Literatura współczesna dokonała na sobie swoistego rodzaju harakiri polegającym na zdecydowanym rozdziale odbiorcy na literaturę tak zwaną ambitną, którą mało kto czyta i której praktycznie dziś nie ma (w specyficzny sposób czasami tę funkcję przejęła zrozumiała poezja) albo też literaturę sensacyjno-rozrywkową odzwierciedlającą popkulturowego ducha czasów tudzież jeszcze istniejące zapotrzebowanie społeczne. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że zaraz podniesie się lament snobów i akademików, że ta Wielka Literatura jeszcze jest (ale gdzie?!, autorów, tytuły, głośne debaty nimi wywołane… poproszę!!!?…), że mamy tego czy owego, że Myśliwski, Twardoch, że noblistka, tyle, że dziś „tego czy owego” niewielu czyta, ale wydania się sprzedają, jakże ładnie prezentują się na półkach, albo też idą potem na przemiał. To, co dziś rozgrzewa niedobitki publiczności książkowej (jeśli taka w tym kraju w ogóle jest), to książka, która wciąga … silniej niż telewizor i komputer.
Sam też często dla rozrywki sięgam po dobry kryminał czy wielowątkową współczesną powieść (nieuchronnie z wątkiem obyczajowym i sensacyjnym) jako odpromiennik na ciężkie norwidy naszych rodzimych twórców, tekstów tak zwanych ambitnych, tekstów przewlekle niedorobionych i nasączonych nudą i niezrozumiałością, albo tekstów wulgarnie obchodzących się ze światem czy ludźmi.
Otóż postawię nawet tezę, że wkrótce autorzy piszący dla publiczności, autorzy dobrych, ciekawych i wciągających treścią powieści współczesnych (a jest na świecie takich kilku) zaczną być honorowani zaszczytami jak Bob Dylan (zasłużenie) nie przymierzając. Taki nastał czas czy się zblazowane elokwentne snoby zgodzą czy nie. (to jest ta dobra strona przemian i ducha czasów).
Rzecz jasna tę współczesną literaturę możemy dziś zdecydowanie podzielić na tę fantastycznie warsztatowo napisaną, literacko doskonałą, wpisującą się gładko w kanon gatunku i sprawną fabularnie w odróżnieniu od źle przetłumaczonych, grafomańskich koszmarków, które dość obficie też pojawiają się w przestrzeni oferty księgarskiej (obojętnie czy papierowej czy cyfrowej).
Dziś chciałem przybliżyć Wam sylwetkę świetnego pisarza, którego twórczość towarzyszyła mi przez ostatnie pół roku, a który kompletnie nie zadbał o żadne promocje, pisze fenomenalne książki pochłaniające bez reszty i odrywające od wszelakich ekranów, szkoda jednak, że tak niewielu o nim jako o tego typu pisarzu wie.
Przeczytałem to wszystko od deski do deski, gdyż dzięki uprzejmości autora zostałem obdarowany wszystkimi jego pozycjami książkowymi i przyznam bez żadnego przymusu i nacisku, to znakomity pisarz, a jego książki mogą śmiało konkurować z różnymi filmami spod znaku Jamesa Bonda, które uwielbiam. O kim mowa? O Bogusławie Wiłkomirskim, z którym los zetknął mnie w Zarządzie Związku Literatów Polskich, polskim biochemiku, profesorze zwyczajnym Uniwersytetu Warszawskiego i Uniwersytetu im. Jana Kochanowskiego w Kielcach od lat związanego też z Narodowym Uniwersytetem Uzbekistanu i zakochanym w tym regionie świata. (co zresztą znajduje arcyciekawe odzwierciedlenie w jego książkach, a dla czytelnika jest nie lada gratką w tym zakresie).
Bogusław Wiłkomirski w swej twórczości nie idzie na żaden kompromis, nie oszukuje nas, że nie czerpał obficie inspirując się klasyczną już dziś twórczością Alistaire’a McLeana czy Iana Fleminga, ale odciska na tych książkach ewidentnie własne piętno, ślad swojej bogatej w refleksję osobowości i swoich arcyciekawych doświadczeń z zakresu biochemii, toksykologii oraz ogromnej wiedzy o problemach i zagrożeniach współczesnego świata. Otrzymujemy miksturę idealnie napisanej powieści sensacyjnej z warstwą przyswajalną od strony naukowo-poznawczej, warstwą intrygującą od strony przygodowej połączonej z gigantyczną wiedzą geograficzną, historyczną tudzież erudycją własną pod kątem eksploracyjnym.
