Tadej Karabowicz – Zatarte szepty w ciemności

0
87

Motto:
Żadnej pewności mimo tylu sygnałów i znaków.
Wiersz “Fortuna” z tomu „Otium i inne wiersze rzymskie”

Tom wierszy Roberta Gawłowskiego “Otium i inne wiersze rzymskie” (Wrocław 2024) jest próbą kontynuowania tematów antycznych w twórczości poety. W reklamie wydawniczej została wyłożona intencja na temat istoty książki (liczy ona 124 strony). Stanowi ją kostium antyczny, ważny dla autora w jego peregrynacjach po Rzymie. Wybory i dylematy, historie i opowieści – to główne treści wierszy. Natomiast zwracają uwagę utwory pisane kursywą, jako istotne sygnały w konstrukcji książki, i jak pisze poeta, „nie są to pocztówki z Rzymu, bo takich w polskiej poezji jest całkiem niemało”.

Ważnym punktem odniesienia dla autora, ale tylko punktem odniesienia, był tom poetycki ks. Janusza Stanisława Pasierba „Koziorożec” (1988, wznowienie 2007) pisany głownie we Włoszech w latach 1984-1985. U Pasierba był to zachwyt miastem na nizinie Campania di Roma w aspekcie chrześcijańskim. Robert Gawłowski wiedząc o istnieniu tomu „Koziorożec” ks. Janusza S. Pasierba, nie wchodzi w jego obszar poetycki. Zagłębia się (chociaż nie zawsze) w jego przedchrześcijańską historię, jako temat podejmowany już wcześniej – zwłaszcza w tomie „Dotknięcie” (2020). Jednak poeta nie powiela wspomnianego tomu, a w sposób szczególny odwołuje się do niego poprzez antropologiczną moc stwarzania obrazów. Chodząc po Rzymie zauważa, jak dużo przetrwało w tym mieście z przeszłości i dlaczego nosi ono dodatkową nazwę Wiecznego Miasta.

Jak czytamy na okładce w informacji o tomie poetyckim autora: “Otium i inne wiersze rzymskie” – [to] trzynasta książka poetycka Roberta Gawłowskiego. [Ona] przenosi nas w czasy upadku republiki rzymskiej, okres pełen dramatycznych wydarzeń, niezwykle burzliwy i ciekawy. Łacińskie „otium” oznaczało czas wolny od zajęć, wypoczynek, ale też kontemplację. Dla bohatera tych wierszy jest ono jednak nie tyle wyborem, co dojmującym przymusem. Ów Bezimienny, z wyłącznie sobie wiadomych powodów, odsuwa się od spraw publicznych i wybiera samotność, ciszę, spokój – życie „z dala od spraw”, od politycznej wrzawy i od zgiełku metropolii. Jego dylematy, osadzone w realiach Res publica Romana, okazują się wszak uniwersalne. Historyczny kostium, liczne alegorie i maski są wyłącznie zabiegiem, a może wybiegiem autora, by przekazać prawdę o współczesności, gdyż w tym antycznym zwierciadle nieustannie boleśnie odbija się nasze „tu i teraz”. Jakże porażająca jest powtarzalność pewnych sytuacji, jakie przywołuje poeta, a jakie wiąż spotykamy zaglądając choćby do codziennych serwisów informacyjnych. To tom przeznaczony nie tylko dla smakoszy starożytności czy miłośników Wiecznego Miasta, ale także dla tych pragnących jeszcze ostrzej zobaczyć otaczającą rzeczywistość, odnaleźć i zrozumieć, jak na przykład i dziś doskonale się mają archetypy pychy, arogancji i próżności”.

