Adresata nie interesują listy rankingowe i wyścigi w workach na Parnas. Nie chce kłopotać się cudzym rozumieniem i odczytaniem tekstu. Ani trochę nie pragnie suflera dla swojego zachwytu. Ma własny wzrok, dysponuje prywatną wrażliwością i inteligencją. Niejednokrotnie lepszą od inteligencji krytyka – instruktora, bo bez wędzidła jego gustu.
Nie musi więc słyszeć jego dydaktycznych pochrząkiwań. On chce wiadomości o tym, jakiego rodzaju jest to książka, czy nadaje się do czytania w tramwaju, czy są to intelektualne pomyje, jeszcze jeden fabularny andrut lub czy jest to lektura kontemplacyjna, prowokująca do wyciągania wniosków.
*
Twórczość odbieram sercem; ma zachęcać do kontynuacji życia, do jego doskonalenia, wzbogacania i uszlachetniania, nie zaś do popełnienia samobójstwa i żałosnych obertasów na zgliszczach świata. Ma budzić z duchowego letargu, zagonić do kochania świata nie takiego, jakim jest, ale do współdziałania z ludźmi, którzy pragną go unormalnić, którzy nie ograniczają się do taplania wśród nieszczęść i strojenia oburzonych min, lecz mówią, którędy wyjść z gnojówki na łąkę.
*
Są książki umykające naszej uwadze, znikające z regałów nie dlatego, że ich nakład został wyczerpany, ale dlatego, że w powodzi czytelniczych dróg donikąd, giną z zapomnienia w trzewiach hurtowni po to, by zwolnić miejsce dla popłatnej szmiry. Są wiersze, przy których czytaniu mam wrażenie uczestniczenia w młóceniu kulturalnej słomy; przeważnie dopada mnie ten sam zestaw pokancerowanych metafor, to samo językowe ubóstwo obrazów słaniających się z wysiłku i cierpiących na otwarte żylaki: pożytku żadnego, a w głowie zamęt i plewy.
*
Z szacunku dla niedzisiejszego przyzwyczajenia do teorii mówiącej o tym, że poezja powinna mnie skłaniać do zadumy i pomóc mi widzieć świat nie takim, jaki jest, ale takim, jaki powinien być, rzadko kiedy czytam pisaną współcześnie. Choć obecny poeta opiera się przed stopieniem w tło z ferajną piewców prostactwa i pragnie uchodzić za barda własnych przemyśleń, to siłą rzeczy ginie w populistycznej masie przeciętniaków.
*
Tekst nietypowy jest ryzykownym interesem. Wiąże się z wysiłkiem odbioru i dlatego jest traktowany jako nudziarstwo. Stąd lansowany jest pisarz marny, ale gwarantujący szybką sprzedaż książki do czytania w kolejce po rozum. Stąd w odpowiedzi na to toporne, merkantylne zamówienie ciekawych czasów, pisarz stara się dostosować do gustów większości czytelników Pragnie być twórcą kultowym, ociekającym wartką i zaskakującą akcją. Chce mieć wyłącznie taką wyobraźnię, jakiej od niego oczekuje wydawca. Dzieje się tak, ponieważ literat masowy, dyspozycyjny z rozsądku, ze wszystkich sił zły, lecz popularny, przynosi zakładany zysk, natomiast twórca dobry, lecz mało znany i trudny do zaakceptowania, jest intruzem i przynosi niepowetowane straty.
*
W rozgrywce prowadzonej obecnie, artysta jest elementem dwuznacznej gry o swoje przetrwanie. Jeżeli jego fabularne trykoty nadają się do publikacji, to można na nim zarobić. Jeżeli nie, opowiada mu się banialuki o wolnym rynku kultury. Ich niedoskonały, zgrzebny, fabularny tok i nastrojowy szlif jest ceną, jaką ponosi za utrzymanie się na poetyckiej lub prozatorskiej powierzchni. Podatkiem od zubożenia.
Skory do przebywania w ułatwionym otoczeniu, jest w nim zagubiony, a jego przemyślenia śmieszą, gdyż znajduje się pod paraliżującą presją kryteriów narzuconych mu przez popyt, popyt zaś określa mu ich rozmiar i sens.
Jego spostrzeżenia są drobiazgowo nijakie, a wnioski – lekkostrawne, bezpłciowe i zgodne z przepisami; widząc nieznany i groźny świat, patrzy na niego z ironicznym lekceważeniem, z wyniosłej i komfortowej pozycji człowieka zblazowanego. Po trochu ubolewa nad swoją filozoficzną przewrotką, lecz, z mężnym uporem, cierpi na irytujący i postępujący zanik poczucia proporcji; taktu wobec innych i dystansu do siebie.
Szczęśliwy bez powodu, zahacza sobą o tereny gładkie, wyżwirowane asfaltem, pięciogwiazdkowe, przejezdne i uregulowane, a jego spostrzeżenia są wprost proporcjonalne do nadkwasoty jego wyobraźni. Sprawia wrażenie astmatyka o żelaznych płucach. Wyczynowca mimo woli. Decyduje się na marszrutę po swoim i cudzym życiu – drogą poprawną, wytyczoną przez bezpieczne, dozwolone, bezkolizyjne sznurki dawno już przetartych, lecz dla niego nowatorskich szlaków.
Pamięć wydarzeń teraźniejszych, pomnożona o pamięć wydarzeń minionych, nie jest to jego środowisko naturalne, gdyż jego środowiskiem naturalnym jest – kontemplacyjne dno.
Ważny tekst Marku i ważny głos w Sprawie. Jakiej Sprawie? Zapytają. Skoro zapytają – nie wiedzą. I nie zrozumieją. Staram się pisać pośrednio. Żeby większość zrozumiała, ale i tak wydaje się, że, nie rozumieją, nie widzą, nie słyszą, udają coś i kogoś i tak dalej. Gorycz jest normą. Jaką normą? Ot, taką, że dziś w środowisku literackim nie patrzy się „co się pisze”, tylko „kto pisze”. Miernoty pętają się po salonach, które dawno już przestały być salonami, albo pozostały nimi z nazwy i z historycznej doniosłości. To żenuje. Patrzę na to i boli mnie brzuch. Serca już nie mam, bo serce pozostało poza horyzontem. Z tymi samymi, których już nie ma i nie będzie. Z literaturą, którą wybieramy „do czytania”. To ta, która mało kogo ciekawi. No cóż. Pisać każdy może. Dziś wszystko wolno, zwłaszcza podstawiać nogę. Reszta ma rechotać i rechocze. Bagno
Tekst w którym nie pada ani jedno nazwisko twórcy/autora/pisarza. Ani jeden tytuł wiersza, ani jeden tytuł tomiku. książki, itp. Napisany ot tak, ku chwale muzom i poetom w pusce kosmosu.
Dzieje się tak, ponieważ literat masowy, dyspozycyjny z rozsądku, ze wszystkich sił zły, lecz popularny, przynosi zakładany zysk, natomiast twórca dobry, lecz mało znany i trudny do zaakceptowania, jest intruzem i przynosi niepowetowane straty.
Same ogólniki z których przenika jakaś gorycz i niechęć do współczesnej literatury i jej twórców, ale to za mało, to takie
młócenie myśli w której już nie ma ziarna.