Jaka szkoda, że książki Wiłkomirskiego nie okupują pierwszych miejsc dzisiejszych list bestsellerów wydawniczych, ale to właśnie najlepiej świadczy o naszym rynku książki, o braku jakiegokolwiek skautingu w tym zakresie, braku ludzi wyszukujących takie literackie talenty i perełki, o odwróceniu ról, w którym to pisarz musi sam podejmować swoje promowanie, a kiedy tego nie czyni może jedynie sam sobie wydać książki dostępne dziś w antykwariatach albo u Ireny Nyczaj w kieleckim. Taki jest też dziś los idealistów. Zepchnięci na margines. Na peryferiach życia i świata.
Powróćmy do książek Wiłkomirskiego. Siedem znakomitych powieści, w tym trylogia szpiegowsko bondowska według najlepszych wzorców i standardów (Bond jest Polakiem, ze służb specjalnych), powieść diabłem podszyta z okresu średniowiecza, milicyjny kryminał jakie czytałem w młodości, bodaj chyba jeszcze lepiej napisany niż te wtedy czy choćby dwuczęściowa również szpiegowska rzecz raczej historyczna z okresu minionego nam XX wieku. Książki napisane perfekcyjnie, pochłaniające bez reszty, książki akcji i właściwie gotowe scenariusze filmowe. I co? Ano nic, na półkach i w sieci: Mróz, Chmielarz, Żulczyk i ferajna, a Wiłkomirski … w Uzbekistanie na wykładach, albo w Związku Literatów Polskich (…)
Bardzo spodobało mi się to, co Wiłkomirski napisał o swoim doktoracie honoris causa Narodowego Uniwersytetu Uzbekistanu
„Doktor honoris causa, czyli doktor dla zaszczytu – przekład łacińskiej sentencji zgrzyta w moich uszach i sercu.
Chciałoby się usłyszeć doktor z przyjaźni, współpracy, a może wzajemnego zrozumienia. Wzruszony słucham laudacji, z trudem docierają do mnie słowa – … za tworzenie pomostów między nauką europejską, a środkowoazjatycką.
Może właśnie budowanie pomostów, taka swoista inżynieria dusz, jest najważniejsza. Wznoszenie łączników między ludzkimi uczuciami i pragnieniami, a nauka tkwi w tym, jak klucz otwierający wrota zaryglowane wzajemnym niezrozumieniem. Bo nie ma badań i analiz wschodnich i zachodnich, jest tylko poszukiwanie Prawdy, która łączy ludzi.”
Prawda, która łączy ludzi? Czy jest to w ogóle możliwe?
Oto też los pisarza. Dziś nie wystarczy napisanie dobrej książki. Wiłkomirski napisał ich siedem (nawet więcej, bo napisał jeszcze coś w rodzaju podręcznika toksykologii). Dziś trzeba … się pchać, przepychać, wskakiwać oknem, gdy wyproszą drzwiami, raz za razem, raz po razie, nie ustawać, dążyć, żebrać i się nie poddawać. Pisarz delikatny bez tej siły i determinacji oraz pisarz pasjonat swojego zawodu nie mają szans. Są oni skazani na byciem pisarzem dla kolegów i rodziny, dla kręgów najbliższych, dla kilku osób, które mają chęć i odwagę pojawić się na spotkaniu autorskim nieznanego pisarza. Jestem oto bardzo szczęśliwym człowiekiem, że dane mi było to przeczytać i przeżyć. Współczuję temu światu, tym dużym wydawnictwom, że muszą tłuc te wątpliwej jakości bestsellery i inwestować w nie setki tysięcy złotych aby przetrwać, a i tak ich los waży się na krańcu włosa.
Takie czasy, taka karma. Dzięki lekturom Bogusława Wiłkomirskiego przeżyłem kilka niezapomnianych przygód i zostaną już one ze mną na zawsze, mogę też śmiało polecić tego autora. Czasami w sklepie internetowym Allegro zdarzy się, że ktoś chce sprzedać (ostatnio można było kupić za 199 zł) na przykład „Uzależnienie całkowite” czy inną pozycję tego Autora. Zachęcam, choć to cena iście astronomiczna dziś za książkę. Bodaj dla konesera totalnego. No cóż. Nieco żartuję, ale w/w to fakty. Realia jakbyśmy dziś powiedzieli.
Bogusław Wiłkomirski jest pisarzem kompletnym. Tyle, że dziś to nie wystarczy, aby pisać książki, aby je wydawać i aby dotrzeć do czytelnika. Smutne to czasy w tej materii. Może gdyby Wiłkomirski kogoś zastrzelił, a potem został „świadkiem koronnym” Wydawnictwo Literackie z wywieszonym językiem stałoby świtą pod bramą więzienną, albo inne Wydawnictwo XYZ oferowałoby krocie, nawet nie wiedząc jak ów pisarz się … spisze, a tak?
Prawda już ludzi nie połączy, bo nie ma jednej prawdy,
Jedynie strzępy nam pozostały
po prawdach, aby każdy dziś miał swoją
prawdę albo i jej połowę
Andrzej Walter