapewne nie doprowadzi. Donkiszoteria żałosna. Znów powiem no cóż. W coś muszę wierzyć. Czy sięgnęliśmy dna? Czasy się zmieniają. Cham włada salonami. Demiurdzy poprawiają podłoże i warstwy, na których to wszystko wyrasta. Niewiele pozostało z kultury, sztuki, wrażliwości czy sumień. Króluje tandeta, łatwość, lekkość i rozrywka. Toaleta już stała się miejscem, w którym ludzi odbierają telefony i prowadzą żenujące konwersacje przy dźwiękach wydalnia i spuszczania. I nikomu (prawie) to nie przeszkadza. Prawie ponoć czyni wielką różnicę. Chyba tylko to nam pozostało. Pozdrawiam Cię Mareczku
Drogi Andrzeju, jesteśmy w mniejszości, co z jednej strony martwi mnie bardzo. A z drugiej, pociesza, bo jeśli mam być na marginesie, to wolę znaleźć się w dobrym towarzystwie.
Tak sobie myślę, że kretyński populizm wkrótce wyciągnie kopyta i z powierzchni artystycznych bezpowrotnie zniknie maniera tworzenia dzieł nieistotnych. Ulegną więc diametralnej zmianie obecnie obowiązujące kryteria; to uzyska społeczną pochwałę, co dobre i potrzebne. Czyli to, co pozwoli uczynić świat lepszym i SZYBCIEJ MĄDRYM.
Pozdrawiam
Andrzeju, jak zawsze ciekawie, jak zawsze dynamicznie i jak zawsze walisz pałą prosto w łeb. Kiedyś podejrzewałem Ciebie, że też do tych ludzi należysz, że jesteś w towarzystwie ludzi zapraszających i zapraszanych. (O których, dzisiaj/wczoraj napisałeś tyle gorzkiej prawdy). Ale przecież tak było zawsze i chyba będzie, pan Iwaszkiewicz i jego dwór. Pani Tokarczuk i jej dwór. Pan Miłosz i jego krakowski dwór. Pani Szymborska i jej dwór, itp, itd, etc. Zawsze się znajdą tacy od odcinania kuponów.
====================================================
Słowem nic nowego pod słońce, ale bardzo Ci dziękuję za poruszania tego tematu.
=================================================
Na tle dwudziestolecia jego postać wyróżnia się rzadką cechą – zupełnym brakiem kokieterii w stosunku do młodszej generacji. Kokieteria u pisarzy chcących dotrzymać kroku i nie stracić znaczenia staje się niekiedy naczelnym prawidłem ich pracy. Można odróżnić kilka stopni kokieterii pisarskiej. Najjaskrawszy z nich polega na poddaniu się opiniom zbiorowym, na schlebianiu mentalności elity albo tłumu. Jest to przystosowanie się barwą myśli do otoczenia.źródło: NKJP:
Czesław Miłosz: Legendy nowoczesności : eseje okupacyjne, 1996
Szanowny Adamie. Dziękuję za komentarz, muszę jednak w jednej kwestii zdecydowanie zaprotestować. Dla każdego znającego się krytycznie na literaturze wymienianie jednym tchem: Iwaszkiewicza, Miłosza, Szymborskiej oraz (par excellence) pani Tokarczuk jest daleko posuniętym nadużyciem. To jedna z przyczyn, że się tak wyrażę „stanu Rzeczy”, upadku czytelnictwa, starej ekonomicznej zasady przełożonej na inne dziedziny, iż „pieniądz gorszy wypiera lepszy”, a jedynym kryterium nagradzania jest hucpa światopoglądowa, a nie poziom literacki, brrrr… Załączam jednak pozdrowienia, autor czegoś na kształt protestu…