Tom Roberta Gawłowskiego „Otium i inne wiersze rzymskie” składa się z pięciu rozdziałów: „Micae”, „Republika”, „Hegemon”, „Prawdy i kłamstwa” oraz „Otium” – jako najważniejszego cyklu, złożonego z czterdziestu dwóch wierszy. Jest to zrozumiałe, cykl ten poeta wyniósł do tytułu i umieścił w nim utwory najbardziej figuratywne wobec filozofii starożytnej. Ale odniósł się w nim, nie tylko do filozofii, a także do mitologii rzymskiej i jej łączności z tradycją hellenistyczną. Tym samym poeta wgłębił się w areał tyrreński, poprzez własne widzenie miasta i jego indywidualne przeżywanie. W wielu utworach tematem przewodnim jest hagiografia, którą autor w sposób filozoficzny przetwarza dla potrzeb własnej twórczości. Bo przecież psychologia twórczości jest wyborem, jak to widzimy w utworze „Proskrypcje”:

Słońce dopiero wschodzi. Lepidus staje w progu.
Jest zaspany. Ziewa, poprawia tunikę.
Wiąże zbyt luźne sandały.

Słyszy, że kamieniarz jeszcze pracuje. Dłuto jęczy
i skrzypi pod młotem. Imiona, nazwiska, adresy,
prawie wszystkie, są już na tablicach.

Ten zapis, wydawałoby się poboczny, w pierwszej strofie, odwołuje nas do czynności  indywidualnych Lepidusa. Natomiast w drugiej – do tego, co dzieje się wokół. Przykuwa uwagę dramat przemijania starożytnej rzymskiej przestrzeni, którą Robert Gawłowski wydobywa z cienia przeszłości. Przypomnijmy, że wokół starożytnych budowli rzymskich jaśnieje współczesna cywilizacja, jeżdżą samochody, chodzą mieszkańcy miasta i turyści. Jest hałaśliwie i gwarno, gra muzyka, pachnie kawa, witryny prezentują najnowszą modę, a w kościołach odbywają się nabożeństwa. Nad miastem góruje, jak biblijna opoka bazylika św. Piotra. A jednak autor kreuje rzeczywistość rzymską w przeciwległą stronę, zanurzając ją w przeszłości. W utworze „Nieznana gwiazda”, poprzez uzewnętrznianie własnych emocji, opisuje starożytny Rzym. Bohater wiersza Marek Waleriusz – polityk rzymski, mówca i mecenas literatów, znowu staje naprzeciw problemów swojej epoki, jak przed lustrem, w którym widać obumarłe dzieje. Poeta mówi:

Łuna nad cyrkiem powoli gaśnie, Marek Waleriusz
stoi w oknie, kielich przechyla i czuje, że
migrena wraca.

Wrzask publiki pod niebo się niesie. Słychać kotły,
cymbały, grzechotki. Ciągle to samo: rogi i krew,
śpiewy i krew, ryki i krew.

Nie może już patrzeć na słonie, niedźwiedzie i łanie,
na prośne maciory i na ich rozpłatane brzuchy.
Nie może już znieść smrodu tego miasta.

Do gardła podchodzi mu wycie, gdy budzą się
bestie, a on przed imperatorem epigramma
deklamuje i hołdy fałszywe składa.

Znów popisał się formą, lekkim stylem, dowcipem.
Jakąż uciechę zrobił z ich bólu i śmierci na piasku.
A tego czekają cesarze.

Obrzydło mu wszystko. Ale przecież tego nie powie,
nie będzie się obnosił ze swoją pogardą, której
nie szczędzi i sobie.

Łuna nad cyrkiem powoli gaśnie, Marek Waleriusz
stoi w oknie, kielich przechyla i czuje, że
migrena wraca.

Nieznana gwiazda spada.

Motyw nieznanej gwiazdy, która spada z nieboskłonu, jest odwołaniem do twierdzeń, że każdy posiada na niebie własną gwiazdę, tak jak w chrześcijaństwie, każdy ma swojego Anioła Stróża. Zatem utwór nie do końca odnosi się do zdarzeń i sytuacji mitycznych. Są one tylko symbolicznym tłem do dialogu autora z toposami literackimi, wypowiedzianymi jakby odnowa, poprzez twarde słowo rzeczywistości. Przeszłość, jako nominał mityczny, jest ponownym odczytaniem przekazu pantonimicznego z głębi dziejów. Bo przecież wiemy z historii, kim był Marek Waleriusz, czym był cyrk starożytny oraz jaka była jego funkcja na tle rzymskiej przestrzeni cywilizacyjnej. Dlatego z utworem „Nieznana gwiazda” można zestawić wiersz „Kartagina”:

Nie ma już Kartaginy. Są tylko piaski.

