Jaka jestem szczęśliwa! – wykrzykuje dziewczyna.
No jaka jest ona szczęśliwa? Kto na to odpowie?
To samo z okrzykiem – Jaka jestem nieszczęśliwa!
Nieszczęście przeważnie oznacza to, że dzieje się coś niedobrego, co można jakoś skwantyfikować, trudne słowo, jakby powiedzieli w pewnej reklamie.
Chodzi o to, że miarę nieszczęścia można niekiedy wyrazić liczbami, np. był jeden ranny, było trzech rannych.
Czy to jest jednak właściwą miarą nieszczęścia? Jaka jest różnica między hiszpanką, odmianą grypy, która zabiła po pierwszej wojnie światowej osiemnaście milionów ludzi, a pierwszą wojną światową, która uzyskała podobny wynik? Co było większym nieszczęściem?
Nawet jak mamy to, co najczęściej się liczy – pieniądze, to odpowiedź na pytanie czy jestem bogatsza niż poprzednio, znając kwotę jaka przybyła na koncie, jest trudna w kryteriach odczuciowych.
Załóżmy, że jestem milionerką i przybyło mi piętnaście tysięcy, a Kowalska miała stówę i przybyło jej dwadzieścia złotych. Czy mogę się czuć bogatsza, skoro Kowalska w jej skali wzbogaciła się bardziej zwiększając swój kapitał o 20% ?. Czy od tej pory będzie mnie zżerała zazdrość, że Kowalska tak znacząco się wzbogaciła, słowo „znacząco” jest tu bardzo ważne.
Niektórzy twierdzą, że wtedy jest się bogatym, kiedy się nie wie, ile ma się pieniędzy.
Inni twierdzą, że wtedy jest się szczęśliwym, kiedy wszystko się udaje.
Są też szkoły opozycyjne, które łączą powyższe nurty i robią groch z kapustą. Zdanie typu „pieniądze szczęścia nie dają” prezentuje typowe pomieszanie z poplątaniem.
Jak pani wyjdzie za pana z pieniędzmi to będzie nieszczęśliwa?
A jak panienka będzie goła jak święty turecki, to pan osiągnie szczyty szczęścia?
Kiedyś czytałam Chandlera, autor bardzo znany i to właśnie on opisuje panią, która wszystko ma, ale nic jej nie cieszy, konkluduje to tak „żona hydraulika cieszyłaby się bardziej z nowych firanek, niż ta z nowego samochodu”. Według tej teorii wszystko zależy od punktu odniesienia.
Gdy jadę pociągiem z Koszalina do Warszawy, podróż trwa osiem godzin.
Gdy dziewczyna na randce jest również osiem godzin, to dla niej ten czas jest jak mgnienie oka. No i co?
Mamy godziny, które w jednym przypadku mówią o czasie, w którym byłam w podróży i mamy czas randki również osiem godzin, który nie mówi nic, choć termin „mgnienie” dobrze oddaje miarę szczęścia dziewczyny, nawiasem, czasami z tego mgnienia robi się później „siedemnaście mgnień wiosny”.
Naukowcy twierdzą, że pojmowanie terminu jak mgnienie, albo dłużenie się czasu zależy od tempa, w jakim postrzegamy obrazy. Nie wiem ile klatek na sekundę wyświetla się w projektorze, żeby nasze oko uznało, że ruch jest ciągły.
A teraz dajmy na to, ten sam film ogląda pszczoła, która szybciej postrzega zmiany, dla niej poszczególne klatki filmu będą oddzielnymi historiami – nie wiem czy pszczoła zna pojęcie „jak z bicza strzelił” i ile w jej skali wynosi mgnienie.
Trudno na oko wiedzieć, kto jest bardziej szczęśliwy, a kto mniej – chyba że wyśpiewa to pod balkonem.
A czasami do szczęścia potrzebne są kartofelki. Mam w pamięci zabawną historyjkę opowiedzianą przez Magdalenę Zawadzką związaną z jej mężem, wybitnym aktorem Gustawem Holoubkiem, który gościł w Ameryce u państwa Artura i Nelly Rubinsteinów. Pani Nelly jak wiadomo była wyśmienitą kucharką, wydała kilka książek kucharskich i przygotowywała dla swego gościa codziennie niezwykle wytworne i zróżnicowane menu. Pan Gustaw oczywiście nie narzekał, ale pewnego dnia spytał ją nieśmiało:
– Nelly, czy mógłbym dostać kartofelki z masełkiem i kwaśnym mlekiem?
Ludmiła Janusewicz
Podobno od 24 do 30 klatek na sekundę wystarczą, żeby ludzkie oko (a właściwie mózg przetwarzający bodźce) odbierało jako ruch ciągły. Projektory miały z reguły 24/25 klatek.
À propos anegdoty końcowej, mój stryj poprosił kiedyś żonę, żeby mu upiekła regionalny przysmak, który pamiętał dzieciństwa z okolic Janowa Lubelskiego: pieróg gryczany (dziś wpisany na listę produktów tradycyjnych). Stryjna zapytała, jak to się robi, bo nie znała przepisu, gdyż pochodziła z innego regionu. Stryj podał składniki, stryjna zrobiła biorąc najlepsze produkty, jakie udało się dostać w sklepie. Stryj zjadł, powiedział, że smaczne, ale nie takie, jak jego mama robiła. Na to stryjna: No ja ci takiego, jak twoja mama nie upiekę.