W ich ziarnach ludzie, wspomnienia, mądrości
i noce westchnień, podniesione krzyki,
księgi w płomieniach, dzbany pełne wina,
pragnienia, sekrety, kupieckie targi
i strategów rady.

Nie ma już Kartaginy. Dogasło wszystko,

nawet cienie.

Powtarzający się wers „Nie ma już Kartaginy” komunikuje o tym, że miejsca i zdarzenia mogą już nie istnieć, jak „księgi w płomieniach, / dzbany pełne wina, / pragnienienia, / sekrety”. Mogą one przybliżać nas do krawędzi i wskazywać, że losami ludzkimi targa nie tylko namiętność istnienia, ale także przemijanie. Dlatego poeta porównując Kartaginę do piasku, rozszerza to pojęcie filozoficzne na antropologię. Ziarnkami piasku są także „ludzie, wspomnienia, mądrości / i noce westchnień” czyli cała świątynia życia wsparta na filarach, które ją podtrzymują. Poeta mówi, że filary upadają, lecz świątynia istnieje. W pewnym sensie taka filozofia patrzenia na świat została  zawarta również w utworze „W ciemności”:

W pierwszej części przedmowy do „Dziejów Rzymu”
Tytus Liwiusz wyznaje: „…coraz to nowsi pisarze
wierzą, że albo w dziejach zdołają odkryć coś
pewniejszego, albo przez artyzm pisarski wzniosą się
ponad niewyszukaną prostotę dawnych pisarzy”.

Zdarzyło się, jak się zdarzyło. A powiedzieli o tym
pierwsi, którzy byli i widzieli. A napisali o tym,
których nie było, a jeno usłyszeli. Prawda
dogasała i kwiliła w otchłani. Nie było
prawdy, tylko słowa
w ciemności.

Poeta przywołuje pamięć, jako stygmat dziejów starożytnych, bez których nie byłoby historii. To ważny aspekt psychologiczny i poznawczy, odbywający się w przestrzeni imaginacyjnej. Jego treścią jest budowanie zrębów pisma w obecności świadków „którzy byli i widzieli”, oraz tych którzy „jeno usłyszeli”, „a napisali o tym”.

W utworze „Prawdy i kłamstwa” następuje odwołanie się do rozumowania apriorycznego, gdzie bohater wiersza próbuje zgłębić prawdę i kłamstwo. Wie on doskonale, że są one dla niego paradoksem występującym obok siebie. Autor upatruje w prawdzie etycznej pewnych sprzeczności mówiąc: „Im bardziej wnikał w kłamstwa, widział / roje prawd. Ale, ani prawdy nie były / prawdami, ani kłamstwa kłamstwami”.

Próbował oddzielić prawdę od kłamstwa.
Im bardziej zajmował się prawdami,
odkrywał w nich mnogość kłamstw.
Im bardziej wnikał w kłamstwa, widział
roje prawd. Ale, ani prawdy nie były
prawdami, ani kłamstwa kłamstwami.

Stanowiły o nich umowy, układy i ugody.
Tak, te śmierdzące kompromisy i cuchnące
przyzwolenia. Niema niemoc, niema zgoda
i niema obojętność. Dlatego wolał wpatrywać
się w kamień, w piasek, w fale
i w cięciwę horyzontu.

Widział swoją prawdę w źdźble, w ziarnie,
w powiewach wiatru, w deszczu i upale.
Tylko one nie kłamały. Były tym,
czym były. Niczym mniej ani
niczym więcej.

Płomienie, dymy, popioły.

Wers konstatujący: „Płomienie, dymy, popioły” wynika nie tylko z obserwacji historii Rzymu, ale także z doświadczenia osobistego. Świat bohatera lirycznego utworu doświadczał eleackiego spojrzenia na racjonalizm i empiryzm. On także podlegał wiedzy synkretycznej: „Widział swoją prawdę w źdźble, w ziarnie, / w powiewach wiatru, w deszczu i upale. / Tylko one nie kłamały. / Były tym, / czym były. Niczym mniej ani / niczym więcej”. Ten dyskurs Robert Gawłowski pogłębił w utworze „Zapadał się w noc”, gdzie powrócił do rozważań na temat niszczycielskiego żywiołu prawdy i kłamstwa. Wiemy, że często prawda historyczna może mieć siłę destrukcyjną, tak jak i kłamstwo może wymykać się spod kontroli. Jednakże próżno by szukać w utworze prawdy obiektywnej. Jego treść wypełniona jest bowiem filozofią subiektywności. Stąd pytanie poety: „co zostanie? Groby? Stele kute w kamieniu? / Płomienie, dymy, popioły?”.

I znów widział jedynie cienie. Szeptał w ciemności.
Ale nie były to modlitwy, ani nawet wspomnienia.
Nie chciały wrócić żadne chwile. Na zawsze odeszły.
Płomienie, dymy, popioły.

Przemiana i śmierć nigdy nie miały ludzkiej miary.
Nieuchronnie przychodzi i trwa Nieuchronne. Pytał
więc: co zostanie? Groby? Stele kute w kamieniu?
Płomienie, dymy, popioły?

Tylko tyle? Całe życie i może jedno, zatarte, słowo?
Zapomniane epitafi um, co niczego już nie pamięta.
Istnienie odeszłe w Nieistnienie. Myśli jak drzazgi.
Płomienie, dymy, popioły.

Zapadał się w noc.

Na tle wiedzy o świecie starożytnym, warty uwagi wydaje się utwór „Fulcrum”. Sama nazwa odnosi się do rzymskiego zdobienia łoża w kształcie głowy konia, ale treść wiersza mówi o czymś zgoła innym. Jest nim widzenie własnej śmierci przez bohatera. Sprawcą jego śmierci będzie miecz z rozżarzonego paleniska kuźni. W utworze autor dotyka nieuchronnej konieczności katharsis, czyli oczyszczenia: „W ogniu ujrzał, jak boski miecz tnie jego szyję, jak spada / głowa, a przecięte wpół ostatnie słowo zostaje w gardle”:

Kruki zstąpiły z ciemności i żarłocznie dziobały padlinę,
dookoła unosił się smród, na trawie blakła posoka nocy.

Wstawał dzień podobny do innych; zajrzał więc do kuźni,
tam już żarzyło się palenisko, topiono brąz i lano w formy.

W ogniu ujrzał, jak boski miecz tnie jego szyję, jak spada
głowa, a przecięte wpół ostatnie słowo zostaje w gardle.

Próbował porzucić tę myśl, ale trwała, nie chciała odejść;
rżenie konia krzepło w mosiężne fulcrum wielkiego łoża.

Wiedza starożytna, jej głębia filozoficzna przeciwstawiana jest naszej współczesności. W utworze „Samogłoski” poeta wiedzę tę pogłębia, mówiąc o zagrożeniach człowieka w każdej epoce i próbie obrony. W wierszu następuje opis obrony przed plagą. Autor mówi, ze ludzie gromadząc się w zamkniętych domach wyczekiwali, że plaga ich nie dotknie w swoim złowieszczym zniszczeniu. Wieńczy opis wers o znaczeniu symbolicznym: „Mówili już tylko chromymi samogłoskami, / gdy ponad unosiły się gęste opary lęku”. Plaga może oznaczać pandemię naszych czasów. Może także odwoływać historycznych wzmianek o plagach, które nawiedzały ludzkość i zostały zapisane w Biblii.

Zamknięci w domach próbowali zatrzymać
plagę, lecz nie mieli nawet krzty pewności.

Owszem, zgromadzili zapasy; jadła i napitku
stało pod dostatkiem; drzwi mocno zaparte.

Zrobili, co tylko było w mocy, by się ustrzec;
pilnowali niemal każdego swego oddechu.

Nasłuchiwali chrząkania pod oknem, zaklinali
wszystkie świętości, by nie przyszło na nich.

Mówili już tylko chromymi samogłoskami,
gdy ponad unosiły się gęste opary lęku.


Robert Gawłowski powraca do podjętego tematu zagłady dawnej cywilizacji, ale tylko w pewnym sensie, w utworze „Nic”. Utwór staje się filarem tomu i jest ogromnie ważny dla autora. Poeta dedykuje go Kornelijusowi Platelisowi, wybitnemu litewskiemu pisarzowi, z którym komunikuje się na podobne tematy w ich dyskursie twórczym. Faktycznie antyczność stała się platformą intelektualnej rozmowy z Kornelijusem Platelisem.  Gdy Robert Gawłowski pisał wiersze do tomu „Otium”, przesyłał je, znającemu język polski, litewskiemu poecie i często to on był ich pierwszym odbiorcą.

„Masz mnie jak na dłoni, prokuratorze. Moje winy są bezsprzeczne.
Tak, to ja wykradałem nektar i zwodziłem Tanatosa. To ja grałem

na dwie strony z bogami Odysa, Hektora, Achillesa. Oko Polifema
to też moja sprawka. Milczałem, gdy życie oddawała Ifi genia i gdy

płonęła Troja. Nie ostrzegłem tych, których mógłbym ostrzec,
wybrałem wygodne miejsce na boku. Zapewne, powodował mną

strach, ale to żadna wymówka. I choć wiedziałem, iż zbierasz
dowody, nie zachowałem ostrożności. Spiskowałem z wróblami

i starą wroną, co podkrada ziarno ze spichrza. Moje meldunki
pisane sympatycznym atramentem przenikały na drugą stronę

istnienia. Czy była to zdrada? Być może. Mam na sumieniu wiele.
Przede wszystkim obciąża mnie niema zgoda. Składałem hołdy

kanaliom i padlinożercom. Przyznaję, mamiły mnie przedmioty,
maski i cudze słowa. Zawsze tkwiłem w jakimś »pomiędzy«.

Tłumaczyłem sobie, że to przeznaczenie, że nie mam na to
żadnego wpływu. Choć nigdy nie przechodziłem obojętnie obok

bezdomnych, głodnych i samotnych, moja jałmużna była ledwie
pozorem. Nie umiałem współczuć. Rzucałem drobną monetę

i uciekałem jak najdalej. Od zajęć i trosk bardziej wolałem
obłoki, patrzyłem w Niewidzialne. Ten świat nie pociągał mnie

wcale. Nie mogę jednak dociec, kiedy dopadły mnie złote
strzały, w którym to momencie zacząłem połykać własny ogon.

Masz mnie jak na dłoni, prokuratorze. Wiem, że już się z tego
nie wywinę. Zapytasz: co mam na swoją obronę? Nic”.

Wiersz „Nic” to poetycki dialog (odpowiedź?) na treść utworu Kornelijusa Platelisa „Prokurator”. W sensie symbolicznym, wydaje się on rzeczywiście dwugłosem, jednakże jest wewnętrzną adnotacją egzegezy interpretacyjnej wobec starożytności. Jego treść bardzo wyraźnie góruje nad całym cyklem „Otium”.

Tom poetycki Roberta Gawłowskiego wieńczą dwa krótkie utwory o wymowie symbolicznej. Są to wiersze „Zatarte, zatarte” i “Finis”. Mówią one o kondycji zalęknienia wobec przemijającego czasu na tle wielkiej cywilizacji starożytnej, ale także z myślą o nas współczesnych. W sensie filozoficznym, utwory są deklaracjami, gdzie przemijanie odciska pieczęcie toposów cywilizacyjnych i emocji.

Zapadał się w noc. I znów widział jedynie cienie.
Szeptał w ciemności. Ale nie były to modlitwy,
ani nawet wspomnienia.

Przemiana i śmierć nigdy nie miały ludzkiej miary.
Nieuchronnie przychodzi Nieuchronne.
Zostanie ledwie zatarte,

zatarte.

Poeta zastanawia się nad tematem nieuchronności, powtarzając jak gdyby pewną bliskoznaczność względem słowa „nakaz”. Wszystko bowiem dzieje się z nakazu, zacierając dawne obrazy  istnienia oraz namiętności. Dlatego w wierszu „Finis” tak  „Nieubłaganie kurczą się dni i noce. / Świty przemieniają kamienie w złoto”:

Nieubłaganie kurczą się dni i noce.
Świty przemieniają kamienie w złoto.

Niewypowiadalne i niewypowiedziane
trwają wciąż otwarte niebiosa.

A on nie ufa już słowom, porzucił papirusy,
drewniane tabliczki i palmowe liście.

Czyta tylko z ptasich lotów, z piasku
i wody, która zapamięta wszystko.

A jednak w wierszu wyraźnie następuje przemiana. Poeta jakby protestuje wobec pesymistycznej wizji aktu przemijania Wszechświata,  Mówią o tym takie symbole metonimiczne jak, „wciąż otwarte niebiosa”, „ptasie loty”, woda, „która pamięta wszystko”.

W tomie poety na wskroś współczesnego, świat starożytnego Rzymu nie przemija bezwiednie w heraklitejskim nurcie Tybru (chciałoby się powiedzieć Styksu). Przeciwstawia się przemijaniu, walczy o swoją obecność, napręża muskuły. Symbole (toposy?) złota, otwartych niebios, ptasich lotów, wody, są nawiązaniem do motywów i figur stylistycznych zawartych w Biblii. Złoto to kruszec najcenniejszy – cielec, któremu chołdują wszystkie pokolenia na Ziemi. Tym samym,  poeta chce powiedzieć, że na glebie starożytności, wyrosło nowe i stało się treścią teologicznej Ekumeny. Ludzkość pokłaniając się złotemu cielcowi, uświadamia sobie cenę zatracenia i wyrywa się spod złudnych więzów chciwości i grzechu.

W zbiorze Roberta Gawłowskiego, rzadko pojawiają się wiersze pisane w pierwszej osobie, a jednak tom jest przejrzysty i przejmująco prawdziwy. W sposobie przekazywania wiedzy starożytnej, jest lekki, krytyczny i jednocześnie subiektywny. Dużą jego część stanowi wspomniana już egzegeza metaforyczna. Autor bowiem staje twarzą w twarz z przeszłością hagiograficzną Wiecznego Miasta, którego doświadcza w swoim pielgrzymowaniu.

Lublin, wrzesień 2024

Robert Gawłowski, Otium i inne wiersze rzymskie, Wrocław 2024. ss. 124. ISBN 978-83-67067-69-0


Robert Gawłowski
(ur. 1957) – absolwent wrocławskiej polonistyki, poeta, prozaik, krytyk literacki, dramaturg, scenarzysta, autor audycji i słuchowisk radiowych, w przeszłości związany z Polskim Radiem we Wrocławiu. Debiutował jako poeta w 1977 roku. Opublikował zbiory wierszy: „Nie ukrywajmy tego szaleństwa” (1983), „Ograniczony wybór” (1984), „Marko Polo szuka nowej drogi” (1984), „Marko Polo”(1987), „Podróż chroniczna” (1997), „Georg – ostatnie chwile, ostatnie błyski” (1998), „Pył”(2020), „Dotknięcie” (2020), „Wieża wiatrów” (2021), „Życie wieczne” (2022), „Peregryn” (2022), „Boskie światło” (2024). Autor sztuki teatralnej o Edycie Stein pt. „Droga w ciemności” i zbioru opowiadań „Pan Świat” (2018). Wiersze, recenzje, szkice i eseje publikował w wielu czasopismach literackich w Polsce i za granicą. Współtwórca Międzynarodowego Forum Sztuk Akustycznych pro arte acustica MACROPHON (1991, 1994) i artystycznego Radia Copernicus (2005) – wyróżnienie honorowe światowego festiwalu sztuk multimedialnych Ars Electronica (2006). Laureat nagród: im. Stanisława Wyspiańskiego, Fundacji Kultury oraz „Feniksa”. Nominowany dwukrotnie  do  Nagrody  Poetyckiej  im.  K.I. Gałczyńskiego ORFEUSZ  za  tomy  wierszy  „Pył ” (2021) i „Peregryn” (2023).  Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich oraz do PEN Greece w Atenach.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko